
Parady z okazji Dnia Zwycięstwa odwoływane w całej Rosji

Co najmniej 21 miast w Rosji i na okupowanym Krymie nie będzie organizowało 9 maja parad z okazji zwycięstwa ZSRR nad nazistowskimi Niemcami w II wojnie światowej (Dzień Zwycięstwa) – podał w czwartek rosyjski niezależny portal Wiorstka.
Dzień Zwycięstwa: obchody święta odwoływane w rosyjskich miastach
.Portal Wiorstka informuje, że chodzi o miasta, w których w ubiegłym roku parady z okazji Dnia Zwycięstwa, uważanego za jedno z najważniejszych świąt w Rosji, były organizowane. To m.in. Kaługa, Riazań, Saratów i Tiumeń.
Wiorstka twierdzi, że np. władze Pskowa i Wielkich Łuków obawiają się nie tylko o bezpieczeństwo, ale również o „aspekty moralno-etyczne”. Gubernator Michaił Wiediernikow tłumaczył, że w regionie przebywa wielu żołnierzy, którzy przyjeżdżają tam z frontu na rehabilitację i odgłosy fajerwerków „odbierają oni zupełnie inaczej”. Poza tym środki przeznaczone na pokazy fajerwerków można przekierować na rzeczy niezbędne dla uczestników wojny przeciwko Ukrainie.
W Kursku, stolicy obwodu graniczącego z Ukrainą, rezygnację z parady uzasadniono „sytuacją bieżącą”, a w Biełgorodzie powiadomiono, że nie odbędzie się ona, by „nie prowokować przeciwnika dużą koncentracją sprzętu i wojskowych” w centrum miasta.
Parady nie odbędą się także najpewniej w Krasnodarze i Soczi na południu Rosji. Władzie Briańska powiadomiły, że „nie mogą” zorganizować imprezy.
Ze „względów bezpieczeństwa” nie będzie ich również w Kerczu i Symferopolu na okupowanym Krymie. Bez parady pozostanie również Sewastopol.
Niektóre oddalone od frontu miasta takie jak Niżniewartowsk, Surgut czy Chanty-Mansyjsk zrezygnowały z organizacji parad, by „wyrazić solidarność z regionami, w których świętowanie odwołano ze względów bezpieczeństwa”.
Jak Zachód może wspomóc powstanie demokratycznej Rosji?
.„Rosyjska opozycja doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważne jest dla zwykłych Rosjan marzenie o nowym, normalnym życiu w Rosji. Zachód ma obowiązek pomóc Rosjanom uwierzyć w realność tego marzenia” – pisze Andrius KUBILIUS, premier Litwy w latach 1999–2000 i 2008–2012, poseł do Parlamentu Europejskiego.
Jak twierdzi, „w ostatnim czasie zarówno na Zachodzie, jak i wśród rosyjskiej opozycji oraz rosyjskich intelektualistów nasiliły się dyskusje o tym, jak zwycięstwo Ukrainy wpłynie na przyszłość Rosji. Snuje się najróżniejsze scenariusze i debatuje się o tym, czy Rosja może kiedykolwiek stać się demokracją, czy też czeka ją kolejny okres chaosu i zamętu. Niektórzy ludzie Zachodu obawiają się, że zwycięstwo Ukrainy może doprowadzić do całkowitego upadku Rosji, chaosu i zagrożenia wynikającego z braku kontroli nad arsenałem nuklearnym. Możliwe, że dostrzeganie tych rzekomych zagrożeń zniechęcało dotąd niektóre zachodnie stolice do dostarczenia Ukrainie nowoczesnych czołgów Leopard, Abrams i pocisków ATACMS”.
„Znajdujemy się w przełomowym momencie historii. Wielu z nas wciąż pamięta dziejowy moment upadku Muru Berlińskiego. Uważam, że obecnie zbliżamy się do upadku murów kremlowskich – murów autokratycznego, kleptokratycznego i agresywnego neoimperialistycznego reżimu Kremla. Byłoby po prostu haniebne i godne ubolewania, gdyby w obliczu tych historycznych pęknięć Zachód pozostał biernym obserwatorem bez żadnej strategii” – pisze Andrius KUBILIUS we „Wszystko co Najważniejsze”.
Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje stosunki z Rosją, zaś Polska zostanie ukarana
.„Europa Zachodnia wcale się Rosji nie boi, bo wie, że oddziela ją od Rosji pasmo krajów mniejszej niż ona ważności. A jednocześnie odnosi się z szacunkiem do Rosji, bo ta posiada broń atomową i jest użytecznym partnerem gospodarczym” – pisze Ewa THOMPSON, profesor literatury porównawczej i slawistyki na Rice University w Houston.
Jak podkreśla, można dyskutować o tym, kiedy Europa Zachodnia zaczęła zauważać, że bliskość Rosji może też oznaczać niebezpieczeństwo. Z chwilą obalenia monarchii i objęcia władzy przez komunistów zaistniała tego pewność. Ale strach przed Rosją był mitygowany przez istnienie pasma krajów, powołanych do życia przez traktat wersalski. Po I wojnie światowej kraje Europy Zachodniej nie musiały traktować Rosji jako bezpośredniego niebezpieczeństwa (pomimo nauczki, którą była, wspomagana przez Sowietów, wojna w Hiszpanii). Permanentna niezawisłość tych państw nie była na rękę ani Rosji, ani Niemcom, ani całej Europie Zachodniej. Był to cordon sanitaire, wał ochronny, przez który Rosja musiałaby przejść, aby uszczknąć choćby milimetr „prawdziwej” Europy.
„Wojna na Ukrainie jest niespodziewaną (i wciąż niepewną, bo nie wiadomo, jak się skończy) szansą powiększenia grupy państw, z którymi Zachód się liczy. Niespodziewana wolta Kissingera daje nadzieję, że tym razem nastąpi przełom, że wspólny front antymoskiewski będzie również oznaczał zamazanie tej głęboko niesprawiedliwej granicy, która oddziela dwie części europejskiego kontynentu. Nie jest przypadkiem, że granica ta powstała w okresie oświecenia, czyli w okresie pierwszego zmasowanego ataku na chrześcijaństwo w Europie. Ale aby ta szansa została wykorzystana, potrzebne są rzeczy nieomal niemożliwe: przekonanie Zachodu, że zachowanie statusu Rosji jako rozdawczyni kontraktów na korzystne zakupy nie da się utrzymać, bo cały świat się dekolonizuje i Rosja nie będzie wyjątkiem. Potrzebne również są środki materialne, aby ten pogląd upowszechnić w krajach Pierwszego i Trzeciego Świata” – pisze prof. Ewa THOMPSON.
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/PP