Wskaźnik PKB jest niedoskonały - prof. Elżbieta MĄCZYŃSKA
Jeśli wzrost produktu krajowego brutto (PKB) nie wiąże się z poprawą jakości życia ludzi, to jest to „dziki wzrost gospodarczy” – powiedziała prof. Elżbieta Mączyńska z SGH. Dodała, że konsumpcja jest motorem napędzającym wzrost PKB, ale warto mieć świadomość jak często jest ona na nas wymuszana.
PKB jest niedoskonałym wskaźnikiem
.Prof. Elżbieta Mączyńska przyznała, że założony wzrost PKB w przyjętej przez rząd ustawie budżetowej na 2025 rok (o 3,9 proc.) jest bardzo dobrą informacją, świadczącą o tym, że spowolnienie nasza gospodarka ma już za sobą. Jednak – jak zaznaczyła – wskaźnik ten jest tylko jedną ze składowych pomiaru dokonań społeczno-gospodarczych kraju. Przypomniała, że PKB to wartość nowowytworzonych towarów i usług produkowanych przez daną gospodarkę, ale tylko tych, które są obejmowane transakcjami kupna-sprzedaży. Dlatego – jak dodała – tak ważne jest odróżnianie wzrostu gospodarczego od rozwoju społeczno-gospodarczego, ponieważ to nie są kategorie tożsame. „PKB jako miara wzrostu gospodarczego nie obejmuje wielu zjawisk i działań, które realnie wpływają na jakość życia ludzi. Dotyczy to m.in. takich kwestii jak zdrowie, poczucie bezpieczeństwa i dobrostan, równość płci czy stan środowiska naturalnego” – powiedziała.
Wskazała, że do kompleksowego pomiaru rozwoju społeczno-gospodarczego potrzebne są dodatkowe wskaźniki takich jak np. Human Development Index (HDI), czyli indeks rozwoju społecznego. Uwzględniane są w nim nie tylko kwestie wzrostu PKB, lecz także m.in. poziom edukacji, ochrony zdrowia czy przewidywalna długość życia. Ponadto – jak dodała – przydatne są też inne miary jak np. indeks innowacyjności, praworządności, demokracji, sprawiedliwości, a nawet indeks szczęścia.
Aby zilustrować niedoskonałość wskaźnika PKB, profesor, przytoczyła wypowiedź Roberta Kennedyego, który już w 1968 roku zauważył, że miernik PKB „nie odzwierciedla stanu zdrowia naszych dzieci, jakości ich wykształcenia i radości, jaką daje im zabawa. (…) Nie mierzy naszej odwagi i mądrości, wykształcenia, empatii, oddania dla kraju. Krótko mówiąc, mierzy wszystko z wyjątkiem tego, co decyduje o tym, że warto żyć”.
Mączyńska zaznaczyła, że jeśli wzrost produktu krajowego brutto (PKB) nie wiąże się z poprawą jakości życia ludzi, to jest to „dziki wzrost gospodarczy”. Wyjaśniła, że przejawem takiego „dzikiego wzrostu” są działania, które np. skutkują chorobami wynikającymi ze złych warunków pracy, rabunkowej eksploatacji środowiska czy psucia żywności. „Kierując się tylko wskaźnikiem wzrostu PKB, łatwo zapomnieć, że to gospodarka powinna służyć ludziom, a nie odwrotnie”- zaznaczyła.
Według prof. Elżbiety Mączyńskiej, słabością miernika PKB jest m.in. to, że obejmuje on nie tylko towary i usługi społecznie użyteczne, ale takie, które społeczeństwu szkodzą, np. dochody z prostytucji, handlu narkotykami czy bronią. „Istotna jest zatem nie tylko wielkość PKB lecz także jego jakość i elementy składowe” – podkreśliła.
Syndrom przymusu stałego wzrostu
.Dyskusyjna – jej zdaniem – jest również rola marketingu, stymulującego konsumpcję. „Owszem konsumpcja jest motorem napędzającym wzrost PKB, ale powinnyśmy mieć świadomość jak dalece jest to konsumpcja wymuszona, podlegająca manipulacjom rynkowym” – powiedziała. Dodała, że doskonale zobrazowali to amerykańscy ekonomiści Robert Shiller i George Akerlof w książce pt.: „Złowić frajera. Ekonomia manipulacji i oszustwa”
W jej ocenie, wiele produktów, które kupujemy nie poprawia naszej jakości życia, tylko drenuje nasze kieszenie. Na przykład pasta do zębów, opakowana w kartonowe pudełko. „Opakowanie zwykle natychmiast trafia do śmieci, ale jest znaczącym elementem ceny produktu, płaconą przez konsumenta” – wskazała.
Jednocześnie profesor zauważyła, że kupując i konsumując, każdy z nas przyczynia się do wzrostu budżetowych dochodów państwa, na które składają się głównie podatki płacone przez firmy, pracowników i konsumentów, czyli przede wszystkim VAT, CIT i PIT. „Jest ścisła zależność między poziomem PKB a wpływami do kasy państwa” – podkreśliła. Dodała, że m.in. dlatego wzrost PKB stał się fetyszem, na którym koncentrują się politycy. „Wzrost PKB przeważnie sprzyja bowiem poprawie sytuacji na rynku pracy, wzrostowi wynagrodzeń itp.” – przyznała.
Mączyńska zwróciła też uwagę na syndrom przymusu stałego wzrostu. „System jest porównywalny do rowerzysty, który by zachować równowagę musi poruszać się do przodu”” – wyjaśniła. Zaznaczyła, że koresponduje to ze znanym, niepochlebnym dla ekonomistów, powiedzeniem ekonomisty Kennetha E. Bouldinga, krytykującym koncentrowanie się ekonomii na wzroście gospodarczym, przy ignorowaniu następstw społecznych i następstw dla środowiska naturalnego: „Każdy kto wierzy w nieskończony wzrost na mającej fizyczne ograniczenia planecie jest albo szalony, albo jest ekonomistą”.
Prof. zwróciła też uwagę, że trudności w przeciwdziałaniu nieprawidłowościom rozwoju społeczno-gospodarczego narastają w związku z dokonującym się przesileniem cywilizacyjnym, czyli kurczeniem się cywilizacji industrialnej na rzecz nowego wzorca cywilizacyjnego kreowanego przez rewolucję cyfrową i sztuczną inteligencję. „Badania potwierdzają, że w warunkach nowej gospodarki tradycyjne rozwiązania i narzędzia okazują się nie tylko nieskuteczne, ale wręcz zwiększają ryzyko błędnych decyzji społeczno-gospodarczych, podejmowanych na różnych szczeblach instytucjonalnych, co skutkuje brakiem harmonii między wzrostem gospodarczym a postępem społecznym” – podsumowała.
„Błąd pomiaru. Dlaczego PKB nie wystarcza”
.Aby zilustrować absurdalność myślenia niektórych kręgów finansowo-politycznych, Mączyńska przytoczyła anegdotę o ekspercie, który sarkastycznie ocenił, iż „rowerzysta to katastrofa dla gospodarki kraju: nie kupuje samochodów i nie pożycza pieniędzy na ich zakup. Nie płaci polis ubezpieczeniowych. Nie kupuje paliwa, nie oddaje auta do przeglądu czy naprawy. Nie korzysta ze stref płatnego parkowania. Nie powoduje poważnych wypadków. Nie są mu potrzebne autostrady. (…) Ponadto są z reguły zdrowi: nie kupują leków, nie chodzą do lekarzy i nie korzystają z pobytu w szpitalu. Rowerzyści w ten sposób nic nie dodają do PKB kraju”.
Mączyńska przypomniała, że duży wkład w opracowanie koncepcji pomiaru dokonań gospodarczych narodowego miał rosyjsko – amerykański ekonomista Simon Kuznets, który w latach 1930-tych i 1940-tych prowadził intensywne badania nad wzrostem gospodarczym oraz strukturą i podziałem dochodu narodowego. W roku 1971 Kuznets otrzymał Nagrodę Nobla z ekonomii dziedzinie ekonomii. . „Miernik PKB znalazł szerokie zastosowanie w praktyce dopiero po II wojnie światowej, wcześnie był nieznany” – zaznaczyła Mączyńska
Dodała też, że obecnie niektóre kraje zaczynają skłaniać się ku bardziej holistycznym wskaźnikom mierzącym rozwój społeczno-gospodarczy. W Nowej Zelandii od 2019 roku przygotowuje się budżet na podstawie dokumentu pod nazwą Program na rzecz wysokiej stopy życiowej obywateli. Wynika z niego, że dobrostan to sytuacja, w której „ludzie mogą żyć w sposób satysfakcjonujący, ponieważ mają w życiu cel, równowagę i poczucie sensu”.
Prof. Elżbieta Mączyńska zwróciła też uwagę, że kroki mające pomóc w wyjściu poza PKB podejmują również inne kraje takie jak Islandia, Szkocja, Walia, Finlandia czy Kanada. Kwestie te są szczegółowo charakteryzowane w raportach przygotowanych pod kierunkiem noblisty Josepha Stiglitza m.in. pt.:”Błąd pomiaru. Dlaczego PKB nie wystarcza”.
Jak mierzyć dobrostan obywateli?
.Na temat tego, czy produkt krajowy brutto (PKB), jest dobrym wskaźnikiem umożliwiającym określenie poziomu bogactwa i zamożności danych narodów i państw, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Michał KLEIBER w tekście „Jak mierzyć dobrostan obywateli?„.
„Wszyscy chyba czujemy, że jakość naszego życia i nasze samopoczucie, wprawdzie z pewnością skorelowane z nawet dość wybiórczo ocenianą sytuacją gospodarczą kraju, nie do końca od niej zależą. Liczy się przecież także jakość dostępnych usług, zwłaszcza w zakresie ochrony zdrowia i edukacji, czystość powietrza, stan środowiska naturalnego, poczucie bezpieczeństwa, objawy deprymującego społecznego zróżnicowania u współobywateli i wiele innych cech otaczającego nas świata”.
„Mimo że dyskusja na temat różnych, innych niż PKB, miar społecznego dobrostanu trwa już wiele lat, na razie nie widać niestety istotnych zmian w powszechnym sposobie oceny jakości życia obywateli każdego z państw”.
„Przypomnijmy, że PKB opisuje zagregowaną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych w ciągu roku na terenie danego kraju. W pewnym zakresie wskaźnik ten jest oczywiście bardzo sensowny, wskazuje bowiem na stan gospodarki – wzrost produkcji przemysłowej, napływ inwestycji zagranicznych czy wzrost eksportu. Z samej definicji wynika jednak niemożność ujęcia w PKB niczego, co nie ma ustalonej ceny, tj. np. pracy we własnym gospodarstwie, pracy wolontariuszy czy zanieczyszczenia środowiska. PKB uwzględnia natomiast – paradoksalnie, bo przecież mówimy o rozwoju – produkcję tzw. antydóbr (np. używek) czy wyrównywanie strat spowodowanych katastrofami naturalnymi”.
.”Ponieważ PKB jest podstawą wielu kluczowych decyzji politycznych, dotyczących np. różnego rodzaju międzynarodowych funduszy pomocowych, całkowicie zrozumiała w tej sytuacji wydaje się głęboka refleksja nad sensem utrzymywania tego wskaźnika jako jedynej całościowej miary sytuacji danego kraju. Pomagają wprawdzie w takiej ocenie inne dostępne dane ekonomiczne, takie jak stopa bezrobocia, stawki opodatkowania, zadłużenie państwa w relacji do PKB czy liczba mieszkań na 1000 mieszkańców, ale takie pojedyncze wskaźniki to ciągle o wiele za mało, by realnie ocenić dobrostan mieszkańców” – pisze prof. Michał KLEIBER.
PAP/Ewa Wesołowska/WszystkocoNajważniejsze/MJ