Phil MULLAN: Współzależność. Czynnik stabilizujący czy prowadzący do konfliktu?

Współzależność. Czynnik stabilizujący czy prowadzący do konfliktu?

Photo of Phil MULLAN

Phil MULLAN

Pisarz, analityk. Prowadzi badania, pisze i prowadzi wykłady na tematy ekonomiczne, demograficzne i biznesowe. Autor Beyond Confrontation: Globalists, Nationalists and their Discontents.

Powiązania gospodarcze nie służą powstrzymywaniu konfliktów. Wręcz przeciwnie, mogą stanowić istotne źródło napięć – pisze Phil MULLAN

Coraz bardziej powiązany świat wykazuje mniejsze tendencje do wywoływania konfliktów – tak brzmi dość powszechnie akceptowane założenie. Jego źródło jest naturalne: wysoki poziom kooperacji międzynarodowej.

Niemądrą praktyką byłoby, gdyby w dobie gospodarczej współzależności rządy krajów przeciwstawiały się sobie. Z prostej przyczyny: to się nikomu nie opłaca. Bliższe więzi powinny więc zwiastować czas pokoju, przynajmniej pomiędzy zamożnymi i rozwiniętymi państwami, które w razie konfliktu mogłyby stracić zbyt wiele.

Taką samą sytuację mieliśmy na początku XX wieku i mało kto przypuszczał, że może wydarzyć się coś takiego jak I wojna światowa. Szybki rozwój rynków światowych od końca XIX wieku sugerował perspektywę niezmiennego pokoju, postępu i dobrobytu – przynajmniej w najbardziej rozwiniętych krajach.

Tamte nastroje trafnie oddaje książka Normana Angella The Great Illusion z 1910 roku. Tytułowa „iluzja”, którą starał się zanegować, polegała na tym, że państwa mogą zyskać na konflikcie zbrojnym. Uważał on, że ze względu na gospodarczą współzależność wojna pomiędzy największymi państwami świata byłaby bezskuteczna i przyniosłaby efekt odwrotny do zamierzonego. Według autora nastroje nacjonalistyczne nie byłyby w stanie dalej motywować liderów przemysłu, ponieważ kapitalista nie posiada przynależności państwowej oraz wie, że skoro jest typem nowoczesnego człowieka, to ani walki, ani podboje, ani też żonglowanie układem granic nie służą jego celom, a co więcej, mogą sprawić, że swoich celów nie osiągnie. Zdaje się, że „obywatel świata” to stara koncepcja.

Chociaż sam Angell obawiał się, że katastrofalne wojny mogą się jeszcze wydarzyć, wielu podpisujących się pod jego tezą postrzegało to jako argument na rzecz tego, że wojna jest niemożliwa. Rzecz jasna, wkrótce zostali wyprowadzeni z błędu – wojna wybuchła cztery lata po publikacji jego książki. Nieposkromiona eskalacja rywalizacji doprowadziła ostatecznie nie do jednej, lecz do dwóch wojen światowych, przeplatanych okresami niestabilności, depresji, protekcjonizmu, militaryzmu i barbarzyństwa.

Pomimo dwóch krwawych wojen światowych wciąż pokutuje przekonanie, że gwarantem pokoju są wzajemne powiązania gospodarcze między krajami. Druga z tych wojen zakończyła się wprowadzeniem nowego porządku świata pod hegemonią Stanów Zjednoczonych. Ten porządek zaczął być regulowany przez sieć instytucji i ramy prawne uwarunkowane doświadczeniami poprzednich dziesięcioleci. Taki stan rzeczy doprowadził do dwóch zjawisk: zimnej wojny, w której przeciwstawiały się sobie wolny, liberalny Zachód i autorytarny, represyjny blok radziecki, a także do powojennego boomu gospodarczego w uprzemysłowionych krajach kapitalistycznych.

Według Carla von Clausewitza wojna jest kontynuacją polityki – tylko przy użyciu innych środków. Idąc dalej, warto dodać, że na politykę często wpływają zmiany ekonomiczne. Natomiast działania polityków i ryzyko wojny nigdy nie są determinowane wyłącznie przez względy ekonomiczne. W rezultacie powiązania gospodarcze nie służą powstrzymywaniu konfliktów. Wręcz przeciwnie, mogą stanowić istotne źródło napięć.

W jaki sposób? Choćby kwestia bezrobocia, za które często odpowiedzialność ponoszą handel i transgraniczny przepływ kapitału. Dlatego też nie jest dziełem przypadku, że oznaki załamania powojennego porządku światowego po raz pierwszy ujawniły się w latach 70. XX wieku, wraz z nadejściem „długiej depresji gospodarczej Zachodu”.

Spowolnienie produktywności, monstrualna ekspansja zadłużenia i szereg recesji, których kulminacją był krach finansowy na Zachodzie w 2008 r., wywołały bardziej zaciekłą konkurencję między rozwiniętymi krajami kapitalistycznymi.

Przesunięcie sił gospodarczych z Zachodu na Wschód, a zwłaszcza wzrost znaczenia Chin, zaburzyły stary porządek. W odpowiedzi na taki stan rzeczy słabnące mocarstwa w sposób pragmatyczny trzymają się istniejących struktur i reguł, które same ustanowiły, i nadal doglądają ich przestrzegania. Często jednak ścierają się ze sobą w tym procesie. W międzyczasie wschodzące potęgi, przeważnie wykluczane z pełnienia naczelnych funkcji w tych strukturach, kwestionują pewne aspekty starego ładu. Mowa tutaj chociażby o tworzeniu, obok już istniejących, organizacji międzynarodowych.

W efekcie konflikt pomiędzy krajami nie jest redukowany, lecz jest kontynuowany wskutek wzajemnej zależności. Bliższe stosunki umożliwiają wspieranie narodowych interesów kosztem innych państw. Na przykład w niektórych krajach do wywierania presji wykorzystuje się jako narzędzie zależność gospodarczą.

Im bliższe relacje między danymi krajami, tym większa dostępność broni. Tą bronią może być choćby zaburzanie globalnych łańcuchów dostaw czy sterowanie międzynarodowymi systemami płatności. Politolog Abraham Newman zwraca uwagę, że ta sama sieć globalizacji, która miała „wyzwolić biznes i przynieść pokój”, stała się „jarzmem biznesu i źródłem przymusu”.

Za przykład może posłużyć rozpoczęta w 2019 roku wojna handlowa pomiędzy Japonią a Koreą Południową, tocząca się w tle skupiających globalną uwagę wojen handlowych zainicjowanych przez Stany Zjednoczone przeciwko Chinom. Japonia wprowadziła ograniczenia na kluczowe chemikalia, których potrzebuje przemysł informatyczny Korei Południowej, jako odwet za nieustanne żądania reparacji w kontekście II wojny światowej.

Widać wyraźnie, że podczas gdy ekonomia ma duże znaczenie dla polityki, integracja gospodarcza nie czyni stosunków międzynarodowych bardziej przyjaznymi. Konfrontacja geopolityczna biegnie równolegle do zawiłych gospodarczych meandrów. Czasami przechodzi przez ich środek. Niemniej jednak stary pogląd, że powiązania międzynarodowe pełnią funkcję stabilizującą, jest nadal obecny w dzisiejszych założeniach o globalizacji. Uzasadnia to głęboką wiarę, jaką przywódcy globalizacji, kierujący większością krajów zachodnich, pokładają w „międzynarodowym porządku opartym na zasadach” jako strażniku pokoju i dobrobytu.

Politycy głoszący idee globalizmu podkreślają znaczenie ustanowionych instytucji i przystosowują istniejące zasady i przepisy do tego, by można było użyć ich jako broni. Ich przeciwnicy, merkantyliści uosobieni przez prezydenta Donalda Trumpa, otwarcie uciekają się do protekcjonizmu handlowego. W obu przypadkach środki obronne nabierają agresywnego charakteru poprzez podsycanie wrogości między narodami i między regionami świata.

Phil Mullan

Fragment książki „Beyond Confrontation: Globalists, Nationalists and Their Discontents”, wyd. Emerald Publishing Limited, 2020.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 stycznia 2021