Piotr ARAK: Debata o nierównościach nie potrzebuje ducha Marksa

Debata o nierównościach nie potrzebuje ducha Marksa

Photo of Piotr ARAK

Piotr ARAK

Główny ekonomista VeloBanku, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW. Wcześniej dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Nie chcę wchodzić w dyskusję, co powinna, a czego nie powinna robić światowa lewica. Skupię się na tym, że Marks poza studiami nad teoriami ekonomicznymi, naukami społecznymi i filozofią nie jest obecny w praktyce polityki publicznej – pisze Piotr ARAK

.Pamiętam, jak niegdyś natknąłem się w lesie na gnijące książki Karola Marksa, nieopodal zamkniętego ośrodka szkoleniowego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej – młodzieżówki PZPR. Przywoływanie Marksa w dyskusjach ekonomicznych zawsze przypomina mi to zdarzenie. Marks w Polsce kojarzy się źle i nie zmienią tego nawet eseje tak dobrego serbsko-amerykańskiego ekonomisty jak Branko Milanović.

Milanović bada nierówności ekonomiczne od wielu lat. Napisał na ich temat wiele świetnych artykułów, raportów, a także książek. Uważam go za bardzo wartościowego naukowca, wspaniałego rozmówcę. Jest szczególnie znany z opracowania „krzywej słonia” (elephant curve), która ilustruje zmiany w dochodach ludzi na całym świecie, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Według tej krzywej nierówności globalne zmniejszyły się w wyniku wzrostu dochodów w krajach rozwijających się, szczególnie w Azji, ale jednocześnie wzrosły w niektórych krajach rozwiniętych. Milanović argumentuje, że należy uwzględniać w kontekście globalnym zarówno nierówności międzynarodowe, jak i nierówności wewnętrzne.

Naukowiec uważa, że wewnętrzne nierówności w krajach rozwiniętych, takie jak Stany Zjednoczone, są coraz większym problemem społecznym. Jego badania podkreślają, że dysproporcje dochodowe w tych krajach wzrosły w ostatnich dziesięcioleciach, co może prowadzić do różnych negatywnych konsekwencji, takich jak trudności w dostępie do edukacji i opieki zdrowotnej dla osób o niższych dochodach. Środki zaradcze, jakie rekomenduje, to bardziej sprawiedliwe podatki i różnego rodzaju programy społeczne.

W swoim tekście autor utyskuje nad porzuceniem przez większość lewicy Marksa i jego prób obalenia systemu kapitalistycznego. Jak mówią teorie marksistowskie, nierównościami można zająć się dopiero wtedy, gdy dojdzie się do socjalizmu, czyli gdy wyzysk klasowy zostanie wyeliminowany, a „wadliwe” instytucje powodujące powstawanie nierówności, jak prywatny kapitał, przestaną istnieć. Milanović postuluje, żeby nie porzucać Marksa całkowicie. Bo skoro lewica nie chce obalić kapitalizmu, to można „próbować zmienić Marksa w apostoła równości w kapitalizmie”.

Nie chcę wchodzić w dyskusję, co powinna, a czego nie powinna robić światowa lewica. Skupię się na tym, że Marks poza studiami nad teoriami ekonomicznymi, naukami społecznymi i filozofią nie jest obecny w praktyce polityki publicznej. Naukowcy sięgają po Marksa w Polsce, we Francji czy w Wielkiej Brytanii, może trochę rzadziej w USA. Nie sięga się po niego w debacie publicznej, bo jego idea została skompromitowana.

Marks jest bowiem symbolem systemu komunistycznego. O ile jego dzieła były przełomowe dla teorii społecznych, to wynaturzone formy implementacji i antyutopie wprowadzone przez totalitaryzmy XX wieku nie powinny być przykładem dla nikogo, ponieważ były odpowiedzialne za zbrodnie w Polsce, Rosji, w Czechach, Niemczech czy Chinach.

Amerykański historyk Stephen Kotkin szacuje, że 65 milionów ludzi zmarło przedwcześnie z powodu działania reżimów komunistycznych. Śmierci te były wynikiem masowych deportacji, obozów pracy i terroru, ale głównie głodu w wyniku okrutnych projektów inżynierii społecznej, wdrażanych na przykład na Ukrainie czy w Kazachstanie w latach 30. XX wieku. Chcę tu jasno odróżnić Marksa teoretyka, który stanowi wartościowy wkład w nauki ekonomiczne, od Marksa używanego jako uzasadnienie dla robienia rzeczy złych.

.Współcześni myśliciele, jak choćby Branko Milanović albo Naomi Klein, którzy są autorytetami w debatach społecznych i ekonomicznych ­– można się z nimi zgadzać lub nie – mają mniej negatywny wizerunek niż Marks, mimo że wychodzą z podobnych – równościowych – założeń.

Główny nurt debaty ekonomicznej stanowią dzisiaj badania empiryczne nad nierównościami – nie trzeba odwoływać się do Marksa, by o tym mówić.

Warto tu wymienić takie osoby, jak Thomas Piketty, francuski ekonomista, autor bestsellerowej książki Kapitał w XXI wieku, Emmanuel Saez (współpracownik Piketty’ego), którego prace koncentrują się na analizie dochodów najbogatszych warstw społeczeństwa i wpływu podatków na nierówności dochodowe.

Do tego nieoceniony Gabriel Zucman, kolejny współpracownik Piketty’ego, ekonomista zajmujący się badaniem zagadnień związanych z ukrywaniem bogactwa i unikaniem podatków przez najbogatszych. Raporty tworzone z jego udziałem pokazują, jakich pieniędzy nie płacą międzynarodowe korporacje.

Laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2019 roku, Esther Duflo i Abhijit Banerjee, którzy zajmują się badaniem ubóstwa i nierówności w kontekście ekonomii rozwoju. I wreszcie Angus Deaton, kolejny noblista, krytykujący ostatnio ekonomię jako naukę, znany ze swoich badań nad konsumpcją, zdrowiem i nierównościami w dochodach.

.Nie zgadzam się z przekonaniem Milanovicia, że Marks jest nam dzisiaj do czegoś potrzebny – poza teoretycznym wspomnieniem na studiach z historii doktryn społeczno-ekonomicznych.

Piotr Arak
Tekst ukazał się w nr 58 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 lutego 2024