Prof. Jacek HOŁÓWKA: Kapitalizm – system o dwóch twarzach

Kapitalizm – system o dwóch twarzach

Photo of Prof. Jacek HOŁÓWKA

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim. Autor m.in. Relatywizm etyczny, Wybrane problemy moralne współczesności, Etyka w działaniu.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Istnieją dwie wersje kapitalizmu: nieprzejednana i pojednawcza. Pierwsza służy walce klas i sprzyja spekulantom. Druga pomniejsza znaczenie rynku, ale aktywizuje rozliczne ludzkie uzdolnienia i zainteresowania. Każda jest związana z inną koncepcją rynku – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA

.Pogląd podtrzymywany przez tradycyjną radykalną lewicę głosił, że kapitalizm to system społecznej nienawiści, eksploatacji, upokorzenia i walki klasowej. Kapitalizm działa w oparciu o własną logikę, która zmusza bogaczy do tego, by się bogacili w nieskończoność, płacili robotnikom głodowe wynagrodzenie i uparcie utrzymywali przeciw nim olbrzymią „armię bezrobotnych”, która próbuje im wykraść miejsca pracy. Klasa rządzących trutni dąży tylko do jednego celu. Maksymalizuje zyski i nie jest nawet świadoma, że szykuje zgubę sobie i ludziom, których od siebie uzależniła. Prędzej czy później wybuchnie kryzys nadprodukcji i w sytuacji żenującej obfitości dóbr dojdzie do przewrotu politycznego. Zgromadzone towary zostaną rozdane za darmo, a na Ziemi na zawsze zapanuje komunizm. 

Tacy „burżuazyjni kapitaliści” istnieli realnie w czasach Marksa i istnieją ciągle do dziś, tylko ich pasożytnictwo nie jest ani koniecznością historyczną, ani nieuniknionym elementem „logiki systemu”. Są objawem zachłanności i egoizmu. Marks lubił jednak twierdzić, że w kapitalizmie wyzysk jest nieunikniony.

Jeśli w jakimś mieście pracują trzy fabryki, to każdy z trzech kapitalistów może albo płacić przyzwoicie swoim pracownikom, albo może wyciskać z nich siódme poty za głodowe wynagrodzenie. Zwykle wszyscy trzej wybierają to drugie wyjście i Marks usprawiedliwia ich decyzję koniecznością obniżania kosztów. Gdyby jeden z trzech kapitalistów podwyższył stawkę godzinową swoim robotnikom, to robotnicy w pozostałych fabrykach też zażądaliby podwyżki od swoich pracodawców i ci albo musieliby się zgodzić, albo musieliby wyrzucić roszczeniowych pracowników na bruk. Te współzależności powodują, że pojawia się „systemowa konieczność”. Powstaje błędne koło wzajemnego uzależnienia. Robotnicy muszą pracować i żądać zapłaty, by zdobyć środki utrzymania. Jednak suma ich wynagrodzeń jest niższa lub nawet znacznie niższa od zsumowanej wartości tego, co wytworzyli. Zatem część towarów zalega w magazynach i współzależność przestaje działać. Gdyby kapitaliści podwyższyli wypłaty, system by się ożywił. Ale jeśli ich wynagrodzenia pójdą w górę, to koszt produkcji też pójdzie w górę, a w konsekwencji pójdą w górę ceny towarów i wracamy do punktu wyjścia. Podwyżki nakręcają inflację, ale nie ożywiają gospodarki. System wzajemnych uzależnień się rozpada. Towarów nie da się sprzedać, produkcja jest zatrzymana, wzrasta bezrobocie, przychodzi głód, nędza i bunty społeczne. Te zależności znali już Adam Smith i David Ricardo. Marks je tylko przypomina, ale dodaje, że są to „sprzeczności kapitalizmu”, i że są one nieusuwalne. Ekonomia opisuje gospodarcze konieczności. Kto ma środki produkcji, musi ich używać. Kto ich używa, musi ich używać efektywnie. Kto ich używa efektywnie, rujnuje gospodarkę. Prawa rynku przepowiadają kryzys i prowadzą do coraz większych kryzysów. Wysoka efektywność niszczy współpracę. 

W tym rozumowaniu tkwi oczywisty błąd. Gospodarka kapitalistyczna nie rozpada się, tylko faluje. Ogarniają ją na zmianę fazy kryzysu i prosperity. Nieprzewidziane czynniki, liczne wynalazki i nowy towary pozwalają rozszerzyć produkcję. Nowe linie produkcyjne dają pracę nowym pracownikom i obroty wzrastają. Tymczasem Marks zakłada, że prawidłowości ekonomiczne są ślepe i wszechmocne, rynek dąży do zatrzymania się na stałym poziomie, robotnicy i kapitaliści nie mogą dojść do porozumienia i ich spór prowadzi albo do kataklizmów, albo do komunizmu. 

Marks spędził wiele godzin w British Library i szukał prawidłowości mających wykazać, że kryzysy są cykliczne i nieusuwalne. Wyliczył, że następują co dziesięć lub dwanaście lat, ale nie wyjaśnił, dlaczego tak być musi ani dlaczego pracobiorcy i pracodawcy nie są w stanie dojść do porozumienia i zawrzeć umowy, która by zapobiegała kryzysom. Marks wierzył, że ani taka umowa, ani wzajemne ustępstwa niczego nie osiągną, ponieważ gospodarką rządzą „żelazne prawa” wyzysku i uzależnienia. To był obraz „kapitalizmu nieprzejednanego” – jedynego, jaki istnieje – zdaniem Marksa. Jego zapał budził – i nadal budzi – wiele uznania. Miał rację, że w tym konflikcie robotnicy byli stroną poszkodowaną, że walczyli o przetrwanie, a właściciele fabryk tylko o wyższe dochody firmy i wyższy poziom własnej konsumpcji. Właściciele fabryk często mieli z czego ustąpić, ale nie chcieli. Robotnicy nie mogli, bo przymierali głodem. Niemniej to, co Marks brał za prawo przyrody, było tylko upartą polityką obu stron, które nie chciały sobie nawzajem zaufać, by poszukać rozwiązania korzystnego dla wszystkich. Robotników raziło wystawne życie przemysłowców, przemysłowców raziły upór robotników i krótkowzroczność ich żądań. Każda strona czekała na osłabienie przeciwnej, by wymusić na niej jakieś większe ustępstwa. Zwykle na darmo. Niektórzy robotnicy przedwcześnie umierali z wycieńczenia powodowanego przepracowaniem, niedożywieniem i chłodem. Niektórzy właściciele tonęli w długach, musieli ogłosić bankructwo i strzelić sobie w głowę. Wczesny okres koncentracji kapitału niewiele się różnił od wojny domowej. 

Czy jednak jest prawdą, że życie społeczne zawsze podlega prawom wyzysku, o których pisali twórcy Manifestu komunistycznego? W to mało kto dziś wierzy. Ulegające powolnym zmianom życie społeczne przebiega w zasadzie pokojowo i przyjaźnie. Poziom życia się podnosi i wzrost dobrobytu nie jest złudzeniem. Zachłannych inwestorów nadal nie brakuje, ale nikt nie sądzi, że ich egoizm jest koniecznością historyczną. Komunistyczne prognozy światowej rewolucji okazały się chybione. Nie wierzymy, że dziewiętnastowieczni kapitaliści opisywani przez Karola Dickensa i Wiktora Hugo byli konserwatywnymi przedsiębiorcami działającymi pod ekonomiczną presją. Uważamy, że byli twardymi spekulantami, odpowiedzialnymi za głód, przepracowanie, wilgotne mieszkania i zmarnowane życie swoich pracowników. Zatem kapitalizm został źle opisany przez komunistów. Patologię wzięto za sytuację typową. Tymczasem obok wersji konfliktowej kapitalizmu istniała zawsze inna, kooperatywna i przyjazna, którą można nazwać „kapitalizmem pojednawczym”. 

Wielu autorów, choćby Ayn Rand, przeciwstawiało wojnie klasowej system kapitalistycznej zgody, współpracy i sprawiedliwości. Nie opisywali swoich złudzeń, ale dość realistyczny program wzrostu gospodarczego, zapewniający powolny, ale stały rozwój całego społeczeństwa, stopniowo narastający dobrobyt osiągany pod kierunkiem odkrywców, wynalazców, gigantów przemysłowych i związków zawodowych. Ma on wyraźne poparcie filozofii społecznej i akademickiej ekonomii politycznej. Obok „wilczego kapitalizmu” zawsze istniał „kapitalizm z ludzką twarzą”. Zwolennikami takiego „kapitalizmu pojednawczego” są współcześnie rzecznicy umowy społecznej i teorii dobrobytu: Alfred Marshall, John Rawls, David Gauthier, Sylvia Anna Hewlett, a także tysiące ekonomistów dzielących swe zaufanie między teorie Johna Maynarda Keynesa i Miltona Friedmana. Ci autorzy nie walczą o wyświechtane słowo „kapitalizm” i wolą używać określenia „państwo dobrobytu”, ale ta ustępliwość jest dość szkodliwa. Umacnia fałszywy obraz życia społecznego w powszechnej świadomości.

W efekcie dla większości ludzi każdy kapitalizm to wyzysk i silne rozwarstwienie klasowe. Kapitalizm trzeba więc zniszczyć, a nie ucywilizować. To jest błędne nastawienie. Pomija fakt, że realnie istniejący kapitalizm wykorzystuje ludzkie talenty, wykształcenie i wytrwałość. Ta prawda, że nadal próbuje podstępem zdobyć wysokie zyski, ale nie opiera się na żadnej logice systemowej konieczności, która wykorzystuje wszelkie narzędzia finansowe do bezkarnego stosowania despotyzmu wobec ludzi pozbawionych środków do życia.

W naszych czasach zwolennicy kapitalizmu nie odwołują się do zasady maksymalizacji zysku, ale do norm pełnego zatrudnienia i kontroli inflacji. Czasem nawet mówią, że sprawnie działający system ekonomiczny zawiera w sobie wszystkie zasadnicze wymagania moralne, czyli ma własną etykę relacji ekonomicznych. W książce Morals by Agreement David Gauthier pisze, że „doskonale konkurencyjny” rynek jest „strefą wolną od moralności”, ponieważ zasady, które nim rządzą, same stanowią podstawę wiarygodnej organizacji społecznej: „Źródłem moralności są błędy rynkowe. Pierwszym argumentem na rzecz tego twierdzenia jest teza, że gdyby doskonały rynek został zrealizowany, stanowiłby strefę wolną od moralności, strefę, w której wymagania moralne nie miałyby zastosowania” (s. 84).

Gauthier uważa, że odkrył odmienną „logikę” kapitalizmu od tej, którą popularyzował Marks. Oczywiście obaj nie mogą mieć racji jednocześnie. O Marksie Gauthier pisze niewiele. Nie dostrzega, że Marks był na zmianę ponurym melancholikiem, zbrzydzonym walką klasową, i entuzjastycznym prorokiem utopijnego przyszłego bałaganu. Przede wszystkim polemizuje z poglądem Marksa, że rynek niszczy wszelką wrażliwość moralną, solidarność i porządek społeczny, gdyż wprowadza na ich miejsce chciwość, bezlitosną dominację i horyzonty myślowe dorobkiewicza. Przeciw wróżbom na temat światowej rewolucji Gauthier twierdzi, że rynek ekonomiczny uwolniony od zaciekłości politycznej jest propozycją „atrakcyjną moralnie”, ponieważ pozwala każdemu zdobyć to, na co w rzeczywistości zasługuje i na co ma ochotę. Cytuje jeden fragment z Ideologii niemieckiej, uznawany powszechnie za wizjonerskie marzenie bez szans realizacji. Marks w nim twierdzi – dość swobodnie i nieprecyzyjnie – że w społeczeństwie kapitalistycznym (choć w istocie opisuje stosunki feudalne) człowiek jest myśliwym, rybakiem, pasterzem lub „krytycznym krytykiem”, natomiast w społeczeństwie komunistycznym „nikt nie będzie mieć wyłącznej sfery działalności i każdy będzie mógł zrealizować się w takiej dziedzinie, jaką sobie wybierze, społeczeństwo będzie regulować całą produkcję i pozwoli mi robić jedną rzecz dzisiaj, a inną jutro, polować rankiem i łowić ryby po południu, doglądać bydła wieczorem i krytykować po kolacji, jak mi przyjdzie ochota, nie stając się na stałe myśliwym, rybakiem, pasterzem lub krytykiem” (s. 333–334).

Gauthiera nie irytuje naiwność tego sielskiego obrazu. Zadziwia go prezentacja komunizmu jako systemu realizacji osobistych celów i upodobań bez związku z potrzebami i z pracą innych ludzi. Komunizm w tym opisie jest systemem działań zapatrzonych w siebie egoistów, tak jakby każda forma współpracy była zniewoleniem wymuszającym ślepe posłuszeństwo. Jakby przymus był atrybutem biedy i wyzysku kapitalistycznego, natomiast wolność i dostatek mogły być zdobyczą niezależnych komunistów, którzy z nikim nie współpracują, krowami zajmują się tylko wieczorami i przed snem snują jakieś krytyczne wizje idealnego świata. Niewątpliwie Marks w tym fragmencie ironizuje i coś wyjaśnia skrótowo. Ale co stara się wyjaśnić, nie wiadomo. Gauthier ma zupełnie inny obraz społeczeństwa i wyprowadzony z innych inspiracji. „Niedostatek jest nieuniknioną ludzką niedolą” – pisze (s. 335). Jest jednocześnie wielką szansą, ponieważ pozwala rozwinąć się „kapitalizmowi pojednawczemu” (choć Gauthier sam tego terminu nie używa). W tym systemie bieda i nieuchronne uzależnienie działają dobroczynnie, ponieważ wymuszają społeczną współpracę. Prawa rynku są odrażające tylko wtedy, gdy rynek opanują hordy egoistów maksymalizujących swój dochód przez zmowę, bezwzględność i perfidne manipulowanie cenami. Są natomiast przyjazne dla całego społeczeństwa, jeśli rynkiem sterują ludzie interesu dążący do wspólnych celów. Rynek może być w istocie wyznacznikiem takiego systemu współpracy, w którym każdy znajduje dla siebie najbardziej stosowne miejsce, działa z najmniejszym wysiłkiem, przyczynia się do tworzenia efektów korzystnych dla całej wspólnoty i otrzymuje zapłatę proporcjonalną do swych starań. Co więcej, taki system nie wymaga nadzoru, naprawy ani kontroli; wymaga tylko porozumienia i współpracy. Realizuje to, co maksymalnie można osiągnąć przez społeczną współpracę, i dlatego jest optymalny w sensie zasady Pareta – dowolna zamiana ludzi miejscami powoduje pogorszenie sytuacji przynajmniej jednej ze stron. 

Optymalne rozwiązania wymagają od każdego pewnej elastyczności i gotowości do dostosowania się. Ale bez przesady. Jeśli nadmierna ruchliwość, niepotrzebna zmiana miejsc i chaotyczne próby wprowadzenia nowych rozwiązań stają się zbyt kosztowne, to nowy program współpracy okazuje się błędnym odczytaniem optymalnych warunków uzależnienia oferowanych przez warunki techniczne i finansowe. „Kapitalizm pojednawczy” sprzyja umiarkowanej stabilizacji, jeśli tylko zostanie uznany za stały cel społecznego działania, wyraźnie sformułowany i świadomie przyjęty. Zarys tej koncepcji można wyczytać w jednej z wcześniejszych prac Keynesa, w Essays in Persuasion (1931). Keynes odróżnia tam człowieka interesu (a businessman) od spekulanta (a profiteer). Podkreśla przy okazji coś bardzo ważnego. Życie społeczne nie może się toczyć swobodnie, gdy rezygnujemy z „ekonomicznej doktryny normalnego zysku” i pozwalamy, by rządziła „ekonomiczna doktryna normalnego wyzysku”, to znaczy, gdy pracownik i pracodawca nie mają wspólnego wyobrażenia na temat tego, co mogą razem osiągnąć i ile się komu należy za wykorzystanie swego talentu i wysiłku dla osiągnięcia wspólnego celu. Stanowisko Keynesa przypomina teorię „zapłaty sprawiedliwej”, podtrzymywaną w średniowieczu, ale jest to podobieństwo częściowe. Średniowieczna teoria zakładała, że społeczeństwo jest coś winne każdej jednostce ze względu na jej potrzeby i status. Majster musi utrzymać swoją rodzinę i czeladników, więc musi otrzymać taką zapłatę, by mógł z niej utrzymać swój warsztat. Podobnie dziedzic i urzędnik królewski powinni byli otrzymywać wynagrodzenie odpowiednie do ich pozycji społecznej. Ta koncepcja sprawiedliwości społecznej dawno upadła, ale zastąpiona została przez „kapitalizm nieprzejednany”. 

Status jest ważny, ale pełni bardziej funkcję polityczną niż ekonomiczną. Bardziej określa zakres władzy niż mierzy wkład do średniego materialnego poziomu życia. Gdy Keynes mówi o doktrynie „normalnego zysku”, ma na myśli coś innego niż status. Chodzi mu o dobrze działający system ekonomiczny, który wyznacza każdemu wynagrodzenie odpowiednie do jego starań i działania. Należna zapłata jest proporcjonalna do wkładu, jaki wnosimy indywidualnie do poziomu życia całej wspólnoty. 

Na pierwszy rzut oka może się to wydać mętną propozycją. Co właściwie ma się zliczać? Wszystko? Wkład do produkcji materialnej, do kultury, do obronności, do szkolnictwa i do poziomu prasy? W istocie tak. Kryteria oceny w tych wszystkich dziedzinach są dość zróżnicowane i chwiejne, ale i tak są lepsze od czystych wskazań rynkowych. Jeśli pytamy, czy brygadzista ma otrzymywać zapłatę o 30 proc. wyższą od wynagrodzenia szeregowego pracownika, czy raczej 20 proc. lub 50 proc., to nikt nie może podać dobrze uzasadnionej odpowiedzi. Błędem jest jednak przekonanie, że może to zrobić rynek spekulantów szukających jednodniowej okazji lub rynek monopolistów. Rynek mówi jedynie o tym, ile kupujący gotów jest zapłacić, jeśli będzie przyciśnięty do muru i zmuszony do kupienia czegoś, na czym mu zależy. Czasem stwarza wyjątkowe okazje i wymusza uległość. Jednak nie sprzyja stabilnym rozwiązaniom. Takie rozwiązania podtrzymują raczej domokrążcy i firmy wysyłkowe. Trzeba więc, byśmy sobie uświadomili, że właściwe wynagrodzenie nie musi odzwierciedlać warunków porozumienia możliwego na chwilę przed zerwaniem negocjacji ani nie musi być efektem rynkowym wymuszenia dokonywanego ze stanowiska negocjacyjnej przewagi. Może być efektem lokalnie przekonującego, długoterminowego i poważnie traktowanego porozumienia. Tymczasem rynek – jak przestrzegał Keynes – łatwo wychowuje zarówno ludzi interesu, jak i spekulantów. Gdy sprzyja tym pierwszym, staje się podstawą etosu współpracy. Gdy sprzyja tym drugim, jest miejscem spotkania łowców okazji i lewicowych proroków rewolucyjnej zagłady. Keynes wyraża ten pogląd jednoznacznie: „Jeśli człowiek interesu przemieni się w spekulanta, to zadaje się cios kapitalizmowi, ponieważ podważa się jego psychologiczną równowagę przez nadanie prawomocności arbitralnym nierównościom” (EIP, s. 95). „Kapitalizm pojednawczy” sprzyja porozumieniu między kupcami szukającymi wspólnej korzyści. Keynes konkluduje: „Ekonomiczna doktryna normalnego zysku, mgliście wyobrażana sobie przez każdego, jest koniecznym warunkiem usprawiedliwienia kapitalizmu. Biznesmen jest tolerowany tylko pod warunkiem, że jego przychód pozostaje w jakiejś relacji do tego, co z grubsza i w jakimś sensie wnosi do społeczeństwa jego działalność” (EIP, s. 95).

* * *

Podsumujmy powyższe uwagi. Istnieją dwie wersje kapitalizmu – nieprzejednana i pojednawcza. Pierwsza służy walce klas i sprzyja spekulantom. Druga pomniejsza znaczenie rynku, ale aktywizuje rozliczne ludzkie uzdolnienia i zainteresowania. Każda jest związana z inną koncepcją rynku. Wersja nieprzejednana faworyzuje rynek bez negocjacji i nie sprzyja planom współpracy. Wersja pojednawcza stara się znaleźć komplementarne połączenie wysiłku rozmaitych twórców i pracowników. Na tej podstawie możemy opisać obowiązki państwa istniejącego w jednej i w drugiej wersji kapitalizmu. Obok (1) bezpieczeństwa militarnego i (2) egzekwowania obowiązującego prawa, co jest obowiązkiem każdego rządu, „kapitalizm pojednawczy” przyjmuje za swój dodatkowy obowiązek zapewnienie możliwości (3) pełnego zatrudnienia, (4) kontrolę inflacji oraz (5) ochronienie rynku przed dominacją ze strony aferzystów i utracjuszy, czyli stwarza warunki uczciwego handlu. „Kapitalizm nieprzejednany” rezygnuje z punktów (3) – (5). By uniknąć negatywnych następstw stylu życia opartego na rynku, formułowano rozmaite koncepcje sprawiedliwości społecznej. John Mill był zdania, że właściwym kryterium oceny każdego rządu jest zasada użyteczności, John Rawls wybrał systematyczne podnoszenie poziomu życia osób znajdujących się w najmniej korzystnym położeniu, David Gauthier twierdzi, że optymalny ustrój wynika z zastosowania propozycji Aleksandra von Humboldta (s. 335): „To, co jest osiągane w przypadku jednostki przez powiązanie przeszłości i przyszłości z teraźniejszością, zostaje osiągnięte w społeczeństwie przez współpracę wielu osób, a jest tak dlatego, że we wszystkich fazach swojego życia jednostka może osiągnąć tylko jedną z tych doskonałości, które stanowią jakiś typ ludzkiego charakteru. Natomiast w związku społecznym opartym na wewnętrznych potrzebach i zdolnościach jego członków każdy zdobywa możność uczestniczenia w bogatej zbiorowości charakterów innych ludzi” (s. 335–336).

Propozycja von Humboldta pokazuje najlepiej, dlaczego „kapitalizm pojednawczy” działa skuteczniej i jest bardziej obiecujący niż „kapitalizm nieprzejednany”. Działa lepiej, ponieważ pozwala każdemu robić to, co robi najlepiej i co powoduje, że całe społeczeństwo rozwija się bez przymusu. Zwróćmy też uwagę, że niepotrzebny jest żaden „rytuał przejścia” między jednym a drugim kapitalizmem. Do włączenia „lepszego” wystarczy tylko wiara, że można skłonić obywateli, by zechcieli wykorzystać rynek w jego właściwej funkcji ustalania cen równowagi dla przeprowadzenia obustronnie korzystnych transakcji. 

Działanie zasad organizujących życie społeczne opisuje Sylvia Hewlett w artykule Inflation and Inequality na temat zmiany cen. Pisze tam: „Jest empirycznie prawdziwe i potwierdzone przez wiele historycznych i współczesnych kontekstów, że nagła zmiana cen wywołuje darwinowski efekt – wzmacnia walkę o przetrwanie” (s. 353), czyli brutalizuje warunki codziennego życia, a w konsekwencji poprawia względną pozycję jednostek najsilniejszych i osłabia pozycję jednostek najsłabszych. Tak jak „kapitalizm nieprzejednany”. Opierając się na przykładach Szwecji, Niemiec, Zjednoczonego Królestwa i Stanów Zjednoczonych, Hewlett rozróżnia cztery sytuacje tłumienia wysokiego bezrobocia i wysokiej inflacji. Po pierwsze, kraj może mieć niskie bezrobocie i niską inflację i wtedy spotyka go zasłużona lub niezasłużona pomyślność. Po drugie, kraj może mieć wysokie bezrobocie i niską inflację, i ta sytuacja, choć trudniejsza od poprzedniej, jest niezbyt trudna do opanowania. Wystarczy wprowadzić jakieś inwestycje rządowe i opłacić je z pieniędzy państwowych. Takie rozwiązanie stosowano w wielu krajach w Europie, zwykle z powodzeniem. Trzecia możliwość to niskie bezrobocie i wysoka inflacja. To jest już dość skomplikowana sytuacja i zwykle występuje w następstwie jakichś naturalnych kataklizmów lub na skutek prowadzenia polityki kupowania społecznego poparcia przez partię rządzącą. Wreszcie czwarta możliwość to stagnacja, czyli jednoczesne występowanie wysokiego bezrobocia i wysokiej inflacji. Z taką sytuacją najtrudniej sobie poradzić i zazwyczaj konieczna jest jednoczesna zmiana organizacji produkcji i metod wynagradzania.

.Hewlett przewiduje, że konieczne mogą się okazać likwidacja nierentownych przedsiębiorstw i wprowadzenie ułatwień przyspieszających ich plajtę. To w praktyce może sygnalizować zmianę systemu politycznego, dekompozycję gospodarki i powrót do prostych metod produkcji. W takiej sytuacji najlepiej wykazuje swoją funkcjonalną przewagę koncepcja „kapitalizmu pojednawczego”. Rozsądne społeczeństwo potrzebuje tylko jednej lekcji, by się o tym przekonać.

Jacek Hołówka
Tekst opublikowany w nr. 45 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 października 2022