Debata o nierównościach nie potrzebuje ducha Marksa
Nie chcę wchodzić w dyskusję, co powinna, a czego nie powinna robić światowa lewica. Skupię się na tym, że Marks poza studiami nad teoriami ekonomicznymi, naukami społecznymi i filozofią nie jest obecny w praktyce polityki publicznej – pisze Piotr ARAK
.Pamiętam, jak niegdyś natknąłem się w lesie na gnijące książki Karola Marksa, nieopodal zamkniętego ośrodka szkoleniowego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej – młodzieżówki PZPR. Przywoływanie Marksa w dyskusjach ekonomicznych zawsze przypomina mi to zdarzenie. Marks w Polsce kojarzy się źle i nie zmienią tego nawet eseje tak dobrego serbsko-amerykańskiego ekonomisty jak Branko Milanović.
Milanović bada nierówności ekonomiczne od wielu lat. Napisał na ich temat wiele świetnych artykułów, raportów, a także książek. Uważam go za bardzo wartościowego naukowca, wspaniałego rozmówcę. Jest szczególnie znany z opracowania „krzywej słonia” (elephant curve), która ilustruje zmiany w dochodach ludzi na całym świecie, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Według tej krzywej nierówności globalne zmniejszyły się w wyniku wzrostu dochodów w krajach rozwijających się, szczególnie w Azji, ale jednocześnie wzrosły w niektórych krajach rozwiniętych. Milanović argumentuje, że należy uwzględniać w kontekście globalnym zarówno nierówności międzynarodowe, jak i nierówności wewnętrzne.
Naukowiec uważa, że wewnętrzne nierówności w krajach rozwiniętych, takie jak Stany Zjednoczone, są coraz większym problemem społecznym. Jego badania podkreślają, że dysproporcje dochodowe w tych krajach wzrosły w ostatnich dziesięcioleciach, co może prowadzić do różnych negatywnych konsekwencji, takich jak trudności w dostępie do edukacji i opieki zdrowotnej dla osób o niższych dochodach. Środki zaradcze, jakie rekomenduje, to bardziej sprawiedliwe podatki i różnego rodzaju programy społeczne.
W swoim tekście autor utyskuje nad porzuceniem przez większość lewicy Marksa i jego prób obalenia systemu kapitalistycznego. Jak mówią teorie marksistowskie, nierównościami można zająć się dopiero wtedy, gdy dojdzie się do socjalizmu, czyli gdy wyzysk klasowy zostanie wyeliminowany, a „wadliwe” instytucje powodujące powstawanie nierówności, jak prywatny kapitał, przestaną istnieć. Milanović postuluje, żeby nie porzucać Marksa całkowicie. Bo skoro lewica nie chce obalić kapitalizmu, to można „próbować zmienić Marksa w apostoła równości w kapitalizmie”.
Nie chcę wchodzić w dyskusję, co powinna, a czego nie powinna robić światowa lewica. Skupię się na tym, że Marks poza studiami nad teoriami ekonomicznymi, naukami społecznymi i filozofią nie jest obecny w praktyce polityki publicznej. Naukowcy sięgają po Marksa w Polsce, we Francji czy w Wielkiej Brytanii, może trochę rzadziej w USA. Nie sięga się po niego w debacie publicznej, bo jego idea została skompromitowana.
Marks jest bowiem symbolem systemu komunistycznego. O ile jego dzieła były przełomowe dla teorii społecznych, to wynaturzone formy implementacji i antyutopie wprowadzone przez totalitaryzmy XX wieku nie powinny być przykładem dla nikogo, ponieważ były odpowiedzialne za zbrodnie w Polsce, Rosji, w Czechach, Niemczech czy Chinach.
Amerykański historyk Stephen Kotkin szacuje, że 65 milionów ludzi zmarło przedwcześnie z powodu działania reżimów komunistycznych. Śmierci te były wynikiem masowych deportacji, obozów pracy i terroru, ale głównie głodu w wyniku okrutnych projektów inżynierii społecznej, wdrażanych na przykład na Ukrainie czy w Kazachstanie w latach 30. XX wieku. Chcę tu jasno odróżnić Marksa teoretyka, który stanowi wartościowy wkład w nauki ekonomiczne, od Marksa używanego jako uzasadnienie dla robienia rzeczy złych.
.Współcześni myśliciele, jak choćby Branko Milanović albo Naomi Klein, którzy są autorytetami w debatach społecznych i ekonomicznych – można się z nimi zgadzać lub nie – mają mniej negatywny wizerunek niż Marks, mimo że wychodzą z podobnych – równościowych – założeń.
Główny nurt debaty ekonomicznej stanowią dzisiaj badania empiryczne nad nierównościami – nie trzeba odwoływać się do Marksa, by o tym mówić.
Warto tu wymienić takie osoby, jak Thomas Piketty, francuski ekonomista, autor bestsellerowej książki Kapitał w XXI wieku, Emmanuel Saez (współpracownik Piketty’ego), którego prace koncentrują się na analizie dochodów najbogatszych warstw społeczeństwa i wpływu podatków na nierówności dochodowe.
Do tego nieoceniony Gabriel Zucman, kolejny współpracownik Piketty’ego, ekonomista zajmujący się badaniem zagadnień związanych z ukrywaniem bogactwa i unikaniem podatków przez najbogatszych. Raporty tworzone z jego udziałem pokazują, jakich pieniędzy nie płacą międzynarodowe korporacje.
Laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2019 roku, Esther Duflo i Abhijit Banerjee, którzy zajmują się badaniem ubóstwa i nierówności w kontekście ekonomii rozwoju. I wreszcie Angus Deaton, kolejny noblista, krytykujący ostatnio ekonomię jako naukę, znany ze swoich badań nad konsumpcją, zdrowiem i nierównościami w dochodach.
.Nie zgadzam się z przekonaniem Milanovicia, że Marks jest nam dzisiaj do czegoś potrzebny – poza teoretycznym wspomnieniem na studiach z historii doktryn społeczno-ekonomicznych.
Piotr Arak
Tekst ukazał się w nr 58 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]