Prof. Chantal DELSOL: Eutanazja i samobójstwo wspomagane uczynią nas ludźmi bez sumienia?

Eutanazja i samobójstwo wspomagane uczynią nas ludźmi bez sumienia?

Photo of Prof. Chantal DELSOL

Prof. Chantal DELSOL

Historyk idei, filozof polityki. Założycielka Instytutu Badań im.Hannah Arendt. Szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée. Publicystka "Le Figaro". Określa się jako liberalna neokonserwatystka. Najnowsza jej książka to "La haine du monde: Totalitarismes et postmodernité".

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Wielka fala uderza dziś w podstawowe zasady konstytuujące dotychczas naszą cywilizację – pisze prof. Chantal DELSOL

.Działania podejmowana w celu zalegalizowania eutanazji i samobójstwa rozszerzonego są następstwem zmiany kulturowej dokonującej się na naszych oczach od ponad półwiecza i odpowiadającej za stopniowe wymazywanie żydowskiej i chrześcijańskiej moralności. 

Jak wiemy, starożytni Grecy i Rzymianie usprawiedliwiali samobójstwo, a wręcz je gloryfikowali, w tym także to wspomagane. Nieprzydatny starzec mógł zejść ze sceny, zanim stał się zbytnim obciążeniem, a pokonany wojownik prosił, aby go dobić, gdyż życie ze splamionym honorem nie przedstawiało dlań już żadnej wartości. Dopiero judaizm – „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz?” (Ps 8,5) – a za nim chrześcijaństwo przyniosły radykalną zmianę. W cywilizacji Zachodu człowiek otrzymuje namaszczenie od swojego Stwórcy, stąd jego śmierć do niego nie należy.

Naturalną koleją rzeczy ogromny kryzys wiary w naszych społeczeństwach wiąże się z odejściem od towarzyszących jej praktyk. Dlaczego mam odrzucać samobójstwo i eutanazję, skoro moje życie należy do mnie? Skoro suwerenna jednostka ludzka nie może pokonać śmierci, niech przynajmniej ma prawo wybrać sobie jej sposób i datę. Domaganie się legalizacji eutanazji czynnej oznacza powrót do sytuacji, w jakiej znajdowali się nasi dalecy przodkowie: uzasadnia ją fakt, że człowiek współczesny nie wierzy już w godność przyrodzoną, będącą odpowiedzią na transcendencję – godność jest odtąd definiowana społecznie bądź indywidualnie. To głębokie pęknięcie w naszej antropologii kulturowej znajduje wyrażające się na różne sposoby odbicie we wszystkich dziedzinach życia. Samobójstwo wspomagane jest tylko jednym z aspektów tego zjawiska.

Przykazanie „Nie zabijaj” jest równie stare, jak ludzkość. Jest obecne we wszystkich kulturach, a różnice między nimi wynikają z uznawanych przez nie wyjątków od tej zasady. Zabijać można po to, żeby obronić swoje terytorium (wojna), żeby ukarać zbrodniarza, w imię wiary. Zawsze ludzie godzą się z zabijaniem w imię tego, co dana epoka sakralizuje. Dziś sakralizuje się wolę jednostki: mamy więc aborcję i będziemy mieli eutanazję.

Jesteśmy świadkami gwałtownych przemian kulturowych. Symbole zawłaszczane są po to, żeby łatwiej można było opanować umysły i obalić dawny świat. Trzeba próbować patrzeć na tę transformację chłodnym okiem: w jaki sposób i dlaczego mielibyśmy chcieć sprzeciwiać się ustawie o samobójstwie wspomaganym i eutanazji, skoro większość współobywateli odeszło od praktykowania wiary, która czyniła takie prawo niemożliwym? Tym bardziej że nie chodzi tylko o bierne porzucenie dawnych wierzeń: zapiekłość, a wręcz zawziętość zwolenników nowego prawa, tak we Francji, jak i w krajach ościennych, dowodzi nieprzejednanej woli wykorzenienia zasad dawnego świata oraz zamanifestowania tego wszem wobec. Teatralizacja śmierci z wyboru (co widać choćby w filmie reżysera z Quebeku Denysa Arcanda Inwazja barbarzyńców) jest prawdopodobnie sposobem na prowokowanie dawnej kultury i hałaśliwym obwieszczaniem – rozgłaszajmy, zapowiadajmy, publikujmy! – że jej kres nastał. 

Dowodem na to są również manipulacje na poziomie słownictwa. Słowo „lekarz” ma bardzo precyzyjne znaczenie i nie może być używane w stosunku do człowieka, który zabija. Nie można próbować nam wmawiać, że „zabijanie to leczenie”. Powinno się stworzyć odrębną, wyspecjalizowaną grupę zawodową, ludzi po studiach medycznych, ale noszących inny tytuł (można by ich nazwać szamanami, ponieważ chodzi o ludzi znających się na medycynie i zarazem dotykających tajemnicy sacrum), których zadaniem byłoby przeprowadzanie eutanazji czynnych. Nie możemy co prawda zabronić naszym społeczeństwom promowania praktyk, które odpowiadają ich nowym wierzeniom, ale powinniśmy przynajmniej ochronić prawdziwe znaczenie słów i symboli. To kwestia zdrowia publicznego.

Dążenie do zalegalizowania samobójstwa wspomaganego i eutanazji zahacza o kwestie indywidualnego sumienia, które jest pozostałością dawnego świata. Człowiek współczesny obawia się najbardziej tego, że w chwili dramatycznego wyboru będzie musiał odwołać się do swojego sumienia. Żeby za wszelką cenę uniknąć znalezienia się w sytuacji pielęgniarki z filmu Anthony’ego Minghelli Angielski pacjent (która podejmuje decyzję o zaaplikowaniu wycieńczonemu choremu zwiększonej dawki morfiny), będzie z całej mocy domagał się zalegalizowania sytuacji przedstawionej w filmie Denysa Arcanda (w którym otoczony bliskimi pacjent z pełną świadomością i wolną wolą otrzymuje śmiertelną dawkę). 

W naszych państwach eutanazja nie jest nowością, bo czym innym było przecież odłączanie pacjenta od aparatury czy zaprzestanie terapii po rozmowie lekarzy z rodziną. Jednak teraz mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, gdyż wychodzącą poza ramy legislacyjne, sytuacją tragiczną, pozostawioną do decyzji sumienia pojedynczego człowieka. A jednym z domyślnych powodów stanowienia jakiegokolwiek nowego prawa jest właśnie odrzucenie tego niepokoju, który może ogarniać człowieka mającego podjąć wyjątkową decyzję moralną.

Człowiek współczesny nie może już znieść tej niepewności moralnej, która wszak stanowi zasadniczą część ludzkiej wielkości. Pragnie praw, które pozwolą mu podejmować te decyzje w zupełnym spokoju, decyzje z góry przewidziane i chronione oficjalnym przyzwoleniem. Chce przemienić te skomplikowane wybory w bezproblemowe i jak najbardziej neutralne czyny – sytuacje tragiczne w gesty o charakterze prawnym. Chce, żeby prawo czyniło zasadą to, co było dotąd wyjątkiem przeżywanym w ciszy. Prawo do eutanazji ma być kolejnym „świętem dumy” i kresem tragizmu ludzkiego losu.

Sprawy są jednak bardziej skomplikowane: nasi współcześni zapewne nie chcieliby doświadczyć losu, na jaki skazuje nas tego typu ustawodawstwo. Uderza bowiem i niepokoi w tych prawach „postępowych” kolosalny rozdźwięk między zamiarami a konsekwencjami. Zamiary są racjonalne i wyważone i przewidują wszelkie ograniczenia, pokładając wiarę w humanizm najczystszej próby. Konsekwencje natomiast to przekraczanie tych ustalonych ograniczeń i przerażające nadużycia.

Zapewnia się nas, że samobójstwo wspomagane będzie dotyczyło tylko osób w pełni świadomych, które podejmą tę decyzję, kierując się wolną wolą. A w rzeczywistości prawo ma dotyczyć dzieci i osób niepełnosprawnych. W Belgii od początku mówiono, że do samobójstwa wspomaganego konieczna będzie zgoda osoby, wyrażona w sposób wolny i w pełni świadomy, a dziś dopuszcza się tam eutanazję dzieci. W Kanadzie w 2016 roku została zalegalizowana eutanazja dorosłych świadomych i na ich prośbę, ale musieli chorować na ciężkie i nieuleczalne choroby i sama procedura obwarowana była bardzo precyzyjnymi warunkami. Warunki te jednak dość szybko zniknęły, co doprowadziło do sytuacji, w której w niektórych regionach 5 proc. zgonów to już eutanazje (Amanda Achtman, listopad 2022). W Holandii ustawa, która dotyczyła świadomych dorosłych w fazie terminalnej, została poszerzona na wszelkiego typu choroby i niepełnosprawności, a także zaczęła być stosowana wobec dzieci. Dziś natomiast mówi się o rozszerzeniu jej na osoby w podeszłym wieku bez chorób. Co ciekawe, ustawa nie doprowadziła do zmniejszenia się liczby samobójstw, których w okresie jej obowiązywania było wręcz więcej niż wcześniej (Theo Boer, „Le Monde”, 2.12.2022).

W przypadku praw dotykających kwestii moralnych nakładane na początku ograniczenia i warunki, które określa się jako drastyczne, dość szybko po wejściu danej ustawy w życie są podważane i poświęcane na ołtarzu wszechpotężnej wolności jednostki do podejmowania wszelkich decyzji dotyczących jej życia. Wiemy to wszystko, ale nie wiemy za bardzo, dlaczego należy nakładać ograniczenia, ponieważ znajdujemy się na moralnej pustyni, gdzie sumienie nie może się odnaleźć.

Można by tu zacytować przykład wszystkich naszych praw tego typu z ostatniego półwiecza. Pamiętamy, do jakich transgresji dochodziło, nie wiemy jednak, czy były one wynikiem pierwotnego zamiaru ukrycia przed opinią publiczną ich negatywnych konsekwencji, czy może były skutkiem permisywnego rozgorączkowania, którym były przesycone i które od początku zakładało łamanie ustalonych wcześniej zasad. W każdym razie konsekwencje tego wszystkiego są bardzo dobrze widoczne i mimo górnolotnych deklaracji komitetów etycznych zmierzamy w stronę tego, co Habermas nazywał „liberalną eugeniką”, czyli eliminacją ludzi, których utrzymanie kosztuje za dużo. Stevenson mawiał, że wcześniej czy później wszyscy zasiądą do uczty konsekwencji.

.Nie będziemy przekonywać współczesnych, żeby odstąpili od totalnej suwerenności jednostki, która stanowi dzisiaj szkielet naszych społeczeństw. Ale możemy im przypominać, że ich głębokie przekonania nie uwzględniają nieuchronności tego rodzaju praw. A jest nią liberalna eugenika, czyli selekcja ludzi poprzez indywidualny kaprys, modę, komfort i pieniądze.

Chantal Delsol
Tekst ukazał się w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 marca 2023