Prof. Jerzy MIZIOŁEK: Leonardo da Vinci – geniusz wszechczasów

Leonardo da Vinci – geniusz wszechczasów

Photo of Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, w latach 2018–2019 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

Jest uosobieniem włoskiego renesansu. Gdziekolwiek zwrócił swój umysł najtrudniejsze zadania wykonywał z wielką łatwością. Odznaczał się niezwykłą urodą, wielką siłą fizyczną, a jednocześnie łagodnością, odwagą i wspaniałomyślnością. Jego obrazy, projekty maszyn i urządzeń zdumiewają perfekcją i oryginalnością – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK

.Jeden z florentyńczyków tak pisał, gdy jego malarskie dokonania stawały się już legendą:

On sam zwyciężył

Wszystkich innych. Apellesa, Fidiasza

I cały ich hufiec przewyższył…

Ścieżki życia, myśli i dokonania

.Leonardo da Vinci przyszedł na świat w sobotę 15 kwietnia 1452 roku i już następnego dnia, a więc w niedzielę, został uroczyście ochrzczony w kościele w Vinci. Urodził się najprawdopodobniej we wsi Anchiano, nieopodal Vinci, niewielkiej, malowniczo położonej osady między Florencją i Pistoją.

Był synem Piotra Vinci, 24-letniego notariusza i 16 letniej dziewczyny, Cateriny Lippi, wcześnie osieroconej przez rodziców chłopskiego pochodzenia. W czasie narodzin Leonarda jego ojciec był już zaręczony z Albierą Amadori, córką właściciela słynnego warsztatu szewskiego; jej status społeczny był o wiele wyższy niż Cateriny, która niebawem została wydana za mężczyznę z okolicy i miała z nim czworo dzieci. Czy rodziców Leonarda połączyła miłość, jak sam sugeruje w jednym ze swoich zapisków? Jest prawie pewne, że Piotr Vinci stał za zaaranżowaniem ślubu swej młodej kochanki. Leonardo, wychowywany w Vinci przez dziadków ze strony ojca i wuja Francesco musiał mieć kontakt ze swoją matką, gdyż po latach, w 1494 roku przyjechała do syna zamieszkałego wówczas w Mediolanie i do śmierci, która zabrała ją po kilku miesiącach, mieszkała razem z nim. Leonardo odnotował w zapiskach jej odejście do wieczności i wydatki związane z pogrzebem.     

.Był więc Leonardo synem nieślubnym, jak wielu wybitnych Włochów epoki renesansu, wśród nich Petrarka i Leon Battista Alberti. Ochrzczono go wprawdzie uroczyście, ale jako dziecku z nieprawego łoża nie przysługiwało mu prawo dziedziczenia urzędu notariusza po ojcu. Nie mógł też dziedziczyć po nim majątku, ani uczęszczać do szkoły.

Już jako słynny człowiek przeżył wiele upokorzeń starając się o pozostawiony mu przez wuja spadek. Wyrósł na genialnego samouka, obserwatora zjawisk przyrody, który poprzez najrozmaitsze doświadczenia poznawał tajemnicę świata. Jak ogromną posiadł wiedzę zaświadczają jego obrazy, ale przede wszystkim obficie ilustrowane notatki zachowane na siedmiu tysiącach kart, pisane tak, że czytać je można odbite w lustrze. Za kilkanaście stron takich zapisków Bill Gates zapłacił swego czasu kilkanaście milionów dolarów. 

„Gdziekolwiek zwrócił swój umysł – pisze Giorgio Vasari – najtrudniejsze zadania wykonywał z łatwością”. Wiemy, że cechowała go wytworność w gestach, zachowaniu i ubiorze. Z wielkim powodzeniem zajmował się arytmetyką, muzyką, architekturą i studiami nad naturą. Jeden ze świadków jego życia nazywa go filozofem, ale o wiele bardziej pasuje do niego miano uczonego, wynalazcy i konstruktora.

Wawrzyniec Wspaniały wyprawił Leonarda do Mediolanu w 1481 lub 1482 roku ze skonstruowaną przez niego złotą lirą; pozostał w tym mieście bez mała 20 lat. Niezwykle ciekawe jest to, że na trzydzieści cztery wiersze listu autopromocyjnego, skierowanego do Lodovico Sforzy, tylko sześć odnosi się do spraw sztuki, podczas gdy pozostałe dotyczą machin wojennych, budowy mostów, tuneli i innych konstrukcji, jak kryte ulice i kanały. Niektórzy badacze twierdzą, że takie właśnie ulice w mieście Vigevano są jego pomysłu. W punkcie dziewiątym wspomnianego listu Leonardo pisze: „W czasie pokoju sądzę, iż mogę z najlepszym wynikiem współzawodniczyć z każdym w dziedzinie architektury, projektowania budynków prywatnych i publicznych oraz doprowadzania wody z jednego miejsca do drugiego”. W Mediolanie do dziś funkcjonują tzw. navilie, zbudowane według jego pomysłu, będące kanałami z wartko płynącą wodą, którymi niegdyś przewożono większość towarów.

.„Chociaż [Leonardo] oddawał się tylu dziedzinom – czytamy w dziele Vasariego – nie przestawał rysować i rzeźbić, do których to zajęć miał największą skłonność”. Niejako symbolem doskonałości w jego sztuce rysowania jest słynne przedstawienie człowieka wpisanego w kwadrat i koło, inspirowane tekstem antycznego teoretyka architektury Witruwiusza, będące zapewne autoportretem. „Jeśli położy się człowieka na wznak – pisze Witruwiusz – z wyciągniętymi rękami i nogami  i ustawiwszy jedno ramie cyrkla w miejscu, gdzie jest pępek, zakreśli się koło, to obwód tego koła dotknie końca palców u rąk i u nóg. I tak jak ciało ludzkie da się ująć w figurę koła, podobnie da się ująć w kwadrat”. Jednakże o sławie Leonarda we współczesnym świecie decydują także jego studia anatomiczne, projekty najrozmaitszych machin i przede wszystkim jego dzieła malarskie. „Serce – napisał na jednej z kart swoich notatek – to zdumiewający narząd wymyślony przez Najwyższego Mistrza”.

Niedościgły malarz ludzkich twarzy i potworów

.W 2010 roku rozeszła się wiadomość  o odkryciu kolejnego dzieła Leonarda – portretu Bianchi Sforzy. Odkrycia dokonali Martin Kemp i Pascal Cotte. Prof. Kemp, który jest wybitnym badaczem twórczości Leonarda dotarł, badając portret wykonany kredką i tuszem na pergaminie, nawet do Biblioteki Narodowej w Warszawie. Według niego portret – obecnie w jednej z kolekcji zagranicznych – został wyrwany z egzemplarza „Sforziady” (dzieła poświęconego rodowi Sforza) przechowywanej w tej znakomitej polskiej  placówce kultury.

Czy mamy rzeczywiście do czynienia z dziełem Leonarda z jego okresu mediolańskiego (z około 1496 roku)? „Sforziadę” mogła przywieść do Polski królowa Bona (Bianca była jej ciotką). Następnie dzieło trafiło do zbiorów Zamoyskich, a stamtąd do Biblioteki Narodowej. Kemp ustalił, że pergamin, na jakim powstał wizerunek, odpowiada grubością temu w „Sforziadzie”. Także otwory na krawędzi portretu pokrywają się ze szwami w księdze z Warszawy. Nie wiadomo jednak, kiedy i w jakich okolicznościach karta została wyrwana. Niezwykle wprost ciekawe jest to, że znajdujący się na pergaminie odcisk palca jest identyczny z pozostawionym przez Leonarda da Vinci na obrazie w Pinakotece Watykańskiej, ukazującym Św. Hieronima z lwem. Być może zatem na ziemie polskie trafił nie tylko Portret Cecylii Gallerani, ale jeszcze jedno wybitne dzieło Leonarda? Zanim przywołamy to arcydzieło przypomnijmy wczesne dzieła geniusza.

.Większość obrazów Leonarda jest dość powszechnie znana. Niektóre z nich, jak słynną Ostatnią Wieczerzę w Mediolanie (1495-1497), otacza słusznie  aura niezwykłości, pomimo jej słabego stanu zachowania.

Co ciekawe, Muzeum Narodowe w Warszawie posiada kopię oblicza Chrystusa wykonaną w XIX wieku przez jednego z polskich malarzy, o czym mówimy poniżej. Inne, wykonane jeszcze w okresie praktykowania w warsztacie Andrei del Verrocchio, gdzie trafił w 1466 roku (lub tuż po 1470), stały się legendarne. W namalowanym przez Andreę Chrzcie Chrystusa Leonardo wykonał wizerunek anioła, którego uroda, puszystość jego włosów, anielskość spojrzenia i perfekcyjne namalowane szaty zdumiewają do dziś. Zdumiały, jak pisze Vasari, także Verrocchia i to do tego stopnia, że porzucił sztukę malowania, by zająć się tylko rzeźbą i złotnictwem. Inne mniej znane, jeszcze wcześniejsze  dzieło miało ozdobić szyld, w którego realizacji, jako pośrednik, miał mieć udział jego własny ojciec. Powstało wyobrażenie stwora mającego przerażać niczym Meduza. Ale Leonardo wykonał, po długim studiowaniu jaszczurek, pasikoników, węży, motyli i nietoperzy, stworzenie podobne do ziejącego dymem smoka. Zaprezentowane ojcu dzieło miało go ogromnie  przerazić, gdyż stwór wyglądał jak żywy.

Szyld ten nie zachował się do naszych czasów, ale zapewne jego echem, czy pogłosem jest przedstawienie smoka atakującego lwa. Ukazuje go rycina z początku XVI wieku przechowywana w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Niezwykle ciekawe jest to, że niemal identyczna kompozycja zdobi jeden wawelskich arrasów z kolekcji króla Zygmunta Augusta.

.Wspomniany już portret Cecylii Gallerani wpisał się – jak powszechnie wiadomo – w dzieje polskiego muzealnictwa od samego początku XIX wieku. Dzięki studiom prowadzonym od 1900 roku, kiedy to po raz pierwszy zidentyfikowano sportretowaną, wiemy o tym arcydziele i kobiecie, którą ukazuje, niemal wszystko.

Czy ma rację Krystyna Moczulska sugerując, że malowidło ma mitologiczny podtekst związany z opowieścią o narodzinach Heraklesa i czy sportretowana jest rzeczywiście w stanie błogosławionym? Z polecenia Hery – opowiada Owidiusz w Metamorfozach – narodzinom przyszłego herosa (syna Zeusa i Alkmeny) przeszkadzała bogini porodu Ejlejtyja (rzymska Lucyna), ale młoda służąca Alkmeny, Galantis,  zmyliwszy podstępnie boginię, pomogła Alkmenie w rozwiązaniu. Rozgniewana Ejlejtyja z zemsty zmieniła młodą kobietę w łasicę”. Nie ulega wątpliwości, że nazwisko „Gallerani” zostało tu powiązanie z łasicowatymi (galé – w języku greckim), stąd obecność gronostaja do tej rodziny zwierząt należącego. Czy są tu jeszcze inne symboliczne odniesienia?  

.Portret Cecylii (późniejszej hrabiny Bergamini), nieznany Vasariemu, wspominany jest w korespondencji pomiędzy Cecylią a Izabellą d’Este; jest ponadto pięknie opisany przez dwóch poetów z epoki – Bernardo Bellincioniego i Cesare Scaligero. Pierwszy z nich, w wierszu opublikowanym w 1493 roku tak oto wychwala urodę sportretowanej:

„Skąd gniew twój, Naturo? Komu zazdrość chowasz?

Vinciemu, co gwiazdę jedną twę namalował;

Cecylia tak nadobną staje w dzisia dzień,

Podle oczu onej słońce jako czarny cień.

Aliści honor to twój, chocia w malowidle tem

Jakby słuchanie dawała i nie rzecze słowa.

Dzięki za tym kłaść możesz Ludovicowi ninie

A talentom i ręce Leonarda samego,

I że okazać ją chcą potomności”.

.Wyrażone w tym wierszu życzenie spełniło się w zupełności; obraz w wyjątkowy sposób głosi urodę Cecylii. Nie mniej wzniośle pisze o niej również Cesare Scaligero:

„Ilekroć w zwierciadło spojrzy Cecylia,

nigdy nie będzie tam miejsca dla innego światła:

od niej jest całe to światło;

jedyny wzór wszystkich pięknych rzeczy,

więc słusznie tylko ona może się sobie podobać.

To dzieło Muz: ileż to razy uczyły ją Muzy śpiewać.

Ale Muzy same chcą ją mieć za maestrę.

Rzecz to szczególna, że boginie nauki

od niej brały, a szczególniejsza jeszcze,

że ona sama śpiewem swym Muzy stwarza”.

.Niejednokrotnie wyrażano opinię, że dzieło Leonarda, datowane obecnie na około 1490 rok, jest pierwszym portretem nowożytnym, gdyż pięknie ukazana młoda kobieta w sposób jedyny w swoim rodzaju reaguje na kierowane do niej słowa wypowiadane przez kogoś stojącego z boku. Wyraz jej młodzieńczego oblicza może być też efektem rodzącego się zachwytu nad wykonywaną dla niej muzyką, jak wiadomo Leonardo był znakomitym muzykiem. O tym jak mogło wyglądać malowanie tego portretu daje pewne wyobrażenie tekst Vasariego. Odnosi się wprawdzie do procesu tworzenia wizerunku Mony Lizy, ale podobne zabiegi mógł nasz genialny artysta wykonywać już wcześniej. „Leonardo – pisze Vasari – szukał dodatkowych podniet z dziedzin sztuki. W czasie gdy pozowała, zawsze ktoś grał i śpiewał; sprowadzał nawet różnych trefnisiów, aby ją rozśmieszali. Szukał, jak odsunąć melancholię, którą tak często w portretach okazuje malarstwo”. Pomimo braku tła, zamalowanego w nieznanym czasie, obraz zachwyca nie tylko urodą dziewczyny, ale też pięknie namalowanym gronostajem, który jest nie tylko aluzją do nazwiska (galle – po grecku łasicowate), ale też do samego Ludwika Sforzy, zwanego il Moro, z powodu jego ciemnej karnacji.

Leonardo da Vinci w Muzeum Narodowym w Warszawie (2019)

.Jak uczcić w murach Muzeum Narodowego w Warszawie 500-lecie śmierci jednego z największych ludzi w dziejach świata? Takie pytanie zadaliśmy sobie na przełomie 2018/2019 roku. Oryginalne obrazy Leonarda da Vinci były dla nas nie do pozyskania, a od czasu zakupu przez Rzeczpospolitą Polską kolekcji Czartoryskich nawet Dama z gronostajem na stałe pozostanie w Krakowie. Ponadto mieliśmy tylko okruch czasu na decyzję. Sięgnęliśmy zatem dzięki Włoskiemu Instytutowi Kultury po cyfrowe reprodukcje wszystkich dzieł Leonarda i znajdujące się w zbiorach MNW obrazy naśladowców twórcy Mony Lisy i ryciny ukazujące jego dzieła (m.in. Ostatnią Wieczerzę i Madonnę w grocie). Okazało się, że tylko trzy obrazy mogły być pokazane, gdyż inne wymagały konserwacji. Do dzieł Marca d’Oggiono (Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny), Bernardino Luiniego (Madonna z Dzieciątkiem) i Vincenta Sellaera (Leda z łabędziem; obraz ten mogliśmy eksponować tylko przez niespełna tydzień) dodaliśmy jednak prawdziwe arcydzieło – Madonnę z Dzieciątkiem i Barankiem Quentina Massysa ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu. Przy tej szczególnej okazji pokazaliśmy również pochodzące ze zbiorów MNW plakaty autorstwa Romana Cieślewicza i Macieja Urbańca oraz średniej klasy kopię Mony Lisy, zapewne z końca XIX wieku. W ostatnim tygodniu celebrowania 500-lecia śmierci genialnego artysty pokazaliśmy również wykonaną w 1842 roku przez Ksawerego Jana Kaniewskiego kopię głowy Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy. Na naszej ekspozycji nie zabrakło też niezwykle cennego wydania Traktatu o malarstwie Leonarda z 1651 roku, które było własnością malarza Wojciecha Kornela Stattlera (trafiła do MNW w czasie II wojny światowej), oraz przekładu dużej części traktatu wykonanego przez Wojciecha Gersona.

Kolejnym istotnym elementem składania hołdu Uniwersalnemu Geniuszowi była też instalacja Janusza Kapusty, zatytułowana w Hołdzie Leonardowi da Vinci. Ta K-Dronowa koncepcja artystyczna, ustawiona na dziedzińcu głównym MNW, zapowiadała zadaszenie tej przestrzeni, inspirowane nieco piramidą na dziedzińcu Luwru. Niestety nie było mi dane dokończyć tego projektu, jak i wielu innych.

Madonna z Dzieciątkiem i barankiem na tle krajobrazu (około 1520),  Fundacja Raczyńskich w Poznaniu

.To prawdziwe arcydzieło sztuki flamandzkiej, wykonane w niespełna dekadę po namalowaniu przez Leonarda Świętej Anny Samotrzeciej (Luwr, Paryż) jest najwybitniejszym leonardianum w polskich zbiorach. Jego autor Quentin Massys (1466-1530), jeden z najznakomitszych synów Antwerpii, złożył jedyny w swoim rodzaju hołd uniwersalnemu geniuszowi, jakim był Leonardo da Vinci. Przedstawienie Madonny i Dzieciątka bardzo wiernie nawiązuje do obrazu z Luwru, ale dzięki wprowadzeniu zupełnie innego pejzażu – typowo niderlandzko/flamandzkiego – i pominięciu postaci świętej Anny, w zasadniczy sposób zmieniło poetykę obrazu. Do dziś nie udało się rozstrzygnąć czy obraz jest w pełni dziełem Massysa, czy jest owocem współpracy z synem. Wydaje się wielce prawdopodobne, że przy jego powstaniu współpracował Joachim Patinir (ok. 1480-1524), uważany za twórcę nowożytnego pejzażu. Obraz zakupiony przez Atanazego Raczyńskiego w 1820 roku, jest jednym z najbardziej urokliwych dzieł malarskich XVI wieku, emanuje uwielbieniem dla siły kreatywnej Leonarda i opowiada o misterium wcielenia (inkarnacji), będącym centralnym punktem teologii epoki Renesansu

Kopia Oblicza Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci (1842)

.Kopia głowy Chrystusa wykonana przez Ksawerego Jana Kaniewskiego (1805-1867) ma ogromne znaczenie dla poznawania dziejów słynnego malowidła w refektarzu kościoła Santa Maria delle Grazie w Mediolanie. Od 1842 roku do dnia dzisiejszego Ostatnia Wieczerza była poddawana licznym pracom konserwatorskim. Dlatego, gdy porównamy kolorystykę szat Chrystusa, kolor Jego włosów i inne detale (m.in. ukazanie lewego oka) na kopii Kaniewskiego z tymi aktualnie widocznymi na malowidle Leonarda, dostrzeżemy znaczne różnice. Szata Chrystusa jest dziś intensywnie czerwona (tak zapewne było pierwotnie), a Jego oblicze – bliższe finezyjnej stylistyce Leonarda. Widać to m.in. w sposobie ukazania oczu i włosów. Twórczość Kaniewskiego jest dobrym przykładem oddziaływania sztuki renesansowej Italii na polską kulturę artystyczną w XIX stuleciu. Jego znakomite kopie dzieł Rafaela (przechowywane w MNW) i Leonarda czekają na gruntowne opracowanie.

Jerzy Miziołek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 kwietnia 2025