
Wiedza to potęga. Szkoła Główna i jej legenda
Uniwersytet Warszawski, największa uczelnia wyższa w Polsce, miał niezwykle dramatyczne losy, podobnie jak stolica Polski, której jest integralną częścią. Utworzony w latach 1808–1816 i zamknięty po powstaniu listopadowym został reaktywowany jako Szkoła Główna w 1862 roku na zaledwie 7 lat, ale wydał wielu wybitnych absolwentów.
.Aleksander Kraushar, jeden z wybitniejszych absolwentów Szkoły Głównej, tak o niej pisał już z perspektywy początków XX wieku: „Dnia 25 listopada 1862 roku, na dwa miesiące przed wybuchem styczniowego powstania roku 1863, odbyło się w dawnej sali gipsów, na terytorium Kadeckich koszar, uroczyste otwarcie wszechnicy warszawskiej, której gwoli uświęcenia tradycyi po najwyższych uczelniach Rzplitej, z woli margrabiego Wielopolskiego nazwę i godność Szkoły Głównej nadano”. Szkoła była rzeczywiście dziełem Aleksandra Wielopolskiego, który w czerwcu 1862 roku objął urząd naczelnika rządu cywilnego Królestwa. Ta nominacja była próbą znalezienia przez carat kompromisu ze społeczeństwem polskim represjonowanym od 1831 roku.
Był to moment swego rodzaju liberalizacji rządów, wynik silnej presji samych Polaków i opinii międzynarodowej oraz idei, które w Petersburgu reprezentował książę Konstanty, będący dość wyraźnym zaprzeczeniem swojego poprzednika w Warszawie – brata Aleksandra I. Niektórzy Polacy, jak Andrzej Zamoyski, adwersarz Wielopolskiego, nie zadowalali się proponowanym kompromisem. Jedni z nich, jak Zamoyski, zostali wydaleni z Królestwa, inni urządzali zamachy na carskich namiestników, jeszcze inni – w tym wielu studentów Szkoły Głównej – zasilili szeregi powstańców 1863 roku. Wielopolski, pomimo oczywistych zasług, był postacią kontrowersyjną. Nawet pozytywnie do niego nastawiony Jan Baudouin de Courtenay, wychowanek Szkoły Głównej, napisał: „Margrabia Wielopolski […] należał do wybitnych mężów stanu, obdarzonych niepospolitą energią, siłą woli i twórczością polityczną. Niestety, ten wybitny mąż stanu był marnym psychologiem, nie liczącym się z nastrojami i przeczuleniem społeczeństwa przez długie lata poniewieranego, nękanego i zbolałego. Postępowanie Wielopolskiego było wprost wstrętne. Uważał on za najpierwszy obowiązek odpychanie od siebie społeczeństwa i obrażanie go na każdym kroku.
W uznaniu dla jego zasług w dziedzinie oświaty narodowej, przez wdzięczność za stworzenie Szkoły Głównej i Szkoły Przygotowawczej, przebaczaliśmy Wielopolskiemu wszystkie jego uchybienia i przestępstwa […], przebaczaliśmy mu jego postępowanie despotyczne i za pomocą cenzury gniotące wszelką myśl wolną; […] przebaczaliśmy mu terroryzm i sport szubieniczny, a nawet usprawiedliwialiśmy wyroki śmierci, którym on współdziałał jako stanowczy przeciwnik wszelkich ułaskawień. […] Żądza nauki, żądza oświaty na gruncie polskim górowała nad wszystkim. W nauce, w oświacie widzieliśmy zbawienie kraju i narodu”.
Obejmując swój urząd, Wielopolski postawił zaborcy trzy warunki, z których pierwszy najbardziej nas tu interesuje. Dotyczył szkolnictwa wszystkich szczebli ze szczególnym jednak uwzględnieniem Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego, który miał zostać odnowiony. Wskrzeszonej uczelni odmówiono jednak nazwy „uniwersytet” z uwagi na niebezpieczeństwo polityczne; pamiętano bowiem o udziale studentów i profesorów w powstaniu listopadowym. Autorem nowej ustawy o wychowaniu publicznym, z której wyłoniła się koncepcja Szkoły Głównej, został wybitny pisarz Józef Korzeniowski. Z uwagi na fakt, że młodzież Królestwa od 30 lat pozbawiona była wyższej uczelni w Warszawie, uruchomiono kursy przygotowawcze dla kandydatów, które trwały od 1861 roku. Na dwa miesiące przed początkiem zajęć ogłoszono, że egzaminy dla kandydatów odbędą się pomiędzy 1 października a 1 listopada. Z kolei inne zawiadomienie, z 23 września, określało wymaganie naukowe dla nowo wstępujących. Oczekiwano od nich m.in. umiejętności tłumaczenia na polski Korneliusza Neposa, Juliusza Cezara, Salustiusza, Liwiusza, Wergiliusza i Owidiusza oraz możliwości „robienia opracowań łacińskich”.
Organizacja Uczelni, jej oblicze i funkcjonowanie

.Na rektora powołano lekarza Józefa Mianowskiego, który, jak niegdyś pierwszy rektor Uniwersytetu – Wojciech Szweykowski – okazał się wyborem najlepszym z możliwych. Nie był on ani wybitnym uczonym, ani pedagogiem, ale miał charyzmę, toteż szybko zdobył uznanie wśród profesorów i studentów. Wiele lat pracował w Petersburgu, gdzie wyrobił sobie opinię znakomitego medyka, i dzięki temu posiadał rozległe stosunki w rosyjskich sferach dworskich i arystokratycznych. Jak pisze Stefan Kieniewicz: „Telegram powołujący go na rektora Szkoły Głównej doszedł go we wrześniu t.r. [1862] we Włoszech w Albano” (nieopodal Rzymu). Mianowski był jeszcze dwukrotnie wybierany na rektora: w 1865 i 1868 roku. W tymże samym 1868 roku podjął starania o przemianowanie Szkoły Głównej na Uniwersytet. W rok później car wyraził na to zgodę, ale pod warunkiem, że jego językiem wykładowym nie będzie już polski, lecz rosyjski. Takiego upokarzającego kompromisu Mianowski nie mógł zaakceptować i Szkoła Główna po siedmiu latach działalności przestała istnieć. Do swojej ukochanej Italii powrócił zaraz po rozwiązaniu uczelni. Osiadł w Senigallii nad Morzem Adriatyckim, gdzie zmarł 6 stycznia 1879 roku. Jego doczesne szczątki, złożone w okazałym grobowcu, spoczywają do dziś na miejscowej nekropoli. Józef Mianowski miał dość szerokie zainteresowania, które obejmowały także kulturę artystyczną; w 1867 roku został nawet obrany wiceprezesem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych.
Uczelnia składała się z czterech, a nie z pięciu wydziałów, jak pierwszy Uniwersytet Warszawski, a więc: Lekarskiego, Matematyczno-Przyrodniczego, Prawa i Administracji oraz Filologiczno-Historycznego. Nauczanie Sztuk Pięknych nie znalazło już miejsca w programie studiów, jak było w przypadku pierwszego Uniwersytetu. Pomimo wysiłków nie udało się zatrudnić w Szkole kilku wybitnych ludzi tamtych czasów. Należał też do nich m.in. Józef Ignacy Kraszewski, najlepszy niewątpliwie kandydat na katedrę literatury polskiej, który nie akceptował jednak wielu posunięć margrabiego Wielopolskiego.
Mimo to wśród młodzieży pozbawionej tak długo szkoły wyższej wybuchł niezwykły entuzjazm do nauki. Feliks Ochimowski – jeden z absolwentów tak pisze: „Na ławach byłej Szkoły Głównej studenci wyjątkowo są pilni, budzą podziw przybyszów z dalekich okolic. Ten i ów pochłania wiedzę, czyta mnóstwo książek. Wkrótce mamy skutek trudu w kształcie cichej krytyki poglądów profesorskich. Powiadam cichej o tyle, że młodzież uwagi robi albo w przerwie między jedną a drugą prelekcją, albo w jakiej jadłodajni, gdzie śpieszniej zjadano więcej niż skromny posiłek, albo na herbatce w gronie zaledwie kilkunastu kolegów, albo zdolniejsi piszą pierwsze sprawozdanie z przeczytanych książek w »Przeglądzie Tygodniowym«. […] Debaty się toczą nad prądem pojęć noszącym miano liberalizmu, postępu, nad epigonami romantyzmu, nad bezbarwnością poezji ówczesnej, nad bezmyślną treścią czasopisma, nad potrzebą przyswajania autorów obcych. Najpierw echa pozytywizmu zachodniego dochodzą młodzież z pojedynczych katedr wydziału przyrodniczego i lekarskiego; w następstwie rzeczy czyta się już dzieła oryginalne. Nazwiska Augusta Comte’a, Littrego, Renana, Buckle’a, Darwina, Milla, Taine’a są przedmiotem dyskusji”.

.Wśród profesorów i studentów Szkoły Głównej znalazły się osoby prawdziwie wybitne, których rola w nauce i kulturze polskiej jest powszechnie znana, m.in. Samuel Dickstein, Julian Ochorowicz, Filip Sulimirski (wydawca Słownika geograficznego), Zygmunt Gloger (autor Encyklopedii staropolskiej), Zygmunt Węclewski (autor ciągle używanego Słownika grecko-polskiego), Henryk Struve, Karol Estreicher, Piotr Chmielowski, Aleksander Świętochowski, Henryk Sienkiewicz i Bolesław Prus. Zarówno wszystkim wymienionym, jak i wielu innym absolwentom uczelni przypadła do spełnienia ogromnie ważna rola dziejowa.
Józef Kotarbiński w przemówieniu na wieczorze poświęconym Henrykowi Sienkiewiczowi, gdy jego głowę ozdobił laur noblisty, wypowiedział znamienne słowa: „Wychowańcy Szkoły Głównej, po zamknięciu naszej wszechnicy, rozbiegli się po kraju i poza krajem jak gromadki gońców z pochodniami zapalonymi od wielkiego ogniska nauki polskiej. Pod wpływem nowych prądów, pism i wydawnictw popularyzacyjno-naukowych podniósł się szybko poziom średni klas inteligentnych w Królestwie, przy zdrowym wyrabianiu się dążeń decentralizacyjnych na prowincji”.
Bolesław Prus w 1903 roku wspominał: „W owej epoce dosięgało szczytu to dziwne pokolenie Polaków, które, mówiąc poetycznym językiem, na swoim sztandarze wypisało zdanie: »Wiedza to potęga«. Pokolenie to nazywało siebie pozytywistami, zasadniczą zaś cechą pozytywistów nie było, jak wyobrażali sobie niektórzy, zdradzanie kraju i niewierzenie w Boga, ale wiara w to, że: trzeba czytać więcej książek naukowych, a choćby tylko popularnie-naukowych aniżeli poezyj i romansów. Trzeba więcej zajmować się rolnictwem, przemysłem, handlem, oświatą, odkryciami i wynalazkami aniżeli jałową polityką. Przyszłość świata leży nie w pięknych marzeniach, nie w patriotycznych deklamacjach, ale w wytrwałej pracy; nie w wojnach, ale w cywilizacji. Takim było pokolenie głoszące, że »Wiedza to potęga«, przy którym ruch wydawniczy podskoczył o 38 procent”.
Według badaczy tamtej epoki w Szkole tej, pomimo tak krótkiego okresu jej istnienia, studiowało niemal 3500 studentów, w tym aż 1314 na Prawie i Administracji (ten wydział ukończyli m.in. Bolesław Prus i słynny historyk Władysław Smoleński) i tylko 164 na wydziale Filologiczno-Historycznym. Dysponujemy całkiem sporą ilością informacji dotyczących ulokowania poszczególnych wydziałów i miejsc, w których prowadzono ważniejsze zajęcia. M.in. z cytowanego tekstu Kraushara wiadomo, że pierwsze Audytorium Szkoły Głównej mieściło się „w dawnej sali muzealnej”, a więc w zachowanej do dziś Sali Kolumnowej Wydziału Historycznego.
Jak pisze świadek tamtych wydarzeń – Stanisław Borowski – były w niej „stoły i wąskie ławeczki bez poręczy, i to w niedostatecznej ilości”. Dopiero w 1865 roku do tej wydłużonej sali wstawiono 30 ławek z pulpitami na użytek wykładów kursu prawa. W tym samym budynku, zajmowanym pierwotnie przez Oddział Sztuk Pięknych, pomieszczono gabinet i pracownię zoologiczną oraz salę anatomii porównawczej. Aulę z prawdziwego zdarzenia – zaprojektowaną przez Bolesława Podczaszyńskiego – otwarto dopiero w 1865 roku w pawilonie usytuowanym po drugiej stronie wejścia na teren Uniwersytetu. Była to jedna z największych sal w Warszawie, w której odtąd odbywały się wszystkie uroczystości oficjalne, ważne prelekcje i posiedzenia publiczne; mieściło się w niej bez mała tysiąc słuchaczy (obecnie jest to audytorium Wydziału Nauk Politycznych). Oświetlało ją 20 lamp gazowych, a ozdabiały malowidła imitujące sztukaterie i ukazujące przestworza niebios. Te ostatnie przedstawiał ogromny plafon, w którego centrum jaśniało słońce otoczone pięcioma gwiazdami; przypominały one o pięciu wydziałach pierwszego Uniwersytetu. W samym Pałacu Kazimierzowskim mieściła się na parterze Biblioteka Główna, na piętrze zaś były biura Komisji Wyznań Religijnych. W gmachu stojącym na północ od Pałacu ulokowano gabinety fizyczny, mineralogiczny i geologiczny.
Gmach nazywany dziś Szkołą Główną (dawne Gimnazjum Realne) został także odpowiednio zaadaptowany. Utworzono w nim audytorium dla wydziału Matematyczno-Fizycznego oraz laboratoria i pracownie chemiczne. Od strony wejścia ulokowano kancelarię i rektorat. Autor artykułu w „Tygodniku Ilustrowanym” z 1866 roku napisał: „Jest to główny gmach Szkoły, w nim bowiem mieści się większa część audytoryów, sala obrad akademickich, czytelnia profesorska i biuro”. Wydział Medyczny, podobnie jak jego poprzedniczka Akademia Medyko-Chirurgiczna, założona w 1857 roku, funkcjonował głównie w Pałacu Staszica.
Legenda Szkoły Głównej
.Trzeba się zgodzić z Bolesławem Prusem, że wychowankowie Szkoły Głównej stanowili rzeczywiście grupę niezwykłą, należeli do szczególnego pokolenia. Szybko stworzyli piękną legendę swej Almae Matris. Kraushar już w 1883 roku ogłosił pierwszą na jej temat publikację. Ale wcześniej zbudowano na jej cześć pomnik jeszcze większy. W 1879 roku na wieść o śmierci ukochanego rektora Szkoły postanowiono utworzyć Kasę im. Mianowskiego, której rola w nauce i kulturze polskiej jest powszechnie znana. Dzięki niej wydano m.in. wiele ważnych książek, jak choćby biografię Joachima Lelewela. Barwy legendzie uczelni nadały też zjazdy „wychowańców b.[yłej] Szkoły Głównej” w latach 1902 i 1912, które przyniosły dwie kolejne, cenne publikacje. W pierwszym z nich udział wzięło 600 osób, w drugim już tylko 300. Korzystano więc z każdej okazji, by rozpamiętywać swoją ukochaną szkołę. Nie tylko zresztą rocznicę jej otwarcia, ale także i zamknięcia, jak w 1919 roku. W dniu inauguracji odrodzonego Uniwersytetu Warszawskiego – 15 listopada 1915 roku – Józef Brudziński, kolejny wielki rektor UW, wypowiedział znamienne słowa: „Szczególnym wzruszeniem przejmuje nas obecność w tej sali trzech profesorów Szkoły Głównej: Ignacego Baranowskiego, Władysława Holewińskiego i Walentego Miklaszewskiego. Cześć Wam, którzy jesteście arką przymierza między dawnymi a nowymi laty; ze wszystkich nagród, jakie Wam społeczeństwo dało, a nie skąpiło Wam uznania, największą nagrodą, drodzy, czcigodni mistrze, jest Wam chwila obecna, bo oto źrenice Wasze oglądają jeszcze raz narodziny umiłowanej przez Was Wszechnicy. Błogosławcie nam na drogę trudów i żyjcie jak najdłużej, abyście mogli wyrazić nam jeszcze choć skromne uznanie. Cześć Wam i hołd”.
Zamknięcie Szkoły Głównej i utworzenie rosyjskiego Uniwersytetu
.W lutym 1867 roku namiestnik carski Królestwa Fiodor Berg napisał do swych mocodawców w Petersburgu: „Margrabia Wielopolski zorganizował Szkołę Główną w Warszawie na czysto polski wzór uczelni krakowskiej [Uniwersytetu Jagiellońskiego], co tłumaczy jej rewolucyjnego ducha w 1862 i 1863 r. Uważam, że przyszedł czas zreorganizowania tej instytucji w myśl zasad i form obowiązujących w Cesarstwie”. Car był jeszcze mniej niż Berg nastawiony do poszukiwania kompromisu w sprawie Szkoły Głównej. W 1869 roku zapadła decyzja o utworzeniu w Warszawie rosyjskiego Uniwersytetu. Ambitna w swoich zamierzeniach i programie kształcenia Szkoła Główna przestała istnieć. Jej miejsce zajęła prowincjonalna uczelnia i narzędzie rusyfikacji, w której liczba studentów spadła dramatycznie. Szymon Askenazy odnotował, że patrząc na stosunki ludnościowe, „frekfencya polska Uniwersytetu warszawskiego obniżyła się w porównaniu z Aleksandrowskim o przeszło 180 proc., zaś w porównaniu ze Szkołą Główną – o przeszło 210 proc.”.

.Aż do odrodzenia Polski w 1918 r. jej historia i kultura żyły przede wszystkim dzięki wzniosłym myślom poetów i pisarzy, jak Sienkiewicz, malarzom, jak Wojciech Gerson i Józef Chełmoński, i artystom estradowym występującym w Ameryce, takim jak Paderewski. Wszyscy wymienieni wyrośli ze Szkoły Głównej lub z warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Wraz Heleną Modrzejewską, Janem Matejką i wieloma innymi twórcami nauki i kultury tak pięknie opowiadali Polskę światu, że wreszcie, wraz z uniwersytetami, w tym Uniwersytetem Warszawskim, zmartwychwstała. Sienkiewicz nie doczekał tego momentu, ale w swoim przemówieniu w Sztokholmie, w dniu otrzymania Nagrody Nobla (10 grudnia 1905 r.), proroczo to odrodzenie przepowiedział. Obecnie Szkoła Główna, której tympanon zdobią postacie Platona i Arystotelesa wśród uczniów, jest siedzibą Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.


