Musimy poprawić jakość uczelni, konsolidować je i lepiej opłacać
Musimy robić wszystko, by poprawić jakość wykształcenia polskich absolwentów. To sprawa olbrzymiej wagi dla przyszłości Polski – komentuje wyniki rankingu szanghajskiego prof. Michał KLEIBER
.Z polskiego punktu widzenia wyniki, jakie osiągają polskie uczelnie w rankingu szanghajskim, są bardzo stabilne. W pierwszym tysiącu zestawienia od dawna jest ok. dziesięciu polskich uczelni. W tym roku jest osiem, w zeszłym było dziewięć. Te zmiany ilościowe są mało istotne. Faktem jest bowiem, że wypadamy słabo. Nie jest też specjalną pociechą, że uniwersytety europejskie w ogóle wypadają relatywnie słabo. Choć oczywiście wiele z nich jest znacznie wyżej niż polskie.
Zasadniczo należy jednak podkreślić dwie kwestie. Przede wszystkim uczelnie wyższe, a zwłaszcza ich absolwenci mają niesamowity, olbrzymi wprost wpływ na rozwój kraju. Nie przez przypadek w końcu te najlepsze uczelnie z rankingu szanghajskiego znajdują się w Ameryce, w rejonach, które są gospodarczo najsilniejsze. Nie jest też tak, że tamtejsze firmy finansują te uczelnie i dlatego one są w rejonach świata, w których są. Zależność jest odwrotna: przedsiębiorstwa są wspierane przez te najlepsze uczelnie, ich absolwenci zakładają firmy i startupy. Stąd też właśnie tam powstają najważniejsze, innowacyjne przedsięwzięcia na świecie. Jeśli więc Polska nie zdobędzie się na to, żeby mieć kilka uczelni na naprawdę najwyższym poziome, to rozwój naszego kraju będzie znacznie wolniejszy od tego, co sobie wymarzyliśmy.
Oczywiście, uczelnie muszą być dobrze finansowane. W Polsce pieniędzy na szkolnictwo wyższe jest ciągle zbyt mało. Mam nadzieję, że to się będzie stopniowo poprawiać. Z tym łączy się też sprawa restrukturyzacji całego systemu szkolnictwa wyższego. W Polsce jest wciąż zbyt wiele uczelni wyższych. To jest jeden z głównych powodów, dla których wypadamy słabo w rankingach. Nasze szkolnictwo wyższe jest bowiem rozdrobione od dobrych kilkudziesięciu lat. Mamy osobno uczelnie medyczne, ekonomiczne, rolnicze i przyrodnicze, osobno humanistyczne i zajmujące się naukami ścisłymi. A to kwestia bardzo wpływowa, bowiem ranking szanghajski nie uwzględnia wielkości uczelni – im więcej praowników, tym wiecej potencjalnych osiągnięć. Gdyby główne uczelnie w Warszawie się połączyły, to byłyby o kilkaset miejsc do przodu na liście rankingowej. To jest wielki problem – trudny do rozwiązania. Choć następuje pewna konsolidacja uczelni w Polsce, jest ona powolna i ostatnio się zatrzymała, mimo że przez pewien okres bardzo dużo się o tym mówiło.
Przede wszystkim jednak ranking szanghajski nie odpowiada w istocie rzeczy wymaganiom, które powinien stawiać przed uczelniami. Jest bardzo popularny i wpływowy w tym sensie, że np. studenci z zagranicy chętnie wybierają te uczelnie, które znajdują się na wysokich miejscach w tym rankingu. To bardzo ważne, ale gdy spojrzy się na rankingowe kryteria, to można dostrzec, że są one dalekie od idealnych. I to moim zdaniem bardzo poważny problem, bo ranking szanghajski preferuje uczelnie, które mają też specyficzną sytuację. Jeśli bowiem do jakości edukacji zalicza się liczbę absolwentów uhonorowanych Nagrodą Nobla czy Medalem Fieldsa, to w polskich warunkach jest to zupełnie paradoksalne.
.Ten sam zarzut zresztą dotyczy jakości kadry naukowej. Wskaźnik ten jest w zasadzie jednym z najsilniejszych czynników w rankingu szanghajskim. Jest to oceniane na podstawie liczby pracowników nagrodzonych Nagrodą Nobla czy Medalem Fieldsa. Kolejnym czynnikiem jest lista cytowań, ale tak naprawdę tutaj jest jeszcze oddzielny problem, bo dotyczy to przede wszystkim autorów publikujących po angielsku. A w Polsce duża część autorów, na przykład w naukach humanistycznych, bazuje na pracach publikowanych jednak po polsku. Z punktu widzenia krajowych uczelni to też ogromne wyzwanie.
Mamy przecież polski ranking. Różni się on od szanghajskiego nawet liczbą kryteriów – w polskim rankingu jest ich trzydzieści jeden, a w szanghajskim – sześć. Pokazuje to ponadto, jak głęboko można wejść w sytuację na uczelni, żeby można ją było dobrze ocenić.
Oczywiście, powinniśmy się starać, żeby mieć lepsze uczelnie, i dlatego warto analizować tego typu wyniki rankingowe. Trzeba też jednak powiedzieć, że na świecie jest ok. dziesięciu tysięcy uczelni. Nawet więc znalezienie się w pierwszym tysiącu to jest sukces – jest się wówczas w dziesięciu procentach najlepszych uczelni na świecie. Nie jest to więc dramat, że mamy w rankingu szanghajskim tylko osiem czy dziewięć uczelni, ale to nie zaspokaja naszych ambicji, jeśli chcemy naprawdę szybko się rozwijać. Aby spełnić to marzenie, musimy poprawić jakość uczelni, konsolidować je i lepiej opłacać. Wówczas będziemy mieć satysfakcję, wypadając lepiej w rankingach, takich jak szanghajski. Ale przede wszystkim musimy robić wszystko, by poprawić jakość wykształcenia polskich absolwentów. To sprawa olbrzymiej wagi dla przyszłości Polski.