Prof. Michał KLEIBER: Niezbędna, choć trudna walka z dezinformacją w internecie

Niezbędna, choć trudna walka z dezinformacją w internecie

Photo of Prof. Michał KLEIBER

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny "Wszystko Co Najważniejsze". Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN 2007-2015, minister nauki i informatyzacji 2001-2005, w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Głoszenie w internecie antynaukowych opinii wymaga zdecydowanego przeciwdziałania. To jedno z kluczowych wyzwań mających olbrzymie znaczenie dla kształtowania naszej przyszłości – pisze prof. Michał KLEIBER

W czasach zagrożenia pandemicznego, gdy dla ponad 2 mld ludzi na świecie siedzących w domach internet jest głównym źródłem informacji, dbałość o ich rzetelność urasta do rangi jednego z kluczowych problemów naszej cywilizacji.

Aby ukazać skalę wyzwania, przytoczmy niedawne dane ogłoszone przez Facebook – ponad 50 mln informacji oznakowano w ostatnim okresie na tym portalu jako prawdopodobnie fałszywe, co nie zapobiegło obejrzeniu ich przez prawie 120 mln osób. To kolejny dowód na nieprawdziwość mitu o prawdzie zawsze triumfującej nad kłamstwem. Mitu, którego powszechność umożliwiała przez dekady niekontrolowany rozwój komunikacji sieciowej.

Dzisiaj wiemy, że tak rozumiana swoboda wyrażania opinii może stać się narzędziem o niezwykle niebezpiecznym potencjale zagrożeń społecznych. Wiemy o dokonywanych sieciowo oszustwach finansowych, wyborczych, o różnych formach szantażu, o manipulowaniu opinią publiczną i wywoływaniu nastrojów społecznych służących interesom politycznym.

Przypomnijmy, że istotą przyzwolenia na tę nieograniczoną swobodę działań jest prawo każdego z nas do wyrażania swych opinii. Przypomnijmy jednak także, że prawo to powiązane jest z warunkiem, aby działo się to bez krzywdy wyrządzanej innym. Internet dziś nie spełnia tego warunku. Dobrze więc, że zaczynamy o tym otwarcie mówić. Świadome tego są dzisiaj także dominujące na rynku firmy technologiczne, podejmujące najróżniejsze działania ukierunkowane na eliminację sieciowego kłamstwa.

Deklarowana wola zapobiegania dezinformacji ze strony firm administrujących portalami społecznościowymi, wspieranymi coraz większą społeczną wiedzą na ten temat, stanowi dzisiaj dobrą podstawę do stworzenia powszechnie obowiązujących standardów komunikacji sieciowej. Standardów, które ograniczać będą swobodę wypowiedzi tylko do minimum niezbędnego do przestrzegania podstawowych, powszechnie uznawanych wartości etycznych i działań zgodnych z istotą ładu demokratycznego. W przypadku np. pandemii wydaje się to (niestety tylko teoretycznie) nie tak trudne – propagować powinniśmy jedynie informacje o medycznie potwierdzonej prawdziwości, a zwalczać wszystkie niemające tego charakteru. W innych obszarach życia publicznego sytuacja jest dalece bardziej skomplikowana. Weźmy politykę. Jak prawidłowo pogodzić należne każdemu prawo do artykułowania swych politycznych preferencji ze stwierdzonymi już wielokrotnie daleko idącymi skutkami sieciowej, trudnej do szybkiej oceny dezinformacyjnej propagandy?

W tym miejscu nie sposób nie wrócić do aktualnego problemu pandemii. Internetowe upowszechnianie przez Chiny fałszywych informacji, oskarżających o wywołanie epidemii państwa UE bądź USA z jednej strony, a z drugiej promocja na wielu portalach poglądów o fikcyjności obecnej pandemii i nawoływania do niestosowania się do zalecanych środków zapobiegawczych (noszenia maseczek w szczególności), może mieć fatalne, dalekosiężne skutki społeczne. Ze względu na rosnącą rolę komunikacji internetowej głoszenie antynaukowych opinii o potencjalnie olbrzymiej szkodliwości społecznej wymaga zdecydowanego przeciwdziałania. Wypracowanie wspólnej zdolności do radzenia sobie z problemami tego typu jawi się jako jedno z kluczowych wyzwań stojących przed nami i ma olbrzymie znaczenie dla świadomego kształtowania naszej przyszłości.

Niestety, szeroko ostatnio demonstrowana dobra wola w zwalczaniu internetowej dezinformacji po stronie państwowych regulatorów i firm to jedno, skuteczność podejmowanych dotychczas działań to co innego.

Giganci internetowi deklarują gotowość do przeprowadzania selekcji zamieszczanych informacji w aspekcie ich rzetelności – pod warunkiem jednak, że nie zagrozi to ich oczekiwaniom biznesowym. Bojąc się konsekwencji w postaci obniżenia popularności portali, opóźniają cenzurowanie fałszerstw, twierdząc, że brakuje im do tego właściwych narzędzi.

Nie podlegając żadnym (poza atrakcyjnością mierzoną liczbą wejść na portal) zasadom publicznego rozliczania się z konsekwencji swej działalności, demonstrują wprawdzie gotowość do wprowadzenia różnych sposobów znakowania nierzetelnych informacji, ale po wielomiesięcznym już okresie takich prób trudno byłoby uznać je za satysfakcjonujące.

Urzędy regulacyjne w poszczególnych państwach też niezbyt ochoczo zabierają się do działań, bojąc się oskarżeń o cenzurowanie publikowanych treści. Widać to wyraźnie w trakcie obecnej pandemii, gdy wszelkie próby śledzenia kontaktów osób zarażonych, czyli działania mającego kluczowe znaczenie dla ograniczania zasięgu choroby, napotykają na silną krytykę osób podejrzewających władze o realne bądź choćby tylko potencjalne naruszanie w ten sposób ich prywatności. Spowodowało to usilne starania regulatorów w wielu krajach o anonimizację i decentralizację zbieranych informacji, ale opóźniło wprowadzenie tych aplikacji w życie – zapewne nie bez konsekwencji zdrowotnych.

.Powiedzmy dobitnie, że krytyczna obserwacja działań rządów realizujących cele polityczne jest zawsze bardzo ważna. Powyższy przykład jasno i nie pierwszy raz wskazuje pilną potrzebę szukania, uwzględniającego szeroką opinię publiczną, porozumienia polityków i firm internetowych na rzecz stworzenia międzynarodowych standardów funkcjonowania internetu.

Michał Kleiber

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 listopada 2020
Fot. Mateusz WŁODARCZYK / Forum