
Polska i Afryka Wschodnia –partnerstwo zbudowane na historii, suwerenności i wspólnej wizji przyszłości
Partnerstwo z Afryką Wschodnią może być czymś więcej niż epizodem czy próbą nadrabiania zaległości – punktem wyjścia do nowego myślenia o polityce zagranicznej w zmieniającym się świecie: od porządku opartego na wyraźnej hegemonii do świata bardziej wielobiegunowego, od uniwersalizmu dominującego do pluralizmu dialogicznego – pisze prof. Piotr BIŁOS
Dyplomacja narracyjna: opowieść o wizycie, która zmienia perspektywę
.W lutym 2024 roku prezydent RP Andrzej Duda wraz z małżonką odbył historyczną wizytę państwową w trzech krajach Afryki Wschodniej: Kenii, Rwandzie i Tanzanii. Była to pierwsza tego rodzaju podróż dyplomatyczna polskiej głowy państwa do regionu, który w ostatnich latach zyskuje kluczowe znaczenie na mapie globalnych przetasowań politycznych i gospodarczych. Sama obecność prezydenta, a także charakter i zakres podpisanych porozumień, pokazują wyraźnie, że nie była to wizyta kurtuazyjna. To początek jakościowej zmiany – próba zdefiniowania partnerskich relacji opartych na wzajemnym uznaniu i współtworzeniu, a nie hierarchii czy zależności. Polska, dotąd słabo obecna na tej scenie, sygnalizuje wolę aktywnego zaangażowania.
Polska i Afryka Wschodnia to dwie rzeczywistości historyczne, które dzieli geografia, ale łączy głębokie doświadczenie podmiotowości zagrożone przez obce imperia. Polska przeszła przez rozbiory, okupację hitlerowską i podporządkowanie sowieckie; Afryka Wschodnia – przez brutalną kolonizację brytyjską i niemiecką.
W przeciwieństwie do wielu państw zachodnich, Polska nigdy nie była imperium kolonialnym – nie prowadziła ekspansji terytorialnej poza Europę, nie posiadała zamorskich posiadłości ani nie uczestniczyła w procederze eksploatacji kontynentu afrykańskiego.
Doświadczenie własnej nowożytnej historii Polski to raczej historia podległości – rozbiorów, okupacji, podporządkowania. Ta przeszłość, która uczyniła z niej przez długie lata obiekt cudzej polityki i przemocy, może dziś stanowić o sile jej wiarygodności w relacjach międzynarodowych. Nie niesie bowiem ze sobą ciężaru dawnego panowania, przymusu czy wyzysku, a polska polityka zagraniczna może – przynajmniej potencjalnie – opierać się na słuchaniu z uwagą i zaufaniu.
Ryszard Kapuściński wielokrotnie podkreślał, że doświadczenie bycia biednym, słabym, przegranym pozwala głębiej rozumieć świat nieuprzywilejowanych. Dla polskiego reportera pisanie o ubogich nie było wyborem estetycznym ani gestem dobroci – było aktem egzystencjalnej solidarności. Uważał, że bieda to nie tylko brak pożywienia, lecz stan „społeczny i mentalny”, w którym „człowiek nie widzi wyjścia z sytuacji, w jakiej się znalazł”. Pisał o ludziach „nieszanowanych, poniżanych, lekceważonych”, pozbawionych głosu – i dlatego, jak powtarzał, „ktoś musi mówić w ich imieniu”.
Ten głos musiał płynąć z wnętrza doświadczenia. „Muszę żyć wśród ludzi, jadać z nimi i głodować z nimi. Gdy jestem w Afryce, to nie piszę listów i nie telefonuję do domu. Inny świat znika. W przeciwnym wypadku byłbym outsiderem.” – stwierdzał. „Dla mnie podstawową rzeczą jest żyć tak, jak ludzie, o których piszę” – wyznawał, formułując fundamentalną zasadę swojej pracy reporterskiej. Rozumienie świata nieuprzywilejowanych wymagało od niego nie tyle opisu, co współodczuwania. Nie chodzi jednak o to, by dziś naśladować jego reporterską drogę, lecz by mieć na uwadze płynące z niej refleksje – jako etyczny i poznawczy kierunkowskaz, przypominający, z jakiej pozycji warto patrzeć na świat.
To nie przypadek, że jego największe reportaże powstały w Afryce – kontynencie, z którym łączył Polskę pewien typ egzystencjalnej pamięci: pamięci o przemocy systemowej, o narzucaniu obcego języka, o walce o przetrwanie kultury. „Pochodzę z Polesia, które było najbiedniejszą częścią Polski i być może — Europy. […] Chętnie przebywałem w krajach ubogich, bo było w nich coś z Polesia. Jako reporter nie miałem wahań, czy wybrać Szwajcarię czy Kongo, Paryż czy Mogadisz. Wybierałem Kongo i Mogadisz — tam było moje miejsce, bo tam był mój temat.”
W pewnym sensie to właśnie historyczny brak statusu klasycznej potęgi kolonialnej sprawia, że spojrzenie z pozycji słabszych bywa Polakom szczególnie bliskie. Polska tradycja – naznaczona okresami wymazywania z mapy i walki o przetrwanie języka i kultury – częściej niż niektóre europejskie doświadczenia uczyła, czym jest egzystencjalne napięcie między dominacją a podmiotowością.
Równocześnie warto zniuansować tę narrację. W polskiej debacie historycznej pojawiały się głosy wskazujące na cechy kolonizacyjne w obecności Rzeczypospolitej na jej wschodnich rubieżach – w dominacji elit społecznych, narzucaniu przez nie modelu polityczno-ekonomicznego. Tego typu interpretacje, akcentujące realne nierówności, budzą krytyczny dystans niektórych historyków – jak profesor Andrzej Nowak, który nie zaprzecza ich istnieniu, lecz zwraca uwagę na złożoność relacji i ryzyko uproszczeń w zachodnich kliszach oceny. W jego ujęciu mieliśmy raczej do czynienia z procesem asymilacji i integracji w ramach wspólnoty politycznej – często niedoskonałej, ale nie opartej na przymusie imperialnym. Spojrzenie tych, którzy próbują interpretować wschodnią ekspansję Rzeczypospolitej jako formę „wewnętrznej kolonizacji” warto znać, ale nie może ono przesłonić faktu, że doświadczenie rozbiorów, zaborów i wymazywania państwowości wpisuje Polskę raczej w grono narodów kolonizowanych niż kolonizatorskich.
W tym kontekście interesująco wybrzmiewają także słowa Josepha Conrada – pisarza urodzonego w 1857 roku w Berdyczowie (ówczesne Imperium Rosyjskie), wychowanego w atmosferze oporu i wygnania, którą dzielił z ojcem zesłanym za działalność niepodległościową. W młodości mieszkał m.in. w Żytomierzu, Czernihowie i Lwowie, zanim wyemigrował na Zachód. Ten klasyk literatury o imperializmie, autor Jądra ciemności, sam pochodził z narodu poddawanego dominacji. Rozbiory Polski analizował bez złudzeń:
„As an act of mere conquest the best excuse for the partition lay simply in the fact that it happened to be possible; there was the plunder and there was the opportunity to get hold of it.”
Rozbiory Polski były, jako akt czystego podboju, możliwe dlatego, że pojawiła się okazja – łup był w zasięgu ręki.
Podkreślał, że dopiero po rozbiorach Rosja zaczęła grać rolę europejskiego mocarstwa, a działania Fryderyka Pruskiego były jawnie zdradzieckie:
„Frederick of Prussia […] entered deliberately into a treaty of alliance with the Republic, and then, before the ink was dry, tore it up in brazen defiance of the commonest decency.”
Fryderyk Pruski, zawarłszy układ z Rzecząpospolitą, złamał go, zanim wyschnął atrament – z bezczelnością urągającą elementarnej przyzwoitości.
Zdaniem Conrada, Polska została nie tylko pozbawiona państwowości, ale także symbolicznej tożsamości:
„Even that [geographical expression] seemed strangely vague, rendered doubtful by the theories of the spoliators, who, denying the moral guilt, tried to throw a veil of high rectitude over the Crime.”
Nawet jako pojęcie geograficzne Polska stała się nieokreślona – rozmyta przez teorie zaborców, którzy, zaprzeczając moralnej winie, próbowali okryć zbrodnię pozorem szlachetności.
Conrad zdecydowanie odrzucał narrację o imperialnym podboju ziem litewskich i ruskich przez Polskę. Podkreślał, że unia polsko-litewska, która przekształciła się w Rzeczpospolitą Obojga Narodów (1569) była przykładem dojrzewającego przez dziesięciolecia porozumienia narodów, a zatem świadomym wyborem społecznym i politycznym:
„The lands of Lithuanian and Ruthenian speech were never conquered by Poland. […] The slowly-matured view of the economical and social necessities and, before all, the ripening moral sense of the masses were the motives that induced the representatives […] to enter into a political combination unique in the history of the world.”
Ziemie litewskie i ruskie nie zostały przez Polskę podbite – unia była wynikiem długiego dojrzewania społecznego i moralnego, wyjątkową w dziejach decyzją o wspólnym bycie politycznym.
Wstęp do unii horodelskiej z 1413 roku, który cytuje Conrad, zaczyna się słowami:
„This Union, being the outcome not of hatred, but of love.”
„Unia ta nie wypływa z nienawiści, lecz z miłości” – i jak dodaje pisarz – „nigdy jeszcze polityczny dokument nie wyraził prawdy równie trafnie.”
Conrad widział w Rzeczypospolitej nie tylko państwo, ale ideę wspólnoty obywatelskiej wyprzedzającej swój czas. Dlatego w jego oczach rozbiory nie były tylko aktem przemocy wobec konkretnego państwa, lecz zamachem na możliwość istnienia pluralistycznego ładu w Europie Środkowo-Wschodniej. Podkreślał przy tym, że w XIX wieku dążenia wolnościowe nie miały charakteru etnonacjonalistycznego, lecz obejmowały wszystkie narody dawnej Rzeczypospolitej:
„All the national movements towards liberation were initiated in the name of the whole mass of people inhabiting the limits of the old Republic, and all the Provinces took part in them with complete devotion.”
Wszystkie ruchy narodowe zmierzające do wyzwolenia były inicjowane w imieniu całej ludności zamieszkującej dawną Rzeczpospolitą, a wszystkie jej prowincje uczestniczyły w nich z pełnym oddaniem.
Dla Conrada rozbiory Polski uosabiały przemoc wymierzoną w samą ideę wspólnoty politycznej i prawa do istnienia – rodzaj przemocy, z którym przez wieki mierzyły się także narody afrykańskie. To doświadczenie wymazywania, podporządkowania, utraty sprawczości nie musi rodzić resentymentu – może tworzyć przestrzeń solidarności i współodczuwania.
Aby jednak relacje między Polską a Afryką mogły się rzeczywiście rozwijać, konieczne jest przekroczenie dwóch barier: dystansu geograficznego i – w dużej mierze pozornego – poczucia kulturowej obcości. Jeżeli Polska podejmie z zaangażowaniem i otwartością strategię konstruktywnego dialogu, gotową do uznania różnic, ale i poszukiwania wspólnych wartości, wówczas otworzy się przestrzeń wzajemnej i długofalowej współpracy.
Wizyta z lutego 2024 roku — z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, pierwszej damy Agaty Kornhauser-Dudy i liczącej kilkadziesiąt osób delegacji — obejmowała zarówno gesty symboliczne (np. złożenie wieńca w Uhuru Gardens w Nairobi i wizyta w Centrum Pamięci Ludobójstwa w Kigali), jak i konkretne inicjatywy gospodarcze i edukacyjne, stanowiąc próbę zmniejszenia dystansu i wyznaczenia nowej mapy relacji między Polską a Afryką Wschodnią.
Współpraca gospodarcza: logistyka zaufania i równowagi
.Podczas wizyty podpisano szereg porozumień dotyczących rozwoju współpracy gospodarczej. W Kenii na pierwszy plan wysunęły się kwestie związane z rolnictwem, bezpieczeństwem żywnościowym, energią odnawialną i infrastrukturą logistyczną. W Rwandzie nacisk położono na sektor technologii, edukację, cyberbezpieczeństwo i przetwórstwo surowców. W Tanzanii istotną rolę odegrały kwestie zdrowia publicznego i pamięci historycznej.
Polska – z jednej strony jako kraj posttransformacyjny, z drugiej jako państwo rozwijające swój potencjał eksportowy – widzi w Afryce Wschodniej partnera nie tylko handlowego, ale także technologicznego i instytucjonalnego. FIRETRACK – centrum szkolenia strażaków w Kiambu zbudowane przez PCPM (Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej) – to przykład dyplomacji technicznej, opartej na przekazywaniu kompetencji i wzmacnianiu lokalnych struktur ratunkowych. W Rwandzie natomiast obecność polskiego kapitału (LuNa Smelter) oraz partnerstwa w obszarze wysokich technologii wskazują na rosnącą gotowość do długoterminowej obecności inwestycyjnej.
Kenia jawi się jako brama do ZLECAf (Zone de Libre-Échange Continentale Africaine) –
czyli po polsku Afrykańskiej Kontynentalnej Strefy Wolnego Handlu. Jej porty (Mombasa, Lamu) mogą być punktami dostępu dla polskich towarów i usług. Rwanda wnosi do relacji komponent technologiczno-edukacyjny, a Tanzania stanowi przestrzeń wspólnej pamięci (Tengeru), jak również potencjał dla wspólnego rozwoju sektora medycznego i turystycznego.
Współpraca ta nie może jednak opierać się wyłącznie na wymianie towarów. Potrzebne są instrumenty strukturalne: bilateralne rady gospodarcze, fundusze wspólnych inwestycji, programy wsparcia dla lokalnych MŚP, instytucje arbitrażowe i mechanizmy monitorowania społecznych skutków projektów. Polska może oferować nie tylko technologię, ale także doświadczenie budowania państwa w warunkach transformacji, decentralizacji i lokalnego rozwoju.
Historia jako zasób: porównywalne rany, wspólna świadomość
.Zarówno Polska, jak i wiele państw Afryki Wschodniej, doświadczyły procesów podporządkowania przez zewnętrzne siły imperialne. Kolonializm w Afryce, rozbiory i sowietyzacja Polski różniły się w formie, ale miały wspólny rdzeń: pozbawienie podmiotowości, kontrola pamięci zbiorowej, przemoc językowa i edukacyjna. To właśnie w tej sferze symbolicznej, a jednocześnie politycznej, możliwe jest zbliżenie oparte na uznaniu wspólnych doświadczeń.
W tym kontekście szczególnie poruszające wydaje się zestawienie Syzyfowych prac Stefana Żeromskiego z Decolonising the Mind Ngũgĩ wa Thiong’o – kenijskiego pisarza i myśliciela, który odszedł zaledwie przed dwoma tygodniami, 28 maja 2025 r. Obie książki podejmują temat przymusowej edukacji jako narzędzia ideologicznej dominacji. W obu przypadkach młodzi bohaterowie odkrywają, że język i szkoła mogą być nie tylko źródłem wiedzy, ale także przestrzenią zniewolenia. Lektura porównawcza tych dzieł – np. w ramach wspólnych projektów edukacyjnych, edycji dwujęzycznych czy programów uniwersyteckich – mogłaby stać się punktem wyjścia do głębszej rozmowy o wspólnotach losu i oporu.
Taka postawa – nie porównująca cierpienia w duchu konkurencyjnego victimhood, ale rozpoznająca analogie i punkty styczne – może stworzyć nową jakość w polityce pamięci. Miejsca takie jak Tengeru w Tanzanii, gdzie w czasie II wojny światowej przebywały polskie uchodźczynie i sieroty uratowane z sowieckiej niewoli i łagrów, czy Kigali Genocide Memorial – upamiętniające ofiary ludobójstwa z 1994 roku w Rwandzie, miejsce pamięci, edukacji i refleksji nad skutkami nienawiści etnicznej i bierności społeczności międzynarodowej – mogą być traktowane jako węzły symboliczne nowej wspólnoty historycznej, a zarazem jako dziś żywe świadectwa dramatycznych losów ludzi wypchniętych z porządku świata przez totalitaryzmy, wojny i ludobójstwo.
Kultura i język: przestrzeń wzajemnego rozpoznania i symbolicznej gościnności
.Dziedzictwo przemocy szkolnej, tłumienia języków ojczystych, narzucania obcych narracji historycznych to punkt wyjścia dla etyki współdzielonej pamięci. Chodzi nie o porównywanie czy wartościowanie cierpień, lecz o stworzenie przestrzeni wspólnego rozpoznania, gdzie każdy może odnaleźć w drugim ślady zranienia – i siłę oporu.
Taka pamięć nabiera szczególnego znaczenia w relacjach między Północą a Południem, które wciąż obciążone są nierównowagą poznawczą. Afrykanie znają historię Europy – odwrotnie znacznie rzadziej. Polska, często postrzegana w Afryce Wschodniej przez pryzmat członkostwa w UE lub doświadczenia komunizmu, mogłaby zaprezentować własną narrację: narodu, który wielokrotnie opierał się unicestwieniu, odbudowując państwowość, kulturę i instytucje. Nie jako wzorzec, lecz jako doświadczenie otwarte na dialog.
Do tego konieczna jest praca edukacyjna i translacyjna. Warto wyobrazić sobie dwujęzyczne wydanie „Syzyfowych prac” Żeromskiego i „Decolonising the Mind” Ngũgĩ’ego, opatrzone materiałami dydaktycznymi o kolonialnych mechanizmach indoktrynacji i oporze językowym. Tego typu projekty budują gościnną przestrzeń wiedzy – nieopartą na dominacji, lecz na wzajemności.
Wiedza afrykańska nie może być postrzegana jako peryferyjna – jest ona pełnoprawnym sposobem rozumienia świata i odpowiadania na wyzwania globalne: ekologiczne, demokratyczne, pamięciowe.
Sztuka i wyobraźnia: dyplomacja kulturowa jako wspólne pole tworzenia
.W ramach partnerstwa Polska–Afryka Wschodnia, kultura może odgrywać rolę strategiczną – nie jako ornament, lecz jako sfera kreacji, przekładu i wzajemnego poznania.
Pierwszym krokiem jest przełamanie barier językowych. Nauczanie języka polskiego w Afryce Wschodniej jest jak dotąd marginalne i niesystematyczne, co stwarza pole do rozwoju współpracy edukacyjno-kulturowej. Języki lokalne (suahili, luganda, kirundi) są słabo obecne bądź w ogóle nieobecne w Polsce. W tym kontekście tłumaczenie staje się aktem politycznym i kulturowym. Warto rozwijać wspólne inicjatywy wydawnicze obejmujące przekłady klasyki literatury polskiej (Mickiewicz, Wyspiański, Schulz) nie tylko na język angielski i francuski, lecz także na języki afrykańskie – takie jak suahili, szeroko rozpowszechniony język komunikacji w Afryce Wschodniej, pełniący funkcję języka urzędowego m.in. w Kenii, Tanzanii i Ugandzie, czy kikuyu, ojczysty język Ngũgĩ’ego wa Thiong’o – a w dalszej perspektywie również na inne ważne języki regionu, takie jak kinyarwanda, luganda czy amharski. Równocześnie warto promować tłumaczenia pisarzy wschodnioafrykańskich na język polski (Ngũgĩ, Yvonne Adhiambo Owuor, Shailja Patel), opatrzone krytycznym komentarzem postkolonialnym.
W ramach dyplomacji kulturowej warto przywracać pamięć o postaciach, które ucieleśniają idee odpowiedzialności, oporu i tworzenia — także poza dominującymi kanonami. Jedną z nich jest Wangari Muta Maathai, kenijska biolożka, działaczka ekologiczna i społeczna, pierwsza Afrykanka uhonorowana Pokojową Nagrodą Nobla (2004). Jej postawa łączyła walkę o prawa kobiet, suwerenność afrykańską i ochronę środowiska, czyniąc z niej symbol alternatywnej nowoczesności: zakorzenionej w doświadczeniu lokalnym, ale przemawiającej do świata.
W Polsce postać Maathai pozostaje wciąż słabo znana, a jej książki – w tym Unbowed. A Memoir, The Challenge for Africa czy Replenishing the Earth – nie zostały jak dotąd przełożone na język polski. To istotna luka kulturowa, którą warto wypełnić nie tylko w imię reprezentacji, ale przede wszystkim dlatego, że Maathai oferuje język oporu i troski, który mógłby stać się mostem między historią Europy Środkowo-Wschodniej a afrykańskimi narracjami przetrwania i nadziei. Uczynienie jej twórczości i myśli bardziej dostępną w Polsce – poprzez przekłady, seminaria, projekty artystyczne – mogłoby być aktem realnego gestu kulturowej współpracy, wykraczającej poza uprzedmiotawiający egzotyzm. To także zaproszenie do wspólnej wyobraźni przyszłości: ekologicznej, emancypacyjnej i dialogicznej.
Równolegle należy wspierać obecność twórców afrykańskich w Polsce (rezydencje, festiwale) i polskich w Afryce. Można wyobrazić sobie wędrujący festiwal sztuki Polska–Afryka Wschodnia, łączący teatr, kino, taniec, literaturę – na przemian w Warszawie i Nairobi.
Dialog artystyczny może również przybrać formę „tłumaczenia scenicznego”: np. kenijska adaptacja „Kartoteki” Różewicza czy polska reinterpretacja „The Trial of Dedan Kimathi” Ngũgĩ’ego. Takie działania tworzą przestrzeń kultury hybrydowej, przekraczającej kolonialne schematy.
Wreszcie – diaspora. W Polsce, mimo że społeczność afrykańska pozostaje nieliczna, jej obecność staje się coraz wyraźniejsza. Warto wspierać powstawanie afrykańskich centrów kultury, włączać afrykańskie głosy do programów szkolnych, mediów i festiwali.
Edukacja i młodzież: partnerstwo długiego trwania
.Jednym z najbardziej obiecujących obszarów współpracy między Polską a krajami Afryki Wschodniej pozostaje edukacja i wymiana akademicka. Polska może oferować konkurencyjne warunki studiowania dzięki uczelniom prowadzącym zajęcia w języku angielskim i francuskim, szczególnie w takich dziedzinach jak rolnictwo, inżynieria środowiskowa i klimatyczna, nauki medyczne, humanistyczne i społeczne.
Warto rozwijać wspólne programy dydaktyczne – również w ramach międzynarodowego komponentu programu Erasmus+, który umożliwia współpracę z krajami spoza UE – a także dążyć do tworzenia podwójnych dyplomów, np. z Uniwersytetem w Nairobi (Kenia), Uniwersytetem w Kigali (Rwanda), Uniwersytetem w Dodomie (Tanzania) czy Uniwersytetem Makerere w Kampali (Uganda). Możliwym krokiem są też regionalne centra szkoleniowe we współpracy z polskimi uczelniami technicznymi i rolniczymi w Mombasie (portowe miasto w Kenii) lub Arushy (północna Tanzania, w pobliżu granicy z Kenią i Rwandą, ważny ośrodek edukacyjno-dyplomatyczny).
Fundamentem tej współpracy musi być godne przyjęcie studentów: zapewnienie opieki administracyjnej, stypendiów, programów integracji kulturowej i społecznej. Obecność młodych afrykańskich studentów w Polsce – to realna szansa na wzajemne poznanie i przemianę.
Geopolityka wartości i wspólnoty: ku suwerennemu partnerstwu polsko-afrykańskiemu
.W kontekście nasilających się napięć i rywalizacji geopolitycznej Afryka staje się coraz wyraźniej polem oddziaływania potęg globalnych – od Chin inwestujących w infrastrukturę w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku, przez Rosję obecną w sferze wojskowej i dezinformacyjnej, po Turcję wykorzystującą religijną soft power i państwa Zatoki aktywne kapitałowo. Polska, nieobciążona dziedzictwem kolonialnym ani imperialnym, znajduje się w pozycji umożliwiającej zaproponowanie oryginalnego i nowego modelu relacji: opartego nie na dominacji, lecz na współpracy, nie na eksploatacji, lecz na wspólnym tworzeniu dobra wspólnego.
Polska może oprzeć swoje działania na zasadzie współdecydowania. W tej wizji nie chodzi tylko o pomoc dla Afryki, lecz o wspólne budowanie sprawiedliwszego świata – poprzez wiedzę, edukację, zdrowie, cyfryzację, zrównoważone rolnictwo, dostęp do wody, transformację energetyczną i suwerenność cyfrową.
W tym duchu Polska stać się może partnerem – towarzyszem wspólnej drogi ku bardziej solidarnej przyszłości. Trwałe i spójne partnerstwo z Afryką wymaga jasnej strategii opartej na klarownie zdefiniowanych filarach: zdefiniowanych celach do roku 2035, wyraźnych priorytetach geograficznych (z Afryką Wschodnią jako punktem wejścia), rozbudowanej sieci partnerstw (obejmującej uniwersytety, samorządy i organizacje pozarządowe), skutecznych kanałach komunikacji (takich jak dyplomacja kulturalna, media i obecność społeczna), a także realnych narzędziach finansowania. Te ostatnie już istnieją i są aktywne w regionie – m.in. Polska Agencja Inwestycji i Handlu (PAIH), Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) oraz fundusze sektorowe – oferując konkretne instrumenty wsparcia, finansowania i zabezpieczeń dla projektów o charakterze rozwojowym.
Równolegle warto powołać konkretne struktury i narzędzia operacyjne, takie jak:
– mapa drogowa partnerstwa polsko-afrykańskiego – obejmująca m.in. edukację, kulturę, bezpieczeństwo pozamilitarne, żywność i klimat;
– Centrum Polsko-Afrykańskie Badań Postkolonialnych i Rozwoju Krytycznego – z głównymi ośrodkami w Nairobi i Warszawie (oraz możliwością rozszerzenia na inne miasta), poświęcone analizie współczesnych zależności globalnych, edukacji krytycznej i wsparciu inkluzywnych polityk rozwoju;
– programy współpracy samorządowej i międzyuczelnianej – ułatwiające wymianę doświadczeń i budowanie trwałych relacji instytucjonalnych;
– wspólny fundusz innowacji i mobilności młodzieży – wspierający projekty twórcze, edukacyjne i obywatelskie;
– obserwatorium przemian kulturowych i młodzieżowych – prowadzone wspólnie przez uczelnie i organizacje pozarządowe, dokumentujące nowe formy ekspresji, tożsamości i wyzwań społecznych.
To właśnie w tej przestrzeni – między realizacją własnych interesów a imperatywem współodczuwania – kształtować się może alternatywna geopolityka: chodzi nie tyle o strategię niezaangażowania w sensie klasycznym, co o aktywne poszukiwanie przestrzeni dialogu i współpracy poza logiką geopolitycznej konfrontacji. Polska – będąc lojalnym członkiem Unii Europejskiej i struktur transatlantyckich – może jednocześnie rozwijać politykę wielowektorową, opartą na partnerstwie, wzajemności i poszanowaniu suwerenności. Takie działania w żadnym wypadku nie miałyby negować jej przynależności do Zachodu, lecz stanowiłyby świadomą próbę wzmocnienia sprawiedliwości globalnej poprzez niezależne budowanie relacji z krajami Globalnego Południa – bez paternalizmu, presji ani ukrytych interesów.
Przyszłość jako projekt współdzielony
.Partnerstwo z Afryką Wschodnią może być czymś więcej niż epizodem czy próbą nadrabiania zaległości – punktem wyjścia do nowego myślenia o polityce zagranicznej w zmieniającym się świecie: od porządku opartego na wyraźnej hegemonii do świata bardziej wielobiegunowego, od uniwersalizmu dominującego do pluralizmu dialogicznego.
Takie partnerstwo może się stać szkołą politycznej wyobraźni: budowania relacji przez partnerską opowieść. Relacji, w której Polska nie poucza, lecz słucha – także tych głębi w sobie, których nie zawsze potrafi przyjąć (pamięć o własnym zniewoleniu); nie usztywnia się w swojej tożsamości, ale wchodzi z otwartością i swobodą w wymianę; nie powiela, ale współtworzy, podejmując wyzwanie tego, co jeszcze nieukształtowane, często nawet nienazwane.
Warto tu raz jeszcze sięgnąć po słowa Ryszarda Kapuścińskiego, który odrzucał współczucie z pozycji sytości i wzywał do głębszego, realnego zaangażowania: „Miska ryżu nie zmieni losu ubogich. Bieda to nie tylko pusty żołądek.” To coś więcej – to milczenie, samotność, degradacja. A także codzienna walka o zachowanie godności. Dlatego prawdziwe partnerstwo z Afryką to szansa na wspólne tworzenie warunków, które pozwolą przełamać strukturalne wektory biedy – poprzez wymianę, edukację, inwestycje i instytucje.
.Tak zrozumiane partnerstwo może pomóc także samej Polsce – lepiej zrozumieć własną historię, przezwyciężyć kompleksy, zyskać głos w świecie. Aby to się stało, potrzebna jest nie tylko dyplomacja państwowa, ale dyplomacja społeczna, akademicka, artystyczna i młodzieżowa. Tylko wtedy obecność Polski w Afryce nie będzie tylko obecnością flagi – lecz obecnością sensu.