Prof. Piotr WĘGLEŃSKI: Czy GMO ciągle straszy? Kierując społeczność na drogę rozsądku

Czy GMO ciągle straszy?
Kierując społeczność na drogę rozsądku

Photo of Prof. Piotr WĘGLEŃSKI

Prof. Piotr WĘGLEŃSKI

(1939–2024) Pracował w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN. Członek Towarzystwa Naukowego Warszawskiego i członek rzeczywisty PAN. Przewodniczący Komisji Nagród Prezesa Rady Ministrów, członek Komisji ds. etyki PAN. W 2002 odznaczony brazylijskim Krzyżem Komandorskim Orderu Krzyża Południa, a w 2005 Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

W sprawie GMO działania polityków i opinie społeczeństwa pozostają w zdecydowanej sprzeczności z opiniami specjalistów – pisze prof.Piotr WĘGLEŃSKI

.W lutym 1974 r. uczestniczyłem wraz z ponad setką genetyków i kilkoma setkami dziennikarzy w pierwszej konferencji poświęconej inżynierii genetycznej, zorganizowanej w Asilomar w Kalifornii. Inicjatorem konferencji był profesor Paul Berg, któremu jako pierwszemu udało się przenieść geny z wirusów do bakterii. Berg uznał tego rodzaju doświadczenia za niosące potencjalne niebezpieczeństwa. Można sobie było wyobrazić, że do komórek bakterii Escherichia coli, którą każdy z nas ma w swoim przewodzie pokarmowym, zostaną przeniesione geny wirusa onkogenicznego (czyli wirusa odpowiedzialnego za powstawanie nowotworów) i rak stanie się chorobą zakaźną. Na konferencji przez dwa tygodnie rozpatrywaliśmy wszelkie możliwe scenariusze, by w końcu dojść do wniosku, że potencjalne zagrożenia nie są na tyle duże, by zaniechać uprawiania inżynierii genetycznej, z którą wiązano wielkie nadzieje.

Dziś, po prawie pół wieku od konferencji w Asilomar, można śmiało powiedzieć, że nadzieje nie były płonne. Stosując metody inżynierii genetycznej, produkuje się obecnie wiele szczepionek i leków. Klasycznym przykładem jest lek na cukrzycę, insulina, którą przed epoką inżynierii genetycznej uzyskiwano z trzustek świń i która nie była tolerowana przez wszystkich pacjentów. Obecnie insulinę (również w Polsce, w Macierzyszu pod Warszawą) wytwarza się z bakterii lub drożdży, do których wprowadzono kodujący insulinę gen człowieka. Z drożdży wytwarza się też ludzki hormon wzrostu, lek na większość przypadków karłowatości u dzieci. Jeden wielki, znajdujący się w Kalifornii fermentor, w którym te genetycznie zmodyfikowane drożdże są hodowane, pokrywa zapotrzebowanie wszystkich chorych dzieci, a podobno również kulturystów stosujących ten hormon do budowy masy mięśniowej ciała.

Lista leków i szczepionek wytwarzanych dzięki stosowaniu inżynierii genetycznej liczy obecnie kilkaset pozycji. Na liście tej znajduje się również szczepionka przeciwnowotworowa, skonstruowana przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego – profesorów Jacka Jemielitego i Edwarda Darżynkiewicza oraz dr Joanny Kowalskiej. Szczepionka ta w listopadzie 2016 r. została sprzedana niemieckiej firmie biotechnologicznej, która przeprowadziła próby kliniczne i sprzedała licencje na jej produkcję koncernom Sanofi i Roche za ponad 600 mln dolarów. Manipulacje genetyczne, które doprowadziły do powstania szczepionki, polegały na wprowadzeniu zmian na końcach cząsteczek RNA, znacznie podwyższających ich stabilność. Przypominam, że informacja zakodowana w genach zbudowanych z DNA jest przepisywana na cząsteczki RNA, które stanowią bezpośrednią matrycę dla układających się w łańcuch aminokwasów, z których zbudowane są białka. W przypadku szczepionki do zmienionych, stabilnych cząsteczek RNA podłącza się łańcuch RNA kodujący białka rozpoznające i niszczące białka specyficzne dla komórek nowotworowych, znajdujące się na ich powierzchniach.

Potrafimy obecnie manipulować genami roślin i zwierząt i wszystko wskazuje na to, że w bardzo niedalekiej przyszłości techniki inżynierii genetycznej znajdą zastosowanie w medycynie.

Już obecnie dzięki operacjom genetycznym udało się wyleczyć kilkanaścioro dzieci chorych na wrodzony brak odporności, a innym pacjentom przywrócono wzrok, wprowadzając prawidłowe geny do odpowiednich tkanek. Operacje te nie dotyczyły jednak komórek linii płciowej, a zatem wyleczeni pacjenci będą nadal przekazywali uszkodzone geny swojemu potomstwu. Próby manipulowania ludzkimi genami na etapie wczesnego rozwoju zarodkowego budzą jednak poważne wątpliwości.

Ogromny postęp w badaniach genetycznych umożliwia poznanie pełnej sekwencji nukleotydowej rozmaitych organizmów, z człowiekiem włącznie. Wiadomość o poznaniu sekwencji pierwszego ludzkiego genomu, jako niezwykle doniosłym odkryciu, została podana w roku 2000 na konferencji prasowej w Londynie przez Tony’ego Blaira i Billa Clintona. Koszt tego przedsięwzięcia wyniósł około 100 mln dolarów. Obecnie dzięki wprowadzeniu nowych metod sekwencjonowania DNA każdy z nas może poznać sekwencję swojego genomu za ok. 1000 dolarów. Możliwe stało się sekwencjonowanie DNA komórek płodu pobranych z płynu owodniowego lub krwi obwodowej matki i ustalenie, czy w jego genomie nie znalazły się geny warunkujące rozmaite choroby dziedziczne lub predyspozycję do zachorowania na raka. Powzięcie takiej informacji może skłaniać do dokonania korekty wadliwych genów. Stało się to możliwe dzięki opracowaniu w 2012 roku technologii CRISPR, umożliwiającej zamianę dowolnego fragmentu DNA w genomie żywego organizmu, również w genomie embrionu ludzkiego. Kluczowym elementem tej technologii jest kompleks złożony z cząsteczki RNA rozpoznającej homologiczną sekwencję w genomie i enzymu przecinającego rozpoznaną sekwencję i umożliwiającego wstawienie sekwencji określonej przez nas. Autorami tej technologii są Jennifer Doudna, Emmanuelle Charpentier i Feng Zhang, uznawani za niemal pewnych kandydatów do następnej Nagrody Nobla. Problem leży jednak w tym, w jakich przypadkach technologię CRISPR powinno się stosować. Nie budzi wątpliwości wykorzystanie jej w celu „naprawienia” genów odpowiedzialnych z groźne choroby, jak dystrofia mięśniowa Duchenne’a, choroba Taya-Sachsa, choroba Alzheimera, anemia sierpowata czy mukowiscydoza. Żadnych wątpliwości nie budzi zastosowanie inżynierii genetycznej do leczenia ślepoty. Ale czy głuchoty też? A do zwiększenia wzrostu człowieka lub zapobiegania łysieniu? Doudna, podobnie jak Berg kilkadziesiąt lat temu, zaproponowała wprowadzenie moratorium na stosowanie tej technologii do czasu, gdy rozstrzygnięte zostaną wątpliwości co do jej ewentualnych niekorzystnych skutków ubocznych.

W grudniu 2015 r. na międzynarodowej konferencji w Waszyngtonie przyjęto stanowisko potępiające praktyki edytowania genomów embrionów człowieka. Uznano je za nieodpowiedzialne (irresponsible). W lutym 2017 r. równie poważne gremium uczonych amerykańskich, wywodzących się z US National Academy of Sciences i National Academy of Medicine, uznało, że genetyczne edytowanie wczesnych embrionów, komórek jajowych i plemników jest dopuszczalne, jednakże może być wykonywane jedynie w celu zapobiegania poważnym chorobom lub ułomności i jedynie wtedy, gdy badacze wykażą, że stosowane techniki spełniają liczne kryteria bezpieczeństwa. Stanowisko to jest ważne ze względu na oskarżenia, płynące raczej ze strony publicystów, a nie naukowców, że inżynieria genetyczna stanowi początek „ery transhumanizmu”, ideologii, która zakłada, że ludzie będą poddawani manipulacjom mającym na celu podwyższenie ich możliwości fizycznych, psychicznych i intelektualnych. Osobiście sądzę, że nasza wiedza o genach determinująca te właściwości człowieka jest ciągle bardzo ograniczona i w najbliższej przyszłości nie zagraża nam żaden „nowy wspaniały świat”, co nie oznacza oczywiście rezygnacji ze stosowania inżynierii genetycznej do leczenia poważnych chorób dziedzicznych.

Byłoby bardzo niedobrze, gdyby w odbiorze społecznym inżynieria genetyczna człowieka podzieliła los GMO. GMO, zwłaszcza modyfikowane rośliny, są powszechnie postrzegane jako „frankenfood”. Pamiętam okładkę „Newsweeka” z tytułem: „Naukowcy zajmujący się GMO mogą ocalić świat od głodu, jeśli my im na to pozwolimy”. Skąd się wziął taki stosunek do GMO, nie tylko w Polsce, ale praktycznie na całym świecie? Prawdopodobnie jedną z przyczyn jest czarna propaganda przemysłu spożywczego opartego na tradycyjnych odmianach, ale głównym powodem jest ludzka głupota. Jeffrey Smith, nauczyciel tańca ze stanu Ohio, napisał przetłumaczoną na język polski książkę pt. „Nasiona kłamstwa”, w której twierdzi, że GMO to wymysł szatana. Książką tą wymachiwał na zorganizowanej w Sejmie konferencji „Polska wolna od GMO” minister środowiska Jan Szyszko, który podobnie jak i inni politycy, nie tylko reprezentujący PiS, nie wie np. tego, że nie ma już na świecie bawełny nie-GMO i że udało się uratować wzrok milionom ludzi poprzez wprowadzenie odmiany „złoty ryż”, zawierającej witaminę A, której brak w ryżu konsumowanym w całej południowo-wschodniej Azji.

Uchwalona przez Sejm za czasów rządu PO-PSL ustawa o GMO przewiduje kary do 8 lat więzienia za prowadzenie prac nad GMO w laboratoriach niezgłoszonych ministrowi środowiska jako „zakłady inżynierii genetycznej” i przez niego niezatwierdzonych. A w stanowisku rządu RP czytamy: rząd Polski dąży, by Polska uzyskała status „kraju wolnego od GMO”. Co ciekawe, w drugiej części stanowiska jest mowa o tym, że rząd popiera w niektórych przypadkach otwartą uprawę GMO, gdyż nie może tego zakazać, bo jest ona dopuszczona w UE. Na nic zdały się apele Polskiego Towarzystwa Genetycznego, Polskiej Akademii Nauk, hodowców roślin — politycy wiedzą lepiej.

.W sprawie GMO działania polityków i opinie społeczeństwa pozostają w zdecydowanej sprzeczności z opiniami specjalistów. Niestety, nie jest to sytuacja wyjątkowa. Wystarczy przywołać takie sprawy, jak globalne ocieplenie, szczepienia ochronne, „ideologia gender” czy też przyczyny katastrofy smoleńskiej, by nie móc nie uznać, że zalewająca Polskę fala głupoty osiągnęła stan alarmowy. Długo można by wyliczać tego przyczyny. Ograniczę się do wrzucenia kamyka do ogródka uczonych: ludzie zajmujący się nauką za mało czasu i uwagi poświęcają na cierpliwe i uporczywe powtarzanie we wszystkich dostępnych mediach, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Sądzę, że gdybyśmy włożyli więcej wysiłku w taką pracę u podstaw, to może udałoby się przynajmniej kilka procent naszego społeczeństwa zawrócić na drogę rozsądku.

Piotr Węgleński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 lipca 2017