Czemu chcemy być wyjątkowi, a wciąż jesteśmy tacy sami?
Ludzie mają potrzebę bycia postrzeganymi jako osoby wyjątkowe, szczególne oraz w bardzo wielu przypadkach – odrębne od wszystkich innych. Z drugiej strony przynależność do grupy jest potrzebą niezwykle istotną, ponieważ zapewnia nam bezpieczeństwo, stabilność i wsparcie. Jak ten konflikt zażegnać i czy jest to w ogóle możliwe – pyta prof. Tomasz GRZYB
W Trzech muszkieterach odnajdujemy hasło, które nie tylko stało się podstawą współczesnych międzynarodowych sojuszy wojskowych i politycznych, ale także konstytuuje naszą potrzebę bezpieczeństwa i przynależności do grupy: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Zaskakujące może się zdać, że zwrot ten nie oznacza bezpośrednio tego, do czego się przyzwyczailiśmy. Francuskie „Un pour tous, tous pour un” oznacza nie tyle przynależność, ile solidarność. Jeśli ponosimy odpowiedzialność, to wspólnie – solidarnie; jeśli zdarzą się sukcesy, to również są one sukcesem nas wszystkich.
Idąc dalej w to napięcie, nie możemy pominąć wiersza, będącego fundamentem myślenia o romantyzmie, czyli Romantyczności Adama Mickiewicza. Jest to opis sytuacji, w której normy społeczne są zbyt ograniczone, co powoduje wyłamywanie się osoby z oczekiwań społeczeństwa, grupy czy narodu. Mitem założycielskim romantyzmu jest niezrozumienie. Normy społeczne, z którymi dotąd jednostka się utożsamiała, stają się dla niej zbyt ciasne.
Trop „niezrozumienia” i wyjątkowości jest w literaturze bardzo popularny. Można tu wymienić chociażby takie wybitne dzieła literackie, jak Buszujący w zbożu, Hamlet czy Malowany ptak Jerzego Kosińskiego.
Jaka rzeczywista cecha człowieka predestynuje nas do myślenia „o nim” jako o człowieku żyjącym w konflikcie, pomiędzy chęcią bycia częścią grupy dającej bezpieczeństwo a jednocześnie byciem wyjątkowym, jedynym, unikatowym, lepszym?
W MIT Technology Review opublikowano artykuł o tak zwanym „efekcie hipstera”. Opiera się on na potrzebie wyróżnienia się jednostki z otoczenia, co paradoksalnie doprowadziło do ujednolicenia zachowania i ubioru wszystkich tych, którzy chcieli być „inni”.
Opublikowanie tego artykułu wywołało protest „hipsterów”, którzy nie chcieli przyjąć do wiadomości wewnętrznego paradoksu i błędnego koła, jakim jest ich styl życia. Artykuł został opatrzony fotografią mężczyzny, którego strój uznano za modelową wersję hipstera. Osoba ta chciała pozwać uczelnię za wykorzystanie jej wizerunku. Potwierdzeniem efektu hipstera było to, że rozpoznanie się tej osoby na tym zdjęciu było nietrafne! Okazało się, że nie jest ona osobą, której wizerunek wykorzystano w artykule.
Efekt hipstera pokazuje z pewnej perspektywy, jak śmieszni stajemy się w nieustannym dążeniu do bycia oryginalnym.
Dlaczego chcemy być tacy jak inni?
.Solomon Asch, badacz, który urodził się w 1920 roku w Warszawie, znany przede wszystkim z badań nad konformizmem, postanowił zbadać, jak bardzo silną mamy tendencję do kopiowania zachowań innych.
Przeprowadził proste badanie, z wykorzystaniem czterech linii. Pierwszą linię badani musieli porównać z trzema kolejnymi i zdecydować, która z trzech linii oznaczonych symbolicznie A, B i C jest najbardziej zbliżona pod względem długości do linii wzorcowej. Asch zaangażował sześciu konfederatów (współpracowników w badaniu), którzy mieli pomóc w eksperymencie nad zachowaniem jednej, siódmej osoby, która naturalnie nie wiedziała o współpracy pozostałych.
Badany odpowiadał na pytanie jako szósta osoba z kolei. Każdy człowiek, postawiony przed podobnym zadaniem, intuicyjnie i samodzielnie wskazałby odpowiedź C, bo wzrokowo ta linia była najbliższa linii wzorcowej. Natomiast w momencie, kiedy pięciu konfederatów wskazało odpowiedź ewidentnie błędną (A), niemal 3/4 wszystkich badanych uczyniło podobnie.
Wolimy udzielić błędnej odpowiedzi razem z grupą, niż zerwać ustalony wzorzec i odpowiedzieć poprawnie.
Eksperyment Ascha był przeprowadzony w różnych kombinacjach, z różnym miejscem badanego w kolejności odpowiadających. Im mniej błędnych odpowiedzi zostało udzielonych wcześniej i im bardziej te odpowiedzi się od siebie różniły, tym częściej badani wskazywali odpowiedź poprawną.
W nauce istnieją co najmniej dwa pojęcia, które wyjaśniają to zjawisko. Pierwszym jest normatywny wpływ społeczny, który polega na wpływie innych ludzi na nasze zachowania. Polega on na ustalaniu pewnych norm, których musimy przestrzegać, jeśli chcemy być szanowani, akceptowani i lubiani. Oprócz tego mamy także informacyjny wpływ społeczny, który występuje w tych sytuacjach, kiedy nie wiemy, jak powinniśmy się zachować. Najczęściej decydujemy się wtedy na kopiowanie zachowań innych.
Eksperyment Ascha prowadzony był w Stanach Zjednoczonych w latach pięćdziesiątych. Były to czasy tak zwanego makkartyzmu, który charakteryzował się silną atmosferą strachu oraz skłaniał społeczeństwo do ściślejszej integracji grupowej i spójnego myślenia. Poziom konformizmu znacznie zmalał w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy ponownie przeprowadzono badanie. Oznacza to, że eksperyment ten jest niebywale wrażliwy na kontekst kulturowy.
Są momenty w historii, kiedy czujemy się zagrożeni, co prowadzi do wzrostu konformizmu w społeczeństwie. Mamy także tendencję do zgadzania się z ludźmi dookoła nas, zwłaszcza w sytuacjach nowych i kryzysowych.
Kolejnym przykładem na naszą potrzebę kopiowania zachowań jest społeczny dowód słuszności lub „dowód tłumu”. Ciekawy eksperyment, który miał miejsce w klinice okulistycznej, polegał na tym, że jedna dziewczyna dostała informację, że może za darmo dokonać badania wzroku, lecz kiedy zjawiła się w klinice, natrafiła na grupę ludzi, którzy wspólnie z nią czekali na wizytę. Byli to oczywiście konfederaci. W określonych interwałach czasowych następował w poczekalni głośny sygnał dzwonka. Wtedy wszystkie osoby w poczekalni wstawały, aby po chwili ponownie zająć swoje miejsca. Po kilku takich przypadkach dziewczyna zaczęła dostosowywać swoje zachowanie do grupy. Fascynujące było to, że w miarę upływu czasu kolejne osoby z poczekalni wchodziły do gabinetu lekarskiego, aż do ostatniej, a dziewczyna wciąż wstawała. Ponadto kolejne, nowe osoby zaczęły wchodzić do poczekalni kliniki i z czasem one również zaczęły dostosowywać swoje zachowanie do badanej.
Konformizm społeczny może prowadzić do bardzo niebezpiecznych sytuacji. W momencie, kiedy wspólnie z większą liczbą ludzi jesteśmy świadkami sytuacji niebezpiecznej (przestępstwa, zbrodni), maleje prawdopodobieństwo, że na nią zareagujemy. Bardzo często patrzymy na inne osoby, oczekując od nich reakcji. Nie zdajemy sobie sprawy, że te osoby robią dokładnie to samo. Mając świadomość, że ze względu na dyfuzję odpowiedzialności maleje prawdopodobieństwo, że ktoś oprócz nas zareaguje prawidłowo, jesteśmy zobowiązani do podjęcia należytej reakcji.
Dlaczego chcemy być wyjątkowi (inni)?
.Muhammad Ali w swojej autobiografii napisał, że jest tak szybki, że gasząc światło w swoim pokoju, jest w łóżku, jeszcze zanim ono zgaśnie. Ten jeden z najwybitniejszych bokserów w historii miał problemy z zaliczeniem wojskowych testów inteligencji, co wydaje się dziwne, zważywszy, że jego autobiografia zatytułowana jest Najlepszy. Moja historia. Zapytany o to przez dziennikarzy, odpowiedział: „Mówiłem, że jestem najlepszy, a nie najmądrzejszy”.
Oceniamy siebie jako szczególnie szczere i uczciwe osoby, ale przyznajemy, że w pewnych aspektach możemy się od przeciętnego człowieka różnić. Dzieląc nasze cechy, część z nich możemy zaklasyfikować do kategorii sprawnościowej, a część do moralnej. Suma naszych odpowiedzi na to, w czym jesteśmy najlepsi, prowadzi do efektu better than average.
W kwestiach sprawnościowych średnio uznajemy, że jesteśmy lepsi niż przeciętni. W kwestiach moralnych uważamy się za dużo lepszych niż większość!
W latach sześćdziesiątych przeprowadzono na Uniwersytecie Yale eksperyment Milgrama. Badanie to odbywa się w parach. Każda osoba przypisana jest do jednej z dwóch ról: nauczyciela i ucznia. Uczeń ma za zadanie nauczyć się pewnego zestawu wyrazów, a nauczyciel ma sprawdzić pamięć ucznia przez zadawanie mu pytań. Błędna odpowiedź ucznia zmusza nauczyciela do zadania mu kary, polegającej na rażeniu go prądem elektrycznym o różnym natężeniu, sięgającym aż 450 V. Amerykańscy psycholodzy i psychiatrzy oceniali, że jedynie 1% populacji dokończy badanie, czyli osiągnie ostatni poziom w skali rażenia prądem, ponieważ według wtedy obowiązującego stanu wiedzy tyle stanowi procent rozpowszechnienia psychopatów w populacji. Ponad 60% osób wykonało wszystkie polecenia…
Zdecydowana większość osób, którym zadaje się pytanie o podobną sytuację i zachowanie, deklaruje, że nigdy by nie poraziła człowieka prądem o takim natężeniu. Podczas jednego z otwartych wykładów przeprowadzono badanie wśród uczestników, w którym zadano dwa pytania: „Który przycisk (natężenie rażenia prądem) ty byś nacisnął?” i „Jaki przycisk nacisnąłby przeciętny Polak?”. Okazało się, że 107 V to maksymalna średnia wartość, którą przypisał sobie indywidualny badany; natomiast przeciętny Polak osiągnąłby 250 V!
W innym badaniu, przeprowadzonym na próbie reprezentatywnej złożonej z 564 osób, zadano pytania, po uprzednim przedstawieniu prezentacji o eksperymencie Milgrama, dotyczące momentu, w którym swój udział w badaniu przerwałby indywidualny badany, przeciętny człowiek, a także przeciętny Niemiec, Polak, Rosjanin, Francuz i Anglik. Okazało się, że średnio wynik dla indywidualnej osoby badanej był najniższy. „Ja” jestem lepszy niż „człowiek”, ale „człowiek” jest lepszy niż „Polak”. Najgorzej ocenieni zostali Rosjanie, później Niemcy. Francuzi i Anglicy okazali się lepsi niż Polacy, ale pomiędzy sobą już się nie różnili.
Bardzo ciekawy jest nasz stosunek do przeciętnego Polaka. Instytut Gallupa przeprowadził w latach siedemdziesiątych badania dotyczące uczciwości w społeczeństwie, polegające na analizie zachowań ludzi w korzystaniu z samoobsługowego stolika do kupowania jajek. Zgodnie z tym mechanizmem kupujący bierze tyle jajek, ile zechce, ale płaci za nie sam, zgodnie z ceną wystawioną na stoliku. Autorzy badania porównują sumę pieniędzy z liczbą zabranych jajek i wnioskują na tej podstawie, jaki jest poziom uczciwości społeczeństwa. Podobno kiedy to badanie przeprowadzono w Polsce, zniknęły wszystkie jajka, puszka z pieniędzmi i stolik. W 2017 roku przebadaliśmy 1500 Polaków, najpierw przez zadanie im pytania, ile procent pieniędzy znajdzie się w puszce. Ankietowani ocenili, że powinno być tam 72% należnych pieniędzy. Zbadaliśmy stan faktyczny w kilku miastach w Polsce. W najmniej uczciwym mieście mieliśmy 98,5% należnych pieniędzy, a w najbardziej uczciwym 101%! Jesteśmy bardziej uczciwi, niż przyznajemy.
.Czy ten konflikt pomiędzy chęcią bycia wyjątkowym a jednocześnie bycia częścią grupy jest możliwy do przezwyciężenia? Obawiam się, że nie. Gdybyśmy chcieli go rozwiązać, to prawdopodobnie pozbawilibyśmy się wielkiego ludzkiego dorobku. Nie byłoby Antygony, Stowarzyszenia Umarłych Poetów czy Małego Księcia. Taki konflikt będzie z nami na zawsze. Może i dobrze. Zdając sobie sprawę z tego, jak ten konflikt funkcjonuje i jak my się w nim odnajdujemy, możemy rozwinąć naszą kreatywność i dorobek cywilizacyjny przy jednoczesnym dbaniu o własne przetrwanie.
Tomasz Grzyb
Współpraca: Mateusz Krawczyk.
Tekst powstał na bazie wykładu, wygłoszonego 16 marca w Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu.