Radosław MARZĘCKI: Młodzi Polacy myślą przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie

Młodzi Polacy myślą przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie

Photo of Radosław MARZĘCKI

Radosław MARZĘCKI

Politolog i socjolog, adiunkt w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN Krakowie. Poza pracą dydaktyczną prowadzi badania nad kulturą polityczną, partycypacją i kapitałem społecznym młodego pokolenia Polaków. Autor ponad 50 publikacji naukowych.

Odpowiedź na pytanie o to, czy młodzi obywatele pójdą bronić demokracji (kiedy faktycznie będzie zagrożona), zależy od wielu czynników, np. tego, czy będą potrafili rozpoznać i realnie ocenić to zagrożenie – pisze, opisując efekty swoich najnowszych badań, dr Radosław MARZĘCKI

.Demokracja nie jest dana nigdy raz na zawsze. Nie jest też finalnym stadium rozwoju społeczno-politycznego ani imperatywem moralnym współczesnych społeczeństw. Ta przestroga, sformułowana niegdyś przez teoretyka polityki Philippe’a Schmittera, mogłaby dzisiaj stanowić właściwe remedium na zrytualizowany dyskurs zantagonizowanych stron, dla których pojęcie „demokracja” służy raczej do interpretowania rzeczywistości niż do jej szczegółowego opisu.

Ten sposób debatowania o stanie i jakości systemu politycznego raczej nam nie pomaga w stawianiu trafnych diagnoz, a przez to formułowaniu propozycji rozwiązywania najważniejszych problemów. Wręcz przeciwnie, ponieważ emocjonalna wizja polityki polega na wywoływaniu i podsycaniu problemów, na których rozwiązanie nikt nie ma żadnego pomysłu (G. Sartori, Homo videns). Demokracja – jako pojęcie – stała się środkiem do osiągania bardziej partykularnych celów. Logika, która rządzi demokratyczną sferą publiczną, nie jest logiką komunikacyjną, jak chciałby w swej normatywnej wizji Jürgen Habermas, lecz strategicznym planem, w którym do starannie wskazanych celów dobiera się najbardziej adekwatne środki.

Próbując rozważyć w tej konwencji sens współczesnej polityki, można by postawić pytanie o uwarunkowania skuteczności działania politycznego. To ona – jako cel – powoduje, że słowa, za pomocą których politycy współtworzą publiczny dyskurs, przenika w coraz większym stopniu semantyczna pustka. Choć mogą łączyć i wspierać kulturę zaufania, w praktyce stają się instrumentem realizacji polityki w zwarciu, gdzie każde niepowodzenie partii rządzących zalicza się na konto opozycji i na odwrót. Przestają służyć uzgadnianiu znaczeń, deliberacji o sprawach najwyższej wagi, a nawet polemice czy konstruktywnej krytyce, ponieważ oderwały się od zjawisk, które faktycznie nazywają. Spór polityczny ulega rytualizacji i podporządkowany zostaje prostym schematom do tego stopnia, że stosowane argumentacje niczego już nie wyrażają. Zarzut „łamania zasad demokracji”, zgodnie z zasadą inflacji słowa, przestaje oddziaływać na wyobraźnię wyborcy, w coraz większym stopniu znieczulonego na alarmistyczny ton politycznych argumentacji.

Młodzi ludzie bywają określani mianem „barometru zmian”. To z ich postaw, poglądów i opinii można wyczytać możliwe scenariusze rozwoju państwa i społeczeństwa.

Młodych Polaków nazywam „pokoleniem wolności”. Jego przedstawiciele przyszli na świat już w państwie demokratycznym i wychowywali się – w przeciwieństwie do ich rodziców – w zupełnie innych warunkach: społecznych, politycznych i gospodarczych. Demokracja stanowi dla nich wartość zastaną, swoistą normę społeczną, dla której alternatywy mogą być albo nieuchwytną abstrakcją, albo – tylko i aż – atrakcyjnym mitem politycznym. Pytanie, które nieustannie mnie nurtuje, dotyczy tego, jak ważnym w ich codziennym życiu.

Opierając się na klasycznym socjologicznym założeniu o tym, że idee rządzą jednostkami (Weber), postawiłem swoich młodych (studentów) respondentów przed następującym dylematem: „Wyobraź sobie, że musisz dokonać wyboru pomiędzy trzema wartościami: bezpieczeństwo, demokracja, dobrobyt. Która z nich byłaby dla Pana/Pani najważniejsza, a która najmniej ważna?”. Badani zyskali możliwość nadania odpowiednich priorytetów powyższym ideom, ale również wyboru odpowiedzi neutralnej: „Trudno powiedzieć”, „Wszystkie są tak samo ważne”. Wstępne wyniki nie pozostawiają wątpliwości, która z nich (w tym konkretnym układzie) jest najistotniejsza.

Najwyższy priorytet przyznano bezpieczeństwu, które na pierwszym miejscu zostało wskazane przez 68% respondentów. Dobrobyt najczęściej wskazywany był na drugim miejscu, natomiast w pierwszej kolejności został wymieniony przez 12% pytanych. Demokracja z kolei stanowi wartość „pierwszego wyboru” dla zaledwie 5% badanych, dlatego nie dziwi fakt, że z największą częstotliwością wymieniana była w trzeciej kolejności.

Najwyższy priorytet przyznano bezpieczeństwu, które na pierwszym miejscu zostało wskazane przez 68% respondentów. Dobrobyt najczęściej wskazywany był na drugim miejscu, natomiast w pierwszej kolejności został wymieniony przez 12% pytanych. Demokracja z kolei stanowi wartość „pierwszego wyboru” dla zaledwie 5% badanych, dlatego nie dziwi fakt, że z największą częstotliwością wymieniana była w trzeciej kolejności. Co bodaj najciekawsze, tylko 15% respondentów reprezentuje pogląd, który nie przeciwstawia sobie tych trzech wartości. Można zatem założyć, że młodzi ludzie rzadziej łączą jakość funkcjonowania systemu politycznego z możliwością realizacji podstawowych potrzeb człowieka.

Wyobraź sobie, że musisz dokonać wyboru pomiędzy trzema wartościami: bezpieczeństwo, demokracja, dobrobyt. Która z nich byłaby dla Pana/i najważniejsza, a która najmniej ważna?

Bezpieczeństwo

Dobrobyt

Demokracja

Wszystkie są tak samo ważne

Ranga: „1”

68%12%5%15%

Dominanta

1

2

3

Stopień skomplikowania życia społecznego powoduje, że próby jednoczynnikowego wyjaśniania rozmaitych zjawisk zwykle okazują się niepełne, a przez to mylące. Dlatego warto na problem popatrzeć z szerszej perspektywy. Próby interpretacji takiego rozkładu odpowiedzi studentów bywają różne, w zależności od wąsko rozumianych sympatii politycznych. Jedni będą akcentować fakt, iż nasze społeczeństwo (w świetle prezentowanych wyników – przynajmniej młode pokolenie) w większym stopniu ceni bezpieczeństwo i dobrobyt, przedkładając je nad demokrację (a może i wolność?), dlatego instytucje unijne w sporach z Polską powinny stosować specjalne – w sensie: łagodniejsze – kryteria oceny zjawisk, procesów i decyzji politycznych. Inni z kolei sformułują bardziej pesymistyczny komentarz, w którym zwrócą uwagę, że młodzi – przekupieni obietnicą „małej stabilizacji” – będą w stanie oddać część (jak dużą?) swojej wolności. Taka narracja wpisuje się jakoś w znaną skądinąd opowieść o „straconym pokoleniu”, które stanowi zagrożenie dla demokracji przyszłości.

Oba powyższe objaśnienia danych sondażowych są jednak zbyt sytuacyjne. Warto zadać sobie więcej trudu i spróbować zrozumieć te rezultaty w oparciu o bardziej uniwersalne przesłanki. Wśród nich wypada zwrócić uwagę przynajmniej na cztery.

Po pierwsze, to empiryczny dowód potwierdzający hipotezę, że tzw. międzypokoleniowa zmiana normatywna, której wyraźne symptomy na Zachodzie Europy zaobserwowano na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, u nas wciąż jeszcze jest słabo widoczna. Przejście od wartości związanych z przetrwaniem (tzw. wartości materialne: bezpieczeństwo fizyczne i socjalne) do tych zorientowanych na autonomię jednostki (tzw. wartości postmaterialne, np. wolność wypowiedzi, większa podmiotowość obywatelska i pracownicza) jest silnie skorelowane z poziomem rozwoju ekonomicznego danego społeczeństwa. Zatem różnice w zakresie przyznawanych priorytetów poszczególnym wartościom na Wschodzie i Zachodzie Europy nie powinny zaskakiwać. Co więcej, zgodnie z tezą Ronalda Ingleharta postawy i opinie obserwowane aktualnie są w dużej mierze opóźnioną w czasie reakcją na ekonomiczne, społeczne i polityczne warunki, w których badani socjalizują się od wielu lat. Dyrektor World Values Survey tak wyjaśnia tę zależność: „Ci, którzy doświadczyli relatywnie wysokiego poziomu ekonomicznego i fizycznego niebezpieczeństwa w trakcie lat kształtujących osobowość, mają tendencję do przyznawania największej wagi wartościom materialnym”. W związku z tym dzisiejsza prosperity w niewielkim stopniu determinuje wybory respondentów tu i teraz.

Po drugie, to charakterystyka ponowoczesnego świata podpowiada różne interpretacje. Nie ulega wątpliwości, że reguły społecznej gry wyznacza dzisiaj „społeczeństwo ryzyka”. Niebezpieczeństwo stało się częścią codzienności i choć próbujemy je na różne sposoby oswajać (strategie indywidualne), to katastroficzny rys tych zagrożeń, ale również skutki oddziaływania, które coraz częściej zyskują ponadnarodowy wymiar, nadal skutecznie formatują świadomość społeczną.

Po trzecie, kategoria ryzyka nabiera dzisiaj znaczenia fundamentalnego zarówno w sensie obiektywnym, jak i subiektywnym. Żyjemy w niepewnym, nieprzewidywalnym świecie, w którym kontrola naszego stanu bezpieczeństwa jest bardzo ograniczona. Choć politycy nieustannie zapewniają nas, że jest inaczej, to medialne relacje o kolejnych zamachach terrorystycznych, napływie imigrantów czy konfliktach zbrojnych powodują, że świat (subiektywnie) jawi nam się jako bardziej groźny i niebezpieczny. Opinia publiczna zwykle rezonuje po doniesieniach o kolejnych katastrofach i tragediach (np. większe poparcie dla Patriot Act w USA po 11 września 2001 roku). Nie jest jednak tajemnicą, że stan bezpieczeństwa i poczucie bezpieczeństwa nie zawsze są ze sobą ściśle sprzężone, za co w dużej mierze odpowiada medialna kreacja rzeczywistości, w której hołdowanie kryteriom atrakcyjności informacyjnej odgrywa kluczową rolę.

Po czwarte w końcu, demokracja (polska) nie broni się sama. Obserwacja życia społeczno-politycznego dostarcza zbyt mało argumentów legitymizacyjnych obywatelom, którzy próbują dokonać rzetelnej oceny rzeczywistości. Hiszpański socjolog polityki Juan Linz podkreśla, że poziom legitymizacji demokracji jest zwykle zależny od tego, jak trafnie system polityczny diagnozuje problemy i jak skutecznie sobie z nimi radzi.

W Polsce od dawna obserwujemy rozdźwięk pomiędzy postrzeganiem demokracji w kategoriach wartości oraz oceną jej funkcjonowania w praktyce.

Niemal powszechnej akceptacji w wymiarze aksjologicznym towarzyszy istotny poziom rozczarowania sposobem działania instytucji demokratycznych. Wśród najważniejszych problemów, z jakimi boryka się polska demokracja, młodzi ludzie najczęściej wymieniają kłótnie polityków. Być może więc nie mamy tu do czynienia z odrzuceniem demokracji jako takiej, ale z brakiem akceptacji dla stylu, w jaki jest zarządzana.

Na koniec – opinia publiczna odzwierciedlona w rezultatach badań sondażowych dotyka raczej kwestii poznania i emocji, a niekoniecznie jeszcze konkretnych zachowań. A zatem odpowiedź na pytanie o to, czy młodzi obywatele pójdą bronić demokracji (kiedy faktycznie będzie zagrożona), zależy od wielu czynników, np. tego, czy będą potrafili rozpoznać i realnie ocenić to zagrożenie. Jak bowiem już powiedziano, instrumentalne i interesowne wykorzystywanie pojęcia „demokracja” w publicznych i politycznych sporach usypia czujność obywatela.

Radosław Marzęcki

Artykuł prezentuje wnioski cząstkowe badania, opartego na ponad  670 ankietach z Polski i Ukrainy.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 lutego 2018