Remigiusz WITKOWSKI: Stąd do historii

Stąd do historii

Photo of Remigiusz WITKOWSKI

Remigiusz WITKOWSKI

Historyk, nauczyciel, publicysta. Współautor książki Widziane z prowincji (2001), współzałożyciel i przez kilka lat działacz Klubu Społeczno-Politycznego „Sarmacja”. Mieszka w Zduńskiej Woli.

Ukrainie potrzebne jest pokonanie Rosji w taki sposób, żeby nie mogła w perspektywie jednego czy dwóch pokoleń nawet myśleć o agresji – pisze Remigiusz WITKOWSKI

Czego może nauczyć nas historia?

.Ludzkość od swoich początków potrafiła przebywać drogę „od – do”na wiele możliwych sposobów – małą, przyziemną, ale efektywną pracą bądź erupcją talentu, ogromnego wysiłku i tworzonych dzieł albo osiąganiem duchowych czy metafizycznych wyżyn, przywództwem politycznym lub bitewnym i wojskowym, bohaterskimi postawami, często z narażaniem i poświęcaniem własnego życia, ale też i skrajnie inaczej – bestialstwem, zbrodnią i okrucieństwem… 

Żadna z tych metod nie pozbawiała potomnych pamięci o wybitnym człowieku lub wielkim zbrodniarzu. Czasem bywała to i wypadkowa kilku postaw jednocześnie, nawet wzajemnie się wykluczających. Przyznajmy też od razu, że tytułowe przejście „stąd do historii” (także jako dziedziny wiedzy badającej przeszłość) prowadzi zarówno do ferowania pochwał, jak i potępienia. I raczej dość szybko rozpoznajemy, kto „zasłużył sobie” na jeden z tych werdyktów, a kto na drugi.

24 lutego 2022 roku świat – nawet jeśli nie cały, to na pewno świat europejski – oniemiał. Z zaskoczenia, z przerażenia konfliktem – pełnoskalową wojną, którą rozpoczęła putinowska Rosja przeciwko niepodległej Ukrainie. Żyliśmy w przekonaniu, że tego rodzaju konflikt ani „nie ma prawa” wydarzyć się w naszym świecie, ani nie jest możliwy. Sceny wojenne – intensywne walki, bombardowanie miast, niszczenie infrastruktury państwa, exodus ludności cywilnej i ogrom jej cierpień – oglądaliśmy na ekranach telewizorów, komputerów czy telefonów jako dziejące się gdzieś daleko, bezpiecznie daleko. Mogliśmy uspokajać nasze lekko otępiałe sumienia odrobiną współczucia i głębokim oddechem, że nas to przecież nie dotyczy (a potem i tak zmienialiśmy kanał telewizyjny czy stronę internetową). Tak było, ale już nie jest i w przewidywalnym – nawet dłuższym czasie tak nie będzie. Prawie rok wojny na Ukrainie nadal nie pozwala formułować ostatecznych wniosków czy w miarę pewnych przewidywań. Przerażająca jest na pewno skala bestialstwa, z jaką zetknęli się Ukraińcy (szczególnie ludność cywilna) ze strony rosyjskich wojsk inwazyjnych. 

Wolny kraj Ukraina

.Od początku tego konfliktu najczęściej stawiano pytania o jego przyczyny. Odpowiedzi nadal nie są oczywiste. Jedni zakładali, że celem Rosji jest po prostu zdobycie, czyli w kremlowskiej narracji „odzyskanie” Ukrainy, traktowanej jako swoista terytorialna rekompensata po rozpadzie Związku Sowieckiego (warto pamiętać słowa Władimira Putina z początków jego pierwszej prezydentury, że rozpad Sowietów był największą tragedią XX wieku) i odbudowa imperium, inni twierdzili, że putinowski reżim zadowoli się obaleniem władz suwerennej Ukrainy i jej ponownym zwasalizowaniem, ale bez konieczności zaboru terytorium, kolejni byli zwolennikami tezy, że Rosja chce doprowadzić właśnie do podziału terytorialnego Ukrainy, aby jej znaczna część ponownie znalazła się w składzie Federacji Rosyjskiej, natomiast pozostała – jak uważano w Moskwie, zbyt nacjonalistyczna („banderowsko-faszystowska”) – ma wieść własny żywot, ale i tak będzie skazana na rozkład i ostateczny upadek. Najmniej liczni wskazywali najpierw na zamiar wyniszczenia Ukrainy pod każdym możliwym względem i dopiero po tym podjęcie przez Kreml jakiejś wiążącej decyzji o jej przyszłości. 

Wydaje się, że każdy z powyższych wariantów zawiera element prawdy, ale załóżmy, że cel Moskwy był bardziej złożony – mianowicie zdobycie czy podbój Ukrainy nie jest wyłącznym celem samym w sobie, jest bowiem tylko środkiem do czegoś większego. Wszystko wskazuje na to, że tym rzeczywistym celem Rosji było, jest i niestety będzie zniszczenie porządku międzynarodowego, rozbicie albo co najmniej rozszczelnienie architektury bezpieczeństwa w Europie, ze szczególnym naciskiem na obezwładnienie jej części środkowo-wschodniej, a równolegle potwierdzenie swojego stałego miejsca w gronie światowych mocarstw i utrzymanie głosu decyzyjnego w sprawach politycznych, gospodarczych i zwłaszcza militarnych wspólnoty międzynarodowej, a przy okazji głębokie skłócenie Zachodu i jego sojuszników. Wszystko to Rosja realizowała konsekwentnie od lat, nie cofając się przed żadną metodą czy działaniem, które w jej ocenie przynosiłyby chociaż minimalny zysk. Zdajmy sobie także sprawę z tego, że to Moskwa ustalała i nadal ustala agendę swoich działań, to ona starała się i ciągle stara się kreować wydarzenia bądź skutecznie na nie wpływać lub tylko nimi manipulować (nawet w odległych zakątkach globu), by inicjatywa pozostawała w jej rękach. Warto to sobie uzmysłowić i spowodować, aby na trwałe zagościły w naszej świadomości wiedza i przekonanie o tym, że polityka rosyjska nie jest reaktywna, tylko samodzielnie stanowiona i wynika z przyjętej długofalowej agendy celów oraz stosownych środków i działań. Pozwoli to światu zachodniemu na to, aby przestać być naiwnym i nie kierować się uległymi względem Rosji oczekiwaniami i stereotypami (w każdym przypadku dla niej korzystnymi). Paradoksalnie siła Rosji wynikała często ze słabości Zachodu i braku chęci bądź braku umiejętności przeciwstawienia się jej. Miejmy nadzieję, że ten czas „sukcesów” rosyjskich został trwale przekreślony rozpoczęciem przez Kreml wojny na Ukrainie.

Specjaliści poddający analizie przebieg dotychczasowych etapów tej wojny pod kątem wojskowym, politycznym czy ekonomicznym bez wątpienia widzą już istotne punkty odniesienia i na ich podstawie mogą zapewne prognozować część dalszych zdarzeń czy rosyjskich zachowań, ale generalnie elementy nieprzewidywalne, także te związane z często przywoływaną „mgłą wojny”, nie pozwalają wciąż na pewność czy stanowczość ustaleń. Wszystko zatem jest jeszcze możliwe.

Heroizm broniących się Ukraińców zasługuje na najwyższy szacunek. Ich wola walki i oporu, morale zarówno żołnierzy regularnej armii, ochotników, jak i rzesz ludności cywilnej nie ulega osłabieniu, lecz dzień po dniu rośnie. Na pewno jest to ten czynnik, który w ogromnym stopniu zdecyduje o wyniku wojny, a przede wszystkim od samego początku konfliktu zarówno w wymiarze symbolicznym, jak i rzeczywistym stanowi siłę Ukrainy. Z kolei niedocenianie tej ukraińskiej postawy przez Rosjan znajdzie się, jako modelowy przykład błędu strony atakującej, we wszystkich analizach tego konfliktu (i to niezależnie, czy będą to prace, które wyjdą spod pióra historyków, politologów czy strategów i historyków wojskowości). Truizmem jest oczywiście przypominanie kolejny i kolejny raz, że Ukraińcy walczą nie tylko za swoją wolność. Krew przelana na Ukrainie to także krew poświęcona za naszą wolność i swobodę decyzji i działań, naszego sposobu życia.

Zjednoczenie Zachodu

.Władimir Putin i jego otoczenie dokonali paradoksalnie rzeczy niemożliwej – zjednoczyli bowiem i samych Ukraińców, i (przynajmniej na razie) szeroko traktowany świat zachodni; stworzyli także stan, czy jego mocne podstawy, bardzo głębokiego zrozumienia i porozumienia, a może wręcz już i wspólnoty polsko-ukraińskiej (mimo niełatwej przecież wspólnej przeszłości, także rzeczy strasznych czy bolesnych, które się wydarzyły pomiędzy naszymi narodami). Czy potrafimy to w sposób należyty dostrzec i właściwie wykorzystać? W ostatnich tygodniach coraz śmielej w debacie publicznej na Ukrainie, rzadziej natomiast w Polsce, pojawiały się głosy o możliwej federacji polsko-ukraińskiej, która mogłaby zostać zawarta po zwycięskiej już wojnie – byłoby to przekreślenie naszych wzajemnych niemożności znanych z historii I Rzeczypospolitej, ale i czasów późniejszych, stwarzałoby rzeczywiście konkretne możliwości w wielu wymiarach (chociażby politycznym czy gospodarczym), militarnie tworzyłoby przeciwwagę dla ekspansjonizmu rosyjskiego, i to zarówno w wymiarze regionalnym, jak i szerzej – natowskim (jako trwałe wzmocnienie wschodniej flanki NATO). Udział Polski i polskich firm w długotrwałym, energo- i materiałochłonnym i kosztownym, co do tego nie ma wątpliwości, procesie odbudowy Ukrainy po wojnie także daje podstawy do zacieśnienia współpracy. Nie lekceważmy wreszcie kapitału społecznego i kolosalnej w krótkim czasie zmiany nastrojów społecznych wśród mieszkańców Ukrainy na jednoznacznie prozachodni (co istotne w wymiarze i politycznym, i właśnie wojskowym), mocno propolski, a jednocześnie zdecydowanie antymoskiewski.

Jakkolwiek to okrutnie zabrzmi, Ukrainie nie jest potrzebny pokój zawarty dla samego pokoju – nie chodzi w nim tylko o to, aby przerwane zostały działania wojenne, aby ludzie mogli wrócić do swoich, najczęściej zrujnowanych, miast, miasteczek, wsi i domów, aby żołnierze na powrót stali się cywilami, wreszcie aby ponadludzkim wysiłkiem zacząć odbudowę kraju. Ukrainie potrzebne jest pokonanie Rosji w taki sposób, żeby nie mogła w perspektywie jednego czy dwóch pokoleń nawet myśleć o agresji, a potem rozpocząć kolejną fazę wojny przeciwko suwerennemu państwu ukraińskiemu.

Nie pozwolić Putinowi na „pieredyszkę”

.Niestety, każdy stan zawieszenia wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą oznaczałby tylko i wyłącznie rodzaj „pieredyszki”, czas, w którym Rosja przygotowałaby się mniej lub bardziej jawnie do kolejnego uderzenia na państwo ukraińskie, a sama Ukraina byłaby skazana na ogromny wysiłek przeciwstawienia się nowej agresji –mówiąc wprost, oznaczałoby to zmilitaryzowanie ukraińskiej gospodarki, olbrzymie nakłady i inwestycje w sektorze zbrojeniowym, zakupy broni i sprzętu wojskowego od państw trzecich, szkolenie kolejnych roczników poborowych i budowanie potencjału osobowego armii, natomiast odbudowa przemysłu o charakterze cywilnym, infrastruktury czy zaspokajanie potrzeb życia codziennego zeszłyby na drugi, a nawet i trzeci plan. Nie byłoby po prostu na takie potrzeby ani żadnych środków własnych, ani żadnych istotnych inwestycji pomocowych z zewnątrz, wcale nie zostałaby spowolniona emigracja i odpływ bardzo potrzebnych rąk do pracy, drenowany byłby kapitał ludzkich umiejętności, bo żadne liczące się państwo czy podmiot dysponujący takimi możliwościami nie zaangażowałby się w odbudowę Ukrainy, zakładając (całkiem słusznie i realistycznie), że w przewidywalnej – i to raczej krótkiej – przyszłości nastąpi wojenna dogrywka w wersji 2.0, a tragedia państwa i narodu ukraińskiego zacznie wypełniać swój nowy, krwawy i niszczący rozdział.

Jesienią 2022 roku Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg publicznie przestrzegał przed dość pochopnym lekceważeniem możliwości i jakości bojowej żołnierzy rosyjskich pochodzących z zarządzonego wtedy w Federacji Rosyjskiej powszechnego poboru. Dowództwo rosyjskie „postawiło” na operowanie przysłowiową masą (sprzęt + ludzie), zakładając na poziomie taktycznym, że nawet ogromne straty zasadniczo nie mają i nie powinny mieć znaczenia w dążeniu do osiągnięcia celu strategicznego – czyli dalszego i trwałego wyniszczenia Ukrainy. Głos Stoltenberga został wtedy zlekceważony, ale za kilka tygodni może się jednak okazać, że właśnie to on miał realistyczne spojrzenie na rosyjskie możliwości wojskowe – zwłaszcza że Rosja przygotowuje się do nowej, wiosennej ofensywy na Ukrainie. Zbyt optymistyczny był scenariusz części polityków i analityków, zakładający, że już za chwilę Rosja zostanie definitywnie pokonana. Załóżmy raczej, że wojna ta będzie miała jeszcze nowe odsłony i przez kolejne miesiące, a nie tylko tygodnie (pesymiści mówią nawet o kilku kolejnych latach pełzającego czy raczej tlącego się konfliktu). Zasadne jest zatem stawianie pytań o to, jak ta wojna się zakończy i który z możliwych wariantów będzie optymalny dla walczących stron. Z punktu widzenia Rosjan akceptowalne jest przede wszystkim całkowite podporządkowanie (choć już nie zdobycie całości terytorium) Ukrainy albo takie jej wyniszczenie, by stała się bez mała „państwem upadłym” i pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia.

Dla Ukraińców oczywisty jest stan zachowania pełnej suwerenności, niepodległości, jedności i integralności terytorialnej. Im szybciej zatem Ukraina otrzyma obiecywaną pomoc wojskową w sprzęcie (szczególnie czołgi i samoloty) i stałych dostawach amunicji, im trwalej i skuteczniej kolektywny Zachód będzie działał na jej rzecz, im głębiej ludzie wolnego świata zrozumieją istotę i zamierzenia polityki rosyjskiej, im dłużej będą działały przyjęte już sankcje, tym bliższe będzie zakończenie wojny i wypchnięcie Rosji z systemu europejskiego. Niemożliwe jest oczywiście zaakceptowanie wariantu „win – win”, bo bez wątpienia obydwie strony są gotowe uznać koniec działań wojennych i następujące po nich rozmowy, negocjacje i decyzje polityczne wyłącznie według zasady „albo – albo”. Trzeciego wyjścia nie ma i być nie powinno. A każdy narzucony Ukrainie tzw. „krzywy pokój” będzie hańbą wolnego świata i pozornie wolnych narodów… 

Bez wolnej Polski nie ma i nie będzie wolnej Ukrainy

.Rzeczpospolita jest państwem funkcjonalnie zapewniającym Ukrainie suwerenność w wymiarze politycznym. Jak to rozumieć? W najprostszy możliwy sposób – bez wolnej Polski nie ma i nie będzie wolnej Ukrainy. Podobnie istnienie wolnej i suwerennej terytorialnie Ukrainy warunkuje w pewnym stopniu niepodległość i niezawisłość państwa polskiego, a szerzej, nawet całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej – to po pierwsze. Po drugie – samodzielna w swoich decyzjach Polska zapewnia Ukrainie wielopłaszczyznowe zaplecze (materiałowe, finansowe, bezpieczne schronienie dla uchodźców wojennych, hub wojskowy dla przekazywanego z Zachodu sprzętu etc.) i swoistą „głębię strategiczną” do prowadzenia działań wojennych na własnym terytorium. Po trzecie – w wymiarze głęboko symbolicznym, przełamując wzajemne zaszłości historyczne, obydwa sąsiadujące ze sobą kraje pokazują i zachęcają inne państwa regionu do bliższej współpracy polityczno-gospodarczo-militarnej jako przeciwwagi dla imperialnych ambicji Rosji. Po czwarte wreszcie – jest więcej niż pewne, że w kolejnej, na razie jeszcze odległej w czasie i przy założeniu, że w ogóle do niej dojdzie, fazie wojny przeciwko Ukrainie Rosja podejmie działania bezpośrednio wymierzone w Rzeczpospolitą i/lub państwa bałtyckie – poczynając od aktów dywersji, sabotażu, poprzez głębokie działania penetrujące i wywiadowcze, aktywne działania agentury (szczególnie agentury wpływu), cyberataki o różnym stopniu natężenia mające sparaliżować systemy administracji publicznej, gospodarki i przemysłu, bankowości czy infrastruktury krytycznej, dezinformację, a kończąc na bezpośrednich średnio- lub pełnoskalowych działaniach o charakterze zbrojnym.

Tak – wojny z Rosją Polska nie może wykluczyć. Zdają sobie z tego doskonale sprawę polskie kręgi polityczne i wojskowe. Także wśród naszych sojuszników z NATO zakłada się bardzo wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia takich rosyjskich działań i decyzji. Najwyższa więc pora, aby świadomość takiego stanu rzeczy pojawiła się również wśród polskich obywateli. Nie po to oczywiście, aby tylko epatować społeczeństwo potencjalnym zagrożeniem i sianiem paniki, ale właśnie w celu uniknięcia najgorszego – bo jeśli pragniesz życia w pokoju, to jednocześnie musisz być przygotowany na walkę i na wojnę… Wojnę, którą potrafisz wygrać.

Pomoc Ukrainie naszym moralnym, cywilizacyjnym obowiązkiem

.Droga od „tu i teraz” do miejsca narodu i państwa w historii (czyli pamięci i oceny przyszłych pokoleń) prowadzi nas razem z Ukraińcami, prowadzi nas bezpośrednio za polską granicą do przyszłego zwycięstwa. Wspólnego, choć osiągniętego różnym wysiłkiem i różnymi środkami. Nie pozostaje nam nic innego, jak wierzyć, że tak się stanie, i zrobić wszystko, aby tak się stało.

Powraca jednak w myślach jeszcze jedna przestroga, związana z wydarzeniami z poprzedniej agresji rosyjskiej na Półwysep Krymski i wschodnią Ukrainę w 2014 roku – okrutne w swej wymowie memento, które przybrało formę dwóch prostych pytań i tylu samo odpowiedzi: „ – Co zrobiła Rosja? – Zajęła Krym. – A co zrobiła Unia Europejska? – Zajęła stanowisko”.

.Każdej wojnie, szczególnie wojnie ciągnącej się latami, zaczyna towarzyszyć od pewnego momentu znużenie, wyczerpanie, a w końcu narastająca obojętność i niechęć, że zaprząta ona mimo wszystko uwagę ludzi chcących żyć w „świętym spokoju”. Oby ci, którzy mogą i powinni podejmować decyzje, i obyśmy sami nie stali się tacy jak ci, o których tak oto powiedział polski noblista. A zapisał te słowa bez mała trzydzieści lat temu… Czy nauczą one nas czegoś? Bo powinny i to bardzo.

Kiedy zabijany i gwałcony kraj wzywa pomocy Europy,
w którą wierzył, oni ziewają.
[…]

Przyjmując obojętnie wołanie ginących, bo są to ciemni
barbarzyńcy mordujący się wzajemnie.
I życie sytych jest więcej warte niż życie głodnych.
Teraz okazuje się, że ich Europa od początku była
wmówieniem, bo jej wiarą i fundamentem jest nicość.
[…]

Przygotowują to, zapewniając siebie: „My przynajmniej
jesteśmy bezpieczni”, a tymczasem co ich obali,
dojrzewa w nich samych.

Czesław Miłosz, Sarajewo, z tomu Na brzegu rzeki (1994)

Remigiusz Witkowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 lutego 2023