Putin pisze na nowo historię, to on wskazuje bohaterów
W ostatnich latach rząd rosyjski stworzył politykę historii kraju, której celem jest skonsolidowanie narodu rosyjskiego wokół jednej oficjalnej wersji przeszłości – pisze prof. Andriej KOLESNIKOW
.Kiedy rząd chce kontrolować historię, chce kontrolować obywateli. Czasem oficjalna wersja historii promowana przez państwo stanowi podstawę niepisanej umowy społecznej między rządem a obywatelami. To właśnie dzieje się dzisiaj w Rosji. Prezydent Władimir Putin wprowadził pojęcie „tysiącletniej historii”, z której Rosjanie mają być dumni, obfitującej w wiele zwycięskich wydarzeń, w tym także przejęcie Krymu w 2014. Tę chwalebną historię, promowaną jako ważniejszą od postępu gospodarczego, oferuje się obywatelom w zamian za ich polityczną lojalność. Jaka jest więc polityka historyczna Rosji Władimira Putina?
To osobiste zaangażowanie Putina miało krytyczne znaczenie dla stworzenia państwowej wizji historii. To on określił, jak Rosjanie powinni traktować takie wydarzenia z przeszłości, jak przekazanie Krymu Ukrainie w 1954 roku przez radzieckiego przywódcę Nikitę Chruszczowa, pakt Ribbentrop-Mołotow czy wojna zimowa z Finlandią. To Putin decyduje, dlaczego niektóre postaci historyczne, takie jak rosyjski filozof monarchista Iwan Iljin (1883–1954) czy Przewodniczący Rady Ministrów Imperium Rosyjskiego z początku XX wieku Piotr Stołypin, zasługują na uznanie. Przykładami są tu decyzja Putina sprowadzeniu prochów Iljina do Rosji w 2005 roku oraz wystawienie pomnika upamiętniającego Stołypina przed rosyjskim Białym Domem w 2012 roku.
Wydarzeniem kluczowym dla putinowskiej wersji historii jest zwycięstwo Związku Radzieckiego nad Niemcami w 1945 roku w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Aktualna władza, tytułująca się jedynym spadkobiercą tego zwycięstwa, wykorzystuje je, by się uodpornić na krytykę i uzasadnić postępującą militaryzację i nadmierny wpływ państwa na wszystkie aspekty życia. Oficjalna historia Rosji nie pozostawia miejsca na wątpliwości czy porażki. Tym samym wolnych mężczyzn i kobiety, będących obywatelami (a nie poddanymi), nie można uznać za uczestników historii, lecz jedynie za wyborczą pożywkę dla pompatycznie promowanej wielkości tego kraju. Narracja historyczna służy legitymizacji panującej aktualnie w Rosji władzy.
Według badań opinii publicznej historia stanowi dla zwykłych rosyjskich obywateli podstawowe kryterium definiowania własnej tożsamości. Badania prowadzone przez niezależny ośrodek Levada Centre wykazują utrzymującą się od lat na wysokim poziomie liczbę respondentów, dla których historia stanowi jeden z kluczowych czynników poczucia dumy z Rosji. W 2015 „historia” wyprzedziła „zasoby naturalne Rosji” na liście najważniejszych powodów, dla których Rosjanie są dumni ze swego państwa, i od tej pory stale plasuje się na wysokim poziomie (około 40 proc.).
Dominujący dyskurs historyczny prowadzony przez rosyjskie przywództwo jest imperialistyczny i zasadza się na koncepcjach podboju, militaryzmu i konserwatyzmu (zaś podbite terytoria muszą pozostać w łonie imperium). Już w marcu 2016 roku 76 proc. ankietowanych stwierdziło, że Rosjanie powinni być dumni z imperialnych zdobyczy terytorialnych swego kraju realizowanych od XV wieku, w tym nawet z podboju Polski i Finlandii w wieku XIX. Jedynie 3 proc. uważa imperialną przeszłość Rosji za powód do wstydu, taki sam odsetek przyznaje się do zażenowania sowiecką przeszłością swej ojczyzny i przejęciem Krymu w 2014 roku. Wśród nielicznych aspektów historii Rosji wywołujących pewien poziom wstydu u znacznej liczby ankietowanych (około 33 proc.) znalazły się wojny w Afganistanie i Czeczenii. Jeszcze mniejszy odsetek (około 15 proc.) wskazuje na zażenowanie z powodu trwającej wojny w Syrii.
Gros Rosjan opowiada się za tak zwanymi rządami silnej (to znaczy twardej i okrutnej) ręki oraz preferuje okresy historyczne, w których rządzili tacy właśnie przywódcy. Badanie przeprowadzone w grudniu 2016 wskazuje, że wielu Rosjan (49 proc. ankietowanych) uważa, że średniowieczny car Iwan Groźny, uosobienie twardej władzy, przyniósł Rosji więcej dobrego niż złego, podczas gdy przeciwnego zdania jest jedynie 13 proc. Nie dziwi zatem, że większość respondentów (56 proc.) poparła pomysł wystawienia carowi pomnika, który odsłonięto w październiku 2016 roku w mieście Orzeł.
Wydaje się, że polityka historyczna Rosji, czy raczej putinowska wizja historii Rosji, na którą składają się pasma wartych celebrowania sukcesów, odpowiada większości obywateli. A jednak istnieje pewna znacząca mniejszość, która nie jest gotowa przystać na snutą przez władzę wizję dziejów Rosji ani na dotyczącą jej umowę społeczną.
Cień Stalina
.W historii nowoczesnej Rosji uosobieniem silnej władzy jest Józef Stalin. Aktualnie władze rosyjskie tolerują afirmację Stalina, nie stanowi to już nieformalnego tabu, tak jak to miało miejsce pod koniec istnienia Związku Radzieckiego i zaraz po jego upadku. Jednak temat Stalina dzieli naród rosyjski jak niewiele innych.
Percepcja tego, czy okres stalinizmu dał Rosji więcej złego czy dobrego, zmieniała się znacznie podczas ostatniego dwudziestolecia. W ciągu 22 lat prowadzenia badań nad tym okresem przez ośrodek Levada liczba ankietowanych mających o tych czasach pozytywną opinię wzrosła z 18 proc. w 1994 do 40 proc. w 2016 roku. Szczególnie wart odnotowania jest skokowy przyrost z 27 proc. w 2012 roku do 40 proc. w roku 2016. To bardzo znaczące, że zmianę tę odnotowano w okresie, gdy trwało przykręcanie śruby w wewnętrznej i zagranicznej polityce Rosji, manifestujące się aneksją Krymu, odradzaniem się poczucia mocarstwowości i legitymizacji użycia siły przez Kreml, powołujący się na chwalebne karty imperialnej historii kraju.
Dla wielu obywateli Stalin stał się w 2016 roku wzorowym przykładem bohatera rosyjskiej historii przy jedynie 28 proc. ankietowanych mających negatywne zdanie na temat jego epoki. Wielu Rosjan – 54 proc. w marcu 2016 roku – uważa Stalina za postać, która odegrała przynajmniej nieznacznie pozytywną rolę w historii. Mniej więcej jedna czwarta respondentów jest zdania, że okrucieństwo Stalina było „uzasadnione historycznie”, a prowadzone przez niego prześladowania stanowiły „konieczność polityczną” – ten odsetek odnotował znaczący 17-punktowy wzrost między 2007 a 2016 rokiem. Jednocześnie liczba osób potępiających działania Stalina spadła z 72 do 45 proc. Jak wykazało badanie z kwietnia 2017 roku, liczba osób akceptujących działania Stalina utrzymała się na stabilnym poziomie.
W obliczu tak silnego podziału opinii publicznej aktualna rosyjska władza wysyła niejednoznaczne sygnały na temat Stalina. Kilka lat temu wydano zgodę na postawienie w centrum Moskwy pomnika upamiętniającego ofiary stalinowskich represji. Gest ten, stanowiący ustępstwo wobec społeczeństwa obywatelskiego, dowodzi, że władza dopuszcza na wpół oficjalnie pewne wyrazy żalu w odniesieniu do epoki stalinowskiej. Z drugiej strony aktualny reżim sygnalizuje także subtelnie większą tolerancję wobec epoki Stalina, co stanowi zachętę dla oddolnych inicjatyw stalinistów. Przykładowo – nie pojawiają się żadne oficjalne nakazy stawiania pomników czy popiersi Stalina, a jednak jakoś w różnych miastach znajdują się ochotnicy gotowi upamiętniać despotę.
Jednocześnie stalinizacja obecna w dyskursie aktualnego programu Partii Komunistycznej stała się być może jedynym czynnikiem samodefiniującym i odróżniającym jej podejście do patriotyzmu od wizji Putina i jego oficjalnej partii Jedna Rosja.
Ludzi domagających się bardziej energicznych działań w zakresie destalinizacji poddaje się presji. Założoną w Moskwie międzynarodową organizację praw człowieka Memoriał, która od trzech dekad zajmuje się upamiętnianiem pamięci ofiar represji politycznych, rosyjski rząd nazwał „zagranicznym agentem”. W ten sposób władze wysłały czytelny sygnał, że każdy, kto stara się zachować pamięć o opresjach państwa, prowadzi działania przeciw rządowi. Można uznać, że w pewnym sensie dzisiejsi przywódcy stają się spadkobiercami stalinowskiego reżimu. W 2017 roku rosyjskie Ministerstwo Edukacji starało się uniemożliwić udział w moskiewskiej gali nagród grupie licealistów – która wygrała coroczny konkurs na esej historyczny organizowany przez Memoriał – twierdząc, że działalność tej organizacji jest w Rosji zakazana. Była to nie tylko nieprawda, ale także znak, że resort rządowy jest gotów wytoczyć ciężkie działa przeciw wszystkiemu, co nie odpowiada oficjalnej państwowej interpretacji historii, czyli niepisanej ideologii reżimu.
Polityka historyczna Rosji to kolejne linie podziału
.Podobnie jak epoka stalinizmu, podziały w Rosji powoduje też okres liberalizacji lat 90., plasujący się po drugiej stronie ideologicznego spektrum. W ślad za badaniami opinii publicznej, wskazującymi na znaczące poparcie dla rządów autorytarnych, pojawiają się także raporty Levada Centre, z których wynika, że wielu Rosjan ma kategorycznie negatywną opinię o przewódcach, którzy przynieśli Rosji demokratyzację i liberalizację, czyli Michaile Gorbaczowie i Borysie Jelcynie.
Podziały społeczne inspirowane wydarzeniami lat 90., tuż po upadku Związku Radzieckiego, ujawniły się ponownie podczas niedawnego konfliktu między reżyserem filmowym Nikitą Michałkowem, uważającym się za rosyjskiego patriotę, a Centrum Jelcyna w Jekaterynburgu, ośrodkiem muzealnym i edukacyjnym poświęconym pierwszemu prezydentowi niepodległej Rosji. Michałkow, znany ze swoich konserwatywnych poglądów, wielokrotnie krytykował Centrum za „przeinaczanie historii” i „gloryfikację okresu niszczenia ojczyzny”. Jednak Centrum Jelcyna to jedyne w Rosji muzeum ukazujące w pełni złożoną i targaną sprzecznościami historyczną rolę pierwszego rosyjskiego prezydenta oraz szczegółowo i dogłębnie opisujące wydarzenia lat 90. Centrum Jelcyna opisuje ten okres nie jako lata upadku imperium i jego wartości, ale jako erę budowy nowego państwa, którego instytucje i wartości wyrastają na korzeniach demokracji i uwolnionej gospodarki.
I właśnie tutaj przebiega główna linia podziału. Dla niektórych Rosjan lata 90. oznaczają okres rozpadu (do użycia weszło powiedzenie o „burzliwych latach 90.”). Dla innych był to początek tworzenia się nowego państwa po tym, jak wyczerpał się potencjał imperium. Ocena tego okresu dzieli opinię publiczną nie mniej niż jej zapatrywania na epokę stalinizmu.
Kwestia lat 90. jest szczególnie wrażliwa dla aktualnej władzy. Z jednej strony rząd opiera swój wizerunek na kontraście między rzekomo niebezpiecznymi latami 90., w których kwitła przestępczość i ubożała ludność, a stabilną i dostatnią epoką Putina. Z drugiej jednak strony całość politycznych i finansowych elit Rosji, a w tym sam Putin, wywodzi się z lat 90. Wszak kariera Putina nabrała rozpędu pod kuratelą mera Petersburga Anatolija Sobczaka, jednego z najważniejszych polityków związanych z pierestrojką na początku lat 90. Ponadto Putina wezwali do Moskwy tak zwani petersburscy liberałowie, od lat pracujący w strukturach rządowych i budujący gospodarcze i administracyjne zaplecze nowego państwa w oparciu o bolesne reformy. Ostatecznie Putina na premiera, a potem prezydenta wybrała polityczna rodzina Jelcyna, a sam Borys Jelcyn przekazał Putinowi berło i królestwo, powierzając mu opiekę nad Rosją.
Te niezręczne fakty wyjaśniają sprzeczne uczucia, jakie wobec lat 90. żywi obecna władza. Jednak Kreml nie oponuje przeciwko nazywaniu tamtych czasów okresem całkowitego upadku, ponieważ bez historycznej maskarady wizerunek Putina jako zbawcy narodu nieco blednie. Bez popiołów nie ma przecież Feniksa.
Dwa konkurujące typy pamięci
.Takie podziały często powstają i czerpią z konfliktów pomiędzy oficjalnymi wersjami historii a nieformalnymi wspomnieniami czy alternatywnymi pamięciami poszczególnych osób. Raport przygotowany przez Free Historical Society na zlecenie Komitetu Inicjatyw Obywatelskich (KGI), organizacji społeczeństwa obywatelskiego, klasyfikuje te dwa podejścia do konceptualizacji historii jako „pierwszą pamięć” i „drugą pamięć”. Oficjalne formy pamięci zbiorowej utrzymują historię w ramach jej interpretacji przez państwo. Te formy wykorzystuje się do kontroli społeczeństwa i definiowania narodowych obrzędów historycznych, a także innych sposobów upamiętniania przez władzę przeszłości danego kraju. Kluczowe znaczenie dla kształtowania oficjalnych wersji historii mają na przykład podręczniki szkolne. Natomiast osobiste i nieformalne (także naukowe) koncepcje historii mogą przedstawiać demokratyczne lub liberalne wersje przeszłości, niezgodne z jej konserwatywnym wizerunkiem.
Kiedy chodzi o najważniejsze wydarzenia, takie jak wielka wojna ojczyźniana Rosji w latach 1941–1945, państwo nie może, nawet gdyby chciało, ignorować ogromu rodzinnych czy indywidualnych historii osobistych, zatem te opowieści należy włączyć do oficjalnych obrzędów upamiętniających historię kraju. Przykładem przywłaszczenia przez państwo prywatnych wspomnień może być oddolna inicjatywa z 2011 roku, rozpoczęta przez dziennikarzy z rosyjskiego miasta Tomsk, znana potem pod nazwą Nieśmiertelnego Pułku. Początkowo akcja, której nie organizowała ani nie sponsorowała władza, obejmowała marsz upamiętniający uczestników II wojny światowej, podczas którego członkowie ich rodzin nieśli ich zdjęcia. Sama akcja w zasadzie zachowała swój społeczny charakter, jednak władza mocno ją eksploatowała. W marszach zaczął uczestniczyć Putin, a pseudoobywatelskie i kontrolowane przez Kreml organizacje, takie jak Izba Obywatelska czy Ogólnorosyjski Front Narodowy, starały się przejąć Nieśmiertelny Pułk dla własnych celów.
Według oficjalnej koncepcji obchody Dnia Zwycięstwa z 1945 roku stanowią jedynie formalną okazję do wspólnego upamiętniania poległych na wojnie obywateli Rosji. W rzeczywistości wydarzenie to stało się narzędziem wspierania najbardziej zmilitaryzowanego i wojowniczego rosyjskiego przywódcy. W tej wersji historii wojna nie jest nieszczęściem, lecz powodem do celebracji.
Nachalny przekaz propagandowy, w którym rząd praktycznie zawłaszcza wielką wojnę ojczyźnianą, budzi często efekt odwrotny do zamierzonego. Obywatele rosyjscy uznają 9 maja za ważne doroczne wydarzenie, jednak wielu z nich podchodzi sceptycznie do obchodów tej rocznicy jako święta państwowego, a nie ludowego. Pod wpływem władzy oficjalne koncepcje historii przesączają się do osobistych wspomnień. Zniuansowanych dziejów danej rodziny nie postrzega się już jako ważnych. Wielu zwykłych Rosjan zdaje się bez głębszej refleksji akceptować konwencjonalną oficjalną wersję historii wojny i na jej podstawie kształtuje swe osobiste wspomnienia. Konformizm w zakresie pamięci wywołują te same czynniki co konformizm polityczny w systemie autorytarnym: dużo łatwiej i korzystniej jest pozostawać w głównym nurcie.
Klincz między tymi dwoma typami pamięci nie oznacza jednak, że pamięć osobista uniemożliwia wykształcenie poczucia dumy z własnego kraju, wręcz przeciwnie. Niemniej zwolennicy oficjalnej państwowej pamięci zbiorowej i zwolennicy indywidualnej nieoficjalnej pamięci alternatywnej często w bardzo różny sposób postrzegają swój kraj i odmiennie definiują patriotyzm.
Oficjalna pamięć zbiorowa Moskwy może także kolidować z pamięcią narodową i źródłami historycznymi innych krajów, co czasem komplikuje ich relacje z Rosją. Przykładem są tu relacje rosyjsko-polskie i sprawa zbrodni katyńskiej z 1940 roku, kiedy to stalinowska tajna policja zamordowała około 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy w lesie w zachodniej Rosji. Moskwa oficjalnie przyznała się do tej zbrodni za prezydentury Jelcyna, a w 2010 roku ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew opublikował na internetowych stronach rządowych dokumenty archiwalne potwierdzające winę Związku Radzieckiego.
Niemniej znaczna część rosyjskiej opinii publicznej wciąż wątpi w historyczne fakty dotyczące zbrodni katyńskiej, o którą w epoce sowieckiej oskarżano nazistów. Badanie ośrodka Levada z 2011 roku pokazało, że 24 proc. ankietowanych wciąż uważa, że to siły Hitlera dokonały egzekucji polskich oficerów w lesie katyńskim, a 42 proc. twierdzi, że nie ma wiedzy lub zdania na ten temat. Najbardziej twardogłowi instalują tak zwane punkty informacyjne na terenie Cmentarza Wojennego w Katyniu, przedstawiając rzekome fakty na temat śmierci oficerów Armii Czerwonej w polskiej niewoli w 1920 roku i podając zawyżone liczby ofiar. Zbrodnia katyńska i jenieckie losy czerwonoarmistów z 1920 roku nie mają ze sobą nic wspólnego, jednak łączenie ich w myśl zasady oko za oko stanowi przykład politycznej logiki. Sugeruje się tym samym, że mimo iż Moskwa (przy czym był to Stalin, a nie nowoczesna rosyjska władza) dokonała egzekucji polskich oficerów, to jednak Polacy także rzekomo zabili wielu oficerów Armii Czerwonej.
W tle tego zaciemniania historii pojawia się bezprecedensowo negatywne podejście Rosjan do Polski. W 2016 roku Polska dołączyła do trójki krajów uznawanych w Rosji za jej największych adwersarzy, po Stanach Zjednoczonych, Ukrainie i Turcji. Dlatego wiele aspektów historii relacji rosyjsko-polskich zyskało miano kontrowersyjnych, co doprowadziło nawet do potrzeby powołania specjalnej Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych.
Polityka historyczna Rosji, czyli upraszczanie historii
.W kontekście tych podziałów obecna rosyjska władza jest niechętna złożonym interpretacjom historii. Trudne kwestie i refleksje pozostawia się tym, którzy nie chcą myśleć językiem oficjalnej propagandy.
Źródeł tego podejścia można upatrywać w uproszczeniach stosowanych w czasach sowieckich. 5 grudnia 1966 roku radziecki poeta, pisarz i wydawca liberalnego magazynu literackiego „Nowyj Mir” Aleksandr Twardowski odnotował w pamiętniku swe przemyślenia o sowieckiej metodzie upamiętniania dawnych wydarzeń, zasadzającej się na ich maksymalnym upraszczaniu i kondensowaniu. Wspominając brutalne represje Stalina w przeddzień wojny z Niemcami, Twardowski pisze: „Żadna inna armia na świecie podczas żadnej wojny nie straciła tylu dowódców, ile nasze wojsko w przeddzień wojny i tuż po niej. Co można uczynić z tą pamięcią? Nie ma wątpliwości, że ci, którzy zginęli w przeddzień wojny i podczas jej trwania, jednak nie na linii frontu, ale w więzieniach, obozach i salach tortur szalonego reżimu, także zasługują na to, by o nich w jakiś sposób pamiętać”.
Od tego zapisu minęło już pół wieku, a rosyjskie podejście do zbiorowej pamięci historycznej zatoczyło pełne koło, wracając do epoki Breżniewa, która rozpoczęła się w 1964 roku. We wspomnieniach Aleksandra Bowina, ulubionego autora przemówień Breżniewa z wczesnych lat jego przywództwa, można znaleźć wymowne wydarzenie. Liberalnie nastawieni doradcy sekretarza generalnego partii komunistycznej chcieli dopomóc w publikacji pamiętników z 1941 roku Konstantina Simonowa, najsłynniejszego radzieckiego poety i pisarza epoki wojennej. Jednak ostro sprzeciwił się temu Główny Zarząd Polityczny Radzieckiej Armii i Marynarki, broniąc zaciekle oficjalnej wersji historii tamtych czasów.
Pisarza zaproszono na spotkanie z Breżniewem. Jednak mimo nawiązania ciepłych relacji Breżniew nie poparł wydania pamiętników. Wyjaśnił, iż mimo że sam widział jeszcze gorsze rzeczy podczas wojny, to jednak należy chronić odczucia zwycięzców. Breżniew powiedział coś, co częściowo można uznać za podsumowanie podejścia dzisiejszych elit do interpretacji wojennej historii: „Może i widzieliśmy to, co widzieliśmy, ale główną prawdą jest to, że wygraliśmy. Wszelkie pozostałe prawdy przy tej blakną. Kiedyś przyjdzie czas na wasze pamiętniki”.
Czas prawdy nadszedł wraz z końcem Związku Radzieckiego i stało się to szybciej, niż większość oczekiwała. Jednak zgodnie ze słowami Breżniewa pozostałe prawdy wciąż blakną, a dzisiejsza wizja historii wojny sprowadza się do propagandowych klisz, uwłaczających tym, którzy w wojnie walczyli. Rządząca elita ponownie znacjonalizowała pamięć historyczną, a rządowi ideolodzy wszelką krytykę systemu uznają za moralnie naganną. Kluczowy przekaz, dość prymitywny, acz skuteczny, jest taki, że kto wątpi w polityczny system Rosji, ten podważa nasze wspólne zwycięstwo.
Nieistotna rewolucja
.Niespełna sto lat temu sowiecka władza rodziła się w ogniu rewolucji październikowej z 1917 roku. Dlatego w epoce sowieckiej wszelkie zjawiska rewolucyjne i wolnościowe związane z wyzwoleniem narodowym, w tym żarliwy nurt romantyczny w sztuce, kojarzyły się pozytywnie. Tej jednej cechy okresu sowieckiego nie sposób się doszukać w erze Putina, która jest dogłębnie kontrrewolucyjna. W zasadzie wiele cech charakterystycznych dla obecnego modelu władzy autorytarnej w Rosji, takich jak represje czy krucjaty wobec wszystkiego, co podpada pod szeroko definiowany ekstremizm, wyrosło na obawach rządu związanych z kolorowymi rewolucjami, Arabską Wiosną czy ukraińskim Majdanem w latach 2013–2014.
Paradoks polega na tym, że z historycznego punktu widzenia aktualny system polityczny Rosji narodził się w wyniku pokojowej rewolucji burżuazyjnej i liberalnych reform polityczno-gospodarczych we wczesnych latach 90. XX wieku. Dysonans ten kształtuje dwuznaczny stosunek władzy do przeszłości. Mimo że aktualna władza wywodzi się z rewolucji, która zaszła w umysłach obywateli, w systemie gospodarczym kraju i jego strukturach politycznych, to jednak Kreml obsesyjnie dba o zachowanie aktualnego statusu i nie może ścierpieć żadnych rewolucyjnych zjawisk.
Taka mentalność determinuje przykładowo negatywne podejście rosyjskich elit, w tym samego Putina, do Włodzimierza Lenina jako symbolu rewolucji z 1917 roku oraz do demokratycznych rewolucyjnych niepokojów, a także tak zwanego chaosu lat 90. W 2016 roku Putin powiedział o Leninie: „Kierowanie się myślą w rządzeniu jest właściwe, ale tylko wtedy, gdy ta idea prowadzi do właściwych rezultatów, nie tak jak u Włodzimierza Iljicza. Ostatecznie ta myśl doprowadziła do rozpadu Związku Radzieckiego”. I dalej: „Było wiele pomysłów, takich jak przyznanie autonomii regionom. Podłożyły one bombę atomową pod gmach, który nazywa się Rosja, i potem ona wybuchła. Niepotrzebna nam była rewolucja światowa”. Nastawienie opinii publicznej do Lenina jest stosunkowo pozytywne. W badaniu z marca 2017 roku 56 proc. ankietowanych przyznało, że Lenin odegrał w historii pozytywną rolę.
Pogłębiający się podział stoi za niechęcią władz do zajęcia jednoznacznego stanowiska co do obchodów stulecia rewolucji październikowej. Z perspektywy państwa lepiej to wydarzenie zignorować niż je upamiętniać. Nawet budżet zebrany na ten cel przez prokremlowskie organizacje jest dość skromny i wynosi jedynie 50 milionów rubli (około 860 tysięcy dolarów).
Polityka historyczna Rosji: wypolerowana przeszłość i niepewna przyszłość
.W historycznych narracjach państwa pojawiają się zwykle oficjalne wspomnienia i elementy pamięci potrzebne danej władzy do samoafirmacji. Rząd je poleruje i eksponuje jako obiekty mające wzbudzać poczucie masowej dumy czy uniesienia, chęć zemsty, uczucie gniewu czy żalu. Oficjalną wersję pamięci można uatrakcyjnić marketingowym know-how i nowoczesnymi technologiami, jak w przypadku lodowiska Bosco na placu Czerwonym i używać jej do promowania rzekomo właściwej wersji historii. To tak, jakby pokolorować stary czarno-biały film i wyemitować go ponownie w państwowej telewizji.
Może i niektórzy współcześni Rosjanie przechowują wciąż w sercach mit żelaznego uścisku Stalina i z nostalgią wspominają letargiczny spokój epoki Breżniewa, ale najbardziej cenią sobie jednak czasy współczesne. Pewnie dlatego dla Rosjan era Putina, uważanego za spadkobiercę tego, co w rosyjskiej historii najlepsze, jest ich ulubionym okresem.
Jednak to, w jaki sposób budowana jest dziś w Rosji pamięć zbiorowa, uniemożliwia temu krajowi dalszy rozwój. Masową świadomość zredukowano do prymitywnego państwa, w którym Rosjan jednoczą wyłącznie archaiczne wartości. W upraszczanej oficjalnymi kanałami przeszłości nie ma miejsca na uznanie roli jednostek jako niezależnych podmiotów historii, tę rolę rezerwuje się dla państwa i jego biurokratycznego zaplecza, elit finansowych i machiny wojskowej.
.Tożsamość narodowa opiera się głównie na doświadczaniu wspólnej historii, ale w dzisiejszej Rosji obowiązujący model krajowego doświadczenia historycznego dzieli ludzi zamiast ich ku sobie zbliżać. Z tego powodu naród rosyjski nie może zbudować własnej nowoczesnej tożsamości. Co więcej, wydaje się, że Rosja jest teraz dalej od zdefiniowania własnego miejsca w historii niż w latach 90., kiedy była młodym niepodległym państwem.
Andriej Kolesnikow
Tekst ukazał się w nr 47 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]