
Mamy supermoce. Potrafimy w cuda
Dzisiaj musimy uwierzyć w to, a także pamiętać o tym, że jesteśmy narodem zdolnym do odwracania biegu historii. Jesteśmy narodem, który umie w cuda. Jesteśmy narodem, który dostał supermoce. Potrafimy rzeczy niesłychane, potrafimy odwracać bieg historii, ale jest jeden warunek: musimy to robić razem – twierdzi Szymon HOŁOWNIA
.Chciałbym zacząć od słów podziękowania. Przede wszystkim Panu premierowi, ministrowi obrony narodowej Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, ale też Panu ministrowi Stanisławowi Wziątkowi, który był dobrym duchem tego projektu, który dziś otwieramy.
Chcę podziękować wszystkim tym samorządowcom, ludziom stąd, kultywatorom naszej wspólnej historii i Wojsku Polskiemu. Chcę Wam podziękować za to miejsce w imieniu swoim, jednego z 38 milionów mieszkających tutaj, a także w imieniu swojej rodziny, bo mam nadzieję, że kiedyś tu właśnie z żoną i z córkami przyjedziemy. Bo my jesteśmy taką rodziną, która lubi muzea, która te muzea odwiedza, która w ten sposób kultywuje pamięć i to wspaniale, że ten trend, który w naszej wspólnej wyobraźni zapoczątkowało Muzeum Powstania Warszawskiego, pierwsze chyba tak nowoczesne i otwarte, pokazujące to co działo się w naszej historii w tak przystępny sposób – a później kontynuowały kolejne realizacje – dobrze, że ten trend kontynuujemy. Dobrze, że powstało muzeum na przedpolach bitwy grunwaldzkiej. Dobrze, że dzisiaj samorząd, ale także i rząd angażuje się w budowę zupełnie nowego miejsca upamiętniania w nazistowskim niemieckim obozie zagłady w Treblince. Byłem tam niedawno – to będzie naprawdę imponująca budowla i imponujące miejsce.
Dzisiaj Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 roku i oby to tak trwało. Oby nigdy nie zabrakło ludzi, którzy będą tę polską pamięć kultywować. Dzisiaj chcę Wam podziękować również dlatego, że miejsca takie jak to przypominają, są znakiem na dwa sposoby: ludzkich historii i historii narodu.
Ludzkich, i tu mówię trochę też, z wnętrza, z serca mojej rodziny, bo najstarszy brat mojej babci, kapral Grzegorz Rek nie doczekał tej konkretnej bitwy. Zginął dokładnie kilkanaście dni wcześniej w wojnie polsko bolszewickiej. Zmarł z ran w szpitalu polowym 30 lipca 1920 roku. Nie wiemy w rodzinie, w czasie której bitwy te rany odniósł: czy pod Briańskiem, czy pod Rosią. To musiała być któraś z tych bitew bezpośrednio poprzedzających to, co działo się pod Warszawą. Młody chłopak, 18-letni, służył w mińskim pułku strzelców, później w 81 pułku piechoty, walczył w ramach 1 dywizji polsko-białoruskiej. 18 lat – przecież takich chłopaków było mnóstwo, których krew wsiąkła w tę ziemię. Nie tylko tutaj pod Radzyminem, ale przecież cała ta kontrofensywa znad Wieprza wyprowadzona przez Piłsudskiego, wszystko to, co działo się pomiędzy 13 a 25 sierpnia w tylu miastach, w tylu miejscowościach, w tej całej geografii w której my dzisiaj żyjemy. Bo przecież słychać tam: Otwock, okolice pod Białymstokiem, słychać tam miasta położone na północ od Warszawy takie jak Nasielsk – to jest ta mapa, w której my żyjemy, w której my funkcjonujemy.
.Ta krew wsiąkała w ziemię, która jest naszą ziemią. I to była krew konkretnych ludzi, to była krew konkretnych żołnierzy. Kiedy będziemy przechodzili przez tę ekspozycję pamiętajmy proszę, że to nie wielka anonimowa armia, że to konkretne imiona i nazwiska, że to konkretni synowie, konkretni bracia, konkretni narzeczeni, konkretni ojcowie, że każdy z nich miał swój życiorys, że każdy z nich zdecydował się położyć wszystko, żeby wziąć ten kredyt wolności, który my dzisiaj powinniśmy swoją służbą spłacać. Kredyt okupiony krwią, ofiarą, ranami, cierpieniem, samotnością tych, którzy zostali.
Ale jest jeszcze drugi wątek, który dobrze, abyśmy mieli w sercach: ludzkich losów, ale też losów narodu. Bo z tego co działo się w 1920 roku płynie dla nas lekcja, była o tym mowa w wystąpieniu Pana premiera w czasie defilady. Padły te słowa: naród, który nie pamięta o swojej historii skazany jest na przeżycie jej jeszcze raz.
My z lekcji 1920 roku mamy tak naprawdę bardzo wiele wątków, które możemy wyprowadzić. Skupmy się na trzech, krótko, ale też w poczuciu dużej pokory, bo siedzą na sali też historycy, którzy mogliby mnie uczyć, co się działo w 1920 roku. Jest Pan Profesor Sławomir Cenckiewicz, autor bardzo ciekawej monografii o pułkowniku Matuszewskim, którą miałem okazję ostatnio czytać, i są inni z Państwa, którzy mają wiedzę historyczną w tym zakresie w małym palcu.
Powiem jednak jako laik: pierwsza rzecz, zobaczcie Państwo: Józef Piłsudski i jego decyzja o kontrofensywie. W jakiej sytuacji tę decyzję Piłsudski podejmuje? W komfortowej? Nie, przyciśnięty do ściany i oddający Witosowi w ręce przed wyjściem w walkę swoją dymisję ze wszystkich funkcji i powierzający mu w ręce, żebym zrobił z tym, co chce. To Piłsudski, który stawia wszystko na jedną kartę, który wie dobrze jaka jest sytuacja międzynarodowa Polski, bo jesteśmy chwilę po konferencji w Spa, bo jesteśmy po tych słowach, jakie Polska usłyszała od ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii.
Dobrze, że byli też inni Brytyjczycy, o których z wdzięcznością pamiętamy, choćby tacy jak Winston Churchill, czy inni politycy, którzy zupełnie inaczej na te sprawy się zapatrywali. Ale wtedy było naprawdę krok od tego, że byśmy zostali całkowicie sprzedani sowieckiej bolszewickiej Rosji. Byliśmy państwem niepodległym przez kilkanaście miesięcy, a już byliśmy po jednym zamachu stanu – już byliśmy po tej gorszącej śmiertelnie, niebezpiecznej dla Polski rozkwitającej polaryzacji pomiędzy obozem endeckim a obozem Piłsudskiego.
I znowu: odwaga Piłsudskiego przyciśniętego tak naprawdę do ściany, nie mającego wyjścia, a decydującego się na genialny manewr. I druga rzecz, która bezpośrednio się z nią łączy: to opamiętanie klasy politycznej, to opamiętanie tych, którzy brali odpowiedzialność za los Polski. Rząd Obrony Narodowej z Witosem, z Daszyńskim, z księciem Sapiehą, który przecież robił ten zamach stanu pod koniec w 1919 r. To przecież był rząd, który jako jedyny mógł poprowadzić Polskę do zwycięstwa w tym momencie, bo my jesteśmy narodem, który potrafi w cuda, bo my jesteśmy narodem, który potrafi rzeczy niesłychane, który potrafi odwracać bieg historii, ale jest jeden warunek: musimy to robić razem.
.Pytanie do nas, dla naszego pokolenia: czy zawsze to musimy robić przyciśnięci do ściany? Czy nie moglibyśmy kiedyś spróbować zrobić to w okolicznościach niekrytycznych, ale subkrytycznych nawet. Czy nie moglibyśmy spróbować bez miecza wiszącego nad naszą głową? Dzisiaj, kiedy patrzymy na ten rząd – i nie miejcie Państwo złudzeń, kilkanaście tygodni później jak przyszło do negocjowania traktatu ryskiego – to znowu się zaczęło to polskie piekło, które później napędzane przez kolejne lata trwało w zasadzie do końca międzywojnia.
Kiedy popatrzymy na to jak nieprawdopodobni możemy być, jak niesamowici, jak niezwykli, to serce rośnie i chce się być tak, jak oni. Bo wszyscy ci, którzy obserwowali tę kontrofensywę znad Wieprza, którzy obserwowali te ruchy wojsk Piłsudskiego przecinających na pół cały rosyjski front zachodni, to zwracali uwagę – a był wśród nich porucznik Charles de Gaulle, późniejszy prezydent Francji, który wspominał w swoich zapiskach – że w życiu nie widzieli takich rzeczy. 40-50 km marszu dziennie, a na koniec zdobycie miasta, wsi, czy ważnego punktu.
Walka jak na skrzydłach, choć tych skrzydeł husarskich przecież wtedy nie mieli. One były wewnątrz nich. Oni wierzyli, odzyskali nadzieję, wiarę i wygrali. Zatrzymali Lenina, który jak dobrze wiemy, myślał o Węgrzech i Niemczech. Chciał tam nieść przez Polskę całą zbrodniczą ideę sowieckiej rewolucji. Jak sobie pomyślę, że Marchlewski z Dzierżyńskim wyjechawszy z mojego rodzinnego Białegostoku 15 sierpnia byli jeszcze w Wyszkowie, a 16 sierpnia już z niego uciekali, to mamy świadomość jak było blisko do tego, aby historia potoczyła się w zupełnie inny sposób.
.Dzisiaj myślę, że największy hołd tym, którzy oddali wtedy życie tutaj na tych polach, ale i w ciągu tych kilkunastu dni, tych tygodni, które zdecydowały o losie Polski, o losie świata. Mam wrażenie, że najlepiej oddamy ich hołd chyląc dziś przed nimi czoła: przed ludźmi takimi jak brat mojej babci, jak ksiądz Ignacy Skorupka, jak wszyscy ci, którzy tutaj polegli, którzy oddali swoje życie, ale też patrząc na polskich żołnierzy, którzy też dzisiaj służą Rzeczpospolitej i wczuć się w ich tę służbę, wczuć się patrząc na ich mundury, na orła na nich; w to, jaka jest stawka służby jaką pełnią.
My dzisiaj nie potrzebujemy się straszyć. My potrzebujemy znowu uwierzyć w siebie. My dzisiaj mamy sytuację geopolityczną taką jaką mamy.
To, co stało się w 1920 roku, pokazuje jak ważna dla pozycji Polski jest Ukraina i to co się na niej dzieje. Bo gdyby inaczej się poukładały sprawy z Petlurą, bo gdyby inaczej się poukładała sprawa Ukraińskiej Republiki Ludowej wtedy i wojska sowieckie byłyby tam związane w dalszym ciągu, my byśmy mieli zupełnie inną sytuację, jeżeli chodzi o możliwość prowadzenia kampanii przeciwko Sowietom, ale tak się ułożyło, jak się ułożyło na Ukrainie i nawała sowiecka ruszyła z uwolnionymi siłami wtedy w kierunku na Grodno, na Białystok i dalej pod Warszawę.
Dzisiaj musimy uwierzyć w to, a także pamiętać o tym, że niezależnie od tego jak będą układały się sojusze – choć dzisiaj swoich sojuszy jesteśmy pewni, choć dzisiaj w sojuszach, w których jesteśmy czujemy się partnerami i partnerstwo budujemy – i niezależnie od tego jak będzie, na zewnątrz, w sercu tego, czy innego przywódcy, w tym, czy innym miejscu, to jesteśmy narodem zdolnym do odwracania biegu historii. My jesteśmy narodem, który umie w cuda. Jesteśmy narodem, który dostał supermoce, co może być skutkiem tego, że dostał takie a nie inne położenie geopolityczne, które inne nie będzie. Dzisiaj nie mamy potrzeby modlić się do Boga o cuda. Dzisiaj powinniśmy sami modlić się o opamietanie, o to, by rzeczy takie jak mądre przywództwo, takie jak odwaga towarzysząca poświęceniu, takie jak jedność, zgoda – wtedy kiedy chodzi o najważniejsze rzeczy – to nie są kwestie paranormalne, to nie jest coś z katalogu transcendencji, to powinna być nasza codzienność. Do siebie się módlmy o cuda, bo dzisiaj to czy kolejny cud się stanie i czy Polska utrzyma swoją wolność, cud który nas niesie i tę wolność będziemy w stanie przekazywać kolejnym pokoleniom spokojnie, bezpiecznie w tym niespokojnym i walczącym dookoła świecie.
.To wszystko zależy tylko od nas. I mam nadzieję, że wszyscy, którzy będą odwiedzali to miejsce, będą czerpali siłę, będą czerpali wiarę, będą czerpali nadzieję i będą wychodzili stąd z podniesioną głową: „tak, umiemy”, „tak, potrafimy”, „tak, kłaniamy się przed tymi, którzy przelali swoją krew i oddali swoje życie”, ale także „tak, jesteśmy w stanie robić rzeczy niesłychane, jesteśmy w stanie zwyciężać – to my jesteśmy cudem nad Wisłą, jako polski naród, to my stworzyliśmy Polską wolność z Bożym błogosławieństwem, bez wątpliwości, ale to myśmy zrobili”.
Bądźmy z tego dumni i zawsze o tym pamiętajmy niezależnie od tego, co będzie się działo wokół nas. To wspaniałe miejsce, które nam o tym przypomina, to wspaniały czas, w którym możemy się spotkać, a musze powiedzieć, że te tłumy, które widziałem jadąc tutaj, po prostu obywateli Rzeczpospolitej, mieszkańców Mazowsza, którzy przyjechali, żeby zobaczyć to nowe miejsce, żeby pokazać je swoim dzieciom, to najlepszy prognostyk na przyszłość.
Bądźmy dumni z tego, co zrobili nasi przodkowie, ale też bądźmy dumni i wierzmy z siebie samych. Z całego serca Panie ministrze i wszyscy zaangażowani w budowę tego muzeum, w to dzieło, Wam dziękuję.
Szymon Hołownia
Wystąpienie marszałka Sejmu Szymona Hołowni wygłoszone 16 sierpnia 2025 r. podczas otwarcia Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 roku w Ossowie