Krzysztof ZIEMIEC, Marek KACPRZAK: "O kryzysie. Polemiki z tekstem Michała BONIEGO".

"O kryzysie. Polemiki z tekstem Michała BONIEGO".

Photo of Marek KACPRZAK

Marek KACPRZAK

Naukowo zajmuje się ekonomiką kultury, w szczególności zarządzaniem w mediach i ekonomiką mediów. Pracował m.in. w Wirtualnej Polsce, Polsat News, TVN24, TVP, RMF FM, Polska The Times. Od 2021 r. rzecznik prasowy Klubu Parlamentarnego Lewica.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Photo of Krzysztof ZIEMIEC

Krzysztof ZIEMIEC

Dziennikarz radiowy, prasowy i telewizyjny. Autor książek.

Minister Michał Boni mówiąc na www.WszystkoCoNajwazniejsze.pl o kryzysie jaki ewidentnie ma po aferze taśmowej nie tylko PO, czy rząd ale całe państwo, napisał: „Trzeba wiedzieć, w jakim celu ktoś zaczął reżyserować polskie życie polityczne i publiczne, nie ujawniając założeń scenariusza i nie pokazując swojej twarzy. Ten podrzucony na nośnikach cyfrowych obcy scenariusz rozwojowy dla Polski sieje destabilizację – i nie chodzi tu w ogóle o problem trzymania się kogokolwiek u władzy, czy warunki dla jej zdobycia przez opozycyjną konkurencję, ale o podważenie stabilności państwa.”

Ogólnie wypada się z byłym ministrem a obecnie europosłem zgodzić. Ale, ale nie było by drodzy Państwo tego kogoś jak Pan Boni nazywa go reżyserem, gdyby jego „scenarzysta” albo inny „reasercher”, który nie znalałby aktorów do tej sceny! A przecież nie ogłosił tu żadnego castingu tylko wziął ich wprost z desek teatru, w którym grają. Czyż nie tak?!

Michał Boni pisze: „Warto też docierać do problemów najważniejszych, czy ten bezimienny super szachista gra o władzę  – dla kogoś, czy dla siebie, czy tylko gra przeciw obecnej władzy, czy – bo i tego wykluczyć nie można – jest, istnieje, ale o nic nie gra, jest jak z teatru absurdu, bawi się wykoślawianiem sytuacji…”. Nie wiem czy dowiemy się, kto za tym może stać, bo analiz i wariantów jest sporo a prawdopodobieństwo jednej wersji nie wyklucza innych. Ale niezależnie od tego czego  jeszcze  się dowiemy, najlepszym okresleniem tego wszystkiego co się stało,  jest użyte w piątek przez ministra sprawiedliwości słowo BLAMAŻ. Minister odniósł to do działań prokuratury w redakcji „Wprost”, ja bym to rozszerzył na całe państwo. Spytam głośno: co to mówi nam choćby tylko o wycinku jego struktur, jego urzędów, ważnych służb, no i wreszcie o politycznych elitach? Czyż gdyby nie bohaterowie ten demiurg nie pozostałby bezrobotny?

Rację ma minister Boni kiedy pisze że taśmy ujawniają rzeczy podważające sprawność państwa oraz zaufanie do instytucji publicznych, a równocześnie wielu aktorów tego zdarzenia gra fałszywe role przesłaniając prawie że insurekcyjnym tonem złamanie prawa, czyli zakładanie podsłuchów.

Od dawne jestem zwolennikiem tezy, że nie cała klasa polityczna i nie wszyscy politycy są źli i brudni. Ale skoro tak – to gdzie są ci dobrzy? Niektórzy odeszli, inni odpadli a dokładniej sprawiła to POSTPOLITYKA, która w ostatniej dekadzie zastąpiła tę prawdziwą politykę rozumianą jako starcie idei. To ona wyrzuciła na margines tych, dla których partia znaczy coś więcej niż maszynka do głosowania.

Ale nawet jeśli standardy się zmieniły i nie ma szans na powrót do „starej” polityki, to nie oznacza, że naszym wyznacznikiem ma być przeciętność. To całe zamieszanie pokazuje tez wg.mnie że etyka oderwana od tej opartej na ścisłej i trwałej więzi z Ewangelią pozostaje tylko życzeniem – jeśli nie pustym słowem.

Krzysztof Ziemiec

Dawno już, żadna sprawa nie wywołała tylu komentarzy, analiz i dywagacji. Z ich zalewu przebijają się dwie główne. Te, które się teraz najbardziej ścierają dotyczą tego, czy ważniejsze jest to, co jest treścią nagrania, jak chce wielu polityków opozycji, czy to, kto te nagrania sporządził, jak chce nam wmówić ta grupa polityków, która jest związana z koalicją rządzącą. 

Co z tego, że premier zapewnia, że oba aspekty są dla niego tak samo ważne, skoro jednocześnie stwierdza, że rozmowy dotyczą tego, co już było załatwione i tym samym nie widzi powodów do tego, by tematowi poświęcać więcej czasu. Najbardziej trzeźwy w tej sytuacji komentarz, który krąży po sieci brzmi mniej więcej tak: “Żona otrzymuje zdjęcia męża z kochanką. On na to: Zosiu zastanówmy się komu to służy, kto chce zniszczyć nasz związek, naszą miłość”. 

Mamy sytuację przedziwną. Nagrani nie zaprzeczają, że było takie spotkanie, że mówili to, co mówili, mało tego, nawet nie mówią, że ktoś to zmanipulował to, co powiedzieli przez, chociażby, przemontowanie nagrań. Ale oni już mają spokój, nikt się tym nie zajmuje. Państwo szuka autora nagrań krzycząc, że to zamach stanu, że to sterowanie państwem z pozycji anonimowego nagrywacza. Zaskakujące jest to, że tak łatwo wiele osób dało sobie narzucić taką narrację. Tym bardziej, że takich nagrań, które ujawniały nieczyste gry, rozmowy, łapownictwo, nepotyzm, było już sporo. Z nieznanych powodów, tym razem akcenty tak bardzo ktoś chce skierować właśnie na takie tory. To mniej więcej tak, jakby po aferze w Constarze, ministerstwo gospodarki dęło w trąbę, że dziennikarze chcą dokonać zamachu stanu na przemyśle spożywczym. Ciągle ważniejsze od tego, kto nagrywał, jest to, co nagrał. To nie była rozmowa prywatna o kolegach, koleżankach, sprawach rodzinnych, czy łóżkowych. Tak, wtedy takie nagrania nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Wtedy jest ważniejsze kto i po co nagrywał. My mówimy o funkcjonariuszach państwa, którzy chcieli ubić interes nijak mający na uwadze dobro państwa, a tylko interes własny, no może partyjny. A skoro ważniejsze jest to, kto nagrywał, to znaczy, że dajemy przyzwolenie na to, by polityka wyglądała właśnie tak, że prezes NBP przy obiedzie załatwia sobie większe uprawnienia w zamian za wspieranie partii rządzącej w utrzymaniu władzy.

Jedno jest pewne. Prawo w Polsce należy napisać od początku. Tym razem porządnie. Tak jak porządnie trzeba na nowo poukładać system prokuratorsko-sędziowski. Bo tak oto mamy sytuację, w której jedna sprawa i jedne przepisy sprawiają, że prokuratorzy, sędziowie, ministrowie sprawiedliwości, byli obecni, prawnicy, adwokaci i konstytucjonaliści spierają się na wykładnie. Każdy ma inny werdykt na to, co kto może, co komu wolno, kto powinien w pierwszej kolejności kogo słuchać. Nie ma się co dziwić, że w tej dowolności interpretacji  dziennikarze, publicyści i politycy stają na przeciw siebie i nie dopuszczają do siebie innych wykładni niż te, które są im bliskie. Sprawa najważniejsza zeszła na dalszy plan, żeby nie powiedzieć, właściwie została w tym zamieszaniu niemal całkiem zgubiona. 

Marek Kacprzak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 czerwca 2014