Paulina MATYSIAK: Powstanie Warszawskie, ale upamiętnienie ogólnopolskie

Powstanie Warszawskie, ale upamiętnienie ogólnopolskie

Photo of Paulina MATYSIAK

Paulina MATYSIAK

Filolożka i filozofka. Posłanka na Sejm IX i X kadencji. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Wykluczeniem Transportowym. Autorka felietonów "Pisane lewą ręką", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autorki

Jestem z Kutna i nie mam żadnych rodzinnych związków z Warszawą. A mimo to mit Powstania Warszawskiego wydaje mi się nie tylko piękny, ale też ważny dla Polski, inspirujący dla kolejnych pokoleń – pisze Paulina MATYSIAK

.Duch Powstania wykraczał poza granice Warszawy. Polacy w kraju i za granicą za pośrednictwem radia dowiadywali się o tym, co dzieje się w płonącym, ale walczącym mieście. Wielu z nich czuło, że Warszawa walczy także za nich. To był impuls, który jednoczył – nie politycznie, ale emocjonalnie i symbolicznie. Wydarzenia zapoczątkowane 1 sierpnia to opowieść o pragnieniu wolności, które nie znało granic administracyjnych.

Mit Powstania Warszawskiego jest mitem nieoczywistym, bo nie od początku się je brązowiło. Bo przez dekady ten mit był wyciszany, później spychany na margines, a i po roku 1989 ten element naszej historii był często traktowany jako nie do końca przyjemny epizod – żeby przypomnieć fakt, że nie zawsze organizowano zatrzymywanie ruchu w Godzinę „W”.

Być może jednym ze źródeł siły mitu Powstania Warszawskiego jest to, że ten sztandar trzeba było podnieść z błota, że pewne historie w dziejach naszego narodu domagały się upamiętnienia, nawet jeśli przez dekady były przemilczane lub zakłamywane.

Wielkość tego mitu polega również na tym, że nie został przekazany w podręcznikowym stylu z pieczęcią zgody tego czy innego ministra. Powstanie Warszawskie żyło i dojrzewało w opowieściach, wierszach, piosenkach czy rodzinnych wspomnieniach, które przez lata musiały jednak być ukrywane, bo nie były – delikatnie mówiąc – dobrze widziane przez tych, którzy po wojnie objęli stery w państwie. To mit oddolny, organiczny, dlatego tak silny. Zrodził się w oporze – zarówno wobec okupanta, jak i wobec późniejszego milczenia.

.Wciąż poruszają mnie wiersze Anny Świrszczyńskiej, poetki świadomej historycznego dramatu, w którym uczestniczyła. Wiersze o Powstaniu zebrała w tomie Budowałam barykadę, gdzie przedstawiła swoje osobiste doświadczenie tych dni.

Oddajmy głos poetce: „Wojna zrobiła ze mnie innego człowieka. Wtedy też po raz pierwszy wdarło się do moich wierszy moje własne życie i czas, który mnie otaczał. Miałam wielkie trudności z wyrażeniem przeżyć okupacyjnych. (…) Mam całą grubą teczkę wypełnioną nieudanymi próbami opisu jednej ulicznej egzekucji, której byłam świadkiem. Temat mnie przerósł. Dopiero teraz, po trzydziestu latach, odważyłam się na napisanie zbioru wierszy o Powstaniu Warszawskim”.

Wspomniany tom ukazał się w 1974 roku, kilka lat po znanym Państwu Pamiętniku z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Świrszczyńska do Powstania podchodzi prywatnie i wycinkowo, wie, że inni przeżyli więcej, widzieli straszniejsze rzeczy, ale ona opisuje to, co sama widziała i co pamięta. Warto w tym miejscu zostawić wiersz, który otwiera przywołany tom. Wiersz ten nosi tytuł Ostatnie polskie powstanie.

Opłakujmy godzinę
kiedy się wszystko zaczęło,
kiedy padł pierwszy strzał.

Opłakujmy sześćdziesiąt trzy dni
i sześćdziesiąt trzy noce
walki. I godzinę,
kiedy się wszystko skończyło.

Kiedy na miejsce, gdzie żyło milion ludzi,
Przyszła pustka po milionie ludzi.

Budowałam barykadę to dzieło wyjątkowe: nie jest to dokument historyczny, nie jest to też patetyczna oda do bohaterstwa. To zapis osobistego, kobiecego doświadczenia wojny, które przełamuje stereotypy i otwiera nowe przestrzenie dla literatury wojennej.

Świrszczyńska nie przemawia w imieniu narodu – ona przemawia w imieniu ciała, które cierpi, krwawi, boi się, kocha i które z pewnością nie chce umierać. Jej poezja stawia pytania o sens ofiary, o granice wytrzymałości, o prawo do przetrwania bez heroizmu.

A skoro dziś wiele poezji, to i na zakończenie będzie cytat. Jest taki wiersz Mikołaja Sępa Szarzyńskiego Epitafium Rzymowi, w którym przeczytamy następujący fragment:

To miasto, świat zwalczywszy, i siebie zwalczyło,
By nic niezwalczonego od niego nie było.
Dziś w Rzymie zwyciężonym Rzym niezwyciężony
(To jest ciało w swym cieniu) leży pogrzebiony

.Warszawa może nie była miastem, które zwalczyło cały świat, ale była miastem, które „ciałem w swym cieniu” zostało z pewnością. Nie pozwólmy sobie i innym zapomnieć – o odwadze Powstańców, o cierpieniu cywili, o wszystkich ofiarach niemieckiego okupanta.

Paulina Matysiak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 sierpnia 2025
Fot. Krzysztof ŻUCZKOWSKI / Forum