Edward LUCAS: Gdy Europa czeka na Trumpa, Władimir Putin maszeruje po zwycięstwo

Gdy Europa czeka na Trumpa, Władimir Putin maszeruje po zwycięstwo

Photo of Edward LUCAS

Edward LUCAS

Brytyjski dziennikarz, europejski korespondent tygodnika „The Economist”. Autor “The New Cold War: Putin’s Russia and the Threat to the West”

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Skupianie się na szczytach i rzekomych gwarancjach bezpieczeństwa to strzał kulą w płot, ponieważ zostawia inicjatywę po stronie Rosji – twierdzi Edward LUCAS

.W samotnej, zimnej okazałości swojego prezydenckiego pałacu pod Moskwą Władimir Putin zapewne wspomina miniony tydzień, kiwając głową z zadowoleniem. Spotkanie z Donaldem Trumpem na Alasce pokazało zarówno Rosjanom, jak i całemu światu, że zachodnie próby zepchnięcia Rosji na dyplomatyczny margines spaliły na panewce. Podkreśliło też psychologiczną przewagę Putina nad amerykańskim prezydentem, który z uporem twierdzi, że rosyjski przywódca pragnie pokoju. Groźby ostrzejszych sankcji z USA spełzły na niczym. Pytanie nie brzmi już, jak mocno Trump przyciśnie Rosję, ale jak mocno przyciśnie Ukrainę.

Europejscy liderzy zdołali uniknąć najgorszego, asekurując Wołodymyra Zełenskiego podczas jego wizyty w Białym Domu. Ale odgrywanie ról statystów w reality show Donalda Trumpa jest upokarzające i wyczerpujące. Każdy odcinek kończy się dramatycznym cliffhangerem. Reagowanie na każde trzaśnięcie batem przez amerykańskiego tresera nie jest sposobem na trwałość bezpieczeństwa transatlantyckiego.

Europejczycy próbują więc podnosić się na duchu. Doskonale wiedzą, że Władimir Putin jest nieszczery. Kurczowo więc trzymają się nadziei, że Trump w końcu przejrzy na oczy i wraz z nimi stanie po stronie Ukrainy przeciwko Rosji. Wtedy, jak powiada mgliście prezydent USA, „Moskwa znajdzie się w trudnej sytuacji”. Spotkanie Putina z Zełenskim mogłoby obnażyć bezkompromisową postawę rosyjskiego prezydenta. Podobnie jak sama odmowa Putina, by wziąć w takim spotkaniu udział. Tymczasem koalicja chętnych pracuje nad planami zabezpieczenia powojennej Ukrainy.

Ale to wszystko budowanie zamków z piasku. Nie potrzeba już więcej dowodów na rosyjską agresję, brutalną determinację czy imperialne ambicje. Władimir Putin demonstruje je od lat (zresztą moskiewskie knowania na obszarze postsowieckim zaczęły się jeszcze w latach 90.). Dlaczego ci, którzy dotąd wypierali tę rzeczywistość, mieliby nagle ją uznać? Powtarzana przez Donalda Trumpa teza, że to Ukraina zaczęła wojnę, jest groteskowa. Ale szef Białego Domu nie znosi, gdy ktoś wytyka mu błędy.

Władimir Putin doskonale rozumie europejską strategię i wie, jak ją storpedować. Ma też do tego odpowiednie środki. Będzie w kontakcie z kapryśnym i zapatrzonym w siebie Trumpem, aby obarczać Zełenskiego i Europejczyków winą za każde opóźnienie czy fiasko w tym chybionym procesie pokojowym. Może wykorzystać napad trumpowskiej furii: prezydent USA może w każdej chwili nakazać zawieszenie wymiany informacji wywiadowczych z Ukrainą, używając taktyki, która w lutym okazała się śmiertelnie skuteczna. Zapowiadany na przyszły miesiąc przegląd obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych w Europie przyniesie sojusznikom z NATO nieprzyjemne wieści. A może być jeszcze gorzej. Europy nie stać na kłótnie ze swoim kapryśnym hegemonem. Krótko mówiąc, dopóki Putin trzyma w garści Trumpa, dopóty trzyma w garści Europę.

.Gwarancje bezpieczeństwa to także mrzonka. Choćby z powodu zbyt małej liczebności wojsk. Rzeczywista obrona Ukrainy przed kolejnym rosyjskim atakiem wymagałaby zaangażowania setek tysięcy żołnierzy, podobnie jak miało to miejsce w RFN w czasach zimnej wojny. Obecnie leży to całkowicie poza możliwościami Europy. Symboliczna obecność, z fanfarami czy bez, nie ma sensu, bo każdy widzi, że brak nam determinacji. Generał sir Richard Barrons, współautor najnowszego brytyjskiego przeglądu strategicznego, zadał istotne pytania: Czy jesteśmy gotowi strącać rosyjskie rakiety lecące na Ukrainę? Lub samoloty, które je odpalą? Czy uderzymy w bazę w Rosji, z której wystartują? Jeśli tak, musimy być gotowi na wojnę. Jeśli nie – nasza obecność to farsa.

Europejczycy nie byli gotowi walczyć u boku Ukrainy wtedy, gdy ta miała jeszcze szanse odeprzeć inwazję. Dlaczego mieliby walczyć teraz, gdy kraj został rozczłonkowany i pokonany? Putin słusznie uzna papierowe obietnice, czy to USA, czy Europy, za bezwartościowe. Ale z radością przyjmie samą dyskusję. Bowiem wszystko, co podkreśla i podkopuje resztki wiarygodności NATO oraz przeciążone siły zbrojne Zachodu, jest mu na rękę. Debata daje też Moskwie okazję, by domagać się ustępstw w zamian za pozwolenie na choćby symboliczną obecność sił europejskich na Ukrainie.

Jedyną realną gwarancją bezpieczeństwa Ukrainy pozostaje jej własna siła militarna. Dlatego priorytetem Putina jest jej osłabienie. Dyskusje o ustępstwach terytorialnych podkopują morale: po co ginąć za kawałek ziemi, który przywódcy i tak zamierzają oddać? A jednak bez radykalnego zwiększenia wsparcia z zewnątrz Ukraina będzie miała kłopoty. Rosja produkuje drony na masową skalę – zimą należy spodziewać się skoordynowanych ataków, które mogą całkowicie sparaliżować ukraińską obronę powietrzną. Obie strony błyskawicznie wprowadzają nowe formy ataku i obrony (czym, nawiasem mówiąc, wprawiają zachodnich wojskowych w ciężkie osłupienie). Ale przewaga Ukrainy nie jest już taka jak kiedyś. Wojna na wyniszczenie sprzyja Rosji, która zbudowała „państwo mobilizacyjne”, jak ujął to Andrew Monaghan, były ekspert NATO i autor nowej książki Blitzkrieg and the Russian Art of War. Dzięki mieszance pieniędzy, propagandy i presji Kreml co roku werbuje więcej ochotników, niż liczy cała armia brytyjska. Tymczasem ukraińska rekrutacja kuleje.

Prorządowe rosyjskie media z satysfakcją podkreślają nasze dylematy. Komentator kanału Rossija-1 zauważył: „Decyzje, które w najbliższych dniach podejmą kraje zachodnie, nie wróżą nic dobrego ani im samym, ani Ukrainie”. Putin doskonale wie, że jego najważniejsi odpowiednicy, sir Keir Starmer, Friedrich Merz i Emmanuel Macron, nie cieszą się popularnością. Nasi przywódcy zmagają się z kalendarzem wyborczym, problemami gospodarczymi i napięciami społecznymi. Putin takich ograniczeń nie ma.

.Nasza aktualna dyplomacja i dyskusje ujmują sprawę zbyt wąsko, skupiając się na poszukiwaniu możliwego do wynegocjowania zakończenia wojny. Z punktu widzenia Moskwy wygląda to inaczej: toczy się znacznie poważniejsza gra, której celem jest złamanie dawnych reguł i sojuszy, by stworzyć świat, w którym rządzi brutalna siła. Dopóki nie zrozumiemy, jak nasi wrogowie patrzą na rzeczywistość, nie znajdziemy sposobu, by ich pokonać.

Edward Lucas

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 sierpnia 2025
Fot. Aaron Schwartz - Pool via CNP / MEGA / The Mega Agency / Forum