Szczecin oczami władz NRD
Młot i cyrkiel to elementy godła państwowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W herbie Szczecina widnieje z kolei głowa gryfa. Miasto portowe leży niespełna 150 kilometrów od Berlina. Po II wojnie światowej przypadło jednak Polsce. Szczeciński gryf nie splótł się z młotem i cyrklem – pisze Filip GAŃCZAK
.Gdy 5 lipca 1945 r. administracja w Szczecinie definitywnie przeszła w polskie ręce, niemieccy komuniści byli głęboko rozczarowani. Niemal z dnia na dzień musieli opuścić miasto, w którym część z nich – jak burmistrz Erich Wiesner – działała politycznie jeszcze przed wojną.
Niemiecka Republika Demokratyczna, utworzona w roku 1949 z sowieckiej strefy okupacyjnej Niemiec, szybko uznała nową granicę. Jeśli – co sugerują niektóre źródła polskie i zachodnioniemieckie – władze w Berlinie nie porzuciły całkowicie myśli o tym, że w sprzyjających okolicznościach będą możliwe zmiany terytorialne, to oficjalnie kategorycznie odcinały się od wszelkiego rewizjonizmu. Nawet w wewnętrznych dokumentach wschodnioniemieckich stosowano polskie nazwy miast takich jak Szczecin, położonych na dawnych ziemiach wschodnich Rzeszy. W prasie i literaturze NRD chwalono dynamiczny rozwój metropolii nad Odrą po roku 1945 – z portem i stocznią na czele.
Można jednak odnieść wrażenie, że w pierwszym powojennym ćwierćwieczu Berlin tylko sporadycznie interesował się Szczecinem. W przygranicznym mieście nie było wówczas przedstawicielstwa dyplomatycznego NRD. Skutki tego stanu rzeczy dały się odczuć w czasie rewolty robotniczej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Za informowanie o tym, co dzieje się na Pomorzu Zachodnim, odpowiadał wtedy Konsulat Generalny NRD w Gdańsku. Był on jednak zaabsorbowany przede wszystkim wydarzeniami w Trójmieście; o Szczecinie informował zdawkowo i z dużym opóźnieniem. Szybciej reagowało Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego, ale także ono nie miało głębszej wiedzy o sytuacji w przygranicznej metropolii.
Stopniowy wzrost gospodarczego znaczenia Pomorza Zachodniego i otwarcie granicy PRL-NRD dla masowego ruchu turystycznego wymusiły rozbudowę sieci wschodnioniemieckich placówek dyplomatycznych w Polsce. Otwarty w roku 1975 Konsulat Generalny NRD w Szczecinie był wprawdzie słabiej obsadzony niż jego starsze odpowiedniki we Wrocławiu i w Gdańsku, ale i tak gwarantował Berlinowi regularny dopływ informacji z regionu, tj. ówczesnych województw szczecińskiego, koszalińskiego, gorzowskiego i pilskiego. Miało to niebagatelne znaczenie choćby w sierpniu 1980 r. – w chwili wybuchu masowych strajków na Wybrzeżu. Jeśli w świetle dokumentów dyplomacji RFN ówczesny Szczecin jawi się jako „miasto, którego nie było” (taki podtytuł nadał swej monografii Tytus Jaskułowski), to z materiałów wschodnioniemieckich wyłania się on jako metropolia o wyraźnie zarysowanych konturach.
Po Sierpniu także resort bezpieczeństwa państwowego NRD utworzył w PRL swoje stałe przedstawicielstwo – Grupę Operacyjną Warszawa z ekspozyturą m.in. w Szczecinie. Zarówno Konsulat Generalny NRD w tym mieście portowym, jak i tamtejsza filia MfS najbardziej rozbudowane kadrowo były w okresie stanu wojennego w Polsce. Później obecność wschodnioniemieckich służb dyplomatycznych i specjalnych w Szczecinie znów zmalała, co można by odczytywać jako dowód, że Berlin uznał sytuację polityczną w PRL za ustabilizowaną. Jednak u schyłku lat osiemdziesiątych – w okresie strajków 1988 r., obrad okrągłego stołu i konfliktu o rozgraniczenie wód terytorialnych w Zatoce Pomorskiej – nie zadbano o powtórne wzmocnienie przedstawicielstw w Szczecinie. Być może częściowo wynikało to z problemów wewnętrznych NRD, które z całą mocą ujawniły się pod koniec dekady i zaabsorbowały znaczną część uwagi tamtejszych władz.
Niezależnie od trudności kadrowych (i językowych) szczecińscy konsulowie NRD – sojuszniczki PRL – mieli nieporównanie lepsze warunki pracy niż ich koledzy z państw neutralnych, a tym bardziej z krajów NATO. Byli wprawdzie także inwigilowani przez służby gospodarzy. Korzystali jednak z rozmaitych oficjalnych zaproszeń. Mieli dużo łatwiejszy dostęp do wojewódzkich władz państwowych i partyjnych, dyrektorów kluczowych zakładów pracy, redaktorów miejscowych gazet, przedstawicieli reżimowych związków zawodowych itp. Wykorzystywali to również ci etatowi pracownicy MfS, którzy uzyskali status dyplomatów.
Polscy rozmówcy starali się, co zrozumiałe, odpowiednio ukierunkować informacje docierające do strony wschodnioniemieckiej. Przedstawiciele władz PRL byli skłonni chociażby bagatelizować własne trudności gospodarcze oraz problemy z Kościołem katolickim i opozycją demokratyczną. O ile w latach siedemdziesiątych szczecińscy dyplomaci NRD często powielali w swych raportach ten urzędowy optymizm gospodarzy, o tyle po Sierpniu stali się dużo bardziej nieufni. Stanisławowi Miśkiewiczowi, długoletniemu I sekretarzowi Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie, Konsulat Generalny i ekspozytura MfS zarzucały bagatelizowanie trudności i nie dość energiczną walkę z Solidarnością.
Za rządów Ericha Honeckera NRD odmawiała niezależnym związkom zawodowym prawa istnienia. W konsekwencji wschodnioniemiecki Konsulat Generalny w Szczecinie unikał wszelkich kontaktów z Solidarnością – także w okresie, gdy była ona uznawana przez władze PRL. Zachodniopomorskich liderów związkowych – Mariana Jurczyka i Stanisława Wądołowskiego – zaliczano w Berlinie do „sił ekstremistycznych”. Nieco przychylniej spoglądano na Kazimierza Majdańskiego, w latach 1979–1992 biskupa diecezjalnego szczecińsko-kamieńskiego. W dokumentach wschodnioniemieckich zwykle jest on przedstawiany jako hierarcha umiarkowany, znany z „realistycznego stosunku do władzy ludowej”.
W ostatnim piętnastoleciu PRL służby dyplomatyczne i specjalne NRD dużo uwagi poświęcały nie tylko szczecińskiej polityce, lecz także sytuacji gospodarczej w regionie. Po sierpniu 1980 r. oceniano ją bardzo krytycznie. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych porty w Szczecinie i Świnoujściu postrzegano zarazem coraz częściej jako konkurencję dla portu w Rostoku i nowo powstałego terminalu promowego na Rugii.
Mimo roli odgrywanej w czasie kolejnych przełomów – w Grudniu ’70, Sierpniu ’80 i u progu późniejszej transformacji ustrojowej – Szczecin nie był, rzecz jasna, centrum życia politycznego i gospodarczego PRL. Poza momentami przesileń informacje z tego miasta rzadko (i zazwyczaj okrężną drogą) trafiały na biurka najważniejszych decydentów w NRD. Berlin nie miał więc potrzeby, by wysyłać tam swoich najlepszych dyplomatów i funkcjonariuszy tajnych służb.
Wschodnioniemieckie notatki i raporty ze Szczecina nie wychodziły spod pióra wybitnych ekspertów od spraw polskich, lecz raczej poprawnych urzędników średniego szczebla. Nie mieli oni ambicji, by wyjść poza oczekiwania swych zleceniodawców w Berlinie i zerwać ze schematycznym myśleniem elit partyjnych NRD, niechętnych – przynajmniej do jesieni 1989 r. – wszelkim reformom.
.Z dzisiejszej perspektywy materiały Konsulatu Generalnego NRD w Szczecinie i tamtejszej ekspozytury MfS są jednak interesującą, bardzo szczegółową kroniką wydarzeń lat 1975 (1980) – 1990. Krytycznie analizowane, mogą być wartościowym źródłem historycznym dla badaczy relacji polsko-niemieckich, ale też dziejów PRL i regionu.
Filip Gańczak
Fragment książki „Gryf, młot i cyrkiel. Szczecin w polityce władz NRD 1970–1990”, wyd. Instytut Pamięci Narodowej. [LINK]