
Szaleńcy niepodległości. Konfederacja Polski Niepodległej
Konfederacja Polski Niepodległej powstawała jako niewielka organizacja kadrowa, w dodatku już na starcie mocno spenetrowana przez agenturę SB. „Szaleńcy niepodległości” faktycznie rzucili wyzwanie systemowi w bezceremonialny, wręcz bezczelny sposób. Chwytliwe hasło o pierwszej za żelazną kurtyną niezależnej od komunistów partii politycznej trafiało do wyobraźni – pisze Grzegorz WOŁK
Konfederacja Polski Niepodległej
.Badacze myśli politycznej słusznie zwracają uwagę na trudności z zaklasyfikowaniem KPN do konkretnego nurtu. Krystyna Rogaczewska pierwsza wskazała, że przypisywane Konfederacji Polski Niepodległej określeń takich jak „partia piłsudczykowska” czy „partia niepodległościowa” akcentuje zaledwie jeden z wymiarów jej działalności. Tak jak antykomunizm nie czynił z KPN partii konserwatywnej czy liberalnej, tak niepodległość nie umiejscawiała jej w konkretnym punkcie podziałów ideowych . W konfederacji panował eklektyzm ideowy. Badacz odnajduje w niej ślady wielu XX-wiecznych doktryn politycznych. Co zatem scalało członków opisywanej partii?
Z pewnością nie była to jedynie idea niepodległości; przynajmniej od połowy lat osiemdziesiątych uznających ją organizacji i partii opozycyjnych było więcej. Spoiwem był Moczulski. KPN niemalże od samego początku była partią wodzowską. To on wyznaczał kierunek i politykę kadrową partii. W przypadku konfliktu polemiści partię opuszczali. Oczywiście, był skrępowany niepodległościowymi imponderabiliami, takimi jak uznawanie londyńskiego ośrodka legalistycznego. Nie przeszkodziło mu to jednak w przeforsowaniu udziału KPN w nie w pełni demokratycznych wyborach czerwcowych. Na poziomie pryncypiów był to krok na granicy zdrady. Na poziomie politycznym – ruch, dzięki któremu KPN mogła zaistnieć w późniejszych latach jako znacząca siła parlamentarna.
„Jesteśmy kolejną zmianą w długim pochodzie pokoleń […] Od nas – przede wszystkim – zależy, kiedy Polska odzyska niepodległość, a naród polski możność stanowienia o swoim losie”. Słowa te stały się szczególnie aktualne w okresie transformacji ustrojowej, dziesięć lat od wydrukowania Deklaracji ideowej KPN, z której pochodziły. Główny cel partii został osiągnięty. Jednak czy doprowadziła do niego działalność Konfederacji? Czy może zaważyły elementy, na które partia nie miała wpływu? W spojrzeniu na transformację systemową PRL bliskie mi są stwierdzenia Antoniego Dudka zawarte w Reglamentowanej rewolucji. Rola sprawcza polskiej opozycji (nie tylko KPN) w wydarzeniach 1989 r. nie była tak wielka, jak chcieliby ją widzieć niektórzy działacze.
Konfederacja nie odegrała głównej roli w upadku PRL. Nie stała się także beneficjentem przemian politycznych. Jednak teza o tym, że była w dziejach PRL nieistotna, wydaje jest przesadzona. W przeciwnym razie nie rozmawialiby o niej przywódcy PRL i ZSRS, a jej przewodniczący nie zostałby zaproszony przez wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. W więziennym dzienniku Tadeusz Stański zapisał: „Jeśli przegramy, to hasło KPN być może będzie interesować wąskie grono historyków, a ideę Niepodległości będą realizować inni, podobni do nas, często nie wiedząc, że był KPN, tak jak my przecież o wielu naszych poprzednikach nie wiemy […] W razie czego pozostaje tylko pewność, że za nami pójdą inni. Że gdy nas zabraknie, to przyjdą i poniosą tę ideę inni. Że nigdy ich nie zabraknie. Niepodległej Polski nie można zamknąć do więzienia, nie można jej rozstrzelać. Nie można jej wykorzenić z dążeń Polaków”.
Obawy Stańskiego się nie ziściły. Członkowie KPN od lat są zapraszani na państwowe uroczystości, otrzymują odznaczenia, opowiadają młodzieży o swojej aktywności publicznej, a gdy umierają, są żegnani z honorami. Ukazują się drukiem ich wspomnienia z lat walki z komuną, niektórzy piszą popularyzatorskie książki. Maciej Gawlikowski nakręcił film dokumentalny o Konfederacji i jej liderze pt. Pod prąd.
Wielu aktywnych politycznie konfederatów wciąż cechuje się radykalizmem. Dlatego można wśród nich odnaleźć członków Komitetu Obrony Demokracji, jak i Klubów „Gazety Polskiej”. Dzieli ich spojrzenie na transformację (i rok 1992 – odwołanie rządu Jana Olszewskiego), a w ostatnich latach ocena rządów Zjednoczonej Prawicy. Łączy charakterystyczny konfederacki duch oraz skłonność do działań nie zawsze racjonalnych, ale zawsze opartych na wielkich pokładach ideowości. Niepodważalnym spoiwem jest także – istniejący od wielu lat – krytyczny stosunek do rosyjskiego imperializmu.
Historia Konfederacji nie skończyła się wraz z przekazaniem insygniów władzy Lechowi Wałęsie. W latach dziewięćdziesiątych KPN stanowiła poważną siłę parlamentarną. Ostatecznie poniosła jednak porażkę i zniknęła ze sceny politycznej. Ostatni rozdział – o jej funkcjonowaniu w III RP – wciąż czeka na badacza lub badaczkę.
Zadeklarowanie dążenia do niepodległości wyróżniało Konfederację wśród opozycji przedsierpniowej. W latach późniejszych jej radykalizm nie był już tak wyjątkowy. Im bliżej upadku systemu, tym więcej pojawiało się struktur konspiracyjnych, które miały niepodległość na sztandarach. W Konfederacji zdawano sobie z tego sprawę i podejmowano inicjatywy mające zintegrować ten nurt opozycji. Niewiele z nich ostatecznie wynikło; organizacje niechętnie patrzyły na pomysły zjednoczeniowe, a Moczulskiego postrzegały jako polityka usiłującego podporządkować innych.
Wieloletni przewodniczący był największym autem KPN i jej największym obciążeniem. Postrzegany nieufnie, niekiedy wrogo, przez niemal wszystkie odłamy opozycji, potrafił wokół idei niepodległości, którą wyznawał – a może wokół samego siebie? – zbudować organizację. Niejednokrotnie sam dostarczał amunicję tym, którzy zarzucali mu wodzowski styl, mitomanię, oderwanie się od realiów. Jednocześnie był jednym z niewielu działaczy, którzy potrafili sformułować szeroki program polityczny i elastycznie reagować na zmieniające się realia. Pozostał politykiem, a nie doktrynerem. O ile KPN nigdy nie zrezygnowała z niepodległościowych celów, o tyle używała różnorodnych narzędzi. Od prób startu w wyborach na warunkach PRL po organizowanie manifestacji i blokad siedzib PZPR. Od totalnej negacji władzy komunistycznego po prowadzenie z nią dialogu. Konfederacki realizmu jest jednym z najbardziej zaskakujących wyników moich badań. „Nierealne” marzenia o niepodległej Polsce nie zaprowadziły tego środowiska w stronę oderwanych od rzeczywistości działań lub terroru.
„Dla KPN obok wolności wiodącymi wartościami są niepodległość, suwerenność oraz tradycja” – pisał nie jeden z jej członków, ale komunistyczny propagandysta Wiesław Rehan . Jak słusznie zauważali – już w okresie transformacji ustrojowej – oficerowie SB i jednocześnie autorzy nieopublikowanej monografii KPN, organizację tę wyróżniały na tle innych struktur opozycyjnych trzy determinanty: niepodległość, suwerenność oraz tradycja. Przejawiały się one w dążeniu do zerwania „przyjaznych stosunków” z ZSRS oraz pozbawienia PZPR przywódczej roli w państwie, a także w budowaniu nowego systemu politycznego . Inny resortowy historyk dodawał, że w okresie poprzedzającym wprowadzenie stanu wojennego KPN, „intensyfikując swoją działalność oraz rozszerzając wpływy w szczególnie korzystnym dla siebie okresie głębokiego kryzysu społeczno-politycznego i gospodarczego, stanowiła realne zagrożenie dla istnienia monopolu władzy PZPR” . Podobne wnioski wyciągnął Paweł Wierzbicki, według którego konfederacki model opozycyjności opierał się na trzech elementach: eksponowaniu idei niepodległości jako celu działania, odwołaniu do tradycji polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego oraz przyjęciu formuły partii politycznej jako formuły organizacyjnej. Taki model stanowił nową jakość na mapie organizacji antysystemowych w PRL.
W książce opisałem skomplikowane relacje między KPN a jej ideowymi rywalami z opozycji oraz aparatem władzy i represji. Droga od manifestowanej wrogości do wzajemnej akceptacji, którą przebyli przedstawiciele KPN i KSS „KOR”, pokazuje, że w systemie niedemokratycznym prowadzenie sporów politycznych uzależnione jest od zewnętrznej sytuacji. Główną rolę w tym zbliżeniu odegrał wspólny wróg, PZPR. Wcześniej ostrość sporów była zależna od reakcji komunistycznej propagandy, której nie chciano dostarczać argumentów do atakowania opozycji. W takich przypadkach wzajemne animozje schodziły na plan dalszy. Doskonale mechanizm ten opisano w Radiu Wolna Europa: „W sytuacji zagrożenia elementarnych, narodowych i demokratycznych wartości przez totalitarną władzę na drugi plan muszą zejść ideowe i polityczne kontrowersje w środowiskach opozycyjnych. Jak mówił Władimir Bukowski po przyjeździe na Zachód: »Nie jestem z obozu lewicy ani z obozu prawicy. Jestem z obozu koncentracyjnego«. PRL-owska władza nie zamyka do więzień swoich przeciwników politycznych dlatego, że ktoś ma bardziej lewicowe bądź prawicowe poglądy. Zamyka ludzi do więzień, kierując się odwieczną zasadą wszelkiej maści totalistów: kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam”.
Konfederacja Polski Niepodległej powstawała jako niewielka organizacja kadrowa, w dodatku już na starcie mocno spenetrowana przez agenturę SB. „Szaleńcy niepodległości” faktycznie rzucili wyzwanie systemowi w bezceremonialny, wręcz bezczelny sposób. Chwytliwe hasło o pierwszej za żelazną kurtyną niezależnej od komunistów partii politycznej trafiało do wyobraźni. Kilkadziesiąt osób, które włączyły się w jej działalność, musiało wykazać się znacznym stopniem odwagi, nie wiedziało bowiem, jakie represje władza wobec nich zastosuje. Przygotowani na problemy zawodowe czy możliwość aresztowania, nie spodziewali się, że ciągłe szykany psychiczne i notoryczne nękanie może być tak wyczerpujące. Widać to było po dużej fluktuacji konfederackich kadr. Zwłaszcza tych sprzed powstania Solidarności oraz stanu wojennego.
Konfederacja zaczynała od kilkudziesięciu aktywistów. Lawinowy wzrost jej liczebności nastąpił między 31 sierpnia 1980 r. a 13 grudnia 1981 r., gdy szeregi partii zasiliło 1500–2000 działaczy (liderzy zawyżali tę liczbę nawet do kilkudziesięciu tysięcy członków). Była to liczba znacząca. Zwłaszcza że mimo istnienia Solidarności konfederaci byli wciąż represjonowani i szykanowani. Stan wojenny stał się natomiast czasem demobilizacji. Struktury KPN odradzały się oddolnie i w tym procesie aktywny udział brało maksymalnie kilkaset osób.

.Dopiero amnestia 1986 r. i działalność przywódców partii doprowadziła do jej reaktywacji i osiągnięcia u schyłku PRL stanu około 1500 działaczy. W 1990 r. do KPN należało ponad 20 tys. osób. Wówczas tego rodzaju aktywność nie oznaczała automatycznych represji, przeciwnie: dawała szansę na karierę polityczną.
Grzegorz Wołk
Fragment książki: Szaleńcy niepodległości. Historia Konfederacji Polski Niepodległej, wyd. IPN, 2024 [LINK].