Ian BURUMA: "Majstrując przy wolnościach obywatelskich, ograniczając wolność słowa - popełniamy błąd"

"Majstrując przy wolnościach obywatelskich, ograniczając wolność słowa - popełniamy błąd"

Photo of Ian BURUMA

Ian BURUMA

Wykłada demokrację, prawa człowieka i dziennikarstwo w Bard College. Jest autorem wielu książek, takich jak Murder in Amsterdam: The Death of Theo Van Gogh and the Limits of Tolerance oraz Taming the Gods: Religion and Democracy on Three Continents. Jego najnowsza pozycja to Year Zero: A History of 1945.

.Akty terroru mogą wyrządzić koszmarne szkody. Ale nie są w stanie zniszczyć społeczeństwa otwartego. Uczynić to mogą tylko rządzący naszymi demokracjami, ograniczając nam swobody w imię wolności. 

.Shinzo Abe, prawicowy nacjonalistyczny premier Japonii, nie potrzebuje przesadnej zachęty, by wzmocnić przepisy dotyczące tajemnicy, zwiększyć uprawnienia policji czy ułatwić sięganie po wojsko. Ponure egzekucje dwóch Japończyków złapanych w Syrii przez terrorystów z Państwa Islamskiego dały mu pretekst, którego potrzebował, by wprowadzić te zmiany.

Ale Japonia nigdy nie była uważana za bastion wolnego słowa ani też do tego nie pretendowała. Francja – i owszem. O to właśnie chodziło w styczniowych demonstracjach solidarności po atakach terrorystycznych w Paryżu. Kto, jeśli nie kraj nad Sekwaną powinien uniknąć pułapki, w którą wpadły inne wielkie zachodnie republiki uchodzące za światowe wzorce wolności.

Obawa przed terrorystyczną przemocą po zamachach z 11 września wyrządziła Stanom Zjednoczonym większe szkody niż samobójczy zamach na tysiące amerykańskich obywateli.

Z powodu strachu Amerykanie pozwolili się totalnie szpiegować przez własny rząd i dali przyzwolenie na tortury podejrzanych o terroryzm i przetrzymywanie ich w więzieniu bez procesu.

.Francja, jak większość innych krajów Unii Europejskiej, ma już przepisy zakazujące mowy nienawiści. Prawo nie pozwala obrażać ludzi z powodu ich rasy, wiary czy orientacji seksualnej. We Francji, podobnie jak w wielu innych krajach, można zostać oskarżonym za negowanie Holokaustu i innych historycznych przypadków ludobójstwa.

Prezydent François Hollande, który nie jest prawicowym nacjonalistą jak Abe, chce teraz wzmocnić te zakazy. Zaproponował nowe przepisy, które obarczyłyby odpowiedzialnością firmy internetowe takie jak Google czy Facebook za „mowę nienawiści” we wpisach użytkowników.

Byli szefowie unijnych państw popierają także propozycję europejskich przywódców żydowskich, by w każdym kraju Unii karać nie tylko antysemityzm i negowanie ludobójstwa, ale także ogólnie „ksenofobię”. Mało kto rwałby się do obrony przejawów ksenofobii czy antysemityzmu. Ale czy naprawdę rozsądne jest sięgać po prawo, by zakazywać wyrażania opinii?

.Po pierwsze, takie prawo, gdyby weszło w życie, raczej nie ograniczy ryzyka aktów terroru.

Zakazywanie wyrażania opinii nie sprawi, że przestaną one być głoszone. Będą nadal wyrażane w tajemnicy, a w efekcie staną się jeszcze bardziej toksyczne.

Społeczna i polityczna baza terroryzmu na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach nie zniknie tylko z powodu wprowadzenia publicznego zakazu ksenofobicznej mowy.

.Ale wykorzystywanie prawa do sterowania myśleniem ludzi niesie ze sobą znacznie większe zagrożenia. Może usztywnić debatę publiczną. To zagrożenie potwierdza pogląd wciąż obowiązujący w USA, że opinie, nawet najgorsze, powinno się móc swobodnie wyrażać, tak by można je było zwalczać kontrargumentami.

Naiwnością byłoby oczywiście wierzyć, że religijni bądź polityczni ekstremiści są zainteresowani wymianą poglądów. Ale w USA zakazane jest także zachęcanie do przemocy. Pierwsza poprawka do konstytucji nie chroni wolności słowa, jeśli da się udowodnić, że wypowiedź niesie ze sobą ryzyko przemocy bezpośredniej.

Ksenofobiczne poglądy czy negowanie ludobójstwa są odpychające, ale niekoniecznie skutkują takim zagrożeniem. W większości społeczeństw, także amerykańskim, publiczne wyrażanie takich opinii jest ograniczone zgrubnym konsensusem na temat tego, co jest akceptowane społecznie.

Ten konsensus zmienia się z czasem. Jego kształtowanie należy do redaktorów, pisarzy, polityków i innych, którzy wypowiadają się publicznie.

.Karykaturzyści, blogerzy, aktywiści i satyrycy czasami lubią podważać ów konsensus tego, co przystoi. Czasami może to wywoływać wściekłość (w końcu często o to właśnie chodzi). Ale dopóki nie promuje się w ten sposób przemocy ani nią nie grozi, prawny zakaz tego typu działalności wyrządziłby więcej szkody niż pożytku.

Pozwolenie rządowi, by decydował, jakie opinie są dopuszczalne, jest niezwykle groźne. Nie tylko dlatego, że utrudnia to dyskusję, ale także dlatego, że rządy mogą decydować arbitralnie albo we własnym interesie.

W obecnym klimacie strachu warto przypomnieć znany przypadek mowy nienawiści w USA. W 1977 r. Amerykańska Partia Nazistowska planowała demonstrację w Skokie, jednej z podmiejskich dzielnic Chicago zamieszkanej przez dużą populację żydowską. Miejscowy sąd, pod naciskiem wstrząśniętej i przerażonej opinii publicznej, postanowił, że należy zakazać pokazywania swastyk, rozdawania ulotek i chodzenia w nazistowskich mundurach. Taka demonstracja, przekonywano logicznie, obrażałaby społeczność, w której są m.in. przez osoby, które przeżyły Holokaust.

Ale zakaz podważyła Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU), twierdząc, że narusza on pierwszą poprawkę do konstytucji. Prawnicy ACLU, w większości liberalni Żydzi, nie robili tego z sympatii do nazistowskich symboli czy poglądów. Przekonywali, że jeśli pozwolimy rządowi zakazywać opinii, których nienawidzimy albo którymi gardzimy, osłabiamy swoje prawo do podważania podobnego zakazu w przypadku poglądów, z którymi możemy się zgadzać.

.A zatem wolność słowa powinna oznaczać także przyzwolenie na mowę nienawiści, o ile nie grozi ona eskalacją przemocy i jej nie promuje. Większość europejskich rządów ma dziś bardziej restrykcyjne poglądy na publiczną obrazę niż amerykańska konstytucja. Ogromnym błędem byłoby dalsze zaostrzanie prawa. Zamachy terrorystyczne wyrządziły już dość szkód materialnych i niematerialnych. Nie ma powodu, by władze jeszcze bardziej pogarszały sytuację, majstrując przy wolnościach obywatelskich.

Ian Buruma

Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

logo sindicate

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 lutego 2015
Fot.Shutterstock