Putin chce rozmontować świat
Dziś wiemy, że gdyby nie pomoc USA, to obrona Ukrainy trwałaby kilka dni. To pokazuje, jak znikomy jest potencjał Europy wobec rosyjskiej potęgi militarnej – pisze Jan PARYS
Agresja rosyjska zmieniła w sposób dramatyczny sytuację Ukrainy. Kraj ten od 24 lutego 2022 roku walczy o swoją integralność terytorialną. Ponosi także ogromne ofiary w ludziach oraz straty materialne. Ukraina nie zagrażała Rosji, a mimo to stała się obiektem agresji w celach imperialnych. Kraje NATO sąsiadują z państwami, które biorą udział w wojnie. W wojnę jest zaangażowanych po obu stronach ponad pół miliona żołnierzy. Mimo to podczas inwazji rosyjskiej na Ukrainę nie zostały uruchomione konsultacje państw Sojuszu zgodnie z art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, nie została uruchomiona „szpica NATO”, nie zostały dyslokowane na wschód oddziały powołane w ramach inicjatywy „4 razy 30” z 2018 roku, nie ma rakiet Patriot wokół Przesmyku Suwalskiego, chociaż jest to „najniebezpieczniejszy kawałek Europy”. Zastanówmy się, jak takie postępowanie Sojuszu odbiera Władimir Putin. Czy świadczy to o wiarygodności Sojuszu?
Obrona Ukrainy jest możliwa, bo kilka państw zachodnich udziela temu państwu pomocy wojskowej i materialnej. Gotowość do udzielania pomocy Ukrainie przez USA, Wielką Brytanię, Polskę, Rumunię, kraje bałtyckie oraz inne była dla Rosji zaskoczeniem. Wojna, która miała trwać kilka dni, trwa już szereg miesięcy.
Dziś Rosja przygotowuje się do długiego prowadzenia wojny. Na podstawie decyzji Putina ponad 1000 przedsiębiorstw w Rosji zaczęło pracować w reżimie militarnym. Żadne zachodnie apele i sankcje gospodarcze nie spowodowały wycofania się Rosji z planów podbicia Ukrainy. Europa po raz pierwszy od 1945 roku jest więc polem prawdziwej wojny. Walki na Ukrainie nie są bowiem ani drobnym konfliktem granicznym na peryferiach, ani sporem o władzę wewnątrz jednego państwa.
Wojna pomiędzy Rosją a Ukrainą toczy się na terytorium Ukrainy, ale wpływa na bezpieczeństwo całej Europy. Powoduje destrukcję dotychczasowego systemu międzynarodowego. W tym sensie wojna ta dotyczy wszystkich państw na świecie. Teraz żaden kraj na półkuli północnej nie może czuć się bezpieczny. Dawny, stabilny świat po prostu się skończył. W dniu 24 lutego 2022 r. Władimir Putin odszedł od koncepcji pokojowego współistnienia na rzecz zbrojnej konfrontacji i podziału świata na wrogie obozy. Mamy dziś świat, który broni pokoju, i świat, który pragnie za pomocą militarnej konfrontacji zmienić dotychczasowy porządek geopolityczny. Rosja po latach polityki resetu postanowiła wrócić do budowy świata dwubiegunowego. Czas resetu był, jak teraz widzimy, okresem przerwy w ekspansji Rosji, okresem jej wzmocnienia po przegranej zimnej wojnie. Teraz Rosja wraca do starej polityki. Chce powrotu do stref wpływu i ich nowego ustanowienia.
Mamy zatem obecnie do czynienia z zupełnie nową sytuacją międzynarodową. Po II wojnie światowej mocarstwa utworzyły Organizację Narodów Zjednoczonych, czyli organizację, której zadaniem jest ochrona pokoju na świecie. Obowiązek ten nałożono przede wszystkim na mocarstwa militarne, które są stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa. W tej radzie swoje stałe miejsce ma także Rosja. Teraz okazało się, że kraj, który ma strzec pokoju, sam rozpoczął agresję, bo zamierza zmienić granice w Europie za pomocą siły militarnej. To oznacza, że Władimir Putin świadomie zniszczył system bezpieczeństwa międzynarodowego, za który Rosja odpowiadała od 1945 roku.
Postępowanie Rosji wobec Ukrainy to bardzo negatywny przykład dla innych państw. W ostatnich miesiącach Chiny nasiliły groźby pod adresem Tajwanu. Oprócz ataków politycznych obserwujemy także agresywne ćwiczenia lotnictwa chińskiego wokół tego kraju. Władze w Pekinie publicznie kwestionują istnienie Tajwanu jako suwerennego państwa. Zapowiadają przyłączenie Tajwanu do Chin nawet przy użyciu siły. Zatem drugie mocarstwo wchodzi w politykę konfrontacji militarnej.
Postępowanie Rosji na Ukrainie i plany Chin wobec Tajwanu tworzą zupełnie nową sytuację. Nie można uznać, że są to wewnętrzne sprawy Rosji i Chin. Wszystkie kraje na świecie stają wobec dramatycznej sytuacji. Jeżeli uznamy, że silniejsze państwa mogą uderzać na kraje słabsze, to świat zamieni się wkrótce w szereg wojen. Zamiast stabilizacji, która jest potrzebna dla rozwoju, będziemy mieli na świecie chaos. Stąd tak ważna jest reakcja opinii publicznej oraz polityków na wojnę na Ukrainie. Bo nie idzie jedynie o los Ukrainy. Idzie o to, czy akceptujemy zmianę granic za pomocą przemocy. Ten, kto dziś milczy wobec agresji lub udaje, że wojna go nie dotyczy, bo Kijów leży daleko, jest bardzo naiwny. Agresja na Ukrainę to precedens, który tworzy nową międzynarodową sytuację. Jest ona niebezpieczna, bo narusza zasady, które gwarantowały w Europie pokój od czasu zakończenia II wojny światowej. Jeżeli świat będzie zależał od dobrej woli pojedynczych polityków, to może się okazać, że wchodzimy w epokę międzynarodowej anarchii. Na takim rozwoju sytuacji nie wygra nikt. To nie będzie korzystne ani dla silnych, ani dla mniejszych państw. Już dziś obserwujemy, że wojna na Ukrainie spowodowała deficyt oraz wzrost cen surowców i żywności, co dotyka wielu państw na świecie.
Wiemy też, że różne apele nie zatrzymały wojny na Ukrainie. Przez kilka tygodni niektórzy politycy łudzili się, że przekonają Putina, by zatrzymał agresję, że warto wrócić do dawnych granic i dawnych interesów. Wprowadzając sankcje gospodarcze zamiast zaangażowania wojskowego, państwa zachodnie próbowały zatrzymać agresję rosyjską metodami pozamilitarnymi. To się nie udało.
Wobec braku szybkiego sukcesu militarnego Rosja zaczęła przestawiać swój przemysł zbrojeniowy na potrzeby wojny. Jest więc zdecydowana, by prowadzić długi konflikt zbrojny. Traktuje wojnę na Ukrainie jako wojnę z Zachodem o wpływy na świecie. Liczy, że pewne państwa zachodnie zainteresowane dobrobytem stracą chęć do popierania obrońców Ukrainy. Politycy na Zachodzie są często niecierpliwi. Jeżeli szybko nie osiągają sukcesów, szukają innej strategii. Właśnie na to liczy Władimir Putin. Zmęczona i znudzona wojną opinia publiczna na Zachodzie jest największym sojusznikiem Putina. Wkrótce może się okazać, że zwolennicy przestrzegania zasad są w mniejszości, a poparcie zyskują zwolennicy uległości wobec rozwiązań siłowych.
Co w takim razie mogą i powinni zrobić ci, którzy obawiają się, że po jednej agresji przyjdą następne, a na świecie zapanuje chaos. Już dziś widać, że apele i prośby kierowane do agresora nie są skuteczne. Jestem przekonany, że złego człowieka z bronią nie zatrzymają żadne słowa. Może go zatrzymać tylko dobry człowiek z bronią, tj. taki, który jest gotowy bronić pokoju, nawet kiedy trzeba o pokój walczyć. To oznacza, że jeżeli chcemy pokoju, musimy być gotowi do obrony stabilizacji na świecie. Ten, kto ogranicza dostawy broni na Ukrainę, zmniejsza szanse zwycięstwa nad agresorem, a więc pomaga agresorowi. Bezpieczny świat jest możliwy, jeżeli agresor zostanie zatrzymany. Agresja nie może przynosić nikomu korzyści. Napastnik musi zapłacić za wyrządzone krzywdy. Ukaranie agresora jest warunkiem tego, by kolejne pokolenia żyły w bezpiecznym świecie. Aby rozwiązywać ważne kwestie społeczne, klimatyczne, ekologiczne i zdrowotne, trzeba najpierw zapewnić stabilny system bezpieczeństwa na świecie. Żadnego problemu nie uda się rozwiązać, gdy świat będzie polem wojny. Dlatego trzeba jasno powiedzieć, że polityk, który wobec wojny zajmuje postawę obserwatora, sprzyja destabilizacji systemu międzynarodowego. Kto jest neutralny wobec toczącej się wojny, staje się jej zwolennikiem. Bierze na siebie nie tylko odpowiedzialność za krzywdy i zbrodnie na Ukrainie, ale i naraża Europę na destabilizację, a swój kraj na agresję. Bo rozzuchwalony sukcesem agresor uderzy ponownie w kolejne państwa.
Zatrzymać wojnę można, ale to wymaga wspólnego wysiłku wielu państw. Jeżeli kraje europejskie dadzą się podzielić wobec agresora, to przyszłość Europy stanie pod znakiem zapytania. Bo żadne państwo europejskie samodzielnie nie potrafi zatrzymać takiego agresora jak Rosja. Dziś wiemy, że gdyby nie pomoc USA, to obrona Ukrainy trwałaby kilka dni. To pokazuje, jak znikomy jest potencjał Europy wobec rosyjskiej potęgi militarnej. Ambicje państw europejskich do pełnienia roli globalnej nie mają podstaw w rozwoju przemysłu ani i w potencjale militarnym. Do tego dochodzą błędy związane z polityką energetyczną, jaką Europie narzucali przez lata politycy niemieccy.
Dziś jeden z największych krajów Europy, Niemcy, jest krajem de facto pozbawionym suwerenności, bo politycy w Berlinie nie mają swobody w podejmowaniu decyzji politycznych. Los gospodarki niemieckiej i tym samym całego państwa zależy od kaprysu Putina. Europa jest uzależniona nie tylko od zagranicznych surowców. W wielu dziedzinach z własnej woli straciła samodzielność, np. nie produkuje wielu potrzebnych leków, nie potrafi produkować mikroprocesorów itd. W tej sytuacji kraje europejskie nie mogą ratować zdrowia obywateli ani zapewnić nowoczesnej produkcji przemysłowej bez kooperacji z wrogimi reżimami.
Zatem Europa, zajmując się projektami ideologicznymi, zaniedbała ważne dziedziny i w rezultacie zależy od dobrej woli polityków z państw, które nie są nam przyjazne. To dowód na bardzo krótkowzroczną politykę prowadzoną od wielu lat w Brukseli. To dowód, że idea globalnej gospodarki, do której dążyła Unia Europejska, była koncepcją fałszywą. To była polityka, która ignorowała problemy bezpieczeństwa, lekceważyła zagrożenia zewnętrzne, świadomie kreowała sztuczne konflikty ideologiczne wewnątrz Europy. Dziś wyraźnie widać, że w Unii Europejskiej podejmowano decyzje w oparciu o pomysły lobbystów bez merytorycznej debaty, bez uwzględniania stanowiska ekspertów z różnych państw.
Dziś trzeba Rosję postawić przed wyborem – albo szanuje status quo, albo napotka zbrojny opór. Moskwa musi wiedzieć, że ustępstw wobec agresji nie będzie. Każda agresja w Europie oznacza, że Rosja wchodzi na drogę wojny. Polityka Rosji spowodowała, że w najbliższych latach o sytuacji międzynarodowej będą decydować kraje o silnym potencjale militarnym. Stąd bezpieczeństwo Europy zależy przede wszystkim od tego, jak silne będą państwa flanki wschodniej naszego kontynentu. Ze względu na bezpieczeństwo w interesie całej Europy jest to, by kraje frontu wschodniego, od Rumunii po Polskę, miały silne struktury państwowe, przemysłowe i militarne. Bo te państwa biorą na siebie jako pierwsze ciężar obrony Europy na froncie wschodnim. To powinien być priorytet w działaniu Unii Europejskiej. Niestety, Komisja Europejska nadal postępuje, jakby nie rozumiała nowej sytuacji w zakresie bezpieczeństwa.
Faktyczne gwarancje bezpieczeństwa europejskiego zależą dziś od tego, ilu żołnierzy zdolnych do walki stacjonuje w państwach odpowiedzialnych za obronę frontu wschodniego. Jak dotychczas najbogatsze państwa zachodniej Europy nie są w stanie wystawić więcej żołnierzy do obrony flanki wschodniej niż USA. Trudno to uznać za normalne. To znaczy, że pewne kraje europejskie nie chcą odstraszać agresora i zapobiegać atakowi na Europę.
.Wszystkim zwolennikom rozejmu pomiędzy Rosją a Ukrainą należy przypomnieć, że taki rozejm dziś oznacza rosyjską okupację ponad 20 proc. terytorium Ukrainy. Wielu polityków na Zachodzie nie chce pamiętać, że Putin nie ukrywa, iż nie chodzi mu tylko o panowanie nad Ukrainą. W ultimatum, które Rosja przedłożyła państwom zachodnim w grudniu 2021 roku, Putin jasno napisał, że nie akceptuje obecnego porządku międzynarodowego. Chce zmian geopolitycznych w Europie, przede wszystkim chce ograniczyć w niej wpływy USA. A to oznacza, mówiąc krótko, że chce mieć możliwość militarnej i politycznej kontroli nad całą Europą. W świetle tych zamiarów Rosji dylemat, co jest ważniejsze, bezpieczeństwo czy kooperacja z Moskwą, powinien być rozstrzygnięty ostatecznie i jednoznacznie.
Jan Parys
Tekst ukazał się w nr 43 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]