Karolina W. OLSZOWSKA: Turcja pozostaje w Afganistanie. Ma tam interesy

Turcja pozostaje w Afganistanie. Ma tam interesy

Photo of Karolina Wanda OLSZOWSKA

Karolina Wanda OLSZOWSKA

Historyk, turkolog. Doktorantka na Wydziale Historycznym UJ oraz Wydziale Filologicznym UJ, koordynatorka Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Krakowie.

zobacz inne teksty Autorki

Kiedy w artykule opublikowanym na łamach w „The Jerusalem Post” czytamy, że Turcja obok Kataru, Iranu, Rosji, Chin i Pakistanu jest jednym z największych wygranych sytuacji w Afganistanie, możemy być pewni, że oto na naszych oczach dzieje się historia – pisze Karolina W. OLSZOWSKA

.Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan deklaruje chęć rozmów z jednym z przywódców talibów, a z drugiej stara się za wszelką celę utrzymać w swoich rękach pieczę nad międzynarodowym lotniskiem w Kabulu, która została mu powierzona miesiące przed ofensywą talibów w Afganistanie. Wszystko dlatego, że Ankara ma bardzo wyraźne interesy w tej części świata.

Podczas ostatniego szczytu NATO w Brukseli prezydenci Turcji i USA rozmawiali w cztery oczy m.in. o wycofaniu się wojsk amerykańskich z Afganistanu oraz przekazaniu ochrony lotniska w Kabulu wojskom tureckim. Nie da się ukryć, że Turcy zabiegali o przejęcie lotniska. Miał to być gest pokazujący państwom NATO, że Turcja w dalszym ciągu jest wiernym sojusznikiem, ale też wskazujący, że Ankara jest niezbędna do utrzymania stabilności w regionie. Turcy liczyli, że dzięki dobrym relacjom z talibami – w końcu obydwa państwa to kraje muzułmańskie, a Ankara podkreśla, że nigdy nie brała udziału w zbrojnych walkach przeciwko talibom – uda się wynegocjować możliwość pozostania na posterunku. Talibowie ostro się temu sprzeciwili, deklarując, że potraktują wojska tureckie jako najeźdźców. W połowie sierpnia 2021 roku Turcy już wiedzą, że będą musieli oddać kontrolę nad lotniskiem w Kabulu. Nie przekreśla to jednak możliwości bycia tym państwem NATO, które pomaga stabilizować region.

Turcy deklarują, że mimo wszystko chcą pozostać w Afganistanie. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że władzy w Ankarze zależy na zatrzymaniu fali migracji z Afganistanu. Szacuje się, że dziennie na turecką wschodnią granicę przybywa od 500 do 2000 Afgańczyków, którzy przedostają się tam nielegalnie z terytorium Iranu. Turcja zbudowała mur na granicy, jednak na razie ma on jedynie 80 km, a granica z Iranem ma ponad 500 km. W sieci co rusz pojawiają się wideo, pokazujące, jak uchodźcy przez ten mur przechodzą.

Zatrzymanie uchodźców – co będzie możliwe jedynie poprzez pomoc w stabilizacji Afganistanu – to priorytet tureckiej polityki wewnętrznej. W tym momencie na terytorium Turcji znajduje się ponad 4 mln uchodźców, większość z nich (3,6 mln) to Syryjczycy, jednak liczba Afgańczyków drastycznie wzrasta. Społeczeństwo tureckie jest coraz bardziej niezadowolone, nie życzy sobie kolejnej fali migracji. Prezydent Erdoğan, który oparł swoją politykę na byciu obrońcą interesów muzułmanów na całym świecie i który deklarował pomoc dla uchodźców, nie może się teraz oficjalnie wycofać ze swoich deklaracji. A opór przed przyjmowaniem kolejnych uchodźców jest w Turcji spory. Nawet koalicjant rządzącej AKP, nacjonalistyczna MHP, sprzeciwia się przyjęciu kolejnej fali migrantów. W kraju wrze; w minionym tygodniu uchodźcy z Syrii zostali oskarżeni o zabicie osiemnastolatka. Spowodowało to wyjście Turków na ulice Ankary. Polityka wewnętrzna to jeden z powodów, dla których rządowi w Ankarze zależy na pozostaniu w Afganistanie oraz pomocy w stabilizacji tego kraju.

Jednak Turcja chce ugrać na tym coś jeszcze. W obliczu bardzo dużego kryzysu gospodarczego liczy, że zintensyfikuje handel z Afganistanem po ustabilizowaniu sytuacji. Ważne są też wspólne inwestycje podczas odbudowy kraju.

Prezydent Erdoğan jeszcze przed zajęciem Kabulu przez talibów rozmawiał z – byłym już – prezydentem Afganistanu. Teraz deklaruje chęć rozmowy z przywódcami talibów i o ile wcześniej talibowie nie chcieli takich rozmów, teraz są już do nich bardziej skłonni. Tym bardziej że już po zajęciu Kabulu rzecznik talibów powiedział, że Turcja to bratni kraj muzułmański, z którym talibowie chcą utrzymywać dobre relacje. Co może zaproponować Turcja talibom? To, co już padło w deklaracjach – pomóc w uznaniu międzynarodowym dla rządu talibów. Wydaje się, że teraz mogą oni zyskać szersze uznanie niż podczas poprzedniego konfliktu, gdyż swoje interesy w nowym stanie rzeczy obok Turcji mają w Afganistanie również Pakistan, Chiny, Iran, Rosja i Katar. Pytanie, czy Turcja borykająca się z problemami gospodarczymi (niebędąca w stanie zaproponować talibom pomocy gospodarczej na większą skalę) będzie odpowiednim sojusznikiem. Trzeba pamiętać, że islam w wydaniu tureckim jest z perspektywy talibów bardzo zlaicyzowany i mało konserwatywny. W przyszłych relacjach talibów z Turcją może to stanowić problem.

.Spoglądając na nagrania z lotniska w Kabulu oraz czytając doniesienia, trudno uwierzyć, że Afganistan szybko się ustabilizuje i że migrację, której obawia się Turcja, uda się zatrzymać. Talibowie też dziś raczej nie potrzebują pomocy tureckiej, bo mimo wszystko postrzegają Ankarę przez pryzmat jej członkostwa w NATO i sojuszu z Zachodem. Czy Afganistan stanie się kolejnym miejscem tureckiego zaangażowania, jednak bez relatywnych zysków? Trudno w tej niestabilnej sytuacji coś wyrokować. Pewne jest, że Turcja zrobi wszystko, aby odgrywać jakąś rolę w regionie. W końcu w dalszym ciągu ma aspiracje do bycia mocarstwem regionalnym. Wszystko mogą zmienić nie tylko talibowie, ale również wybory w Turcji w 2023 roku. Bo na stulecie proklamowania Republiki Turcji do władzy mogą wrócić kemaliści. A to byłoby kolejną zmianą w relacjach międzynarodowych w regionie.

Karolina W. Olszowska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 sierpnia 2021
Fot: Al Jazeera /ZUMA Press Wire