"Krzyś Krauze odchodzi. Był reżyserem delikatności"
.W Święta Bożego Narodzenia raczej ktoś do nas przychodzi, ludzie się odwiedzają, nawiedzają – i to z prezentami…. Dlatego tak bolesne… wytrącające z równowagi jest odejście. Krzyś Krauze nie żyje… Zabrał nam siebie. Los zabrał nam Jego. Po latach niebywale dzielnego zmagania się z chorobą, po nadziejach pełnego powrotu do sił, po smutku z tych sił opadania.
.Był reżyserem delikatności. Nawet wówczas, gdy dotykał spraw trudnych, problemowych, wzbudzających napięcia interpretacyjne. Część Jego filmów ocierała się – powiedziałby ktoś – o sprawy poboczne, z drugiego planu. Ale – ile potrafił przez sfilmowane historie powiedzieć o człowieku w ogóle, o czasach w których przychodzi żyć, o naszym kraju. I czy był to „Dług”, „Plac Zbawiciela”, „Nikifor”, czy czarno-biała „Papusza” – z tych poskręcanych historii ludzkich wyłaniało się zawsze coś więcej. Jakiś zapis polskich problemów w świecie prawa i bezprawia jak w „Długu”. Jakieś niebywałe zderzenie cichości artysty z wielkością jego dzieła jak w „Nikiforze”. Jakaś trudność dawania sobie rady z własnym życiem, rodzinnością, słabościami jak w „Placu Zbawiciela”. Jakaś Boża Siła w rodzeniu się talentu, miłości i przerażliwej samotności jak w „Papuszy”. By wspomnieć tylko te filmy…
Długo się do każdego filmu przygotowywał. Nosił razem ze swoją żoną, Joasią, wiele tematów. Razem też reżyserowali, wspierając się pięknie w każdej drobinie życia i pracy twórczej.Pamiętam taką rozmowę o możliwym filmie o Niemenie, pamiętam dyskusje o biografii Marksa i o tym, jaki to materiał filmowy….
Był delikatny w życiu. Był wyrazisty, ale i delikatny w filmowaniu. Poszedł TAM… przez cierpienie w delikatne, czarno-białe obrazy przyrody jak w „Papuszy”…
.Będziemy patrzeć za Tobą, odnajdywać Cię w każdej klatce Twoich filmów.
Michał Boni
24 grudnia 2014