Mirosław SZUMIŁO: Tajni księża. Historia nielegalnego pobytu słowackich werbistów w Polsce w latach 1957-1964

Tajni księża. Historia nielegalnego pobytu słowackich werbistów w Polsce w latach 1957-1964

Photo of Mirosław SZUMIŁO

Mirosław SZUMIŁO

Historyk, główny specjalista w Instytucie Pamięci Narodowej, profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Zajmuje się historią systemu komunistycznego w Polsce i Bloku Sowieckim oraz stosunkami polsko-słowackimi.

W latach 1957-1958 uciekło do Polski trzech młodych słowackich zakonników ze Zgromadzenia Słowa Bożego: Štefan Horváth, Jozef Šabo i Robert Borík, którzy następnie potajemnie dokończyli studia teologiczne i zostali wyświęceni na księży przez biskupa Lucjana Bernackiego w Gnieźnie. Umykali usilnie poszukującym ich funkcjonariuszom SB, co było możliwe dzięki ofiarności polskich braci i sióstr zakonnych oraz wielu ludzi świeckich zaangażowanych w pomoc słowackim księżom – pisze Mirosław SZUMIŁO

.Kościół katolicki był jednym z najważniejszych wrogów władz komunistycznych we wszystkich państwach bloku sowieckiego, przez co stał się obiektem ostrych represji i prześladowań. Jednakże w Polsce do decydującego uderzenia na Kościół doszło dopiero w 1953 r., z opóźnieniem około czterech lat w stosunku do Czechosłowacji, a stan zniewolenia trwał tylko trzy lata. W wyniku odwilży politycznej w 1956 r. i uwolnienia prymasa Stefana Wyszyńskiego polski Kościół odzyskał dość szerokie możliwości działania i zachował niezależność od państwa. W znacznie trudniejszej sytuacji znalazł się Kościół w Czechosłowacji, mocno osłabiony i poddany kontroli ze strony władz.

Różnice między obu krajami dotyczyły przede wszystkim zakonów męskich, które w Polsce mogły nadal legalnie funkcjonować mimo ograniczeń, podczas gdy w Czechosłowacji zostały w 1950 r. oficjalnie zlikwidowane i musiały przejść do działalności podziemnej. Po częściowej liberalizacji systemu w Polsce w 1956 r. i uruchomieniu turystycznego ruchu przygranicznego zakonnicy czescy i słowaccy zaczęli korzystać z możliwości nawiązania kontaktów z polskimi braćmi. Jedną z głównych form pomocy było organizowanie na terenie Polski tajnych święceń kapłańskich dla Słowaków i Czechów.  

Do pierwszych święceń słowackich kleryków w Polsce doszło w ramach tajnej współpracy werbistów polskich i słowackich. W latach 1957-1958 uciekło do Polski trzech młodych słowackich zakonników ze Zgromadzenia Słowa Bożego: Štefan Horváth, Jozef Šabo i Robert Borík, którzy następnie potajemnie dokończyli studia teologiczne i zostali wyświęceni na księży przez bp. Lucjana Bernackiego w Gnieźnie. Ich historia jest wyjątkowa również dlatego, że przez kilka lat ukrywali się w Polsce, ponieważ nie mogli legalnie wrócić do swojej ojczyzny ani też wyjechać na upragnione misje. Umykali usilnie poszukującym ich funkcjonariuszom SB, co było możliwe dzięki ofiarności polskich braci i sióstr zakonnych oraz wielu ludzi świeckich zaangażowanych w pomoc słowackim księżom.  

O ile ucieczka Horvátha została podjęta przez niego całkowicie na własną rękę, to nielegalne przejście do Polski Šaby i Boríka było już rezultatem zorganizowanej akcji. Inicjatywa wyszła pierwotnie od samego Šaby, lecz równocześnie zostały nawiązane kontakty między werbistami polskimi i słowackimi. Nowy prowincjał ks. Feliks Zapłata miał ambitne plany udzielania pomocy na szerszą skalę i chciał nielegalnie przyjąć do Pieniężna nawet 6-7 kleryków ze Słowacji. Rzeczywistość jednak zweryfikowała te zamiary.

Cała historia mogła zresztą zostać przerwana niemal na samym początku, bowiem już w czerwcu 1957 r. Służba Bezpieczeństwa dzięki agentowi „Janowi Zarembie” (ks. Feliksowi Kowalikowi) dowiedziała się o pobycie Horvátha w Pieniężnie. W gruncie rzeczy już w kwietniu 1958 r. esbecy mogli go zatrzymać, czego domagała się od nich czechosłowacka StB. W tym momencie ujawniły się jednak zasadnicze różnice celów działania obu zaprzyjaźnionych służb w tej sprawie. Podczas gdy władze w Pradze dążyły po prostu do szybkiego ujęcia swoich obywateli i odesłania ich do kraju, kierownictwo SB skupiało się na swoim celu nadrzędnym – zebraniu materiałów obciążających prowincjała Zapłatę i cały zakon werbistów. Zamiarem SB było pozyskanie Zapłaty do współpracy przy pomocy szantażu, ze względu na jego dobre kontakty z prymasem Wyszyńskim.

Do aresztowania Horvátha w 1958 r. ostatecznie nie doszło przez nieostrożność samych esbeków. Jeden z byłych kleryków werbistowskich, którego dopytywali o Słowaka, powiadomił o tym władze zakonu, w wyniku czego Horváth nagle wyjechał z Pieniężna i zniknął z pola widzenia SB. Już w lutym 1958 r. SB zwróciła uwagę na osobę ks. Franciszka Kasperka, słusznie podejrzewając go o utrzymywanie kontaktów ze słowackimi werbistami. Jednakże obserwacja Kasperka była prowadzona nieudolnie, skoro 12 lipca 1958 r. niezauważenie odebrał on na Rysach Boríka i Šabę, po czym zawiózł ich do Bytomia.

O dość słabej współpracy SB i StB, w szczególności w zakresie wzajemnego przesyłania informacji, świadczy m.in. to, iż o ucieczce do Polski Boríka i Šaby funkcjonariusze SB dowiedzieli się dopiero w czerwcu 1961 r. od świeżo zwerbowanego agenta – werbisty Józefa Penkowskiego (TW „Kruk”). W tym czasie po raz drugi szczęśliwie aresztowania uniknął Horváth – współlokator Penkowskiego z domu werbistów w Lublinie. Wyjechał bowiem z tego miasta na kilka tygodni przed podjęciem przez Penkowskiego współpracy z SB. TW „Kruk” okazał się jednak bardzo efektywnym agentem i dzięki informacjom przez niego przekazanym „bezpieka” namierzyła miejsce pobytu Horvátha w klasztorze sióstr Służebniczek NMP w Leśnicy Opolskiej. Tym razem słowacki werbista wymknął się z pułapki dzięki ostrzeżeniu ze strony lokalnego komendanta SB.

Po nieudanej akcji w Leśnicy Służba Bezpieczeństwa prowadziła ogólnopolskie działania poszukiwawcze. Obserwacji poddano m.in. administrowaną przez ks. Kasperka parafię w Pogorzeli, na której ukrywali się Borík i Šabo. Jednakże szczęśliwie dla nich nie zorientowano się w ich obecności na parafii. Sprawdziło się powiedzenie, że „najciemniej pod latarnią”. Wysiłki SB nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Momentem przełomowym w sprawie okazała się dopiero próba ucieczki Šaby na statku handlowym do Szwecji. Zatrzymanie słowackiego księdza w gdańskim porcie 6 października 1962 r. nastąpiło wskutek donosu pierwszego oficera SS  „Puck” Janusza Szczęsnego Ostrowskiego (TW „Zenek”). Rok później odbył się w Warszawie proces sądowy ks. Šaby oraz trzech polskich „wspólników”: ks. Feliksa Zapłaty SVD, ks. Franciszka Kasperka SVD i byłego kleryka werbistów Benedykta Bartknechta. W rezultacie stosunkowo łagodnego potraktowania przez sąd, Šabo po roku aresztu śledczego wyszedł na wolność.

Po aresztowaniu Šaby sprawa poszukiwania słowackich werbistów nabrała wagi państwowej i stanęła na forum Kolegium MSW ds. bezpieczeństwa. Ze względów politycznych   wykluczono wariant siłowy (wkroczenie do klasztorów i ich przeszukanie). Postanowiono wywierać naciski metodami „agenturalnymi i pozaagenturalnymi” na prowincjała werbistów ks. Bruno Kozieła, tak aby doprowadzić do jego psychicznego załamania. SB wiedziała niewątpliwie o tym, że pobyt w obozie koncentracyjnym w Dachau pozostawił trwałe ślady w jego   psychice. W rezultacie ks. Kozieł miał skłonić Boríka i Horvátha do ujawnienia się. Cała akcja miała także posłużyć do skompromitowania episkopatu i polskiego Kościoła oraz sparaliżowania polskiej pomocy dla Kościoła w Czechosłowacji. W tym celu aresztowano również ks. Feliksa Zapłatę, byłego prowincjała i przewodniczącego Konsulty Zakonów Męskich.

Prowadzona równolegle z naciskami wielka akcja poszukiwawcza, obejmująca przede wszystkim penetrację agenturalną i obserwację klasztorów oraz rodzin i znajomych werbistów, w praktyce zakończyła się fiaskiem. Paradoksalnie do rozwiązania problemu z punktu widzenia władz przyczynił się w dużej mierze stosunkowo łagodny wyrok w procesie Jozefa Šaby i „wspólników”. Wyjście Šaby na wolność i dalszy legalny pobyt w Polsce wpłynął na ujawnienie się Boríka, a łagodne potraktowanie tego drugiego doprowadziło do ujawnienia się Horvátha. Dzięki temu prowadzona przez SB kombinacja operacyjna przyniosła wreszcie oczekiwany rezultat. Ksiądz Kozieł uległ presji ze względu na swoją ostrożność i obawy o losy zakonu. Zwabieni obietnicą amnestii Słowacy zostali następnie deportowani do Czechosłowacji 6 września 1964 r. Podczas procesu sądowego w Bratysławie zostali skazani za przestępstwo opuszczenia terytorium republiki bez pozwolenia. Nie udało się natomiast skompromitować i osłabić w ten sposób polskiego Kościoła.

Głównym motywem skłaniającym trzech młodych Słowaków do podjęcia ryzyka i ucieczki do Polski była chęć zostania kapłanami oraz wyjazdu na misje, o czym marzyli od wielu lat. Przyjęli święcenia kapłańskie, lecz nie osiągnęli drugiego celu. W 1968 r. Borík wyemigrował do Austrii, ale był już za stary, aby zostać misjonarzem. Šabo i Horváth musieli borykać się z trudnościami pełnienia posługi kapłańskiej w komunistycznej Czechosłowacji. Wszyscy trzej doczekali jednak upadku reżimu, a następnie powstania niepodległej Słowacji. Do końca życia utrzymywali bliskie relacje z polskimi werbistami.

.Historia trzech słowackich werbistów, którzy uciekli do naszego kraju, jest w istocie doskonałym pretekstem dla ukazania kwestii pomocy polskich katolików dla prześladowanego Kościoła w Czechosłowacji. Śledząc przygody słowackich werbistów w Polsce widzimy bowiem ogromną skalę zaangażowania osób duchownych i świeckich w pomoc dla ukrywających się zakonników.

Mirosław Szumiło

Fragment książki, „Tajni księża. Historia nielegalnego pobytu słowackich werbistów w Polsce w latach 1957–1964, wyd. Instytutu Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 listopada 2022