Monika GÓRSKA: Człowiek żyje, dopóki żyją jego historie

Człowiek żyje, dopóki żyją jego historie

Photo of Monika GÓRSKA

Monika GÓRSKA

Reżyser nagradzanych na świecie filmów dokumentalnych i reportaży, dziennikarka, wykładowca akademicki i prekursorka storytellingu biznesowego w Polsce, założycielka i właścicielka Fabryki Opowieści, w której uczy, jak opowiadać historie, tak by ich chciano słuchać. Autorka m.in. bestsellerowej Trylogii Zaufania: Zaufaj, Zaufaj i puść, Zaufaj, puść i kochaj).

Skarbonki, skarbczyki i skarbce opowieści… Tylko czekają, aż ktoś je kiedyś uwolni. I znowu będą mogły ożyć. A człowiek żyje, dopóki żyją jego historie – pisze Monika GÓRSKA

.Są takie miejsca, w których czas płynie inaczej. I opowieści, które chcemy, żeby nigdy się nie skończyły… A są też takie historie, które tylko czekają, żeby się zacząć…

Jak w tej opowieści o dwóch sąsiadkach.

Mieszkają koło siebie, dom w dom, od czterdziestu lat. Ile to kaw już wspólnie wypiły, ile łez sobie wzajemnie ocierały, ile tajemnic wyszeptały.

Pewnego dnia obie ze smakiem skrobią widelczykami po porcelanowym talerzyku. Dojadają ostatnie kęsy jeszcze ciepłej, pachnącej cynamonem szarlotki. Rozmawiają o tym, co będzie, jak pójdą na emeryturę. Nagle gospodyni odgarnia nerwowym ruchem siwiejący kosmyk włosów za ucho. Lekko odchrząkuje:

– Słuchaj. Tak mi trudno jest cię o to prosić, ale… Czy mogłabyś mi pożyczyć pięćset złotych? Muszę kupić porządną maszynę do szycia, bo stara już nie nadąża.  A u mnie na koncie   resztki.

– Teraz nie dam rady. Ania jedzie na Erasmusa do Rzymu i chcemy jej trochę pomóc na starcie. Może za kilka miesięcy. Przy okazji, tyle lat się już znamy i tyle razy już cię miałam zapytać. Co trzymasz w tej szufladce?  – Pokazuje na stary, wysłużony sekretarzyk.

Stoi niedaleko okna. Z brązowo-pomarańczowego drewna światło wydobywa falistą grę słojów. Bogato rzeźbione nogi, jak kolumny, zielony blat do pisania, a nad nim półeczka i pięć szufladek.  Te po bokach mają drewniane toczone uchwyty. Ta podłużna, w środku, zamykana jest na kluczyk.

– A wiesz, nie wiem. Od zawsze była zamknięta. Kiedy dostałam ten sekretarzyk po babci Werze, to już kluczyka nie było. Pewno zgubił się przy przeprowadzce. Czasem się zastanawiam, jaką babciną tajemnicę kryje. Może jakieś listy miłosne? Szkoda, że nie da się otworzyć.

– To może spróbuj podważyć?

– Mówisz? Ale czy to coś da?

Pani domu zbiera talerzyki i idzie do kuchni po nóż. Wsuwa go w wąską szczelinę. Mocuje się przez chwilę, próbuje podważyć, ale nic z tego. Szufladka nie wygląda, jakby się chciała otworzyć. Próbuje jeszcze raz, delikatnie, żeby nie uszkodzić. Nic. Więc jeszcze raz. Już chce odpuścić, ale tym razem zamek puszcza. Skrytka odsłania swoje wnętrze. Niestety, żadnych listów tam nie ma. Tylko małe porcelanowe puzderko w kobaltowe kwiatki.

To, co widzi w środku, odbiera jej mowę. Aż jej zasycha w gardle.

– A niech to!

Na aksamitnej poduszeczce leży złoty pierścionek z ogromnym kamieniem. Cały otoczony dookoła mniejszymi. Bierze go ostrożnie w dwa palce, podchodzi do okna, a wtedy promienie słońca zaczynają swój migotliwy taniec.

– Czy to… – Sąsiadki patrzą to na pierścionek, to na siebie, z niedowierzaniem.

– Ale czy to możliwe?

– To chyba brylant! – mówią równocześnie.

Pierścionek błyszczy nie tylko tysiącami złotówek. Za które nie jedną, ale chyba wszystkie maszyny do szycia można by ze sklepu wykupić.

Błyszczy czymś, czego wycenić się nie da.

Siłą charakteru, świadomością siebie i mocnym poczuciem własnej wartości. Tak, właśnie to musiała mieć w sobie babcia Wera, kiedy jeszcze nosiła go na swoim palcu.

A przed nią jej mama. I mama jej mamy. Jakie historie ze sobą niosły?

Ile takich brylantów kurzy się gdzieś na półkach, za książkami, pod skrzypiącą podłogą.    Czasem są blisko, na wyciągnięcie ręki. Tylko właściciel o tym nie wie.

Skarbonki, skarbczyki i skarbce opowieści… Tylko czekają, aż ktoś je kiedyś uwolni. I znowu będą mogły ożyć. A człowiek żyje, dopóki żyją jego historie.

I na mnie czekał taki skarb. Tylko o tym nie wiedziałam.

Działanie pozwala odkryć Sens, a Sens prowadzi do działania

.W historii z ciocią Dziunią, czyli siostrą Hedwige, która znienacka zaczęła się dla mnie w Jerozolimie w 2018 roku, było podobnie jak w Paryżu z ciocią Anne. Choć ona sama nigdy nie napisała do mnie listu. Napisała jednak coś innego.

Coś, co czekało na mnie kilkadziesiąt lat…

Ja tej historii sama bym sobie na pewno nie wymyśliła. Mam nieodparte wrażenie, że to ona mnie znalazła i najpierw delikatnie, a potem z coraz większą gorliwością upominała się, bym odkrywała kolejne jej karty.

Przecież zatrzymałam się u karmelitanek w Hajfie, bo tylko chciałam odpocząć chwilę i uciszyć trochę swoje myśli, by rozeznawać dalszą drogę. Właśnie tam, na Górze Karmel, skąd Karmel wziął swój początek. Tutaj w grocie zamieszkiwał prorok Eliasz, tutaj podobno też zatrzymała się Maryja z Józefem i Jezusem, w drodze powrotnej z Egiptu. A ten klasztor jest pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny z Góry Karmel, nazywanej u nas Matką Boską Szkaplerzną. Już od kilku lat i ja też noszę ten szkaplerz.

Skąd mogłam wiedzieć, że trafię tam na siostrę Marie Joséphine, której wspomnę o nieznanej mi z imienia cioci, o której opowiadała mi kiedyś moja mama. A jedyne, co pamiętam, jest to, że była karmelitanką gdzieś w Ziemi Świętej. I że ona mi odpowie, że to mogła być Hedwige. Po polsku Jadwiga. Że była bardzo duchową kobietą, trochę, jakby żyła w innym wymiarze. I że była przełożoną w Karmelu Pater Noster, w Jerozolimie. Tym, w którym z takim ogromnym szlochem modliłam się rok wcześniej. Nie rozumiejąc, skąd te łzy…

Z Hajfy miałam ruszać na Szlak Jezusa. Nie planowałam przystanku w Karmelu w Nazarecie. A jednak właśnie tam zatrzymałam się na noc. Drzwi otworzyła mi siostra z w brązowych okularach i mocno krzaczastymi brwiami. Normalnie jest za klauzurą, a tylko tego dnia wyjątkowo zastępowała chorą siostrę kołową. Gdyby wcześniej s. Marie Joséphine nie pokazała mi filmu o Małej Arabce, nie rozpoznałabym, że to jest właśnie ta siostra, która tak pięknie opowiadała w tym dokumencie o palestyńskiej świętej. I pewno nie zaczęłabym serdecznej rozmowy, w której jakimś dziwnym trafem od razu wspomniałam, że moja ciocia Hedwige też była w Karmelu.

Do dzisiaj pamiętam, jak zbladła i popatrzyła na mnie jak na ducha.

– Hedwige Popiel to twoja ciocia?

A ja już wiem, że właśnie odnalazłam ślad mojej nieznanej cioci. Imienia nie pamiętałam,  ale Popiel to nazwisko mojej babci, a Hedwige była jej siostrą.

Z ogromnym wzruszeniem i radością patrzy na mnie, jak na dawno wyczekiwanego gościa, i mówi:

– To była święta siostra. Umarła na moich rękach… Mam jeszcze jej zdjęcie… Poczekaj, zaraz ci przyniosę.

.I wtedy widzę ją po raz pierwszy w życiu.

Potem kolejne karty tej nieprawdopodobnej historii zaczynają się przede mną otwierać, jakby tylko czekały, aż ktoś je odkryje. A kiedy już je odczytam, one jakby znowu czekały, abym odkryła je także przed światem. Na kartach tej książki…

Monika Górska

Fragment książki Zaufaj, Puść i Kochaj; wyd. Fabryka Opowieści, 2024r. [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 grudnia 2024