
Czy potrafimy zaplanować świat po pandemii?
Reakcje łańcuchowe zachodzące w gospodarce, geopolityce, klimacie i demografii kpią z grzecznych prognoz liniowych – pisze Parag KHANNA
Jedną z najbardziej fascynujących zalet niedawnej wystawy „2219: Futures Imagined” w singapurskim Muzeum ArtScience było to, że radykalny scenariusz przedstawiający Singapur jako Wenecję pełną wieżowców, z kanałami, wiszącymi ogrodami i uprawami wertykalnymi, wydaje się całkowicie prawdopodobny. Ale rok 2219 może równie dobrze okazać się rokiem 2119, a nawet wcześniejszym.
Często dostrzegam ten paradoks w ćwiczeniach z planowania scenariuszy. Dziesięć lat temu, kiedy doradzałem amerykańskiemu programowi National Intelligence Council’s Global Trends 2030, zespół przedstawił wizję przyszłości, w której urbanizacja, technologia i akumulacja kapitału stworzyły krajobraz miast, rządów federalnych, władz samorządowych i korporacyjnych łańcuchów dostaw konkurujących o wpływy w różnych enklawach i strefach prawnych. Moja odpowiedź wtedy była taka: to świat w 2013, a nie w 2030 roku.
Pandemia nauczyła nas przyspieszać akceptację „następnej normalności”: od pracy zdalnej po bańki podróżne. Autorski plan Singapuru „30 przed 30”, aby do 2030 roku wytwarzać 30 proc. konsumpcji ryb i warzyw w lokalnych uprawach akwaponicznych, został przesunięty na rok 2023.
Lekcje ze scenariuszy
.Należy pamiętać o dwóch lekcjach z niezliczonych ćwiczeń scenariuszowych.
Po pierwsze, musimy być pomysłowi. Historia przyspiesza. Technologie od sztucznej inteligencji po terapię genową rozwijają się znacznie szybciej, niż nam się kiedyś wydawało, i zderzają się wzajemnie w nowatorski i nieoczekiwany sposób.
Po drugie, musimy pogodzić się ze złożonością. Reakcje łańcuchowe zachodzące w gospodarce, geopolityce, klimacie i demografii kpią z grzecznych prognoz liniowych. Dwie dekady temu, kiedy Stany Zjednoczone zaatakowały Afganistan i Irak, eksperci szybko ogłosili ekspansję zasięgu amerykańskiego „hipermocarstwa”. A jednak teraz, niemalże 20 lat później, jesteśmy w samym centrum spektakularnej delegitymizacji systemu anglo-amerykańskiego.
Tymczasem Europa, którą nawet zachodni analitycy uznali za geopolityczne muzeum, przystąpiła do paktu fiskalnego, aby zrównoważyć swoją unię walutową. Handluje więcej z Azją niż ze Stanami Zjednoczonymi i przewodzi światu w inwestycjach odpornych na zmiany klimatu. Bo holistyczne podejście do mierzenia siły i wpływów to coś więcej niż tylko prężenie aktywów militarnych.
Podobnie w ostatnich latach komentatorzy zbyt szybko zauważyli, że chińska inicjatywa „Belt and Road Initiative” (BRI) zwiastowała nieuchronny powrót w całej Azji systemu hierarchii z czasów dynastii Ming. Ale wskrzeszenie chińskiej wersji British East India Company (kolejna powszechna analogia dla BRI) nie powiodło się. Silny sprzeciw krajów regionu zdążył osłabić zdolność Chin do wymuszania czegokolwiek na swoich sojusznikach. Największe potęgi, takie jak USA, Japonia, Australia i Europa, stworzyły znaczące bariery dla chińskich inwestycji, jednocześnie domagając się wzajemności w dostępach do rynków. Utworzyły koalicję marynarek wojennych „Quad”, która ma na celu utrzymanie swobodnego i otwartego regionu Indo-Pacyfiku, a także współpracują ze słabszymi państwami, oferując alternatywne linie kredytowe celem osłabienia chińskiej dyplomacji w stylu „pułapki zadłużenia”.
Oba przypadki są ucieleśnieniem złożoności geopolitycznej: reakcja na działania jednego mocarstwa okazuje się bardziej zdecydowana niż pierwotne działania tego mocarstwa. Lekcje, które zajęły Brytyjczykom prawie 300 lat, Chiny przyswajają w ciągu zaledwie trzech. Chiny określiły, jakie miejsce chcą zajmować w 2049 roku. Historia będzie miała własne zdanie w tej sprawie.
Historia kołem się nie toczy
.Przewidywanie przyszłości choćby dla Azji za pomocą projekcji liniowych jest niebezpieczne, podobnie jak używanie statycznych analogii i przestarzałych teorii. Historia krajów Zachodu uczy nas, że jednobiegunowe porządki są bardziej stabilne, ale cztery tysiąclecia Azji to historia niemalże wyłącznie wielobiegunowa, z różnorodnymi i rozproszonymi cywilizacjami skupiającymi się raczej na relacjach handlowych i wymianie kulturowej niż na konflikcie.
Najnowszą potęgą łamiącą ten stan rzeczy była dwudziestowieczna Japonia, z czego Chiny doskonale zdają sobie sprawę. W istocie, mając więcej sąsiadów niż jakikolwiek inny kraj na świecie, Chiny są zdecydowanie głębiej uwikłane w całym regionie i wiedzą, że nie mogą wygrać wojny na 14 frontach.
Ekstremalne scenariusze dobrze się sprzedają: hegemonia USA 2.0, Chiny podbijają świat, nowa zimna wojna, trzecia wojna światowa. Do wyboru, do koloru. Ale jeśli historia świata stanowi jakąkolwiek wskazówkę, lepiej byłoby, gdybyśmy wynieśli naukę z precedensów w bogatej przeszłości Azji, jednocześnie czerpiąc z zaburzających zastany porządek elementów nadchodzących z przyszłości.
Ponieważ świat bardziej skłania się ku układom regionalnym niż globalizacji bez wewnętrznych tarć, należy wrócić pamięcią do świata przedkolonialnego, a mianowicie do XV- i XVI-wiecznego systemu afro-euroazjatyckiego, który obejmował zasięgiem cały Ocean Indyjski.
Dzisiaj, po raz kolejny, region Oceanu Indyjskiego stanowi środek ciężkości w światowym handlu, łącząc w coraz bardziej płynnym środowisku wysoce komplementarne regiony od wybrzeży Afryki Wschodniej po Azję. Uzupełnieniem tego jest odrodzenie innego reliktu czasów przedkolonialnych: „jedwabnych szlaków” rozciągających się od Półwyspu Arabskiego po Daleki Wschód.
Wskrzeszenie tego transregionalnego łącznika ma o wiele więcej wspólnego z upadkiem Związku Radzieckiego trzy dekady temu niż ze wzrostem znaczenia Chin, dlatego możemy oczekiwać, że jedwabne szlaki będą rozwijać się we wszystkich kierunkach, niezależnie od wpływu Chin na Azję.
Zmienne na przyszłość
.Teraz wkomponujmy kilka bezprecedensowych zmiennych w naszą konstrukcję.
Po pierwsze, dane demograficzne. Świat nie zmierza w kierunku szalejącego przeludnienia, jakiego obawiano się dwie dekady temu, ale raczej w kierunku poziomu plateau liczącego być może nie więcej niż dziewięć miliardów ludzi – po czym nastąpi dość gwałtowny spadek liczebności światowej populacji. Chiny, Japonia, Korea Południowa, Singapur i inne kraje azjatyckie starzeją się w zastraszającym tempie i spadły poniżej poziomu dzietności zastępczej. Ich zapotrzebowanie na import zagranicznej siły roboczej jest zauważalny zwłaszcza w Japonii, która stanowi obecnie dom dla prawie trzech milionów cudzoziemców, w tym legionów młodych Wietnamczyków i Hindusów. Kraj najmniej znany z przyjmowania osób z zewnątrz przeobraził się w magnes przyciągający imigrantów.
Również Chiny mają bardzo ostrożne podejście do imigrantów, choć sprowadzają do siebie w dużej mierze mieszkańców krajów południowo-wschodniej Azji, aby uzupełnić niedobory siły roboczej. Jesteśmy świadkami nowej ery masowej migracji z młodych do starych społeczeństw azjatyckich, wzmacniającej integracyjny tygiel tego regionu.
Kolejnym czynnikiem napędzającym te zawirowania demograficzne są zmiany klimatu.
Szacuje się, że 10 milionów Indonezyjczyków pracujących w Malezji już teraz stanowi największą społeczność transgraniczną w regionie. Co się stanie, gdy podnoszący się poziom mórz pochłonie wybrzeża Indonezji, susze doprowadzą rolnictwo do upadku, a upały pochłoną jej ludność?
Żadne miejsce nie jest odporne na skutki zmian klimatycznych, ale modele Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu są korzystniejsze dla północnej Malezji, Myanmaru, Japonii i Mongolii niż dla okołorównikowych szerokości geograficznych. Nie powinniśmy być zatem zaskoczeni, gdy dziesiątki milionów mieszkańców Bangladeszu za kilkadziesiąt lat przeniosą się na północ Myanmaru, a być może setki milionów Chińczyków na Syberię.
Dzisiejsze przełomy technologiczne bardziej pasują do świata ludzi mobilnych. Przechodzimy od uzależnienia od ciężkiej i zanieczyszczającej energii opartej na spalaniu paliw kopalnych do bardziej lokalnych zasobów odnawialnych i alternatywnych, takich jak wiatr i słońce. Na orbicie krążą tysiące satelitów, a przenośne stacje bazowe 5G można postawić w dowolnym miejscu. Dużą część siły roboczej stanowią pracownicy zdalni. W Azji i na całym świecie nadal mogą występować napięcia. Interwencje zbrojne i grabieże ziemi mogą stanowić nową geopolitykę terytorialną. Dostęp do oaz klimatycznych może być ograniczony, podczas gdy inni będą skazani na życie w warunkach neośredniowiecznych. Terapie biologiczne i inne zabiegi medyczne mogą jedynie pogłębić nierówności – zarówno te ekonomiczne, jak i genetyczne.
.Globalny system ewoluuje tak samo jak ludzkość, nie w oparciu o wielki projekt czy przypadek, ale poprzez adaptację do zmieniającej się rzeczywistości. Im szybciej reagujemy na gnający do przodu świat, tym większe są nasze szanse na kształtowanie przyszłości z korzyścią dla nas.
Parag Khanna
Tekst opublikowany w nr 26 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].