Prof. Chantal DELSOL: Jak inni mają kochać Zachód, skoro on sam siebie już nie kocha?

Jak inni mają kochać Zachód, skoro on sam siebie już nie kocha?

Photo of Prof. Chantal DELSOL

Prof. Chantal DELSOL

Historyk idei, filozof polityki. Założycielka Instytutu Badań im.Hannah Arendt. Szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée. Publicystka "Le Figaro". Określa się jako liberalna neokonserwatystka. Najnowsza jej książka to "La haine du monde: Totalitarismes et postmodernité".

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Stary Kontynent – osłabiany od wewnątrz przez instytucje europejskie, zamiast odpierać ataki z zewnątrz – nie jest najlepiej przygotowany do odpowiedzi na geopolityczne wyzwania chwili – pisze prof. Chantal DELSOL

.Na przełomie XX i XXI wieku rozpoczął się na świecie proces odrzucenia kultury zachodniej. To zjawisko odwrotne do tego, które nastąpiło po podboju przez Zachód w XVI stuleciu dużej części zamieszkanych ziem naszej planety, a mianowicie fascynacji jego kulturą i pragnieniem upodobnienia się do niego we wszystkim.

Przez wieki wszelkie idee modernizacyjne tych obcych kultur jeśli nie całkowicie, to przynajmniej w części sprowadzały się do przyjęcia modelu zachodniego. Przykładów jest mnóstwo, równie wiele, jak kultur na świecie.

Tymczasem z końcem XX wieku pojawił się nurt odrzucenia Zachodu i jego zasad, nieprzestający przybierać na sile. Przywołajmy choćby rosyjskiego socjologa i filozofa Aleksandra Zinowjewa i jego teorię okcydentyzmu, w myśl której prawa człowieka są przejawem zachodniej ideologii podboju. Przykład Putina uzmysławia nam, jak silny jest w Rosji nawrót nurtów słowianofilskich („prawosławie, autokracja, nacjonalizm”), które od czasów rewolucji bolszewickiej służą podsycaniu wojny z kulturą zachodnią. Podobne reakcje widzimy w Chinach – oficjalny państwowy tekst z 2013 roku, zwany Dokumentem nr 9, mówi o bezlitosnej wojnie kulturowej, którą należy wypowiedzieć indywidualistycznemu i dekadenckiemu Zachodowi. Nie zapominajmy również o krajach muzułmańskich, które co prawda nie są jednomyślne w ocenie kultury zachodniej, ale coraz bardziej idą w kierunku jej odrzucenia, by nie powiedzieć – nienawiści do niej.

Wszystkie te postawy są przejawem resentymentu wobec kolonizacji, historycznych zdobyczy Zachodu, poniżeń (to ostatnie wytykają choćby Chiny), ale dostrzec w tym zjawisku można także znak upadku duchowego Zachodu, przenikniętego poczuciem winy, wstydzącego się samego siebie, porzucającego wszelką nadzieję.

Jak inni mają kochać Zachód, skoro on sam siebie już nie kocha? Ten kryzys ducha zachodniego ma głębokie i mocno osadzone w historii przyczyny. Jest on wypadkową zarówno straszliwej depresji, jaką wywołały zdarzenia z XX wieku, jak i zapaści chrześcijaństwa, które dotąd sprawowało rząd dusz i umysłów (można wręcz mówić o końcu świata chrześcijańskiego). Również swoją rolę w tym procesie odegrało pojawienie się wraz z postnowoczesnością rozmaitych odmian nowej „moralności czystości”, tak nieodległej od jej wcześniejszych, utopijnych wcieleń. To wszystko przeorało mentalność ludzi. Jest więc wysoce prawdopodobne, że osłabiony tym sposobem Zachód nie będzie w stanie odpierać stawianych mu zarzutów – tym bardziej że on sam nie chce się bronić czy wręcz, kajając się, sam sobie owe zarzuty stawia…

Równocześnie Stary Kontynent mierzy się z zagrożeniem od wewnątrz. Jego przejawem jest choćby nieprzestrzeganie wcześniej ustalonych wspólnych zasad, co instytucjom unijnym zarzuca wiele państw członkowskich. Nie wolno zapominać, że cała nasza filozofia polityczna zasadza się na pojęciu autonomii osobistej – i to właśnie na bazie tego wierzenia (gdyż mamy tu do czynienia z wierzeniem, wpierw religijnym, a następnie rewolucyjnym) zbudowane zostały nasze demokracje.

Europa w swojej niesamowitej różnorodności historycznej jest przeniknięta zasadą pomocniczości, która na piedestale stawia właśnie autonomię osób i grup. Tymczasem obecne struktury instytucji europejskiej zostały w całości przejęte przez nurt technokratyczny. Unia Europejska, odrzucając zasadę pomocniczości, pozwala sobie w imieniu i zamiast krajów członkowskich podejmować decyzje, które te kraje mogłyby i powinny podejmować same (w takich obszarach, jak edukacja, zdrowie, imigracja etc.). Ten model rządzenia byłby uzasadniony z punktu widzenia platońskiego („tylko ten może rządzić, kto wie”) czy wręcz chińskiego („rządzący jest ojcem i matką ludu”), ale z punktu widzenia europejskiego jest on trudną do zaakceptowania ingerencją. To właśnie tłumaczy brexit i rozwój w Europie nurtów i rządów illiberalnych, które dążą do odzyskania przez kraje członkowskie władzy nad sprawami życia codziennego.

.Tak oto Stary Kontynent – osłabiany od wewnątrz przez instytucje europejskie, które mają za nic jego fundamentalne wierzenia (autonomię osób i grup), oraz uporczywym poczuciem winy, które sprawia, że zaczyna wątpić w siebie samego, zamiast odpierać ataki z zewnątrz – nie jest najlepiej przygotowany do odpowiedzi na geopolityczne wyzwania chwili. Można mieć jedynie nadzieję, że – jak mówił Hölderlin – „tam, gdzie jest niebezpieczeństwo, wzrasta także to, co ocala”… Pierwszym tego przejawem jest reakcja Zachodu na rosyjską napaść na Ukrainę. Wobec zagrożenia militarnego i kulturowego ideologia pacyfistyczna trafiła do lamusa podobnych szaleństw, a Unia zapowiedziała wdrożenie reform. Oby to był dobry omen na przyszłość.

Chantal Delsol
Tekst ukazał się w nr 56 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 października 2023