Thomas DAVENPORT OP: Ewolucja. Wizja uszczęśliwiająca

Ewolucja. Wizja uszczęśliwiająca

Photo of Thomas DAVENPORT OP

Thomas DAVENPORT OP

Studiował fizykę w California Institute of Technology, a następnie uzyskał doktorat z fizyki na Uniwersytecie Stanforda. Autor ksiązek na temat relacji wiary i rozumu, dominikanin.

Oto lutnik, który potrafi przemienić drewno w skrzypce. Drewno samo w sobie nie jest nakierowane na tworzenie muzyki, lecz w rękach lutnika i doświadczonego skrzypka potrafi uczynić znacznie więcej, niżby było w stanie uczynić mocą własnej natury. Co więcej, z perspektywy lutnika prawdziwym „celem” świerka jest mistrzowskie wykonanie partii skrzypiec lub altówek w symfonii Beethovena, aczkolwiek tego celu nie da się wykryć żadną naukową metodą – pisze Thomas DAVENPORT OP

Jedną z przyczyn dyskomfortu odczuwanego przez wielu chrześcijan konfrontowanych z ideą ewolucji człowieka jest to, że koncepcja ta zdaje się sugerować, iż nasza obecność na Ziemi to czysty przypadek i nie wiadomo, co wyłoni się z naszego gatunku za kilka milionów lat. Do odpowiedzi na pytanie, dlaczego gatunek ludzki ewoluował, można podejść na wiele sposobów, ja jednak chciałbym skupić się nie na przyczynie, lecz na celu ewolucji. Mówiąc konkretniej, chciałbym zadać dwa pytania: Czy dla ewolucji jest przewidziany jakiś kres? Czy proces ewolucyjny ma jakiś ukryty cel?

Próbując dociec, jaki jest cel ewolucji, musimy najpierw się zapytać, czy w przeszłości ewolucja osiągała już czasami swój kres. W przypadku każdej rośliny i każdego zwierzęcia obserwowanych w przyrodzie odpowiedź na to pytanie będzie częściowo twierdząca. Ewolucja zaowocowała pojawieniem się populacji organizmów w dużej mierze dostosowanych do środowiska, w którym żyją. Ta odpowiedź ma sens oczywiście przy założeniu stabilności takich środowisk, co nas prowadzi do negatywnej składowej odpowiedzi na nasze pytanie, ponieważ każda populacja organizmów, która znajdzie się w nowym środowisku, będzie miała zacząć się do niego dostosowywać, jeśli ma w ogóle przetrwać.

Z tego płynie wniosek, że ewolucja, podobnie jak wiele innych procesów w przyrodzie, nie ma wyraźnie określonego punktu końcowego. Jej działanie zależy od wielu czynników. Siła grawitacji może sprawić, że jakiś głaz zatrzyma się na krawędzi klifu, niemniej jakiś dodatkowy czynnik: wiatr, trzęsienie ziemi, działanie człowieka, sprawią, iż głaz zacznie spadać, dopóki grawitacja nie znajdzie dla niego nowego miejsca spoczynku.

Jeśli zatem chcielibyśmy twierdzić, że w ewolucję wpisany jest jakiś kres, musiałaby ona doprowadzić całe życie na naszej planecie do tego samego stanu odpoczynku, co jednak – jeśli brać pod uwagę różnorodność form życia – wydaje się mało prawdopodobne. 

Nawet jeśli w ewolucję nie jest wpisany jakiś ostateczny kres, nadal możemy pytać się o konkretne stany spoczynku poszczególnych procesów ewolucyjnych, których jesteśmy świadkami. Moglibyśmy zwłaszcza zapytać, czy gatunek ludzki wciąż jeszcze ewoluuje.

To trudna i gorąco dyskutowana kwestia. Na przykład wiele różnic obserwowanych między różnymi kulturami, takich jak kolor skóry, nietolerancja laktozy lub zdolność do oddychania na dużych wysokościach, zostało powiązanych z konkretnymi populacjami ludzi osiadłych w konkretnych miejscach na ziemi związanych z takimi, a nie innymi wymogami środowiska. Ponadto mamy mocne dowody na stosunkowo świeże formy adaptacji ludzi przejawiające się odpornością genetyczną na różne choroby. 

Nie ma wątpliwości, że cały czas mamy do czynienia z ewolucją na małą skalę widoczną w procesie adaptacji naszego gatunku do tego, by zwiększyć szanse przetrwania w jakimś konkretnym środowisku. Niemniej brak dowodów na to, by jakakolwiek grupa stanowiąca część naszej populacji oddzielała się od innych ludzi zamieszkujących planetę w taki sposób, by miał się wyłonić z nich nowy gatunek mający zastąpić człowieka.

Niektórzy badacze twierdzą, że zdolność ludzi do modyfikacji własnego środowiska – na przykład wynalezienie rolnictwa – a także to, że grupy ludzkie nie żyją już w izolacji jak dawniej, spowolniły procesy ewolucyjne, które w innym wypadku mogłyby teoretycznie doprowadzić do wyłonienia się kilku nowych gatunków w miejsce obecnego człowieka. Czy możemy wyobrazić sobie scenariusz, w którym nie będziemy w stanie zapanować w dostatecznym stopniu nad naszym środowiskiem życiowym i w rezultacie nie powstrzymamy procesu różnicowania się naszej populacji i przeobrażania się ludzi w nowe gatunki? Całkiem możliwe, lecz w chwili obecnej taki scenariusz należy całkowicie do świata science fiction.

Jeśli zatem ewolucja nie ma kresu i punktu końcowego, czy można powiedzieć, że ma swój cel, ku któremu zmierza? Rzecz jasna, skoro nie ma absolutnego kresu, o czym była mowa przed chwilą, nie może być także absolutnego celu tego procesu zmiany i adaptacji, lecz jedynie względne punkty końcowe i względne cele obejmujące przystosowanie konkretnej populacji do konkretnego środowiska w konkretnym czasie. Takim względnym i – jak się wydaje – w miarę stabilnym punktem końcowym ewolucji jest właśnie ewolucja naszego gatunku zdolnego zapanować bez reszty nad swoim środowiskiem i modyfikować je dla własnej korzyści i dla własnego przetrwania.

Odpowiedź nauki na pytanie o cel ewolucji to nie jedyna możliwa odpowiedź dostępna dla wiary i rozumu. Ewolucja, jak wszystkie procesy w przyrodzie, jest narzędziem działania Boga będącego jej przyczyną i podtrzymującego ją w działaniu mocą swej opatrzności. Podobnie jak wszystkie inne narzędzia, także mechanizm ewolucyjny może zostać nakierowany na inny cel niż ten, który byłby dla niej dostępny jedynie na mocy jej własnej natury.

Weźmy za przykład lutnika, który potrafi przemienić drewno w skrzypce. Drewno samo w sobie nie jest nakierowane na tworzenie muzyki, lecz w rękach lutnika i doświadczonego skrzypka potrafi uczynić znacznie więcej, niżby było w stanie uczynić mocą własnej natury. Co więcej, z perspektywy lutnika prawdziwym „celem” świerka jest mistrzowskie wykonanie partii skrzypiec lub altówek w symfonii Beethovena, aczkolwiek tego celu nie da się wykryć żadną naukową metodą.

Patrząc z perspektywy teologicznej, możemy powiedzieć, że ewolucja była trwającym trzy i pół miliarda lat procesem kierowanym przez Boga mającym udoskonalić materię żywą i uzdolnić ją do przyjęcia ludzkiej duszy.

Ewolucja nie jest wewnętrznie i ze swej natury nakierowana na to, by na pewnym jej etapie pojawiło się zwierzę zdatne do tego, by jego formą stała się nieśmiertelna dusza – coś takiego jednak stało się za sprawą opatrznościowej i kierującej wszystkim ręki Boga, mistrzowskiego Stwórcy. Biorąc pod uwagę to, że Bóg wykorzystał ewolucję do stworzenia ciała człowieka, możemy zapytać, czy ten konkretny cel Bożego planu jest celem absolutnym czy też jedynie etapem pośrednim na drodze do czegoś innego. Także i tym razem odpowiedź na to pytanie brzmi: „tak i nie”. 

Jezus Chrystus przez wcielenie przyjął naszą ludzką naturę, by nas zbawić. Nasza natura została zbawiona, bo Chrystus przyjął ją w całości. Grzegorz z Nazjanzu w jednym z listów tak wyjaśnia tę katolicką intuicję: „Co bowiem nie zostało przybrane [tzn. ciało ludzkie przez Chrystusa], nie jest uleczone; co zjednoczone jest z Bogiem, to doznaje zbawienia”.

Gdyby jakaś część ludzkiej populacji przeobraziła się na drodze ewolucji w nowy gatunek posiadający nową naturę, nie jest jasne, jak takie jednostki mogłyby mieć udział w zbawieniu, które wysłużył nam Chrystus. Wydaje się zatem nieprawdopodobne, by Bóg pozwolił ewolucji na stworzenie gatunku, który miałby pojawić się po człowieku, niezdolnego do osiągnięcia szczęścia wiecznego właśnie dlatego, że z powodu swej odmiennej natury byłby oddzielony od człowieczeństwa Chrystusa. Z tego wynikałoby, że w Bożym planie dotyczącym historii celem ewolucji jest, jak się wydaje, pojawienie się człowieka. Święty Tomasz z Akwinu nie wiedział niczego o ewolucji ani nie mógł niczego spekulować na temat jej możliwego celu, niemniej zastanawiał się nad celem innych procesów w przyrodzie, włączając w to na pozór wiecznotrwały ruch ciał niebieskich. W odniesieniu do tego twierdzi, iż „uważamy zatem, że celem ruchu nieba jest dopełnienie liczby wybranych. […] Celem ruchu nieba jest określona liczba dusz rozumnych. A zatem po jej osiągnięciu ruch nieba ustanie”.

Możemy razem ze św. Tomaszem postrzegać ewolucję jako ukierunkowaną nie tylko na populację człowieka w tym świecie, lecz także populację człowieka, gdy nastąpi – jak wyznajemy w Credo – wskrzeszenie umarłych i życie wieczne w przyszłym świecie. To nowe życie zapoczątkowane przez uczestnictwo w wewnętrznym życiu Trójjedynego Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem – czyli wizja uszczęśliwiająca – i dopełnione, gdy nasze ciała zostaną wskrzeszone z martwych, gdy nastaną nowe niebo i nowa ziemia, nie będzie wynikiem ewolucji, lecz zbawienia, które zdobył dla nas Jezus Chrystus – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek.

Thomas Davenport OP
Tekst pochodzi z książki “Ewolucja w świetle wiary”, która ukazała się nakładem wydawnictwa w Drodze.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 grudnia 2019