
Młodzi ludzie są zmęczeni pseudostudiowaniem
Młodzi ludzie są zmęczeni pseudostudiowaniem, ponieważ nie mogą skupić się na studiach w stu procentach, rozdrabniając się w kilku miejscach pracy jednocześnie.
.W teorii studia mają być czasem rozwoju, poszukiwania pasji i przygotowania do dorosłego życia. W praktyce coraz częściej przypominają maraton przetrwania emocjonalnego, fizycznego i finansowego. Wielu studentów w Polsce nie ma luksusu skupienia się tylko na nauce. Stypendia są niskie, wynajem pokoju w większym mieście kosztuje więcej niż całe ich miesięczne koszty jedzenia i opłat stałych, a ceny rosną szybciej niż perspektywy. Dlatego młodzi coraz częściej studiują i jednocześnie pracują na dwóch, a nawet trzech etatach. A potem się dziwimy, że są wypaleni przed trzydziestką.
Zacznijmy od podstaw. Stypendia socjalne czy naukowe to dziś często żart. Nawet jeśli student dostaje maksymalne świadczenie, 800–1000 zł, to i tak nie wystarcza ono na wynajem pokoju, jedzenie i bilet miesięczny. Oczywiście to nie wszystkie koszty. Trzeba jeszcze kupić książki, zapłacić za internet, może czasem pójść do lekarza albo kupić leki. W efekcie młodzi ludzie muszą dorabiać. I to nie dla własnej przyjemności, ale żeby po prostu przeżyć.
Połączenie studiów dziennych z pracą to już norma. Ale kiedy jedna praca nie wystarcza, dochodzą kolejne. Kawa rano w sieciówce, potem zajęcia na uczelni, wieczorem dostawy jedzenia, a w weekendy sprzedaż na evencie albo zmiana w sklepie. Może to brzmieć przesadnie, ale to jednak codzienność tysięcy młodych ludzi. Brakuje snu, brakuje czasu na naukę, na odpoczynek nie ma w ogóle miejsca. Pojawia się stres, frustracja, a potem wypalenie.
Sam podczas studiów byłem osobą, która na koniec roku otrzymywała na maila od 5–6 PIT-ów z regularnych comiesięcznych prac. Pracowałem i nadal pracuję 7 dni w tygodniu, lecz obecnie okres aktywnego studiowania mam za sobą i pamiętam, że studia był to jedynie przerywnik pomiędzy innymi pracami. Nie traktowało się studiów w stu procentach poważnie z powodu natłoku obowiązków i chciało się jedynie prześlizgnąć pomiędzy przedmiotami, choć była ochota na rozwój w dziedzinie informatyki, aby dogłębnie poznać przedmioty, które w przyszłości będę chciał wykorzystywać na etacie.
Wielu ludzi na dobrych publicznych kierunkach ma ochotę do pracy. Są to często ludzie ambitni i pracowici, ale za szybko są rzucani na głęboką wodę bez stopniowego wdrażania ich do dorosłego życia. Problem w tym, że system zmusza ich do wyboru: albo studiujesz i żyjesz na granicy ubóstwa, albo pracujesz i nie masz czasu na porządne studiowanie. Uczelnie często nie idą im na rękę, ponieważ zajęcia są rozbite po całym dniu, brak elastyczności, niektóre kierunki nie przewidują trybu niestacjonarnego. Pracodawcy z kolei oczekują dyspozycyjności, doświadczenia i „zaangażowania”, ale niekoniecznie płacą godnie. Trudno tu mówić o równowadze.
Kiedy młodzi ludzie kończą studia, wielu czuje się już zmęczonych. Nie mają tej iskry, którą powinni mieć na starcie zawodowej drogi. Wypalenie, które kiedyś było problemem menedżerów po czterdziestce, dziś dotyka dwudziestokilkulatków. Młodzi rezygnują z ambicji, bo już na początku widzą, że gra jest ustawiona. Widzą, że system, który miał im pomóc, przytłacza ich.
To nie jest problem jednostkowy, lecz systemowe zaniedbanie. Potrzebujemy realnego wsparcia dla studentów: wyższych stypendiów, elastycznych form studiowania, uczelni otwartych na potrzeby pracujących. Potrzebujemy rynku pracy, który nie będzie żerował na młodych, tylko da im szansę, aby mogli się rozwijać. Młodzi nie chcą luksusu. Chcą tylko możliwości uczciwego startu.
.Trzeba również powiedzieć o tym, że wiele kierunków studiów jest obecnie mało wartościowych. Studenci idą na kierunki bez większej przyszłości, często dryfując między kierunkami, przez co okres studiowania im się wydłuża.
