
Szkoła fabryką osób niezadających pytań
W teorii szkoła ma być drzwiami, które wprowadzają nas do dorosłości. W praktyce często jest miejscem ograniczającym kreatywność.
.Szkoła uczy schematów, nie elastyczności. Regułek, nie myślenia. Posłuszeństwa, nie samodzielności. Polska edukacja, od liceum po studia, wciąż bardziej przypomina linię produkcyjną niż przestrzeń rozwoju. I to kosztuje nas więcej, niż się wydaje.
W polskim liceum nie chodzi o zrozumienie świata, tylko o to, żeby zmieścić się w kluczu. Każde pytanie ma jedną „właściwą” odpowiedź, każda praca ma być zgodna z oczekiwaniem nauczyciela. Kreatywność jest ograniczona do formatu. Krytyczne myślenie niekiedy wręcz przeszkadza, przez co lepiej nie wychylać się z własną opinią, bo to nie „punktuje”.
Zamiast uczyć się, jak się uczyć, uczniowie są zmuszeni do zapamiętywania ogromnych ilości informacji, które rzadko mają jakiekolwiek praktyczne zastosowanie. Wkuwają już kultową „budowę pantofelka”, epoki literackie, daty bitew. Tymczasem nikt nie mówi im, jak napisać CV, jak rozpoznać manipulację, jak się odnaleźć w stresującej sytuacji.
Największą bolączką szkoły średniej jest jej hermetyczność wobec rzeczywistości. System ignoruje tempo zmian we współczesnym świecie. Kompetencje cyfrowe, współpraca w zespole, zarządzanie czasem czy projektami – to wszystko albo się pomija, albo traktuje jako nieistotny dodatek. W efekcie młody człowiek wychodzi ze szkoły z głową pełną dat i definicji, ale bez umiejętności, które naprawdę są potrzebne w dorosłym życiu.
A do tego dochodzi jeszcze presja. Testy, rankingi, oceny, rywalizacja. Szkoła uczy, że wartość człowieka to liczba punktów na świadectwie. To prowadzi do wypalenia, niskiej samooceny i lęku przed porażką. Nikt nie uczy, że błędy są naturalną częścią nauki. Wręcz przeciwnie, błędy się piętnuje, co w psychice młodego człowieka zostaje na długo w jego podświadomości.
Wydawałoby się, że studia to oddech po dusznej szkole. Ludzie wyobrażają sobie studia jako moment, kiedy młody człowiek może wreszcie wybierać, rozwijać zainteresowania, myśleć samodzielnie. Niestety, w praktyce system akademicki często powiela błędy szkolnictwa średniego, tylko w bardziej zawoalowanej formie.
Choć na uczelniach mówi się o „wolności akademickiej”, studenci wciąż są wtłaczani w sztywne programy, prowadzone według schematów sprzed dekad. Wiele kierunków oferuje wiedzę teoretyczną, kompletnie oderwaną od praktyki. Projekty grupowe to fikcja, bo i tak każdy pracuje sam. Zajęcia z „kompetencji miękkich” to raczej wyjątek niż norma.
Co gorsza, system promuje bierność. Wielu studentów zdaje egzaminy, zapominając materiał następnego dnia. Uczy się, żeby zaliczyć, a nie po to, żeby zrozumieć. A przecież świat pracy wymaga dziś zupełnie innych kompetencji: elastyczności, szybkiego uczenia się, komunikatywności, współpracy międzydyscyplinarnej.
Tymczasem uczelnie rzadko wspierają rozwój tych umiejętności. Nie uczą, jak budować relacje zawodowe, jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej, jak prowadzić negocjacje. Zamiast kształcić liderów, kształcą pasywnych specjalistów od teorii. Nawet staże i praktyki często są jedynie formalnością, rzadko mają realną wartość rozwojową.
Nie bez powodu wielu studentów po roku lub dwóch decyduje się na zmianę kierunku. Nie jest to kaprys ani brak ambicji, ale desperacka próba znalezienia czegoś, co wreszcie będzie miało sens. Młodzi ludzie często zaczynają studia z nadzieją, że w końcu nauka stanie się ciekawa, praktyczna i życiowa. Przenoszą się na inne kierunki, licząc, że „tam będzie lepiej”. Niestety, w większości przypadków rozczarowanie wraca jak bumerang. System jest wszędzie podobny: teoria, zaliczenia, samotność. Nikt nie pomaga odkryć, co naprawdę ich interesuje. Nikt nie uczy, jak szukać swojej drogi, jak rozpoznawać własne mocne strony i przekuwać je w działanie. Zmiana kierunku nie rozwiązuje problemu – tylko go odsłania. I dla wielu oznacza to kolejne stracone lata.
Nie chodzi o to, żeby szkoła i studia całkiem zrezygnowały z wiedzy teoretycznej. Chodzi o proporcje. O to, by teoria była punktem wyjścia, a nie celem samym w sobie. Potrzebujemy edukacji, która nie tylko przekazuje informacje, ale też uczy, jak z nich korzystać. Która rozwija nie tylko intelekt, ale też charakter.
Trzeba przestać traktować uczniów i studentów jak maszynki do testów. To są młodzi ludzie z emocjami, ambicjami, pytaniami. Zamiast ich ograniczać, szkoła powinna pomagać im się rozwijać. Dawać przestrzeń na błędy, uczyć odpowiedzialności, wspierać w samodzielności.
.W dorosłym świecie nie liczy się to, kto zna definicję porównania homeryckiego. Liczy się to, kto potrafi rozwiązać problem, wyciągnąć wnioski, porozumieć się z drugim człowiekiem. A tego, niestety, polskie szkoły i uczelnie wciąż uczą zbyt mało.
