Czy wojna Putina z Ukrainą uczyni Unię silniejszą?
Jedność UE nie jest ani kompletna, ani lekiem na wszystko, natomiast postęp w kwestii obronności, choć jest zjawiskiem pozytywnym, nadal dopiero nabiera kształtów – piszą Daniel GROS i Zachary PAIKIN
.Ze względu na to, że UE była przed wojną wykluczona z dyplomatycznych działań na wysokim szczeblu, rosyjska agresja rzekomo wzmocniła Unię, zwiększając jedność między państwami członkowskimi i motywując je, by potraktowały poważniej kwestie bezpieczeństwa i obronności. Narracja ta jest jednak tylko częściowo prawdziwa. Pomija ona bowiem trzecią i prawdopodobnie równie ważną kwestię, a mianowicie (przynajmniej tymczasowy) wzrost wpływów wschodnich członków UE.
Wojna Putina bez wątpienia umocowała opinię elit UE na osi antyrosyjskiej. Dni, gdy mnóstwo europejskich głosów podkreślało potrzebę zrozumienia deklarowanych przez Rosję obaw o bezpieczeństwo i odnoszenia się do tych obaw ze strategiczną empatią, mają nikłe szanse na powrót w najbliższej przyszłości. Bezprecedensowy poziom zastosowanych sankcji jest z pewnością znamienny, choć w tej kwestii widoczne są już zachwiania wspólnego frontu. Niemniej jednak identyfikowanie wspólnych zagrożeń oraz zdecydowane reagowanie na sytuacje kryzysowe nie są tym samym co pielęgnowanie wspólnego rozumienia interesów europejskich czy rozwijanie szerszej strategii UE.
Obiekcje niektórych państw członkowskich wobec ostrzejszych sankcji energetycznych, zaprezentowane podczas ostatniego specjalnego posiedzenia Rady Europejskiej, są bardziej polityczne niż ekonomiczne. Rosja próbuje sprzedawać swoją ropę naftową i gaz po cenach obowiązujących na rynku światowym: wbrew powszechnemu przekonaniu rosyjska energia jest niewiele tańsza od energii importowanej od innych dostawców. Co więcej, na zintegrowanym rynku UE nie powinno mieć znaczenia, skąd dany kraj uzyskuje energię, ponieważ każdy z członków powinien móc polegać na dostawach od swoich partnerów. Powoływanie się Węgier na szczególne okoliczności jest zatem obiektywnie trudne do zrozumienia i odkrywa więcej głęboko zakorzenionych podziałów między państwami Unii Europejskiej niż chwilowa rozbieżność interesów.
Jedność nie zastąpi też konkretnej odpowiedzi na pytanie, co zrobić z pozycją Rosji w Europie – pytanie, które pozostanie istotne nawet w przypadku stanowczego zwycięstwa militarnego Ukrainy. Po zakończeniu zimnej wojny członkiem europejskiej rodziny mogło zostać demokratyczne, liberalne państwo narodowe funkcjonujące na zasadach gospodarki rynkowej. Obecnie Rosja nie do końca wpisuje się w zachodnią interpretację tych konceptów – i prawdopodobnie nigdy wpisywać się nie będzie – a mimo to geograficznie pozostaje częścią Europy. I choć jej straty na ukraińskim polu bitwy są otrzeźwiające i pod pewnymi względami podają w wątpliwość status Rosji jako „wielkiego mocarstwa”, to bez wątpienia zachowa ona znaczącą pozycję w europejskim systemie bezpieczeństwa, czego nie można zignorować.
Wprowadzenie przepisów o integracji obrony, przedstawionych w skrócie w „Strategicznym kompasie”, byłoby kolejnym ważnym krokiem z perspektywy UE, choć to okaże się dopiero w praktyce. W każdym razie jest nieprawdopodobne, by sama Bruksela mogła dorównać Waszyngtonowi czy Pekinowi w każdej rozgrywce regulacyjnej (może z wyjątkiem zmiany klimatu) i na każdym obszarze geograficznym. Sprawniejsza i jeszcze bardziej strategicznie suwerenna UE niekoniecznie oznacza zmianę w globalnej biegunowości.
Krótko mówiąc, jedność UE nie jest ani kompletna, ani lekiem na wszystko, natomiast postęp w kwestii obronności, choć jest zjawiskiem pozytywnym, nadal dopiero nabiera kształtów.
Tym, co można już wyraźnie zaobserwować, jest rosnąca względna legitymizacja perspektyw polityki zagranicznej nowszych członków UE. Kraje te, nietraktowane już jako część problemu nieuchronnego zbliżania się UE do granicy Rosji, odgrywają obecnie główną rolę w kształtowaniu priorytetów Unii w sprawie Ukrainy. Ich wyjście z cienia Francji i Niemiec w kwestiach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa może okazać się nie do pominięcia, a przy tym kształtuje odpowiedzi na dwa główne pytania, przed którymi UE stanie po zakończeniu wojny na Ukrainie.
Pierwsze pytanie dotyczy tego, czy UE będzie postrzegać się przede wszystkim jako gracz światowy, czy regionalny. „Strategiczny kompas” UE dostarcza pewnych wskazówek. Podczas badania środowiska strategicznego UE zwrócono szczególną uwagę na szersze sąsiedztwo Unii, znacznie mniej wagi przywiązując do coraz ważniejszego terenu Indo-Pacyfiku. Dzięki skupieniu się na rozwijaniu narzędzi niezbędnych do uzyskania większego geopolitycznego znaczenia we własnym regionie UE może zyskać na sile w wymiarze wertykalnym. Ponieważ jednak Rosja nie waha się podejmować działań zbrojnych, by osiągać swe cele bez względu na koszty ekonomiczne, zadanie to wymaga pokaźnego udziału twardej siły. Z kolei w wymiarze horyzontalnym (czyli geograficznym) takie postępowanie może doprowadzić UE do strategicznego skurczenia.
.Jeśli potrzeby wschodnich państw członkowskich nadal będą skupiać większość uwagi UE – co nie jest wykluczone, biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo długotrwałego konfliktu w Ukrainie albo utrzymania się rewanżystowskiej Rosji (bądź jednoczesnego istnienia obu tych problemów) – będzie to sprzyjać regionalizacji polityki zagranicznej Unii. Relacje z Chinami będą postrzegane bardziej jako zagadnienie transakcyjne z USA (twarda postawa wobec Pekinu w zamian za zachowanie przez Waszyngton zobowiązań wobec Europy) aniżeli jako okazja do niezależnej projekcji sił na terenie Indo-Pacyfiku.
Daniel Gros
Zachary Paikin