
Głowy hydry. Dzień Czarnej Wstążki
Świat jeszcze nie zdążył się otrząsnąć po potężnym wstrząsie, jakim był kryzys finansowy, a już musi stawić czoło kolejnym, znacznie groźniejszym wyzwaniom —sytuacja na Ukrainie jest nieprzewidywalna, trwa wojna przeciwko Państwu Islamskiemu, Europa nie potrafi sobie poradzić z imigrantami. W obliczu poczucia moralnego wypalenia cywilizacji zachodniej oraz narastającego poczucia zagrożenia bardzo łatwo zwrócić się ku ruchom, które oferują bardzo proste i zdecydowane rozwiązania, obiecując bezpieczeństwo. Wyrazem tych tendencji jest wzrost popularności skrajnych ugrupowań w Europie, takich jak Front Narodowy we Francji, Złoty Świt w Grecji czy neonazistowskiej NPD w Niemczech.
.Zatrważającym zjawiskiem współczesnego świata jest radykalizacja poglądów, przy jednoczesnym bardzo stronniczym i wybiórczym podejściu do ekstremistycznych ideologii. Jak inaczej wytłumaczyć to, że u niektórych odruch wymiotny budzi ubrany w piękne sentencje o wolności i równości komunizm, a jednocześnie te same osoby z dużą sympatią odnoszą się do faszyzmu czy nazizmu, otwarcie głoszących pogardę dla człowieka, zakładających nienawiść i przemoc? Dlaczego, jak często można przeczytać na prawicowych portalach, inteligenci, którzy zwłaszcza po wojnie zaangażowali się w socrealizm, są głupcami, pożytecznymi idiotami, współodpowiedzialnymi za stalinowskie zbrodnie, a faszyzująca endecja, antysemityzm i brutalny nacjonalizm w dwudziestoleciu międzywojennym jedynie „wyrazem czasów”? Dlaczego Pinochet — który w wojskowym puczu obalił legalnie powołanego i odwołanego prezydenta Allende, a następnie stadiony zmienił w obozy koncentracyjne oraz rozpoczął brutalne represje wobec opozycji — jest uważany za zbawcę Chile?
Oczywiście, nie oznacza to, że którąkolwiek z dyktatur należy chwalić lub brać w obronę. Wielbiciele żołnierzy wyklętych bezkrytycznie potępiają działania partyzantów komunistycznych, takich jak Che Guevara. Nie dostrzegają jednak, że obok wielu zaangażowanych ideologicznie członków polskiego podziemia antykomunistycznego w lasach ukrywała się masa zwykłych kryminalistów, którzy napadanie i rabowanie okolicznych wiosek, zabijanie Żydów tłumaczyli potrzebą walki z sowieckim okupantem. Analogicznie w wypadku czerwonej guerilli w Ameryce Południowej — ramię w ramię z bojownikami walczącymi o wolność stali pospolici bandyci. Dlatego absurdalna wydaje się postawa ślepego uwielbienia dla jednych, połączona z bezrefleksyjną pogardą wobec tych drugich.
.Przykłady można mnożyć. Nauczyciel historii w jednym z warszawskich liceów stwierdził na lekcji, iż gen. Franco „uratował Hiszpanię przed totalitaryzmem, a Europę przed istotnym wzrostem wpływów ZSRR”. To moralnie dwuznaczna opinia — nie rzecz w tym, by negować zbrodnie dokonywane przez republikanów w trakcie wojny domowej w Hiszpanii lub udział wojsk ZSRR. Oficjalne dane Asociación para la Recuperación de la Memoria Histórica (hiszpański odpowiednik naszego IPN-u dokumentujący zbrodnie wojny cywilnej w Hiszpanii) podają, że w latach 1938-1939 było 38-48 tys. ofiar czerwonego terroru, podczas gdy frankiści zamordowali w tym samym czasie 140-200 tys. ludzi. Należy również pamiętać, że prześladowania nie zakończyły się po przejęciu władzy przez hiszpańskich nacjonalistów, a terror wymierzony w ruch antyfrankistowskiego oporu trwał aż do 1975 roku. Przyjmując tok rozumowania wspomnianego wyżej nauczyciela, można wywnioskować, że Armia Czerwona uratowała Polaków przed niewolą i jarzmem nazizmu.
Pod płaszczykiem różnych ideologii kryją się te same demony. Jakakolwiek próba postawienia znaku większości lub mniejszości między faszyzmem, komunizmem a nazizmem będzie miała katastrofalne skutki. Gdy jedna z tych skrajności budzi nasze przerażenie i obrzydzenie, bardzo łatwo uciec się wówczas do jej radykalnego przeciwieństwa, szukając tam ratunku i wyzwolenia. Ten mechanizm już raz był widoczny w Europie i USA podczas II wojny światowej.
Ogromna część polityków i społeczeństw dała się wówczas uwieść Stalinowi, widząc w nim ostatnią szansę ratunku przed nazistowskim terrorem. Guevara stał się idolem oraz ikoną popkultury, gdyż sprzeciwiał się imperializmowi. A stąd już łatwo o ślepe uwielbienie dla każdego, kto walczy z jedną ze skrajności, mimo że sam wyznaje drugą. Warto wspomnieć słowa niemieckiego filozofa F. Nietzschego: „Kto walczy z potworami, powinien się strzec, by nie stać się jednym z nich. Bo gdy zbyt długo spoglądasz w otchłań, otchłań również zaczyna spoglądać w ciebie”. Bojownicy walczący z niesprawiedliwością często stawali się urzeczywistnieniem wszelkich cech, przeciwko którym występowali.
Wiek XX pokazał, jakie są efekty uciekania się do skrajności, by zwalczyć nią inny radykalizm.
.Nigdy na taką skalę nie wymordowano w najbardziej okrutny i poniżający sposób tak wielu ludzi. Nie ma żadnej różnicy między istotą hitlerowskiego Oświęcimia, Treblinki a stalinowskiej Kołymy i Wysp Sołowieckich, frankistowskiego El Hecho w Ceucie lub Kambodży Pol Pota. Każde z tych miejsc z osobna i wszystkie razem stanowią dramatyczny przykład upadku systemu wartości, humanizmu i elementarnej godności czy szacunku należnego drugiemu człowiekowi tylko z racji samego jego człowieczeństwa. Należy mieć nadzieję, że dawne koszmary już nigdy nie powrócą, a te, które wciąż trwają — chociażby w Korei Północnej, Chinach, na Kubie — rychło upadną.
Wszelkie ustroje totalitarne, nawet te, które pozornie wydają się sprzeczne, w swej istocie są lustrzanymi odbiciami. Najwięksi wrogowie ideologiczni — Hitler i Stalin — nie wahali się odrzucić względów światopoglądowych dla doraźnej współpracy. Pod odmiennymi, wymuszonymi sytuacją zewnętrzną nazwami ukryte jest to samo zjawisko, te same mechanizmy i pomysły. Wszystkie w jednaki sposób okrutne. Każdy cios boli tak samo — nieważne, czy uderzyła cię pięść w czerwonej, czy brunatnej, czarnej, czy w białej rękawicy.
.Należy odżegnywać się od jakiegokolwiek ważenia lub usprawiedliwiania nikczemności. Jeśli tylko zaczyna się twierdzić, że którakolwiek ze skrajności jest lepsza bądź gorsza, wpadnie się w błędne koło totalitaryzmu. On nie zaczyna się z momentem wyjechania czołgów na ulice. Każdy system pogardy — niezależnie od barwy — zaczyna się, gdy spada tolerancja wobec nieszkodliwych „inności” (homoseksualistów, Żydów, księży), gdy są one przedstawiane jako tak „niebezpieczne”, że należy wyeliminować je ze społeczeństwa.
Wydawać by się mogło, że Europejczycy po bolesnych doświadczeniach z ubiegłego wieku powinni doskonale rozumieć, jakie skutki może mieć uciekanie się do skrajności i radykalizmu. Niestety, historia po raz kolejny uczy nas, że nic się z niej nie uczymy. Doskonałym przykładem jest głośna za sprawą reportażu „The Guardian” [LINK] historia Pauliny z Konina, dziewiętnastolatki, która wstąpiła do Obozu Narodowo-Radykalnego. Jak sama mówi, do podjęcia tej decyzji skłonił ją wyjazd przyjaciółki na emigrację. Tak oto młoda osoba z całkowicie apolitycznych powodów i bez żadnej refleksji ideologicznej dołączyła do skrajnie prawicowej organizacji.
Na początku XXI wieku hydra, która sprawiała wrażenie ostatecznie pokonanej, na nowo unosi z ziemi swe głowy — a każda z nich w gruncie rzeczy prowadzi do jednego — zagłady i tragedii wielu milionów ludzkich istnień. Nie ma żadnej różnicy między Stalinem, Hitlerem, Franco, Pol Potem, Pinochetem i Mao. Każdy z nich jest głową tej samej hydry; każdy z nich jest takim samym zbrodniarzem. Utopijne hasła, w imię których dokonywali ludobójstwa, schodzą na dalszy plan — zbrodnia zawsze pozostaje zbrodnią, a zło złem niezależnie od ideologii, którą by się usprawiedliwiano; niezależnie od tego, jak piękne wizje byłyby przed nami roztaczane. Wątpliwa przyszłość jest okupiona niezliczonymi ofiarami.
Dostojewski napisał, że gdyby zbawienie świata i ludzkości miało być uzależnione od uśmiercenia jednego dziecka, trzeba by z tego zbawienia zrezygnować. Dziś słychać mnóstwo głosów broniących kilku komórek, a jednocześnie wzywających do rozstrzeliwania uchodźców oraz ich dzieci w imię „obrony cywilizacji”.
.Znaleźliśmy się na zakręcie historii, w przełomowym zapewne momencie dziejów — świat się chwieje. Możemy utrzymać go w posadach, albo runąć ze wszystkim — jakkolwiek banalnie to brzmi — dziś kreujemy przyszłość, w której my i nasze dzieci będziemy żyć. Warto się zastanowić, jaki świat chcemy zostawić po sobie następnym pokoleniom i jak zostaniemy przez nie zapamiętani.
Jan Błoński
Mateusz Fittkau