Michał KŁOSOWSKI: Subtelny cień transhumanizmu

Subtelny cień transhumanizmu

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz Instytutu Kultury Świętego Jana Pawła II rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Coraz bardziej wplątujemy się w technologię, czy tego chcemy, czy nie. W obliczu szybkiego rozwoju sztucznej inteligencji pojawia się nawet pytanie: jak pozostać w pełni ludźmi? – pisze Michał KŁOSOWSKI

.Transhumanizm bywa często odrzucany jako marginalna ideologia, domena ekscentrycznych futurystów marzących o przeniesieniu umysłu do świata cyfrowego, pokonaniu śmierci dzięki technologii i stworzeniu postludzkiego gatunku. Najbardziej skrajni wizjonerzy z Doliny Krzemowej łatwo stają się nawet karykaturami: prorokami świeckiego końca dziejów, w którym ludzka cielesność staje się zbędna, a „ja” zostaje przemienione w oprogramowanie; końca metafizyki.

Jednak sprowadzanie transhumanizmu do jego najbardziej jaskrawych i prymitywnych form to przeoczenie faktu, jak bardzo jego podstawowe założenia i ambicje już przeniknęły do głównego nurtu rozwoju technologicznego świata, a co za tym idzie, do naszego codziennego życia. Transhumanizm nie jest bowiem ani skrajny, ani centralny, jest ideologią otaczającą nas zewsząd, ukrytą w zasięgu wzroku, a przez to tym bardziej niebezpieczną, bo przeszliśmy nad nią do porządku dziennego. Transhumanizm nas otaczający nie jest tak bardzo artykułowany, jak realizowany – poprzez decyzje projektowe, motywacje komercyjne i dryf kulturowy. Nie trzeba wierzyć w transhumanizm, by zostać wciągniętym w jego rozwój. Trzeba go dostrzec.

Choć niewielu technologów, prezesów czy inwestorów otwarcie identyfikuje się jako transhumaniści, ukryte założenia antropologiczne zawarte we współczesnej technologii oraz powszechne wzorce jej użytkowania odzwierciedlają światopogląd, który nawet jeśli nie jest jawnie transhumanistyczny, to pozostaje głęboko przez niego ukształtowany. W tej wizji ludzka skończoność, kruchość i zależność nie są postrzegane jako nieodłączne cechy człowieczeństwa, ale jako wady, które należy technicznie przezwyciężyć. Jest to podejście w wyraźnej opozycji do tradycji teologicznych, które widzą w ludzkich ograniczeniach i podatności na zranienie warunki umożliwiające rozwój zwłaszcza poprzez relacje oparte na wzajemnej zależności i miłości. To właśnie ta rozproszona wizja transhumanizmu, półświadoma, często zaprzeczana, lecz głęboko formująca, moim zdaniem ożywia dziś trajektorię rozwoju sztucznej inteligencji. Przykład tego mieliśmy w niedawnych wybrykach Groka.

Choć bardziej inwazyjne formy integracji człowieka z maszyną, takie jak interfejsy mózg/ciało-komputer (BCI), udoskonalenia poznawcze czy implanty neurologiczne, wciąż pozostają w fazie eksperymentalnej, to kulturowe fundamenty ich powszechnej akceptacji są dostrzegalne już teraz.

Pierwszy krok jest subtelny. Przenosimy nasze zdolności: twórcze, poznawcze, moralne, a nawet duchowe, do coraz bardziej zaawansowanych systemów. Pozwalamy maszynom „dokańczać nasze myśli”, doradzać nam w dylematach moralnych i pośredniczyć w doświadczaniu piękna, wspólnoty, a nawet transcendencji. Nieświadomi tego, co może zostać utracone. Początkowo takie „outsourcingowanie” wydaje się nieszkodliwe, wręcz wzmacniające. Ilu z nas w końcu ma ChatGPT zainstalowany jako głównego doradcę w codziennych wyborach? A przecież działań takich jest więcej, można mieć je szybciej i taniej. Ale także, co istotne, z udziałem mniejszej liczby ludzi. Z czasem jednak pojawia się atrofia. Rzeczywiste zagrożenie – jak zauważa wiele krytycznych głosów – nie polega na tym, że SI nas pewnego dnia przewyższy, ale że systematycznie cedując na nią unikalnie ludzkie praktyki, które wymagają cierpliwego kultywowania i ucieleśnionej obecności, powoli tracimy same zdolności i doświadczenia, które czynią nas ludźmi, wprowadzając tym samym w świat chaos, nad którym tylko technologia będzie panować. Im bardziej bowiem na SI polegamy w myśleniu, decydowaniu i relacjach, tym bardziej stajemy się od niej zależni, a nawet z nią spleceni. Po cichu, być może nieświadomie, przekształcamy się w cyborgi, zacierając granicę między technologią a nami samymi. Nietrudno sobie wyobrazić, że kiedy interfejsy mózg-komputer (BCI) i inne formy implantów staną się powszechne, będą postrzegane jako logiczny kolejny krok, swoisty rozwój tego, co mieliśmy już w naszych smartfonach. Tylko że z lepszym dostępem. Bo przecież zawsze mieliśmy symbiotyczną relację z narzędziami, powiedzą obrońcy. Kształtowaliśmy narzędzia, które kształtowały nas. I to prawda. Ale dotąd były to narzędzia zewnętrzne wobec nas. Pługi, młoty, książki, wszystkie one wzmacniały nasze siły, zarówno te fizyczne, jak i poznawcze. Technologie cyfrowe są jednak znacznie bardziej immersyjne i intymne, bliższe i zastępujące. Nie tylko wspomagają myślenie, ale je warunkują. Nie tylko pomagają pamiętać, ale zmieniają to, co uznajemy za warte zapamiętania, a także nasze rozumienie samej pamięci, poczucie rzeczywistości, oczekiwania wobec siebie i innych. Przełomowe technologie rozwijające się w zawrotnym tempie, SI, rzeczywistość wirtualna (VR), neurotechnologie – to nie są zwykłe narzędzia. To głęboko formujące środowiska, które przeprogramowują pragnienia, zmieniają poznanie, kształtują relacje i przedefiniowują intuicje moralne: niewidocznie, podskórnie. Ale skutecznie.

Co więc zrobić, żeby nie dać się wplątać w idee transhumanizmu? Odpowiedzią nie powinien być bowiem nostalgiczny odwrót, ale odnowione zobowiązanie do bycia człowiekiem: zaczynające się od danego nam ciała, piękna zależności i godności wynikającej z tego, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Nie jesteśmy bogami w stadium zarodkowym, ale stworzeniami skończonymi, kruchymi, omylnymi, kochanymi. Fizycznymi w końcu i w tej fizyczności właśnie zakorzenionymi.

.Oprzeć się transhumanizmowi, który w subtelny sposób zaczyna nas otaczać, to bowiem odzyskać mądrość granic i przeciwstawić się technologiom, które – nawet jeśli chwilowo nas wzmacniają – w dłuższej perspektywie osłabiają nasze ludzkie zdolności; to przypomnieć sobie, że tym, co czyni nas ludźmi, nie jest nasza inteligencja logiczno-matematyczna, którą SI może dopasować, a nawet przewyższyć, ale zdolność do przyjmowania i wyrażania miłości ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Dla chrześcijan bowiem Wcielenie stanowi ostateczne stwierdzenie, że bycie stworzeniem nie jest przekleństwem, lecz przestrzenią, w której wyższy zamysł objawia się w pełni – nie przez ucieczkę od ograniczenia, cierpienia i śmierci, lecz przez ich dobrowolne przyjęcie w duchu wiary.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 lipca 2025