Każda utopia jest ślepą uliczką
O ile wdrożenie bezwarunkowego dochodu podstawowego wydaje się z pozoru słuszne, o tyle koncepcja świata, w której owe świadczenie miałoby być wypłacane powszechnie, uwidacznia kilka podstawowych błędów w myśleniu jej zwolenników. Jednym z nich jest założenie, że w przyszłości ludzie będą zwyczajnie potrzebni – pisze Mikołaj Adam CZYŻ
.Oglądając futurystyczną pocztówkę z 1900 roku, na której listonosz mknie w powietrzu na latającej dorożce, człowiek odnosi wrażenie, jakoby odważna jak na tamte czasy wizja przyszłości była oderwana od rzeczywistości. Poczucie takie tyczy się wielu innych aspektów przewidywania przyszłości i historycznych wyobrażeń na temat naszego dzisiejszego świata. „Sąd nad futuryzmem” jest dziś tym ważniejszy, że nie da się bez niego rozsądnie rozmawiać o zasadności wielu popularnych idei. Jedną z nich jest kwestia bezwarunkowego dochodu podstawowego.
Pomysł na bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP) sięga drugiej połowy XX wieku, choć pewne elementy tej idei widoczne są już w XVIII-wiecznej myśli Thomasa Paine’a. Za jednego z jej współczesnych ojców uznaje się noblistę Miltona Friedmana, którego pomysł ujemnego podatku dochodowego miał w zamierzeniach pokryć koszty podstawowych potrzeb człowieka i których to realizacja, jak darmowy dostęp do czystej wody pitnej, jest obiektywnie niemożliwa bez poniesienia kosztów. Wszystko to za sprawą działalności człowieka i sposobu traktowania środowiska naturalnego.
Sięgając dalej w poszukiwaniu ojców myślenia o sprawiedliwym wynagrodzeniu, docieramy do nurtu utopijnego futuryzmu i wizji socjalizmu stworzonej w XIX w. przez takich myślicieli, jak Henri Saint Simon, Robert Owen czy Charles Fourier. Krytyka kapitalizmu sprowokowała ich do sformułowania idei, w imię której środki produkcji winny zostać uspołecznione, a wypracowany w zakładach zysk sprawiedliwie podzielony między wszystkich. Na tamte czasy idea ta była rewolucyjna, wręcz utopijna. Istnieje pokusa, by tę utopijność widzieć w oderwaniu od czasów obecnych. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej, to jej korzeniem i ograniczeniem jest w swej istocie konserwatywne założenie, stawiające człowieka na piedestale, uznające, że istota ludzka jest najważniejsza.
Nie widzę jednak podstaw, biorąc pod uwagę skalę postępu technologicznego, by zakładać, że w przyszłości tak faktycznie będzie. Może się bowiem okazać, że w przyszłości ludzie nie będą potrzebni utrzymującym ich maszynom.
Ślepa uliczka futuryzmu
.O ile wdrożenie BDP może wydawać się pozornie słuszne i sprawiedliwe, to koncepcja świata, w której owe świadczenie miałoby być wypłacane, uwidacznia kilka podstawowych błędów w myśleniu jej zwolenników. Stanowi także koronny dowód na krótkowzroczność wizjonerów kreślących radykalnie pozytywne bądź negatywne wizje tego, co czeka ludzkość w przyszłości.
Futurystycznym obrazom, na które patrzymy z perspektywy czasu, zazwyczaj zaczyna towarzyszyć wrażenie pewnej naiwności i niekompletności. I nie bez przyczyny. Wystarczy sięgnąć chociażby do idei internetu, która zrewolucjonizowała nieodwracalnie świat, a której znaczenie mało kto początkowo przewidział.
W dyskusji nad wizją bezwarunkowego dochodu podstawowego uwagę zwraca też słabość refleksji nad pochodzeniem pieniądza. Zysk od zawsze powiązany był z pracą, w wyniku której był osiągany. Środki, które człowiek miałby uzyskiwać za bycie sobą w złożonym i trudnym do przeżycia świecie maszyn, o ile nie byłyby dodrukowane przez banki centralne czy pożyczone pod zastaw państwowych obligacji, musiałyby przecież skądś pochodzić.
Kto byłby skłonny podzielić się wypracowanym z trudem zyskiem dla dobra niepracujących? W myśl założeń czwartej rewolucji technologicznej produkcja dóbr i usług miała być maksymalnie zmechanizowana, wobec czego zakłady, których w tej wizji właścicielami byliby nadal ludzie, uzyskiwałyby niewyobrażalne zyski wyłącznie dzięki pracy maszyn, o czym pisał m.in. Jeremy Rifkin.
To założenie wydaje się fundamentalne dla zrozumienia błędu myślowego, jaki popełniają ludzie tłumaczący, skąd miałyby pochodzić środki na pokrycie bezwarunkowego dochodu podstawowego. Jaką mamy pewność, że beneficjentami wypracowanych przez zautomatyzowane usługi i produkcję będą ludzie?
Posłużę się w tym celu niebywale ciekawym i niedocenionym przykładem pochodzącym z „cyfrowego dzieła sztuki”, którego fiasko finansowe zakryło całkowicie genialny charakter opisanej w nim dystopii. W owej grze polskiej produkcji istnieje taksówkarska korporacja autonomicznych pojazdów, której właścicielem jest sztuczna inteligencja. Pomysł wydaje się obecnie nierealny, ale przecież nie mówimy o tym, co może się wydarzyć w oparciu o to, czym obecnie dysponuje świat. Nie wiemy, jak ocenią nas inteligentne maszyny i na ile utrzymywanie nas będzie dla nich najzwyczajniej w świecie opłacalne. Możemy jednak podać to w wątpliwość.
Immanentną „wadą” każdej wizji jest składnik poznawczy. W swoich rozważaniach nad ideą Boga ks. prof. Michał Heller wykazuje, że nie da się wymyślić czegoś, co nie istnieje lub, jak wolał Platon, nie „wisi” w ideowej poczekalni Wszechświata.
Futurystów będących zwolennikami bezwarunkowego dochodu podstawowego gubi więc to, czego brak jest jedną z głównych cech wszystkich zaskakujących rewolucji technologiczno-społecznych, a mianowicie racjonalności i rozsądku. Kto bowiem przewidywał, że stworzenie mediów społecznościowych i udoskonalenie ich poprzez dodanie funkcji oceny czy udostępniania stanie się kołem zamachowym dla społecznego ostracyzmu i hejtu, o czym pisze Jonathan Haidt?
Pokłosiem tego braku dezynwoltury w myśleniu o przyszłości jest oczywiście paniczny strach przed powyższym, zamykający nas na pytanie o sens istnienia człowieka z punktu widzenia sztucznej inteligencji. Pytaniem istotnym także dlatego, że podającym w wątpliwość wspomnianą już koncepcję ustawiającą człowieka na szczycie drabiny stworzenia.
Jestem człowiekiem, więc mam obowiązki ludzkie
.We wspomnianej koncepcji pojawia się także inny element. Praca wydaje się fundamentalnym obowiązkiem ludzkim, bez której to człowiek traci możliwość zrozumienia wartości pieniądza, a mówiąc ogólniej, zrozumienia istoty odpowiedzialności. Dochodzimy tu do pytania, czy możność niepodejmowania pracy jest zgodna z naturą człowieka. Czy nie znamy już takiej sytuacji? Przywołajmy Księgę Rodzaju, w której czytamy, że człowiek mógł dnie całe spędzać beztrosko i bez pracy, a wszystko, co mu było potrzebne, miał na wyciągnięcie ręki. Jeśli zatem człowiekowi w wyniku czwartej rewolucji przemysłowej uda się wyzwolić z „jarzma” pracy, to powróci do ziemi, z której został wzięty, raju. Idąc tym tokiem rozumowania, można powiedzieć, że człowiek uczyni sobie bez pomocy Boga raj na ziemi. To główne pragnienie zwolenników każdej utopii.
Czy jednak człowiek jest w stanie rozwinąć się bez pracy? To, czy maszyny zdobędą się na „szlachetność”, by podzielić się z gatunkiem ich twórców zyskiem, oraz to, czy sama jednostka ludzka będzie światu potrzebna, pozostanie długo bez odpowiedzi.
Wszystkim tym, którzy mają dostatecznie dużo pokory i odwagi, by pogodzić się z niemożnością przewidywania, bardziej niż spektakularne koncepcje przedstawione w serialu Black Mirror polecam kontemplację obrazów Marca Chagalla czy Edwarda Dwurnika. W przeciwieństwie do naszych nieoderwanych od rzeczywistości wizji tego, co będzie, godzą się oni świadomie na wywołanie śmieszności, która za kilkaset lat będzie jedyną i niestety niezamierzoną reakcją na budzące obecnie zachwyt futurystyczne przedstawienia rządzącego światem człowieka. Tak jak niegdysiejsza już pocztówka z 1900 roku, na której listonosz w latającej dorożce dowozi listy i przesyłki na czas. Są bowiem w naturze świata i człowieka sprawy niezmienne, niezależne od postępu technologii.
.Pozostaje wierzyć, że nie dożyjemy czasów, w których zasadność i wartość istnienia ludzkiego gatunku będziemy musieli dowodzić inteligentnym maszynom, które kontrolować będą całą produkcję leków czy pożywienia.
Mikołaj A. Czyż