
Dawid przegrał z Goliatem. Jeszcze o wyborach prezydenckich w Krakowie
Po 22 latach 21 kwietnia 2024 r. zakończyła się pod Wawelem era prezydenta Jacka Majchrowskiego. 5434 głosy zadecydowały o tym, kto będzie rządził w milionowym Krakowie. Dzięki nierównej walce i brudnej kampanii, jakiej jeszcze krakowianie i chyba cała Polska nie widzieli, Aleksander Miszalski z Platformy Obywatelskiej wygrał o włos z Łukaszem Gibałą, kandydatem bezpartyjnym. Wybory w Krakowie wymagają solidnej analizy – pisze Paulina PONIEWSKA
.Łukasz Gibała z dużym prawdopodobieństwem zwyciężyłby, gdyby nie brudna kampania pełna kłamliwych oszczerstw i manipulacji ze strony PO oraz środowiska deweloperskiego. O tym, jak wyglądała sama kampania, napisałam w krótkim podsumowaniu I tury wyborów [LINK]. Teraz chciałabym zwrócić uwagę na inny aspekt ostatnich wyborów pod Wawelem.
Przyglądając się z bliska tej kampanii, mam bardzo pesymistyczne wnioski – niezależni i bezpartyjni kandydaci mają szansę wygrać tylko w mniejszych miastach, gdzie nie toczy się ambicjonalna walka o władzę pomiędzy PO i PiS oraz nie są zaangażowane w kampanię wyborczą wielomilionowe fundusze partii, dodajmy – nasze pieniądze z podatków. Duże miasta niestety skazane są na partyjnych prezydentów, bo mało który kandydat niezależny jest w stanie zebrać odpowiednie fundusze na swoją kampanię, aby choć spróbować stoczyć równą walkę z partyjnymi nominatami.
Kraków jeszcze poczeka na bezpartyjnego i niezależnego prezydenta
.Teoretycznie od 22 lat Kraków jest jednym z nielicznych dużych miast z bezpartyjnym prezydentem, ale i tak za każdym razem Jacek Majchrowski był w koalicji z PO lub PiS, w zależności od tego, która z tych partii poparła go w wyborach.
Jacek Majchrowski wygrał czterokrotnie wybory prezydenckie, ale nie dlatego, że miał tak ogromne poparcie mieszkańców. Zdobywał mandat, bo mieszkańcy mobilizowali się przeciw którejś z opcji politycznych – w pierwszych wyborach wygrał z Józefem Lassotą, popieranym przez PO, za drugim razem z Ryszardem Terleckim z PiS, za trzecim razem ze Stanisławem Kraciakiem, popieranym przez PO, a czwartą kadencję zdobył, bo Kraków nie chciał na prezydenta Małgorzaty Wassermann z PiS. Dualizm partyjny – to był atut Majchrowskiego.
21 kwietnia 2024 r. była szansa, aby w końcu w fotelu prezydenta zasiadł bezpartyjny, w pełni niezależny prezydent. Tak się niestety nie stało.
.Łukasz Gibała – przedsiębiorca, były poseł, niegdyś członek Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota, ale od 10 lat bezpartyjny – w 2014 r. założył Stowarzyszenie Kraków dla Mieszkańców, oferujące m.in. darmową pomoc prawną dla krakowian, z której skorzystało tysiące osób. Od dwóch kadencji radny Krakowa i zarazem jeden z największych krytyków ekipy Majchrowskiego. Domagał się zmiany w krakowskiej polityce, zaprzestania betonowania miasta, walczył z układami partyjno-biznesowymi i kolesiostwem w spółkach miejskich. Gibała zgromadził wokół siebie aktywistów miejskich, działaczy lokalnych oraz społeczników, którzy przez ostatnie lata byli zaangażowani w sprawy miejskie.
Jednak, mimo że zgodnie z wszystkimi sondażami przedwyborczymi był niekwestionowanym faworytem do fotela prezydenta, przegrał o włos w nierównej walce, w brudnej kampanii, jakiej Kraków jeszcze nie doświadczył.
Wprawdzie pod szyldem „niezależnego” startował także Stanisław Mazur, ale ten jeszcze przed I turą zrezygnował i poparł Aleksandra Miszalskiego w zamian za fotel wiceprezydenta Krakowa. Zatem tylko wybór Gibały był gwarancją, że władza w Krakowie nie wpadnie w ręce żadnej partii.
Wybory w Krakowie – miasto na długo zapamięta tę kampanię
.Politycy przyzwyczaili nas już, że w wyborach parlamentarnych i prezydenckich wszystkie chwyty są dozwolone, by tylko zniszczyć drugą stronę. Jednak do tej pory w wyborach samorządowych było w miarę „grzecznie”. Wydawać by się mogło, że skoro Jacek Majchrowski zrezygnował z ubiegania się o kolejną kadencję, kandydaci na prezydenta będą walczyć „na programy” i swoją wizję miasta. Nic bardziej mylnego.
Platforma Obywatelska, po wygranych wyborach parlamentarnych, poczuła siłę oraz swoją szansę na zdobycie Krakowa. Na przeszkodzie mógł stanąć jej jedynie właśnie Łukasz Gibała. PO przeznaczyło ogromny budżet na kampanię Miszalskiego – widać to było w każdym miejscu Krakowa pomimo uchwały krajobrazowej, a także limitów finansowych. Media lokalne i ogólnopolskie faworyzowały kandydata PO w swoich relacjach z kampanii w Krakowie, choć wcześniej to Platforma krytykowała PiS, że wykorzystuje podległe sobie media do walki z konkurentami politycznymi.
Jednak gwoździem do trumny było wykorzystanie przez PO dobrze jej znanej metody „dziadka z Wehrmachtu” – tylko że tym razem to Platforma zaatakowała. I niestety, skutecznie. Gibale zostało tylko bronić się, ale było już za późno. Internet został zalany obraźliwymi komentarzami z fikcyjnych kont pod jego adresem, aby tylko zdyskredytować konkurenta Miszalskiego.
Premier Donald Tusk, który nawet przyjechał do Krakowa wesprzeć Miszalskiego w kampanii, chwalił się po wyborach, że miał swój udział w jego zwycięstwie. Tusk, który w klapie nosi serduszko „Bo kocham Polskę” i mówi, że jest premierem wszystkich Polaków, angażuje się w kampanię przeciwko miejscowemu działaczowi, który od lat pracował na rzecz miasta i mieszkańców. Tak wygląda oddanie obywatelom władzy w ich lokalnych ojczyznach – „możecie sobie wybrać swojego prezydenta, byle z mojej partii”.
Kraków mógł mieć niezależnego, bezpartyjnego prezydenta, który nie musiałby spłacać wyborczego długu wobec różnych środowisk partyjnych i biznesowych, rozdając intratne posady w miejskich spółkach i forsując rozwiązania niekoniecznie w interesie mieszkańców. Prezydent spoza dotychczasowego układu mógł otworzyć całkiem nowy rozdział w historii miasta.
Upartyjnienie miast i miasteczek to porażka prawdziwej samorządności. Im mniej „wielkiej polityki” w samorządach, tym lepiej – zarządzanie w nich powinno być oddane w ręce lokalnych działaczy i ekspertów, a nie partyjnych nominatów. Kraków jest świetnym przykładem, jak destrukcyjne dla miasta jest oddanie władzy w ręce partii politycznych, dla których ważniejszy jest ich interes, a nie mieszkańców. W ostatniej kadencji rady miasta na palcach jednej ręki można policzyć, kiedy kluby PO i PiS głosowały podobnie, za to mieliśmy ciągłą walkę i rywalizację zamiast współpracy i próby znalezienia kompromisów. I tak zapewne będzie w obecnej kadencji. Niestety, to sami mieszkańcy wybierają takie władze, choć mają możliwość oddania głosu na miejscowych aktywistów i społeczników. Potem tylko narzekają na partyjniactwo i złą politykę miejską.
Tylko Krakowa żal…
.Za cztery lata odbędą się wybory parlamentarne i nie wiadomo, która partia zwycięży. Tylko bezpartyjny prezydent mógł zagwarantować, że Kraków będzie odporny na „wojenki” między PO i PiS. Zresztą próbkę tego mieszkańcy wkrótce będą mogli odczuć, kiedy dojdzie do współpracy nowego prezydenta z sejmikiem małopolskim, gdzie większość posiada Prawo i Sprawiedliwość.
Aleksander Miszalski przez najbliższe pięć lat będzie zasiadał w fotelu prezydenta Krakowa. Kto zwycięży w kolejnych wyborach? Tego nikt nie wie. Pewne jest, że Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość wystawią swoich kandydatów. Być może Łukasz Gibała zdecyduje się kandydować kolejny raz, tym bardziej że poparła go prawie połowa krakowian, a to ogromny kapitał na przyszłość i szansa dla Krakowa na prezydenta spoza układu partyjno-biznesowego.