Prof. Jacek KORONACKI: O wiedzy, umiłowaniu mądrości i nauce słów kilka. Polemika z Janem Śliwą

O wiedzy, umiłowaniu mądrości i nauce słów kilka. Polemika z Janem Śliwą

Photo of Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Niedawno temu opublikowany na stronach portalu „Wszystko co Najważniejsze” ważny artykuł Jana Śliwy „Wiedza i wiara” [LINK] prosi się o pewne uzupełnienie – pisze prof. Jacek KORONACKI

.Jak zwykle u Jana Śliwy, artykuł jest bogaty w treść wagi doniosłej, jest napisany z eruducją i właściwą Autorowi klarownością. Ale nie mogę zgodzić się ze sposobem, w jaki zderza ze sobą pojęcia wiedzy i wiary, mające dla artykułu znaczenie fundamentalne. Czytelnik otrzymuje budowlę pięknie narysowaną, ale o fundamencie niewykończonym, jakby podzielonym na dwa przeciwstawne sobie filary.

Autor praktycznie utożsamia wiedzę z naukami przyrodniczymi, ze swej istoty zamkniętymi w ramach naturalizmu, oraz naukami ścisłymi. Właściwie skłania się ku spojrzeniu jeszcze węższemu – ku skupieniu się na wiedzy dającej się potwierdzić doświadczalnie. O naukach humanistycznych czyni tylko taką uwagę: Nauki humanistyczne, gdzie obiektami są oddziałujące ze sobą ludzkie mózgi, to odrębne zagadnienie. Są te nauki niezwykle ważne, ale przeprowadzanie w nich powtarzalnych doświadczeń jest praktycznie niemożliwe […]. O filozofii nie wspomina (pomijając jedno, żartobliwe zdanie).

Takie podejście jest typowe dla współczesności i woła rzecz jasna o uwzględnienie pierwiastka duchowego w człowieku, uratowanie sensu jego bytowania na tym świecie, znalezienie miejsca dla dobra, prawdy i piękna.

To wołanie jest u Jana Śliwy ujęte pięknie, jest poruszające, ale brakuje mu przywołania szerszego spojrzenia na to, czym jest wiedza. W rezultacie nie można tego wołania związać z sięganiem po wiedzę właśnie. Można rzec, że to wołanie jest niemal powtórzeniem ostatnich zdań eseju Leszka Kołakowskiego „Horror metaphysicus” z tym, że w zdaniach tych jest więcej – zawarty jest w nich namysł skierowany ku prawdzie, a więc odnoszący się do wiedzy, ponieważ szukanie prawdy to tyle co zdobywanie wiedzy: I czyż nie narzuca się podejrzenie, że gdyby ‘być’ nie było ‘do czegoś’, a świat pozbawiony sensu, to nie tylko nigdy nie zdołalibyśmy wyobrazić sobie, że jest inaczej, lecz nawet pomyśleć nie bylibyśmy w stanie tego właśnie, że być nie jest w istocie ‘do czegoś’, a świat pozbawiony sensu?

.Wybitny Leszek Kołakowski poddawał redukcjonizm współczesnego racjonalizmu krytyce również w innych pracach, widząc rzecz jasna wśród różnych dziedzin wiedzy miejsce dla „filozofii pierwszej”, czyli metafizyki oraz dla wiary. Zdania podobne do przytoczonych znajdujemy też w encyklice „Fides et ratio” św. Jana Pawła II. Natomiast na pierwszych stronach tej encykliki znajdujemy stwierdzenie następujące (punkt 4 encykliki):

Przynaglany pragnieniem odkrycia ostatecznej prawdy swojego istnienia, człowiek stara się zdobyć pewne elementy uniwersalnej wiedzy, które pozwalają mu lepiej zrozumieć samego siebie i coraz pełniej się realizować. Ta podstawowa wiedza bierze początek z zadziwienia [podkr. Autora], jakie budzi w nim kontemplacja tego, co stworzone: człowiek odkrywa ze zdumieniem, że żyje w świecie i jest związany z innymi istotami podobnymi do siebie, z którymi łączy go wspólne przeznaczenie. […] Bez zadziwienia człowiek popadłby w rutynę, przestałby się rozwijać i stopniowo stałby się niezdolny do życia naprawdę osobowego.

Rozum prawy – powtarzał za starożytnymi Jan Paweł II – to ten, który potrafi intuicyjnie uchwycić i sformułować pierwsze i uniwersalne zasady istnienia (bytu) oraz wyprowadzić z nich poprawne wnioski natury logicznej i deontologicznej. To rozum, który nie waha się sięgnąć po prawdę bytu i tym sposobem zbudować „filozofię pierwszą”, i który miłuje mądrość oraz dostrzega, że prawda przekracza jego samego. Tymczasem, pisze też Papież, Nowoczesna filozofia zapomniała, że to byt powinien stanowić przedmiot jej badań, i skupiła się na poznaniu ludzkim. […] poszukiwania filozoficzne ugrzęzły na ruchomych piaskach powszechnego sceptycyzmu.

Zaiste, ostatnie wieki – nie miejsce tu, by ten proces szerzej opisywać – odebrały rozumowi śmiałość sięgania po prawdę bytu, prawdę o człowieku rzeczywistym, który nie jest bytem tylko biologicznym i samoreferencyjnym, lecz rodzi się, by żyć godnie we wspólnocie wiążącej pokolenia, miłować prawdę, kochać, odnajdować ład rządzący światem – a to znaczy również sens swojego bytowania na ziemi – i umrzeć. Mocą wyroku absurdalnego i arbitralnego, prawda o człowieku rzeczywistym ma już nie być częścią wiedzy, lecz domeną wiary i (tej czy innej) religii, pozostających w opozycji do wiedzy.

Ograniczenie wiedzy do nauki zamkniętej w gorsecie materializmu czy naturalizmu nie ma po prostu sensu. Odnosząc się do nauki o człowieku, nie tylko dlatego, że łatwo wykazać, iż to co mentalne i to co fizyczne istnieje obiektywnie, ale jedno jest nieredukowalne do drugiego – są to rzeczywistości różne, choć wspólnie stanowiące jeden byt, z tym co mentalne nie dającym się opisać przez nauki szczegółowe. Pięknie to wykazał ateista Thomas Nagel w książce „Umysł i kosmos. Dlaczego neo-darwinowski materializm jest niemal na pewno fałszywy”, wspomnianej przez Jana Śliwę, znakomicie to wyjaśniają inni filozofowie, np. chyba zbyt mało u nas znany neopozytywista David Stove, doskonale znany Roger Scruton czy znakomity tomista Edward Feser. Tę nieredukowalność stara się jakoś obejść wielu filozofów umysłu, ale bez powodzenia.

.Ale zostawmy człowieka i spójrzmy na nauki przyrodnicze. Jeśli mają być – i oczywiście są! – częścią wiedzy, to dlatego, że zbliżają nas do prawdy. Wszakże, jeśli tak, to nauki te … codziennie wkraczają na pole metafizyki z jej zasadami niesprzeczności i przyczynowości. Rzecz jasna nauki przyrodnicze pozostają na gruncie empiryzmu oraz opierają się na danych mierzalnych – i to takich, których pomiary podlegają empirycznej weryfikacji – ale to nieprawda, że naukowcy zadowalają się tym, co rzeczywiście obserwują, czyli ciągami zdarzeń. Obiektem ich zainteresowania nie są konkretne zdarzenia, lecz procesy obecne w przyrodzie. Szukają zatem przyczyn tego, co obserwują. Innymi słowy, szukają przyczyn sprawczych, o których pisał już Arystoteles, nawet jeśli dziś wąsko, mechanistycznie czy „przyrodniczo” rozumianych. Analizując to, co obserwują, wyciągają wnioski i tworzą uniwersalia – pojęcia ogólne, którym w obserwacjach bezpośrednio nic nie odpowiada. Można się ewentualnie zgodzić, że biolog widzi gatunki zwierząt – pisał wybitny filozof nauki o. Stanley L. Jaki w zbiorze esejów „The Limits of a Limitless Science and Other Essays” – ponieważ obserwuje krzyżowanie się zwierząt z grupy, którą biolog nazwał gatunkiem. Ale biolog nie widzi np. wyższych szczebli tworzonej przez niego taksonomii zwierząt, tworzonej mocą jego wnioskującego rozumu, wprowadzającego ponad-empiryczny ład w analizowany świat zjawisk. Tak powstaje np. pojęcie typu (phylum) zwierząt, któremu, jak i innym, biolog słusznie przypisuje realne i dobrze określone znaczenie.

Odnotowuje również Jaki, że niektórzy naukowcy są przekonani, iż sama nauka dociera do istoty opisywanych bytów. Ale tak po prostu nie jest. Jakby nie były piękne i odkrywcze, równania Maxwella, które opisują współzależność pola elektrycznego i magnetycznego, czy też równanie Schrödingera, które opisuje ewolucję układu kwantowego, nie docierają do istoty bytów, które nauka bada. Ich istota nie daje się ogarnąć wskazaniem związków między nimi, czy też opisem ich zachowania w czasie. Co więcej, mamy tu do czynienia z modelami badanych rzeczy czy zjawisk – np. opisywanych jako pole elektryczne czy magnetyczne – które są tyleż wartościowe co nieostateczne (np. nie jest wykluczone, że fizyka kwantowa zostanie kiedyś zastąpiona inną, w której interakcje będzie można dokładnie mierzyć). Stanley Jaki zwraca uwagę dosadnie, ale słusznie, że nauka operuje równaniami i tożsamościami, w których znak równości wiąże jedno z drugim, a tymczasem w wiedzy, do której chcemy ostatecznie dotrzeć, dla znaku równości miejsca nie ma. Ci, którzy tego nie widzą i uważają obowiązujące równanie za ostatnie słowo o danym bycie, ulegają scjentyzmowi, jakkolwiek przyznać trzeba, że łagodnemu (radykalni scjentyści wierzą, że można będzie kiedyś zmierzyć np. myśl etyczną czy myśl w ogóle). Jednocześnie żadną miarą nie wolno nie doceniać wagi tej wiedzy, jaką w ramach nauk przyrodniczych potrafimy zdobyć. Zbliżamy się do istoty bytów na tyle, na ile to człowiekowi jest dane.

Z tego co napisałem jasno już wynika, iż obok wyjaśnienia przyczynowego w budowie praw naukowych nieomal nieustannie stosowane jest rozumowanie indukcyjne na tym polegające, że na podstawie doświadczania poszczególnych faktów rozum dochodzi do ustalenia uniwersalnego prawa rządzącego zarówno tymi zaobserwowanymi faktami, jak i niezaobserwowanymi, ale pochodzącymi z tej samej klasy. Tak rozumiane rozumowanie indukcyjne „od zaobserwowanego do niezaobserwowanego” nie jest dowodem, nie daje wiedzy pewnej, lecz jest rodzajem rozumowego wglądu na podstawie przykładów w prawo obowiązujące uniwersalnie. Rozum dokonuje tu skoku poznawczego od wspólnej własności przykładów do orzeczenia jej uniwersalnego zachodzenia. Jak to ujął Jude P. Dougherty, lata temu dziekan Szkoły Filozofii na Katolickim Uniwersytecie Ameryki, w książeczce „The Nature of Scientific Explanation” (z której w tych akapitach czerpię i którą streściłem dawno temu w dwumiesięczniku „Arcana” oraz jako jeden z rozdziałów zbioru esejów pt. „Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku” [LINK]).

Nie trzeba sprawdzać wszystkich przewodów miedzianych, by zrozumieć, że miedź przewodzi prąd elektryczny, przewodzi ciepło oraz ma własność giętkości.

I oto tutaj znowu kłaniają się nam pierwsze i uniwersalne zasady metafizyki arystotelesowsko-tomistycznej, porządkujące nasze myślenie naukowe i mówiące o ładzie tego świata. Gdyby zasady te nie obowiązywały, nauki przyrodnicze nie powstałyby. Nie byłoby tak, że „wszyscy ludzie pragną wiedzieć” (Arystoteles, „Metafisica”). W ogóle naszego świata nie byłoby. Owe pierwsze zasady myśli i bytu wprawdzie nie mogą być udowodnione, ale są milcząco choć nieświadomie zakładane w każdym wywodzie naukowym, są ewidentne i ich prawdziwości można bronić.

Dlaczego więc ostatnie wieki odmówiły prawa bytu „filozofii pierwszej”, a już na pewno praktycznie umieściły ją poza obszarem wiedzy, w obszarze tym pozostawiając naukę tak ograniczoną, by ta nie mogła nic powiedzieć o prawdzie bytu? Dlaczego ostatnie wieki opowiedziały się za nieładem, odrzuceniem pierwszych i uniwersalnych zasad bytu? Był to wybór ideologiczny i nielogiczny, ale taki został dokonany. Najkrócej rzecz ujmując, ideolodzy opowiedzieli się za śmiercią Boga, który jest Stworzycielem ładu we wszechświecie. I chociaż możliwe jest odkrycie zasad tego ładu – a zatem pierwszych i uniwersalnych zasad bytu – poprzez namysł filozoficzny, nie korzystający z żadnych danych Objawienia, to jednak implikują one konieczność przyjęcia transcendentnego „dawcy” ładu wszechświata.

.Jedną z tych zasad jest zasada racji bytu, orzekająca, iż każdy byt ma uzasadnienie swej bytowości w sobie bądź poza sobą. Wśród zasad przyczynowych jest nie tylko przyczyna sprawcza, która mówi, dzięki czemu coś zaistniało, jest lub działa, ale również jest przyczyna celowa, orzekająca, dlaczego coś się dzieje (pomijam inne przyczyny wymieniane w metafizyce). W przypadku bytu przygodnego (niekoniecznego), do którego istoty nie należy istnienie, zasada jego racji kazała stwierdzić konieczność istnienia Pierwszej Przyczyny, Bogiem czy Absolutem nazwanej, będącej ostateczną racją bytowości owego bytu przygodnego. Chcąc śmierci Boga, trzeba tedy było wykreślić zasadę racji bytu. I wolno dziś pytać, jak rzeczywistość jest, ale nie wolno pytać, dlaczego rzeczywistość jest. Zwłaszcza nie wolno zobaczyć celowości w przyrodzie, jeśli bowiem o nią zapytalibyśmy, to ostatecznie zapytalibyśmy o projektanta, jakiś byt transcendentny, który określiłby cel. I tak to ład został zastąpiony przez nieład, mimo że z powodzeniem uprawiamy naukę, oraz zaprzecza się istnieniu celowości w przyrodzie, mimo że życie na Ziemi bez wątpienia ma charakter celowy (więcej na ten temat napisałem w rozdz. 16 książki „Między obłędem a trwaniem” [LINK]; rozdział nosi tytuł „Nauka i poszukiwanie Prawdy na przykładzie ewolucji i celowości w przyrodzie”).

Na szczęście, nic w porządku myśli oraz w dziele stałego bogacenia naszej wiedzy nie wymaga odrzucenia zasady racji bytu i nie zabrania poszukiwania przyczyn celowych. Nic też nie zabrania powrotu do całościowego pojmowania nauki, jej różnych dziedzin widzianych jako różne dziedziny wiedzy, które nade wszystko powinny służyć bezinteresownemu poszukiwaniu Prawdy, każda z tych dziedzin w tym zakresie i tym sposobem, jakie są właściwe danej dziedzinie – inne w naukach przyrodniczych niż w metafizyce, jeszcze inne w teologii, ale wspólnie składające się na całość naszej wiedzy. Trochę tak, jak ponad dwa tysiące lat temu opatrywał te nauki wspólną nazwą Arystoteles i ponad 750 lat temu św. Tomasz z Akwinu – epistēmē u pierwszego i scientia u drugiego.

Ktoś może pomyśleć, że autor tych słów oszalał, skoro waży się postulować pomieszczenie wśród dziedzin nauki – a zatem wiedzy – badań nad prawdami religijnymi. Niewiele lat temu, bo w roku 1998 Jan Paweł II pisał w „Fides et ratio” o trzech typach prawdy – o prawdach opartych na dowodach bezpośrednio dostępnych lub które można potwierdzić eksperymentalnie, o prawdach natury filozoficznej, do których człowiek dociera dzięki zdolności spekulatywnego rozumu, oraz o prawdach religijnych, które w pewnej mierze sięgają korzeniami także do filozofii. Czy nie miał racji? Czy tylko nauki przyrodnicze mówią coś o świecie i o człowieku, zaś prawdy filozoficzne i religijne są przesądem bez żadnego rzeczywistego znaczenia?

Niniejszy krótki artykuł pokazuje – w sposób lapidarny i na pewno dalece niedoskonały, ale jednak pokazuje – że prawdy filozoficzne leżą u podstaw nauk szczegółowych, że stanowią ich swego rodzaju uprawomocnienie. I również sygnalizuje, że prawdy filozoficzne kierują rozum ku absolutowi. Przywołując myśl Ojców Kościoła, Jan Paweł II pisze, że rozum spekulatywny, oczyszczony i prawidłowo uformowany [jest] w stanie wznieść się na wyższe poziomy refleksji, tworząc solidny fundament dla pojmowania bytu, rzeczywistości transcendentnej i absolutu. Jako całość, encyklika „Fides et ratio” znakomicie unaocznia podstawową harmonię poznania filozoficznego i poznania przez wiarę. Rozum, osiągając szczyt swoich poszukiwań, uznaje, jak konieczne jest to, co ukazuje mu wiara. Jeśli pragniemy wiedzieć i miłujemy mądrość, nie możemy zamknąć wiedzy w gorsecie nauk szczegółowych, musimy natomiast w jej ramach pomieścić prawdy filozoficzne i religijne.

Jak zresztą nie patrzeć na całość wiedzy w ten właśnie sposób. Wszak – jak to w roku 1925 ujął Alfred North Whitehead – wiara w samą możliwość nauki była pochodną średniowiecznej teologii.

.O tym wszystkim wie Jan Śliwa, któremu dziękuję za zainspirowanie mnie do napisania niniejszego tekstu, co najmniej tak samo dobrze jak niżej podpisany. Ale chyba tego w swoim artykule wystarczająco mocno nie wysłowił.

Jacek Koronacki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 kwietnia 2024