Zachód otrzymał zastrzyk politycznego realizmu
Europejska ignorancja i niezrozumienie wzrastają wraz z przesuwaniem się ku wschodniej części kontynentu – pisze prof. Žiga TURK
.Zburzenie Muru Berlińskiego w listopadzie 1989 roku symbolizuje nie tylko upadek komunizmu w Europie Wschodniej i Środkowej, ale także zwycięstwo Zachodu w zimnej wojnie i klęskę rosyjskiego imperializmu. Rosja została wyparta z terytoriów, które Stalin zaanektował, okupował lub podbił po II wojnie światowej – wojnie, którą wszczął wraz Hitlerem, aby zrekompensować straty poniesione przez Rosję po wycofaniu się z I wojny światowej. Inwazja na Ukrainę wpisuje się w ten sam schemat historyczny.
Wojna na Ukrainie przypomina walkę między autokracją a demokracją, ale nie jest to wojna ideologiczna. Jest to przede wszystkim próba skorygowania przez Rosję rezultatów zimnej wojny i odbudowy imperium. Niektóre słowa z przemówienia Putina po rozpoczęciu wojny są niemal dosłownym powtórzeniem myśli Aleksandra Dugina sprzed około 25 lat. W Podstawach geopolityki pisał on: „Ukraina jako państwo nie ma żadnego znaczenia geopolitycznego. Nie ma ani szczególnego przekazu kulturowego o uniwersalnym znaczeniu, ani odrębności geograficznej, ani wyłączności etnicznej”. Następnie dodaje: „Dalsze istnienie jednolitej Ukrainy jest nie do przyjęcia. Terytorium to powinno zostać podzielone na kilka stref odpowiadających różnym realiom geopolitycznym i etnokulturowym”.
Jeśli Putin nie może mieć Ukrainy jako całości, będzie próbował zatrzymać jej wschodnią część. Należy go powstrzymać.
Istnieją dwie koncepcje przyszłości Europy. Według jednej z nich Europa jest projektem mającym na celu tworzenie coraz bliższych wewnętrznych relacji. Druga natomiast mówi o Europie „zjednoczonej, wolnej i trwającej w pokoju”. Pierwsza koncepcja jest zapisana w traktatach, druga została stworzona przez George’a W. Busha. Nie są one sprzeczne, ale różnią się priorytetami.
Niejednokrotnie brałem udział w debatach na temat przyszłości Europy. Dyskusje zawsze dotyczyły wzmacniania regionu i „zacieśniania” Unii poprzez przekazanie Brukseli większej części kompetencji poszczególnych państw. 24 lutego 2022 r. przypomniał nam, że problemem jest nie tylko siła (w zakresie bezpieczeństwa), ale także rozpiętość Europy. Unia Europejska nie jest całością w sensie geograficznym. Tylko na zachodzie i w centrum UE jest „wolna i trwa w pokoju”. Jej hasłem przewodnim jest „tworzyć dyrektywy, a nie wojnę”. Francja i Niemcy nie potrzebują strefy buforowej w zdemilitaryzowanej Nadrenii czy neutralnym Beneluksie. Jednak na wschodzie i na Bałkanach nie jest to już całość. Przystępowanie krajów bałkańskich do Unii Europejskiej jest powolne, chociaż członkostwo tego obszaru w UE i Schengen pozbawiłoby wiele problemów znaczenia.
Większym problemem są jednak sąsiedzi wschodni i Rosja. Zachód nie poświęcał temu regionowi należytej uwagi – co zresztą obserwowano na całej przestrzeni dziejów. Obronę Europy przed potęgami azjatyckimi, Rosją i Turcją, pozostawiono państwom położonym między morzami Bałtyckim i Adriatyckim, a mocarstwa zachodnie prawie w ogóle w tym zadaniu nie pomagały. Jakby to nie był ich problem. Jak się okazało w XX w., w dużej mierze jednak jest. Dzień 24 lutego wyraźnie o tym przypomniał.
Podobna ignorancja przejawia się w słowach, które wciąż czasami słyszymy z zachodnich stolic: że ostatnie wielkie rozszerzenie było błędem lub że państwa członkowskie z Europy Środkowej i Wschodniej są „nowymi państwami członkowskimi”, mimo iż należą do Unii od prawie dwóch dekad. Chcąc sprawić, by oszczędni obywatele niektórych starych krajów członkowskich zaakceptowali fakt, że ich podatki są wydawane na wschodzie, oczekuje się przeprowadzenia lekcji, na przykład uczących mieszkańców wschodu liberalnej demokracji. Podział na zachodnich i wschodnich członków Unii jest na rękę rosyjskim myślicielom imperialnym, takim jak Dugin. Jego wizja Wielkiej Rosji jest realna tylko wtedy, gdy Europa zostanie podzielona na część atlantycką i środkową. Trzeba temu zapobiec! Aby być wolna, Europa musi być zjednoczona.
Europejska ignorancja i niezrozumienie wzrastają wraz z przesuwaniem się ku wschodniej części kontynentu. Ukraina i Rosja leżą maksymalnie na wschodzie. Ani marchewka, która trafiła do Rosji po 1989 roku, ani kij po 2008 i 2014 roku nie były szczególnie imponujące. Teraz płacimy za to cenę.
Od dawna zadawanym pytaniem dotyczącym Rosji pozostaje to, czy jest ona mocarstwem europejskim, czy azjatyckim. Czytelnicy Dostojewskiego i słuchacze Czajkowskiego bez wątpienia umieściliby ją w Europie. Natomiast obserwatorzy zbrodni Iwana Groźnego, Stalina czy Putina, a także wartości nadawanej przez nich ludzkiemu życiu i cierpieniu – już niekoniecznie.
Niezależnie od tego, jak Rosjanie postrzegają samych siebie, ich kraj geograficznie leży w Europie i wywierał wpływ na europejską architekturę co najmniej od czasów Napoleona. Główny plac w moim rodzinnym mieście Lublanie nosi nazwę „placu Kongresowego” dla upamiętnienia kongresu mocarstw Świętego Przymierza, którego częścią był również rosyjski car. Miało ono na celu zapewnienie pokoju w Europie po wojnach napoleońskich. Okres obowiązywania Świętego Przymierza był ostatnim momentem pokoju w Europie, utrzymywanym w oparciu o wspólny fundament religijny. Po raz ostatni chrześcijaństwo było na tyle silne, by zrównoważyć nacjonalizmy.
Wartości stojące za dzisiejszym pokojem i współpracą nie mają cech transcendentnych. Są to czysto świecki handel i nieco bardziej abstrakcyjne prawa człowieka, liberalna demokracja i praworządność. W latach 90. i na początku XXI wieku istniała szansa na zintegrowanie Rosji z tymi wartościami, a także z Europą. Rosja stała się częścią grupy G7, uczestniczyła w szczytach NATO i była istotnym uczestnikiem europejskiego programu kosmicznego. Optymiści żywili nadzieję, że Rosji być może uda się uzyskać podobny status w Europie, jakim cieszy się inne byłe supermocarstwo – Wielka Brytania. Tyle tylko że wielu ludzi w Europie nie uważa Rosji za kraj europejski i nie wierzy, by Rosja postrzegała się jako byłe supermocarstwo.
Szansa integracji Rosji przepadła na długi czas. Nawet jeśli uda się osiągnąć pokój, nikt nie będzie w stanie udawać, że 24 lutego 2022 r. się nie wydarzył. Zachód otrzymał właśnie zastrzyk realizmu politycznego. Historia biegnie dalej. Stare rozłamy nadal istnieją. Napięcia geopolityczne są takie same jak setki lat temu. To, kim jesteś – Rosjaninem, Ukraińcem, Polakiem, Słoweńcem, Niemcem czy Francuzem – ma znaczenie. Miękka siła Unii Europejskiej nie wystarczy.
Przekonaliśmy się, że toalety neutralne płciowo i plastikowe słomki to niezbyt istotne kwestie, lecz jedynie problemy, których wymyślanie jest luksusem społeczeństw obfitości. Miejmy nadzieję, że wszyscy mieszkańcy Europy i USA uczą się teraz, że prawdziwe problemy to nie Warszawa i Budapeszt czy Bruksela i Davos; że problemem nie są konferencje czy wpisy na Twitterze. Chciałoby się, żeby Putin o Ukrainie tylko tweetował. Prawdziwymi problemami są imperializm i bomby. Rzeczywistość powróciła. I jest paskudna.
Ale jest także piękna. Są tyrani i niedoszli cesarze, lecz są też bojownicy o wolność. Jak powiedział wielki amerykański prezydent Ronald Reagan: „Wolność nigdy nie jest dana na dłużej niż jedno pokolenie. Nie przekazaliśmy jej naszym dzieciom we krwi. Trzeba o nią walczyć, trzeba ją chronić (…)”. W końcu wolność zatryumfuje i umocni zwycięstwo 1989 roku. Miejmy nadzieję, że oni i my, wszyscy Europejczycy razem, z pewną pomocą ze strony Ameryki zwyciężymy w Ukrainie i że większa batalia nie będzie konieczna.
.Europa może być wolna tylko wtedy, gdy stanie się całością i jednością – i tylko wówczas może trwać w pokoju, gdy będzie wolna.
Žiga Turk