Narodziny Jezusa. Zwycięstwo światła nad ciemnością
W Betlejem wszyscy się radowali. Maryja z Józefem się radowali, pasterze się radowali i Trzej Królowie bili pokłony z radości. Tylko Herod się wściekał. W nim zwyciężyła ciemność. On to Dziecko postrzegał jako zagrożenie. Dla niego narodziny Jezusa były przejawem niesprawiedliwości, zamachem stanu. Dlatego wysłał swoje sługi, aby mordowali dzieci. On uważał, że postępuje słusznie, i nie powinno nas to zaskakiwać. Kiedy w człowieku wygrywa ciemność, jego myślenie jest całkowicie spaczone, to, co on uważa za dobro, staje się parodią prawdziwego dobra – pisze ks. Piotr PAWLUKIEWICZ
.Słuchamy w Ewangeliach o Betlejem, stajni, pieluszkach, pasterzach i o niedobrym Herodzie. O tym samym mówi nam Święty Jan, choć w nieco inny sposób. Może to dlatego, że pisał Ewangelię jako czwarty, więc nie chciał się powtarzać? To te same wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, tylko opowiedziane językiem teologicznym, filozoficznym. „Na początku było Słowo”, „Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”, „Była światłość prawdziwa” – tajemnicze to zdania. Trudne. Ale jednocześnie przecież znamy je z codzienności. One są o nas. To tekst o świecie, w którym ścierają się światło i ciemność. Istnienie tego dualizmu jest jednym z najważniejszych problemów, z jakimi musimy sobie radzić.
Myślę, że wielu z nas mogłoby powiedzieć: „Jeszcze pięć lat temu, jeszcze rok temu, jeszcze miesiąc temu byłem taki głupi… Czego to ja nie robiłem… Czego to ja nie myślałem… Byłem jakby zaklęty, zaczarowany, nie byłem sobą”. W ilu z nas wydarzyło się coś, nastąpił ten przełom, który sprawił, że dostrzegliśmy, jak dziwne decyzje podejmowaliśmy! Jednak nawet jeśli zdajemy sobie z tego sprawę, wcale nie znaczy to, że stan, w którym teraz jesteśmy, jest już światłem. To może być dopiero jakaś szarość, a ciemność wciąż może w nas wygrać.
W Betlejem wszyscy się radowali. Maryja z Józefem się radowali, pasterze się radowali i Trzej Królowie bili pokłony z radości. Tylko Herod się wściekał. W nim zwyciężyła ciemność. On to Dziecko postrzegał jako zagrożenie. Dla niego narodziny Jezusa były przejawem niesprawiedliwości, zamachem stanu. Dlatego wysłał swoje sługi, aby mordowali dzieci. On uważał, że postępuje słusznie, i nie powinno nas to zaskakiwać. Kiedy w człowieku wygrywa ciemność, jego myślenie jest całkowicie spaczone, to, co on uważa za dobro, staje się parodią prawdziwego dobra.
.Szatan jest genialnym parodystą Pana Boga. On świetnie blefuje. Potrafi udawać jasność. Proszę zwrócić uwagę na jego bezczelność. Pamiętacie, jak się zachował trzydzieści lat po wydarzeniach w Betlejem, kiedy Jezus przyszedł na pustynię, żeby stoczyć z nim bitwę? Kogo szatan udawał przed Jezusem? Boga. „Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”. Zaczął stawiać warunki i traktować Jezusa z góry. Blefował, mając nadzieję, że mu się uda.
Kochani, uważajcie! Szatan do was przyjdzie. Zwłaszcza jeśli doświadczacie w swoim życiu Bożej obecności, macie bliską relację z Bogiem, szatan będzie robił wszystko, aby was od Niego oddalić, aby tę relację zniszczyć. On jest słaby. Boi się. Powiem nawet więcej – trzęsie się ze strachu przed Jezusem. Ale mimo to przychodzi do człowieka. Może ktoś z was przerabiał to nawet niedawno, na przykład w sylwestra. „No co, nie napijesz się? Ze mną się nie napijesz w ostatnią noc roku? Wstydziłbyś się. Masz tu kielicha i pij, bracie”. To blef, próba pokazania swojej nieistniejącej siły. Tak jak się blefuje w kartach, kiedy nic się w nich nie ma, ale udaje się, że jest wręcz przeciwnie. Tak jak w cyrku blefuje treser dzikich zwierząt, który wchodzi do klatki z lwami. Jest od nich słabszy, ale strzela z bata i udaje silnego, a lwy się go boją. My jesteśmy Bożymi lwami, a szatan przychodzi z batem, strzeli, gwizdnie, postraszy nas wyśmianiem i zaczynamy robić wszystko, co nam każe.
Tylko Bóg jest mocą, tylko Bóg jest światłem. Trzeba umieć odróżnić światłość od ciemności, a one często się nam mylą. Ile miałem takich rozmów, kiedy ktoś przychodził i opowiadał, jak to wziął ciemność za jasność. „Proszę księdza – mówił – żyłem w jakimś marazmie. Byliśmy piętnaście lat po ślubie i już czułem się jakiś taki wypalony. Nagle w pracy pojawiła się kobieta – młoda, inteligentna, dowcipna. Wydawało się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nasze rozmowy były takie pasjonujące. Rozumieliśmy się jak nikt na świecie. Nie musiałem nawet kończyć zdań, bo ona już wcześniej wiedziała, co chcę powiedzieć. Przy niej stałem się na powrót elegancki i szarmancki. W moim życiu znowu zapłonęło światło. Zaczęło mi się chcieć żyć. Starałem się lepiej ubierać, wysławiać, zostawałem po godzinach w pracy, rozmawiałem z tą panią godzinami przez telefon. Jak mi się zdawało, wyszedłem ze stanu marazmu i ciemności, w jakim znajdowałem się w rodzinie. Wszystko naprawdę wspaniale się układało, tylko kiedy zachorowałem, ta pani nie miała ochoty się mną opiekować, więc mnie zostawiła. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem zgliszcza. Zgliszcza mojego małżeństwa, zgliszcza mojej relacji z synem i córką, których tak bardzo poraniłem swoim romansem”.
To, co nam się wydaje światłością, często jest ciemnością. Ciemność bywa jaskrawa, kolorowa i głośna. Ludzie przychodzą do mnie i mówią: „Proszę księdza, jestem zdołowany, załamany, smutny. Mam wrażenie, jakbym był w jakimś bardzo ciemnym miejscu, gdzie nie ma już dla mnie ratunku”. Ja im wtedy odpowiadam:
„Bracie, jeśli przyszedłeś do mnie szukać pomocy, to znaczy, że zacząłeś już z tej ciemności wychodzić. Nie jesteś w niej pogrążony do końca. Tak było, kiedy się upijałeś, brałeś narkotyki i cudzołożyłeś, choć świat mógł wtedy błyszczeć i wydawać się kolorowy. Grzech błyszczy, a to, co prawdziwe, może się wydawać mniej sympatyczne”.
Gdy długo przebywamy w ciemnym pomieszczeniu, po wyjściu z niego czujemy się oślepieni, światło wręcz sprawia nam ból. Dlatego tak trudno nam wyrwać się z grzechu. Boimy się tego, bo wyjście do Chrystusowego światła wiąże się z jakiegoś rodzaju bólem.
Po wielu rozmowach mam jeszcze jedno spostrzeżenie – ludzie mają sentyment do grzechu. „Ach, proszę księdza, kiedyś to się grzeszyło. To były czasy. Fiu, fiu. Na imprezach do rana się balowało, a często potem nawet nie pamiętałem, jak do domu wróciłem. Co miesiąc nowa dziewczyna, raz brunetka, raz blondynka, a na randkach przecież w chińczyka nie graliśmy. Jak ja wtedy żyłem! A teraz – w kościele, na różańcu, i jakoś tak smętnie…”.
Szatan robi wszystko, żeby przyzwyczaić nas do ciemności. To dlatego, gdy już znajdziemy się w jasności, wydaje nam się, że wszystko jest obrócone do góry nogami. Świat stoi na głowie. Gdy zapalimy w swoim życiu prawdziwe światło, w pierwszej chwili wcale nie będzie nam przyjemnie. Zaboli. Pan Bóg otworzy nam oczy i zobaczymy, w jakim bagnie tkwiliśmy. Po doświadczeniu chwilowego szczęścia na imprezach czy w innych niekoniecznie chlubnych sytuacjach to będzie szok, ale nasz umysł sobie z tym poradzi. On ma bardzo ciekawą konstrukcję.
Parę dni temu położyłem się wieczorem i nie mogłem zasnąć. Pomyślałem, że włączę sobie jakąś konferencję, a przy niej pewnie zasnę. Magnetofon będzie się kręcił do rana, ale przecież nic się nie stanie. Jednak konferencja była tak ciekawa, że wysłuchałem jej aż do końcowego „amen”. Gdy nagranie umilkło, wstałem i wyłączyłem magnetofon. Następnego dnia stwierdziłem, że odsłucham konferencję jeszcze raz, bo do pewnych wątków chciałbym wrócić. Włączyłem magnetofon i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że w nocy niemal niczego nie słyszałem. Docierało do mnie parę zdań, a potem przysypiałem i budziłem się, przysypiałem i budziłem się; jednocześnie cały czas wydawało mi się, że słucham. Przyswoiłem sobie może pięć procent nagrania, a co z resztą? Pozostałe treści były dla mnie nowe, a ja przecież dałbym sobie rękę uciąć, że leżąc w łóżku, przesłuchałem całość.
Rozmawiałem kiedyś z jednym panem, który opowiadał mi: „Proszę księdza, jechałem pewnego razu pociągiem nocnym z kuszetkami do Kołobrzegu. Na drogę kupiłem dwa czy trzy piwka i po jakimś czasie z nudów zacząłem rozwiązywać krzyżówkę w gazecie. Okazała się ona jednak wyjątkowo trudna, wpisałem tylko może z połowę haseł. Następnego dnia popatrzyłem na tę krzyżówkę bez piwa i na trzeźwo szybko uzupełniłem luki. Poprzedniego dnia, po tych dwóch piwach, nie mogłem sobie z nią poradzić, a okazało się, że hasła tak naprawdę były proste. Ale gdyby ktoś mi wtedy powiedział: »Zostaw to. Jesteś pijany. Mózg ci nie pracuje«, tobym się popukał w głowę. Przecież w swoim przekonaniu byłem trzeźwy jak harcerz, no bo co to dla mnie dwa piwa”.
Ciągle nam się wydaje, że wszystko widzimy, wszystko wiemy, a zwłaszcza, że wiemy, co robimy. Ileż to razy w naszych rozmowach z rodzicami, z braćmi padają słowa: „Ja wiem, co robię. Nie musisz mi mówić”! Prawda jest taka, że często nasze oczy są przysłonięte.
Szatan potrafi udawać Pana Boga. To tak jak na symulatorze lotu samolotem albo jazdy samochodem – widzisz dookoła siebie świat, który tak naprawdę nie istnieje. Szatan robi taki numer, że dokonując złych, grzesznych wyborów, widzisz przed sobą autostradę, piękną, szeroką drogę o suchej jezdni.
Wielu ludzi, którzy opuścili żonę czy męża, opuścili dzieci, twierdziło, że są szczęśliwi. Mówili: „Znalazłem miłość swojego życia. Teraz to już dla mnie jasne. Mój związek małżeński był po prostu nieudany. To była niestety pomyłka. Nigdy nie powinienem się ożenić z tą kobietą”. Szatan robi wszystko, żeby od momentu wejścia na drogę grzechu widzieli świat w różowych kolorach, bo w ten sposób niszczy nie tylko ich życie. Bardzo często się zdarza, że za dwadzieścia czy trzydzieści lat dzieciom takiej osoby albo jej wnukom za pięćdziesiąt lat też posypie się małżeństwo.
Często, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, powielamy wzorce, które wynieśliśmy z domu. Nasze dzisiejsze nieszczęścia i małżeńskie problemy mogą stanowić następstwo tego, że dziadkowie byli skłóceni i potem się do siebie nie odzywali. Nasza mama wzrastała w takiej atmosferze, a kiedy sama wyszła za mąż, nie potrafiła zbudować zdrowego związku z ojcem. My też możemy tego nie potrafić. Oczywiście to nie jest jakieś przekleństwo, mamy szansę z tym wygrać, ale musimy mieć świadomość, co stanowi głębszą przyczynę naszych problemów. A mogę was zapewnić, że szatan będzie robił wszystko, żebyśmy się nie zorientowali w sytuacji.
Bardzo często trudno nam właściwie osądzić, co jest światłem, a co ciemnością. Ich odróżniania nie można się raz na zawsze porządnie nauczyć, bo władca piekieł ciągle wymyśla nowe sposoby maskowania mroku. Tak naprawdę dopiero Sąd Ostateczny pokaże, co było ciemnością, a co jasnością.
Powtórzę jeszcze raz: ciemność bywa kolorowa i jaskrawa. Ciągle musimy pytać i prosić Pana Boga, aby pomógł nam rozeznać, czy nie tkwimy w ciemności. Żadna sytuacja, nawet codzienne uczestnictwo we mszy świętej nie sprawi, że się przed tym ustrzeżemy. Ja teraz, mówiąc do was jako ksiądz kazanie w kościele, też mogę być w jakiejś ciemności, bo szatan jest bezczelny.
Przypomnę tutaj ten genialny dialog, który nieraz już przywoływałem, a który usłyszałem niegdyś w warszawskim tramwaju czy autobusie. Chłopak trzymał dziewczynę na kolanach. Siedzieli przytuleni do siebie, a on jej prawił „świetliste” komplementy:
– Moje ty słoneczko. Mój ty promyczku. Moje ty światełko.
– Nie ściemniaj – odpowiedziała ona.
Szatan ściemnia. Ale nie robi tego, przygaszając światło, wręcz przeciwnie. Myślisz, że szatan założy ci koc na głowę? Że da ci czarne okulary? Nie, on zapali reflektory, chcąc cię przekonać, że dopiero dzięki niemu wszystko widzisz wyraźnie. Jak więc rozpoznać, co jest prawdziwym światłem, a co światłem fałszywym? Po czym to poznamy? Po owocach. Dobre drzewo nie wyda złych owoców. Złe drzewo nie wyda dobrych owoców. Ciemność nie wyda owoców światła, a światłość nie wyda owoców ciemności (…).
.Na koniec powiem wam jedno. Wiecie, co jest pewne w tym roku? Bo wszystko inne to tylko gdybania, horoskopy, wróżby i przepowiednie. Pewne jest tylko to, że przez cały ten rok, od teraz do 31 grudnia, do godziny 23.59 i 59 sekund, Bóg z nas nie zrezygnuje. Niezależnie od tego, czy narozrabiamy, czy będziemy niezwykle pobożni, czy nam wyjdzie, czy nam nie wyjdzie, czy się uda, czy plany się ziszczą, Bóg z nas nie zrezygnuje. On będzie nas brał, będzie nas błogosławił i… będzie nas łamał, by dać nas swoim uczniom. Taki jest program, bo żaden chrześcijanin nie jest powołany do tego, aby był sam. Nie każdy jest powołany do życia w małżeństwie czy kapłaństwie, ale żaden nie jest powołany do samotności.
Fragment książki: Przestań się bać, wyd. Znak, Kraków 2024 [LINK].