O porozumienie ponad Świętami
Słucham ostatnich wypowiedzi nowego arcybiskupa warszawskiego i jestem pełen nadziei. Rozumienie służby, dobra wspólnego i polityki abp. Adriana GALBASA SAC to coś, czego potrzeba nie tylko w Kościele. To myślenie warto przenieść dalej – pisze Michał KŁOSOWSKI
.Nie tylko w sensie geograficznym, społecznym czy gospodarczym, ale przede wszystkim w sensie politycznym Polska jest rzeczywiście trudnym krajem. Wiemy to nie od dzisiaj, nie tylko przez porównanie. Kraj, w którym polaryzacja społeczna i ideologiczna, a także głęboki podział polityczny stały się normą, a nie wyjątkiem, to chyba najprostszy opis współczesnej Polski. W kontekście Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to na całym świecie podkreślamy wartość pokoju, pojednania i miłości, warto więc sięgnąć po refleksję, która dziś wydaje się konieczna: jak w naszym, polskim świecie społeczno-politycznym znaleźć przestrzeń na porozumienie, które wykracza poza partyjne spory i personalne animozje? I to nie tylko przy wigilijnym stole, ale szerzej, w codzienności? I czy jest to w ogóle możliwe?
Aby odpowiedzieć na te kwestie, trzeba najpierw zadać sobie inne pytanie, które przed politykami w Sejmie postawił nowy metropolita warszawski abp Adrian Galbas SAC, a które wydaje się fundamentalne dla pomyślności Polski w 2025 roku: czym jest „dobro wspólne” i jak je zrozumieć, aby przezwyciężyć dzielące nas mury? Ta refleksja jest niezbędna, zwłaszcza w obliczu słów Jana Pawła II, który wskazywał na konieczność innego „rozumienia polityki”, w której centralnym punktem jest dobro człowieka – każdego człowieka, nie tylko tego, który znajduje się po jednej stronie politycznej barykady.
Polityka jako służba dobru wspólnemu
.Jan Paweł II, nie tylko jako papież, ale także jako filozof, przez całe swoje życie podkreślał, że polityka to nie tylko techniczne zarządzanie państwem, ale przede wszystkim służba dobru wspólnemu. Mało jednak dzisiaj mówi się o tym pojęciu, nawet w kontekście rozgrywającej się już kampanii prezydenckiej. A w nauce społecznej Kościoła polityka nie jest celem samym w sobie, ale środkiem, który ma służyć realizacji dobra wspólnego. W tym sensie polityka staje się bardziej misją niż zawodem. To misja, która wymaga odpowiedzialności za innych – za swoich wyborców i za wszystkich obywateli. A to z kolei wymaga od polityków odwagi, by podejmować trudne decyzje, ale również zdolności do słuchania, szanowania drugiego człowieka, do wchodzenia w dialog ponad podziałami. W tym kontekście „dobro wspólne” może więc jawić się jako przestrzeń dla wszystkich, pozostawianie symbolicznego pustego talerza na stole, przy którym odbywa się debata publiczna.
Karol Wojtyła przypominał też o najważniejszym: że polityka powinna być narzędziem, które służy miłości – miłości do kraju, do obywateli, do człowieka. To personalizm w czystej postaci. Bo nawet jeśli ten drugi ma inne poglądy czy po prostu się myli, nie trzeba na niego patrzeć przez pryzmat rywalizacji, ale przez pryzmat wspólnoty, która ma w swoim centrum wspólne dobro i w ten sposób nabiera sensu.
Dobro wspólne w ujęciu katolickim to w końcu koncepcja, która wykracza poza indywidualne interesy i obejmuje całe społeczeństwo, jego rozwój moralny i duchowy. Benedykt XVI, szczególnie w encyklice Caritas in veritate, podkreślał, że dobro wspólne nie jest jedynie sumą interesów jednostek, lecz odnosi się do pełni dobra, które obejmuje również sfery duchowe i transcendentne. Dobro w polityce? Tak. W tym sensie bowiem dobro wspólne to troska o integrację wartości moralnych w życiu społecznym: sprawiedliwości, solidarności i szacunku dla godności ludzkiej.
Josemaría Escrivá, który na początku XX wieku zreformował rozumienie zaangażowania świeckich w Kościół i świat, uznawał, że dobro wspólne jest związane z uświęceniem pracy i codziennych działań. Escrivá przekonywał bowiem, że każdy człowiek, bez względu na swoją profesję, ma moralną odpowiedzialność za budowanie społeczeństwa opartego na wartościach chrześcijańskich. Jego nauka o „świętości codziennego życia” sugeruje, że dobro wspólne realizuje się w dążeniu do prawdziwej sprawiedliwości i miłości w każdym aspekcie życia; w rodzinie, pracy czy życiu publicznym.
Dobro wspólne to więc troska o integrację ludzi w jeden spójny organizm społeczny, w którym każda jednostka znajduje się w relacji z innymi, a więc wspólna odpowiedzialność za wszystkich, szczególnie tych najbardziej potrzebujących, staje się fundamentem prawdziwego dobra, a cnoty indywidualne, wplecione w społeczny łańcuch, nadają mu kształt i dają energię.
Czas na odnowę
.Polska zmaga się z kryzysem politycznym, który dotyczy dzielenia się władzą i przede wszystkim objawia się w żądzy władzy i braku wzajemnego szacunku i zrozumienia. Już nie tylko dla młodego pokolenia wygląda na to, że polityka, szczególnie w okresach wyborczych, stała się areną bezwzględnej walki o dominację ideologiczną, a nie szukaniem rozwiązań, które zaspokajają rzeczywiste potrzeby społeczne. Jeśli dodać do tego rozbuchany marketing, powstaje pytanie nie o to „jak”, ale „czy” możemy tak dalej funkcjonować. Jak długo jeszcze będziemy tkwić w podziałach, które zamiast zbliżać nas do siebie, pogłębiają tylko wzajemną nieufność i osłabiają solidarność? A to wszystko w tak niespokojnych czasach.
Tak zadane pytanie wymaga jednoznacznej odpowiedzi, bez której przyszłość naszej wspólnoty może okazać się niemożliwa. Ta odpowiedź zaś leży we wspólnej woli, by odbudować politykę jako przestrzeń służby dobru wspólnemu. Jeśli spojrzymy na najnowsze wydarzenia w Polsce, nie sposób nie zauważyć, jak głębokie są podziały. Dzielą nas nie tylko opinie polityczne, ale także poglądy na temat tego, czym jest nasza tożsamość narodowa, jak rozumieć naszą przeszłość i naszą przyszłość. W tym kontekście polityka, zdominowana przez jednostronne interesy i partykularne wizje, staje się niezdolna do przełamywania tych podziałów. I tu arcybiskup Adrian Galbas SAC mówi, że przede wszystkim nie jest politykiem, ale jednym z jego zadań jest przypominać o fundamentalnej zasadzie dobra wspólnego.
Bo warto pamiętać, że polityka nie musi wyglądać jak w powyższym opisie. Może, a nawet powinna wyglądać inaczej. Może stać się przestrzenią, w której wartości takie jak solidarność, odpowiedzialność i miłość do ojczyzny stają się podstawą działań politycznych. I to nie tylko w kampaniach wyborczych, ale także na co dzień. To polityka, która jest gotowa do słuchania, do dialogu, do budowania mostów zamiast murów. Takiej polityki potrzebujemy dziś w Polsce. To polityka, która jest odpowiedzią na wyzwania współczesnego świata, w którym często zapominamy, że nasze interesy i aspiracje nie powinny być realizowane kosztem drugiego człowieka. Na darwinizmie społecznym, tak czy inaczej rozumianym, nikt nigdy daleko nie zaszedł.
W Polsce brak bowiem polityki prowadzonej po katolicku. Wielu pewnie się oburzy, ale tak jest. Nie chodzi bowiem o hasła, które brzmią „po katolicku”, ale o sposób politykowania i tworzenia debaty publicznej. Bo polityka robiona po chrześcijańsku to podejście do rządzenia, które opiera się na wartościach ewangelicznych i chrześcijańskiej antropologii. Dla filozofów takich jak Emmanuel Mounier polityka powinna mieć na celu nie tylko realizację interesów materialnych, ale także dążenie do dobra wspólnego, z uwzględnieniem godności każdej osoby – także tych ludzi, którzy chrześcijanami nie są. Mounier jako przedstawiciel personalizmu uważał, że społeczeństwo powinno być budowane na solidarności i szacunku dla ludzkiej wolności, a nie na egoistycznym dążeniu do władzy. Z kolei włoski filozof Luigi Sturzo, twórca chrześcijańsko-demokratycznej idei politycznej, podkreślał, że polityka po chrześcijańsku to przede wszystkim służba dobru wspólnemu, rozumianemu jako dbałość o sprawiedliwość, pokój i integrację różnych grup społecznych. Sturzo sprzeciwiał się każdemu rodzajowi totalitaryzmu, zarówno lewicowemu, jak i prawicowemu, argumentując, że chrześcijańska polityka promuje pluralizm i współpracę różnych osób i grup w duchu miłości i odpowiedzialności. To przekonanie, że polityka nie może ograniczać się jedynie do zarządzania, ale powinna być także przestrzenią do realizacji wyższych celów duchowych, takich jak szukanie pokoju, sprawiedliwości i integralnej wolności, jest właśnie tym, czego nam dziś nad Wisłą najbardziej brakuje.
Porozumienie ponad podziałami
.Jednak polityka, w Polsce i na świecie, zmaga się z kryzysem, który polega na tym, że zbyt często zapominamy o tym, co nas łączy, a zbyt długo koncentrujemy się na tym, co nas dzieli; idee solidarności i koegzystencji zostały wyrzucone poza nawias. Konflikty wewnętrzne, spory ideologiczne, wojny kulturowe, walka o wpływy – to wszystko tworzy atmosferę, w której porozumienie staje się niemal niemożliwe. A przecież każdy z nas – niezależnie od poglądów politycznych – ma wspólną odpowiedzialność za przyszłość kraju, w którym żyjemy my i nasze dzieci.
Z tego punktu widzenia warto więc spojrzeć na politykę jak na coś, co może i powinno być narzędziem do przezwyciężenia podziałów. Tak jak robią to dobre gospodynie przy wigilijnym stole, doskonale znając swoich gości i dbając, by każdy z nich czuł się dobrze. Zamiast podsycać antagonizmy, powinniśmy szukać wspólnych celów, które mogłyby połączyć Polaków. Takie porozumienie nie oznacza rezygnacji z własnych przekonań, ale wymaga umiejętności słuchania, szacunku dla innych i gotowości do kompromisów. I choć wydaje się trudne w kontekście obecnych podziałów, to właśnie w takich momentach, kiedy zderzamy się z naszymi różnicami, rodzi się prawdziwa siła, która może prowadzić do nowego początku.
Po co ten apel? – ktoś zapyta. Kierowany jest nie tylko do polityków, ale także do nas wszystkich – obywateli. Apel, byśmy w tym wyjątkowym czasie zatrzymali się na chwilę, spojrzeli na siebie nawzajem i zastanowili się, jak zbudować przyszłość, w której nie będziemy tylko skłóceni, ale przede wszystkim zjednoczeni. W tej jedności zaś nie chodzi o to, by rezygnować z własnych wartości, ale by kierować się dobrem wspólnym, które jest wyższe od partyjnych interesów. Polityka, która szuka zgody, która stawia na dialog, jest polityką, która ma przyszłość, a taka, która stawia na konflikt i podziały, nie ma przed sobą perspektyw, prowadząc do zatracenia. „Nie ostoi się dom wewnętrznie skłócony”.
.Czas więc na nowy początek; na politykę, która nie jest areną walki, ale przestrzenią wspólnego działania na rzecz dobra wszystkich obywateli. Do tego też wzywał w Sejmie abp Adrian Galbas SAC. Czas na politykę, która wychodzi naprzeciw potrzebom, a nie podsyca nieufność. Polityka, która jest odpowiedzią na zło, a nie jego kontynuacją. Takiej polityki potrzebujemy – i to jest nasza wspólna odpowiedzialność. To wyzwanie, które stoi przed politykami i przed obywatelami. I choć wyzwań jest wiele, to jedno jest pewne: konflikt nie służy Polsce. Konflikt nie prowadzi nas ku lepszej przyszłości. Natomiast porozumienie, które znad wigilijnego stołu wychodzi dalej, jest drogą do przyszłości, której nie tylko pragniemy, ale którą możemy zbudować. Kluczem jest odpowiedzialność i powrót do idei dobra wspólnego.