Szczyt NATO. Pięć kroków mocniejszego odstraszania
.„Bezpieczeństwo członków NATO po obu stronach Atlantyku jest niepodzielne”. Zdanie to zostało przyjęte przez 28 głów państw i szefów rządów krajów członkowskich podczas szczytu w Lizbonie, w 2010 roku, jako część Koncepcji Strategicznej NATO. Alianci po raz kolejny podkreślili istnienie nierozłącznej strefy bezpieczeństwa dla wszystkich członków, opierając się na artykule 5 Traktatu Waszyngtońskiego.
.Sojusz nie ma narzędzi do radzenia sobie ze wszystkimi wyzwaniami w Europie, jak choćby kryzys migracyjny. Są jednak zagrożenia, do których mogą mieć zastosowanie środki wojskowe. To zagrożenia militarne z ziemi i z powietrza, ze strony sił morskich, pocisków rakietowych, broni jądrowej, cyberataki czy taktyki hybrydowe. Nie są one postrzegane przez wszystkich aliantów tak samo. Stanowią jednak fundamentalne wyzwanie dla Sojuszu.
W odpowiedzi na zwiększone zagrożenie po siłowej aneksji Krymu oraz wzrost skali i częstotliwości rosyjskich ćwiczeń wojskowych w pobliżu granic sojuszników z NATO, alianci przyjęli ważne środki zaradcze. Obejmują one znaczące kroki militarne. Jako centralny element ustanowiono Plan Gotowości Bojowej (Readiness Action Plan – RAP). Tymczasem aktywność rosyjska w pobliżu terytorium sojuszniczego trwa. Kreml wciąż inwestuje w zwiększanie zdolności militarnych. Tak więc NATO musi iść dalej, by zapobiegać działaniom podobnym do tych, które miały miejsce na Krymie. I zniechęcać do nich. Sojusz zmierza do zapewnienia skutecznego odstraszania. Szczyt NATO w Warszawie podjął dalsze kroki dla osiągnięcia silniejszego potencjału odstraszania.
Argumenty po Krymie
.W odpowiedzi na działania Rosji na Krymie NATO wzmocniło szczególnie potrzebny system wczesnego ostrzegania, a następnie (na szczycie Walii we wrześniu 2014 roku) przyjęło RAP. Jest to znaczący pakiet, obejmujący wzmocnienie i przyspieszenie Sił Odpowiedzi NATO (NRF), zwiększoną liczbę ćwiczeń, wzmocnienie niektórych procesów decyzyjnych w centrali NATO, a także rozległą (choć jeszcze dość słabo rozpowszechnioną) strukturę czterdziestoosobowej grupy sztabowców jednostek Sił Integracji NATO (NFIU) u ośmiu wschodnich sojuszników (w Bułgarii i Estonii, Łotwie i Litwie, w Polsce i Rumunii, a od października 2015 roku także na Węgrzech i na Słowacji). NFIU mają przyspieszyć nadejście sojuszniczej pomocy. Sojusz słusznie przyjął zasadę „28 za 28”, oznaczającą, że jeśli NATO postanawia wystąpić militarnie, wszyscy sojusznicy wnoszą swój wkład: wysyłają wojska albo sprzęt. Taki był kontekst znaczącego gestu Luksemburga na początku 2016 roku, by po raz pierwszy wysłać oficerów do struktury dowodzenia NATO, prawdziwego filaru Sojuszu. Postanowiono także wzmocnić Wielonarodowy Korpus Północ-Wschód w Szczecinie i zwiększyć poziom jego gotowości. To dziś jedyny zespół spośród dziewięciu takich formacji NATO, znajdujący się w Europie Środkowej.
Przewidziany na lata 2014–2018 znaczny wzrost wielkości, możliwości, funkcjonalności i gotowości pozwoli mu dorównać najsprawniejszym oddziałom alianckim. Przed wybuchem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego udział w tym Korpusie miało 13 krajów. Teraz uczestniczy w nim 19 państw, a ich liczba ma nadal rosnąć. Stany Zjednoczone potroiły swój udział i postanowiły również skierować do kilku krajów Europy Środkowej ciężki sprzęt, który obejmie z grubsza odpowiednik brygady czołgów Abrams, wozów bojowych Bradley i haubic 155 mm. To znaczący potencjał.
Również w 2015 roku miało miejsce pierwsze w historii rozmieszczenie najbardziej zaawansowanych samolotów F-22 Raptor w Polsce i krajach bałtyckich, podobnie jak amerykańskich czołgów Abrams i francuskich Leclerc. Amerykańska Aviation Detachment (jednostka lotnicza), która od 2012 roku umożliwia regularne rotacyjne szkolenia amerykańskich i polskich pilotów, stała się także ważnym elementem wspólnie podejmowanych starań.
Last but not least, trwała, ale skromna obecność wojsk lądowych w niektórych krajach Europy Środkowej jest dziś zapewniana nie tylko przez Stany Zjednoczone, ale także Wielką Brytanię. Wszystkie te kroki mają podnieść zdolności wojskowe. Uspokajają sojuszników i zapewniają istotne podstawy do odstraszania.
Owoce manewrów
.NATO zainicjowało także nowe wspólne ćwiczenia. Sojusz od dawna stara się prowadzić naprawdę duże manewry w różnych lokalizacjach jednocześnie. „Trident Juncture 15” było pierwszym takim wydarzeniem pod względem wielkości i złożoności od czasu „Strong Resolve 2002”. Około 36 tysięcy żołnierzy ćwiczyło we Włoszech, w Portugalii i Hiszpanii, wykazując, że alianci są rzeczywiście w stanie prowadzić dużą wspólną operację. Polska stała się miejscem kilku ćwiczeń NATO, w tym manewrów „Noble Jump” Very High Readines Joint Task Force (VJTF) w roku 2015. Będzie też gospodarzem międzynarodowych manewrów w czerwcu 2016 roku, na kilka tygodni przed szczytem w Warszawie.
Ćwiczenia mają kluczowe znaczenie nie tylko dla zapewnienia interoperacyjności, opanowania wiedzy i zdobycia doświadczenia w połączeniu zdolności bojowych, ale także dla sprawdzenia jednostek przyjęcia, ześrodkowania i dalszego ruchu (Reception, Staging and Onward Movement – RSOM) w goszczących je krajach. Należy przyjrzeć się logistyce, by ustalić, gdzie są niezbędne poprawki. Warto wspomnieć także ćwiczenia „Swift Response 15”, przeprowadzone w sierpniu i wrześniu 2015 roku w czterech krajach południowej Europy. Były to największe od końca zimnej wojny manewry wojsk powietrznych Sojuszu. Uczestniczyło w nich prawie 5000 żołnierzy z jedenastu krajów NATO.
Przeprowadzając w 2015 roku ponad 300 ćwiczeń, Pakt Północnoatlantycki wyraźnie zwiększył tempo. Manewry wyjaskrawiły znany problem w reagowaniu sił NATO – powinny one móc szybciej przekraczać granice państw europejskich. Cóż pomoże skrócenie czasu gotowości, jeżeli żołnierze nie mogą przekroczyć granicy ze względu na przeszkody administracyjne i polityczne w niektórych państwach członkowskich? Intensywne prace w tej dziedzinie już trwają w stolicach państw NATO i powinny przynieść owoce do czasu szczytu warszawskiego.
Środki RAP, gdy zostaną wprowadzone w życie, mogą uspokoić sojuszników. Mogą się jednak okazać niewystarczające dla skutecznego odstraszania i zniechęcania. Francuski strateg generał André Beaufre twierdził w książce „Odstraszanie i strategie”, że istotą odstraszania jest doprowadzenie do powstrzymania się od decyzji użycia broni. Gdyby któryś z sojuszników został zaatakowany i konieczne byłoby uruchomienie wsparcia NATO, oznaczałoby to, że odstraszanie nie spełniło swego zadania. Było nieudane. Gdzie może skończyć się konflikt ikt zbrojny, jeśli sojusznik zostałby celowo zaatakowany przez podmiot państwowy? By ograniczyć te zagrożenia, NATO musi ponownie nauczyć się tego, co zostało zapomniane po zakończeniu zimnej wojny: jak prowadzić skuteczne odstraszanie.
Oto pięć kroków do mocniejszego odstraszania:
Po pierwsze: NATO musi zintensyfikować trening nuklearny i komunikację. Musi przygotować się do eskalacji od wojny konwencjonalnej do jądrowej. Jak stwierdził w październiku 2015 roku brytyjski sekretarz obrony Michael Fallon, Sojusz musi wiedzieć „jak one pasują do siebie – jądrowa i konwencjonalna”. W rzeczywistości siły jądrowe i konwencjonalne są mocno ze sobą powiązane. Sztuczne było ich rozdzielanie w ostatnich latach. NATO przestało ćwiczyć z siłami jądrowymi w geście dobrej woli. W nowym środowisku bezpieczeństwa ta „dobroć” jest nie na miejscu. Konieczna jest adaptacja strategiczna. Jej brak może zostać odebrany jako przejaw słabości i nawet sprowokować drugą stronę do ataku nuklearnego, gdyby uznała, że żadna odpowiedź nie nadejdzie.
Po drugie: NATO potrzebuje Stałych Planów Obrony, umożliwiających natychmiastowe rozmieszczenie wojsk. Takie plany funkcjonowały przed 1989 rokiem, z wojskami i jednostkami przypisanymi do obszarów najbardziej podatnych na atak wroga.
Po trzecie: dla wcześniej ustalonych prowokacyjnych scenariuszy powinna być przyznana dowódcom operacyjnym NATO polityczna preautoryzacja. Pozwoliłoby to dowódcy na upozorowanie alarmu, a następnie wdrożenie części Sił Odpowiedzi NATO (NRF) na terytorium sojuszniczym, jako elementów Sił Natychmiastowego Reagowania NATO (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF), znanych jako Szpica. Jeżeli VJTF, a bardziej ogólnie NRF byłyby wprowadzone we wczesnej fazie, mogłyby powstrzymać lub wygasić kryzys. W razie późnego rozmieszczenia sił, jedyną opcją byłaby walka. Patrolowe misje powietrzne łatwo mogłyby wówczas przekształcić się w misje obrony powietrznej. A czasu nie będzie wiele. NATO nie może sobie pozwolić na ugrzęźnięcie w dyskusjach, gdy wokół terytorium sojuszników rozpoczęły się oczywiste zmiany wojskowe.
Po czwarte: Europa Środkowa potrzebuje solidniejszej obecności sił sojuszniczych. Jest to trudna decyzja, ale nic nie odstrasza lepiej niż zasada „28 za 28” i żołnierze w akcji. Byliby przeszkodą nie do pokonania, a jednocześnie niewypowiedzianym sygnałem fundamentalnej sojuszniczej solidarności. W tym kontekście istotne jest obalenie często propagowanego mitu. NATO nie zgodziło się w 1997 roku w „Akcie stanowiącym o wzajemnych stosunkach, współpracy i bezpieczeństwie między NATO a Federacją Rosyjską”(który nie ma wiążącego statusu traktatu), że nigdy nie umieści żadnych sił zbrojnych na nowych terytoriach Sojuszu. NATO przystało, by „w obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa” realizować obronę zbiorową i inne misje „poprzez zapewnienie niezbędnej interoperacyjności,integracji i zdolności do wzmocnienia, a nie przez dodatkowe stałe stacjonowanie znacznych sił zbrojnych”. Dwa ważne aspekty związane z tym zapisem są istotne dla dzisiejszych rozważań. Po pierwsze, czy środowisko bezpieczeństwa zmieniło się w ostatnich osiemnastu latach do takiego stopnia, że Akt już nie obowiązuje? Większość ekspertów stwierdziłaby, że tak właśnie jest. Po drugie, strony nigdy nie zdefiniowały, co obejmuje pojęcie „znaczne siły zbrojne” (niezbędna byłaby w tej kwestii zgoda wszystkich stolic), a działania wojskowe wymienione w tym dokumencie mieszczą się zdecydowanie poniżej skali „znacznych sił zbrojnych”. Akt stanowiący w tym samym akapicie zawiera kolejne zdanie: „Rosja będzie stosować podobne ograniczenia w rozmieszczeniu swych sił konwencjonalnych w Europie” (która rozciąga się aż do Uralu). Przez ostatnich kilkanaście lat Rosja znacząco zwiększyła siły w Zachodnim Okręgu Wojskowym, wprowadzając system A2/AD (anti-access/area denial) w odpowiedzi na potencjalne wzmocnienia NATO w rejonie Morza Bałtyckiego.
Po piąte: NATO powinno inwestować w infrastrukturę dla szybkiego przemieszczania wojsk (RSOM) i pomiędzy państwami sojuszniczymi. Lokowanie, lądowiska, logistyka i magazyny paliw, modyfikacje portów i radary dla wzmocnienia systemu wczesnego ostrzegania – to dziedziny,gdzie bezpieczeństwo NATO i Program Inwestycyjny(NSIP) powinny być skoncentrowane na ocenach operacyjnych,podejmowanych przez alianckich dowódców. W tym kontekście należałoby rozważyć bardziej równomiernie rozmieszczenie struktur dowodzenia NATO. Od 1997 roku (za przyczyną rozszerzenia Sojuszu) znacznie bowiem wzrosła powierzchnia operacyjna.
Rola solidnej bazy
.Sojusznicy z Europy Środkowej muszą odgrywać ważną rolę w tym równaniu. Polski XX-wieczny strateg Jan Nowak-Jeziorański stwierdził: „Polska może liczyć na pomoc sojuszników tylko wtedy, kiedy chce i jest w stanie bronić się sama i gdy uzyskuje swe zdolności odstraszania”. Zasada ta odnosi się do całej Europy Środkowej. Krótko mówiąc,te kraje nie powinny prosić zachodnich sojuszników o zapewnienie dodatkowych środków bezpieczeństwa i odstraszania,gdy same nie spełniają zobowiązania do przeznaczania2 procent PKB na obronność (Polska i Estonia osiągnęły ten poziom w 2015 roku). Wydatki obronne wzrosły znacznie w całym regionie w ostatnich dwóch latach, ale trzeba iść dalej. Naturalnie, proporcje wydatków muszą być właściwe. Co najmniej 20 procent należy przeznaczać na zamówienia obronne i modernizację.
Południowa flanka Sojuszu (zwłaszcza po rosyjskiej interwencji w Syrii, która doprowadziła do dalszej destabilizacji w regionie), stoi również w obliczu wyzwań. Niektóre nich wymagają zastosowania środków wojskowych, jak patrolowanie przestrzeni powietrznej, nadzór, rozpoznanie lub wykorzystanie zasobów morskich. Wielokrotne naruszanie tureckiej przestrzeni powietrznej, które ostatecznie doprowadziło do zestrzelenia rosyjskiego samolotu, jest dobrym przykładem.
.Bezpieczeństwo wszystkich członków NATO pozostaje niepodzielne. Odstraszanie nie jest już staromodnym pojęciem zimnej wojny. Sojusz nie powinien bać się własnej obrony polegającej na odstraszaniu ataku. Szczyt w Warszawie musi wystosować jasny komunikat: „Nie zadzieraj z Sojuszem. Szanuj jego integralność terytorialną i ludność”. W tym sensie solidna baza odstraszania spełni swą rolę.
Tomasz Kowalik
Tekst pochodzi z wyd.5 (1/2016) Niezależnego Magazynu Strategicznego PARABELLUM. Promocyjne egzemplarze dla Czytelników #KontoPREMIUM[LINK]. Zainteresowanych prosimy o zgłoszenie: redakcja@wszystkoconajwazniejsze.pl z podaniem identyfikatora/loginu #KontoPREMIUM.