Nigel GOULD-DAVIES: Cztery opcje Putina

Cztery opcje Putina

Photo of Nigel GOULD-DAVIES

Nigel GOULD-DAVIES

Analityk International Institute for Strategic Studies specjalizujący się w tematyce rosyjskiej. B. ambasador Wielkiej Brytanii na Białorusi. Autor „Tectonic Politics: Global Political Risk in an Age of Transformation”.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Jedyną nadzieją Putina na powstrzymanie dryfu Ukrainy na Zachód jest użycie siły. Pytanie, czy Kreml może zaakceptować koszty takich działań – pisze Nigel GOULD-DAVIES

.Od listopada 2021 r. Rosja stosuje strategię wymuszania; grozi użyciem siły w celu doprowadzenia do zmian. Groźba polega na masowym i ciągłym gromadzeniu wojsk w pobliżu granicy z Ukrainą. Pozornie Rosja domaga się, aby Zachód rozwiązał długoletnie kontynentalne porozumienia w sprawie bezpieczeństwa. Tymczasem niejawnym, lecz rzeczywistym i silnym żądaniem, z którym występuje Putin, jest zaakceptowanie przez Zachód prawa Rosji do decydowania o przyszłości Ukrainy, a tym samym obnażenie gotowości Zachodu do poddania się rosyjskiej presji. Dokąd prowadzi ten kryzys, przed jakimi wyborami stoi Rosja i na ile prawdopodobna jest wojna?

Putin może oczywiście blefować, ale działania Rosji na blef nie wyglądają. Są one częścią złożonej i kompleksowej strategii, która obejmuje ćwiczenia wojskowe na Białorusi, serię ćwiczeń marynarki wojennej na całym świecie, cyberatak na Ukrainę oraz uszczuplenie zapasów gazu w Europie. Dane wywiadowcze sugerują, że Rosja planuje zamach stanu w Kijowie. Nic takiego nie miało miejsca w czasie poprzednich rosyjskich mobilizacji w marcu i kwietniu 2021 roku. W takiej sytuacji trzeba uznać, że wymuszanie nie jest alternatywą dla agresji, lecz jej zapowiedzią.

Prezydent Władimir Putin nie stosował wcześniej wymuszania. Jego dotychczasowe akty użycia siły – w Gruzji w 2008 roku, na Ukrainie w 2014 roku i w Syrii w 2015 roku – miały na celu szybką i niespodziewaną zmianę sytuacji w miejscu ataku, a nie modyfikację polityki przeciwników poprzez powolne i celowe naciski. Dlaczego teraz jest inaczej? Strategia wymuszania jest opcją ostateczną, skoro bardziej znane formy wpływu nie zdołały powstrzymać Ukrainy przed dalszym zbliżaniem się do Zachodu, a wręcz przyspieszyły ten proces (inwazja Rosji w 2014 r.). Dokonując wyraźnej zmiany zimnowojennej dyplomacji, Rosja nalega teraz na negocjowanie kwestii bezpieczeństwa europejskiego ze Stanami Zjednoczonymi, zamiast próbować oddzielić USA od Starego Kontynentu. Wyraźnie widać, że Putin postanowił wywrzeć nacisk na najpotężniejszy kraj na świecie.

Ameryka zareagowała w sposób godny podziwu. Pozostaje nieugięta w kwestii podstawowych zasad i długoletniej polityki, konstruktywnie bada potencjalne porozumienie i kreatywnie zarządza sojuszem transatlantyckim poprzez ścisłe konsultacje z Europą i prowadzenie działań na rzecz zabezpieczenia energii dla kontynentu na wypadek, gdyby Rosja przerwała dostawy gazu. Ten zdyscyplinowany profesjonalizm nie tylko kontrastuje z prezydenturą Trumpa, ale jest też porównywany z najsilniejszą dyplomacją amerykańską ostatnich trzech dekad.

W konsekwencji administracja Bidena – która, obejmując urząd, szukała powodów do zignorowania Rosji i skupienia się na Chinach – wzmocniła swoje zaangażowanie w Europie, a w szczególności na Ukrainie. Pomimo nieuniknionych różnic, zwłaszcza w przypadku Niemiec, których rząd koalicyjny jest podzielony, Zachód wykazał się jak dotąd niezwykłą jednością. Kilka krajów udziela Ukrainie praktycznego, a nie tylko symbolicznego wsparcia. Szwecja i Finlandia (szczególnie ta ostatnia) zaczęły poważniej myśleć o członkostwie w NATO. W przygotowaniu są nowe i ostrzejsze sankcje gospodarcze.

Wszystko zatem przebiega odwrotnie do zamierzeń Rosji. Strategia wymuszania nie zdołała jak dotąd złamać Zachodu ani zmusić go do kompromisu. Wręcz przeciwnie – wzmocniła jego determinację. Rosja musi teraz zareagować na bardziej niekorzystne politycznie środowisko międzynarodowe, do którego powstania doprowadziło stworzone przez nią zagrożenie. Putin ma obecnie cztery możliwości.

Po pierwsze, utrzymanie status quo. W listopadzie 2021 r. Putin poinformował swoje ministerstwo spraw zagranicznych, że Rosja powinna utrzymywać napięcia z Zachodem „tak długo, jak to możliwe”. Jednak strategia wymuszania to marnotrawstwo. Jeśli przeciwnicy się nie podporządkują, a groźba użycia przemocy nie zostanie spełniona (i przy tym w odpowiedzi na nią pozostałe strony konfliktu przyspieszą niekorzystne dla Rosji działania), wiarygodność reżimu spadnie. Koszty wizerunkowe niezrealizowanych gróźb wzrosną.

Po drugie, wycofanie sił. Rosja częściowo postąpiła w ten sposób po poprzedniej akcji zbrojnej w kwietniu 2021 r. Jednak tym razem wycofanie się z bardziej złożonej strategii byłoby poważnym krokiem wstecz. Rosja mogłaby złagodzić negatywne skutki odwrotu, uznając niepodległość separatystycznej Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. To jednak położyłoby kres rosyjskim ambicjom wykorzystania ugody w sprawie Donbasu jako karty przetargowej w kwestii Kijowa.

Po trzecie, osiągnięcie bardziej ograniczonego porozumienia w obszarze bezpieczeństwa. Rosja jednak zasygnalizowała, że nie spełniłoby to jej podstawowych żądań. A ponieważ Stany Zjednoczone podpiszą prawdopodobnie tylko takie porozumienie, które wzmocni bezpieczeństwo europejskie, Rosja uzna taki rozwój wypadków za zniweczenie swoich planów. Porozumienie mogłoby oznaczać między innymi stworzenie nowej wersji traktatu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu (INF), który Rosja naruszyła (co spowodowało wycofanie się USA z INF w 2019 r.) oraz podjęcie działań budujących poczucie bezpieczeństwa w ramach traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie, który Rosja zawiesiła w 2007 r. Nie zdoławszy wymusić zmian w istotnych kwestiach, Rosja musiałaby zmienić swoje stanowisko w sprawach mniejszej wagi i zgodzić się na złagodzenie sytuacji na granicy z Ukrainą – na co nalegałyby Stany Zjednoczone.

Ostatnią opcją Rosji jest realizacja groźby i zaatakowanie Ukrainy. Scenariusze tego rozwiązania są różne: od ograniczonego wtargnięcia, które osłabiłoby siły zbrojne Ukrainy, po inwazję na pełną skalę. Putin nie zajmował dotąd znaczącego wrogiego terytorium, ale wielkość zgromadzonych przez niego sił oraz mobilizacja jednostek Rosgwardii i żandarmerii wojskowej – których zadaniem jest kontrola ludności, a nie walka z armią przeciwnika – coraz wyraźniej wskazuje, że takie są jego zamiary.

Obecnie agresja jest jedyną opcją, która nie doprowadzi do pogorszenia sytuacji dyplomatycznej Rosji w porównaniu z sytuacją sprzed rozpoczęcia mobilizacji. Jedyną nadzieją Putina na powstrzymanie dryfu Ukrainy na Zachód jest użycie siły na skalę, jakiej dotąd nie stosował (poza podporządkowaniem Czeczenii formalnie należącej do Rosji w latach 1999–2001). Kluczowe pytanie brzmi, jak Putin oceni ryzyko takiego działania – znaczące ofiary, dotkliwe sankcje i głęboki rozłam dyplomatyczny z Zachodem – w kontekście prawdopodobieństwa sukcesu i jego wartości dla własnych interesów. Istnieją trzy powody, dla których ten rachunek może doprowadzić Putina do wojny.

Po pierwsze, wielokrotnie popełniał on błędy w ocenie kwestii związanych z Ukrainą. Jego naciski na prezydenta Wiktora Janukowycza w 2013 r., by ten nie podpisywał umowy o wolnym handlu z Unią Europejską, doprowadziły do protestów na Majdanie i obalenia Janukowycza. W latach 2014–15 ambicje Putina, aby wyodrębnić z Ukrainy ekspansywną „Noworosję”, upadły w obliczu lokalnego oporu i gróźb sankcji z Zachodu. Zraził do siebie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który w 2019 roku objął urząd i dążył do bardziej konstruktywnych relacji. Krótko mówiąc, Putin nieustannie popełnia błędy. Parafrazując powiedzenie Talleyranda o Burbonach, można powiedzieć, że Putin niczego nie zapomniał, ale i niczego się nie nauczył.

Po drugie, izolacja spowodowana pandemią pogłębia błędne rozumowanie Putina. Niewielu ma teraz okazję spotkać się z nim twarzą w twarz, a większość osób, które mają z nim bezpośredni kontakt, należy do elity jego bezpośrednich doradców. Przykładem jest Siergiej Naryszkin, szef wywiadu zagranicznego, który niedawno otworzył w Moskwie wystawę porównującą dzisiejszą Ukrainę do „strasznych lat hitlerowskiej okupacji”. Zakres wpływów wokół Putina zawęża się i usztywnia.

Po trzecie, wydaje się, że obsesja Putina na punkcie Ukrainy rośnie wraz z jego wiekiem – w tym roku prezydent Rosji skończy 70 lat i coraz poważniej myśli o swoim dziedzictwie.

Dwa kierunki rozwoju sytuacji mogą zapobiec konfliktowi. Pierwszy to taki, w którym strategia wymuszania przyniesie efekty:
* USA znacznie poszerzy swoją ofertę, a Rosja odpowiednio zmniejszy żądania, tworząc warunki sprzyjające porozumieniu;
* nastąpi załamanie szeregów głównych państw europejskich i zaakceptowanie przez nie kompromisu bliższego warunkom rosyjskim; lub
* sama Ukraina zostanie zmuszona do zmiany kursu, aby zapobiec katastrofie.
Drugim rozwiązaniem jest zaakceptowanie przez Putina faktu, że koszty wojny w postaci krwi (ofiary ludzkie) i pieniędzy (sankcje) zagroziłyby stabilności jego reżimu, który stanowi dla niego jeszcze wyższy priorytet niż Ukraina. To rozwiązanie oznaczałoby dla Putina wybranie kierunku, który gorzej rokuje w polityce zagranicznej, ale stwarza mniejsze ryzyko wewnętrzne niż wojna.

.Żadne z tych rozwiązań nie wydaje się jednak pewne. Działania dyplomatyczne trwają. Jeśli te wysiłki lub starania USA nie zmienią aktualnych czynników wpływających na sytuację, konflikt zbrojny nie tylko pozostanie najbardziej realną opcją, ale i jego prawdopodobieństwo wciąż będzie rosło.

Nigel Gould-Davies
Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie internetowej ośrodka International Institute for Strategic Studies [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 lutego 2022
Fot. Forum