Prof. Jacek KORONACKI: Nieświęte Przymierze

Nieświęte Przymierze

Photo of Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Pod wodzą Friedricha Merza Niemcy będą – i powinny, jako że leży to w ich interesie – dążyć do stabilnego układu politycznego w Europie. Europę czeka jakieś nowe Święte Przymierze, które notabene dziś lepiej nazwać Przymierzem Nieświętym – pisze prof. Jacek KORONACKI

.Premier Mateusz Morawiecki przedstawił na stronach „Wszystko co Najważniejsze” strategię Niemiec na najbliższe dekady (Mateusz Morawiecki: „Powrót niemieckiej siły” [LINK]). Od początku było jasne, że gdyby Putinowi udał się blitzkrieg i Ukraina znalazłaby się w roli niekwestionowalnego wasala Rosji, Zachód udałby, że nic się nie stało. Niemcy kontynuowałyby bez zakłóceń współpracę gospodarczą z Rosją, przede wszystkim import jej paliw kopalnych. Dla suwerennej Polski nie byłoby w tym układzie wiele miejsca. Załamanie się planów Rosji poważnie zmieniło sytuację na flance wschodniej NATO. Ale też od wielu lat było jasne, że świat wchodzi w okres turbulencji politycznych i gospodarczych, które doprowadzą do niewiadomego w szczegółach przemeblowania układów geopolitycznych, w ogólności oznaczającego deglobalizację oraz koniec amerykańskiej dominacji nad całym światem.

Wobec złożoności i siły konfliktów na Bliskim Wschodzie i przede wszystkim wobec rosnącej potęgi Chin oraz postawy reszty świata, która nie chce już trwania Pax Americana, imperium amerykańskie stanęło przed wyzwaniami, którym nie może sprostać. Imperium amerykańskie musi zacząć się zwijać. USA, jakkolwiek dalece najpotężniejsze, muszą przystać na świat w dalszej perspektywie wielobiegunowy i słusznie starają się skonstruować na najbliższe dekady świat jedno-wielo-biegunowy, z USA jako potęgą jeszcze największą, ale z coraz mniejszą przewagą nad resztą świata.

Znaleźliśmy się w świecie w konwulsjach (jak to streszczałem niespełna rok temu na stronach „Gazety na Niedzielę” [LINK]). Dziś to widać jeszcze lepiej niż na przykład rok temu. To świat niebezpieczny, ponieważ nie do końca przewidywalny. Mocarstwa są wyczerpane i słabną lub są w kryzysie. USA słabną, są pogrążone w kryzysie wewnętrznym, wymagają reindustrializacji, rozbudowania przemysłu wydobywczego oraz wszechogarniającej naprawy infrastruktury. Chiny są w kryzysie, zwłaszcza demograficznym, ze złymi skutkami przeinwestowania, z ogromnymi różnicami w rozwoju regionów, pozostawieniem ogromnych stref biedy i zacofania, są państwem nadgryzanym przez korupcję. Rosja znajduje się u swojego schyłku, przestawiona z gospodarki nieefektywnej na wojenną. W rezultacie Rosja jest szczególnie niebezpieczna. Izrael jest znienawidzony, grozi pełnoskalową wojną przeciw Iranowi. Daleki Wschód czekają wielkie zmiany polityczne o znaczeniu globalnym. Będą trwać konflikty wokół zachowania istniejących i tworzenia nowych łańcuchów dostaw.

.Temu szkicowemu obrazowi świata w konwulsjach dodaje pikanterii kult jednostki, który zdaje się otaczać Xi Jinpinga, pozornie otacza Władimira Putina oraz gdy słyszy się najważniejsze osoby z otoczenia i administracji prezydenta USA, również Donalda Trumpa. Według niektórych specjalistów ów kult sprawia, że nie tylko nie sposób dziś precyzyjnie ocenić sytuację ekonomiczną Chin, ale że nie zna jej ani Xi Jinping, ani jego otoczenie. Niewykluczone, że dane ekonomiczne nie tylko są przekłamywane przez niższe szczeble władzy, ale po części przestały być zbierane. Z kolei zarówno Władimir Putin, jak i Donald Trump żyją w sieci wpływów utkanej przez ich agentury wewnętrzne (przede wszystkim i odpowiednio, FSB i FBI), krajowe kompleksy wojskowo-przemysłowe oraz – albo przede wszystkim – ponadnarodową oligarchię finansowo-biznesową, której ambicją jest panowanie nad gospodarką światową. Jasne, że związki łączące – albo dzielące – Putina i Trumpa z innymi gałęziami władzy, z którymi muszą się liczyć, są różne, wręcz nieporównywalne, ale ich znaczenie trudno przecenić. Z głosem wspomnianej oligarchii musi także liczyć się sekretarz generalny KPCH i jednocześnie przewodniczący ChRL.

Na marginesie tego świata in statu nascendi zacofana, tonąca w absurdach biurokracji oraz ideologicznego zaślepienia i przez to beznadziejnie słaba Unia Europejska staje przed ostatnią szansą w miarę udanej reanimacji. Widzi to Paryż, widzi Rzym i widzi Berlin, jakkolwiek każda z tych stolic inaczej. Plany Rzymu są skromne, Paryża ambitne, ale skutkiem tego – jako że kraj jest pogrążony w głębokim kryzysie ekonomicznym – sukces Francuzów jest niepewny. Jak pokazał Mateusz Morawiecki, Niemcy mogą patrzeć w przyszłość stosunkowo optymistycznie. I to właśnie powinno przykuć uwagę polskiej klasy politycznej oraz kazać jej co rychlej dopracować się właściwej strategii naszego rozwoju – gospodarczego oraz militarnego.

W tym miejscu pozwalam sobie dodać skromną glosę do diagnozy Premiera Mateusza Morawieckiego. Francuzi nas nie obronią. Ostatnio obiecali pozostać wierni natowskiemu artykułowi piątemu, ale nic ponadto. Ich parasol nuklearny nie jest przeznaczony dla flanki wschodniej. Premier Morawiecki pisał:

„Nie ulega wątpliwości, że koncepcja europejskiej armii zakłada dominującą rolę osi Berlin-Paryż, podczas gdy pozostałe państwa członkowskie miałyby odgrywać rolę drugo- lub trzecioplanową. Już samo to powinno włączyć dzwonek alarmowy w Warszawie, Wilnie, w Pradze i w Bukareszcie”.

Oraz: „Niemcy mogą wrócić do ścisłej współpracy z kolonialną, imperialną Rosją”.

Niemcy nie boją się Rosji, ale wiedzą, że ta może starać się zapełnić „próżnię” rodzoną przez słabość państw, mogących znaleźć się w zasięgu jej wpływów. Z kolei mocne Niemcy będą mogły z Rosją – i Chinami – owocnie współpracować, gdy skończy się wojna prowadzona przez zbrodniczą Rosję przeciw Ukrainie. Współpraca z Chinami będzie miała w dalszej perspektywie znaczenie największe, te bowiem prędzej czy później zwasalizują Rosję i już dziś planują – w tej czy innej formie – zastąpienie przez nie USA w Europie. Natomiast w bliższej perspektywie to Berlin otrzyma od USA glejt na przywództwo europejskie. Pod wodzą mądrego Friedricha Merza Niemcy będą – i powinny, jako że leży to w ich interesie – dążyć do stabilnego układu politycznego w Europie. Europę czeka jakieś nowe Święte Przymierze, które notabene dziś lepiej nazwać Przymierzem Nieświętym.

Kanclerz Merz jest do tego dobrze przygotowany. Dziś w sposób widoczny dowodzi tego jako polityk. Ale nie zapomnijmy, że to również ważna osobistość świata finansów. Gdy przegrał rywalizację o władzę w CDU z Angelą Merkel, w roku 2004 dołączył do wspomnianego świata, by między innymi znaleźć się w radzie nadzorczej niemieckiej części potężnego powierniczego przedsiębiorstwa inwestycyjnego BlackRock (do polityki wrócił Merz w 2021 r.). Jest zatem Merz człowiekiem bliskim tej oligarchii, której władza jest w istocie nie mniejsza niż władza polityczna dowolnego mocarstwa. Oligarchii tej zależy na stabilności politycznej w skali całego świata i każdego regionu. (O roli oligarchii więcej pisałem m.in. [tutaj]; w tym miejscu niech wystarczy odnotowanie, że w roku 2024 wartość aktywów zarządzanych przez firmę BlackRock wynosiła 11,5 bln dolarów, podczas gdy np. PKB Stanów Zjednoczonych Ameryki wyniósł wówczas nieco ponad 29 bln dolarów).

.Posolidarnościowa Polska lat 80. nie była przygotowana na przejęcie (części) władzy w roku 1989. Brak strategicznej i suwerennej wizji politycznej i gospodarczej był coraz bardziej oczywisty (i doskwiera nam do dzisiaj). Amerykanie woleli oprzeć się w Polsce na centrolewicy i postkomunistach niż na nieznanych im resztkach intelektualnej centroprawicy i prawicy (ten polityczny wybór USA dotyczył i innych państw byłego RWPG). I co najważniejsze, Amerykanie, tradycyjnie nieufni wobec Europy Środkowo-Wschodniej, nie chcieli wzmocnić tych krajów jako jednego podmiotu gospodarczego. Postulował to związany z kanclerzem Helmutem Kohlem prezes Deutsche Banku Alfred Herrhausen, ale w listopadzie 1989 r. zginął w wyniku zamachu i koncepcja umarła wraz z nim (sprawcy zamachu pozostali nieznani; w owym czasie rezydował w Dreźnie agent KGB Wladimir Putin, który najprawdopodobniej miał kontakty z lewacką Frakcją Armii Czerwonej, a ta oświadczyła, iż odpowiada za zamach, ale nigdy nie znaleziono na to dowodów). USA chciały nam pomóc, Niemcy i UE także, ale – czemu się dziwić – na swoich warunkach, w tym via deindustrializacja i oddanie części naszej gospodarki we władanie podmiotom z UE.

A jak dziś wygląda Rzeczpospolita, jej szukanie miejsca w ramach przyszłego „Nieświętego Przymierza”? Bogu dzięki, od kilku lat staramy się odbudować i rozbudować armię. Podjęliśmy starania o zbudowanie – idzie to na razie bardzo niemrawo – obrony cywilnej państwa. A poza tym, gdy zapytać o strategię gospodarczą? Dobrze to opisał prof. Biłos w artykule CPK jako zwierciadło polskiej debaty publicznej na stronach „Wszystko co Najważniejsze” [tu link]. Państwo „ciepłej wody w kranie”, chyba że zabraknie energii i woda będzie zimna albo i jej nie będzie, ponieważ i jej zabraknie. Państwo bez ambicji, którego władza polityczna ma za swoje fundamenty brak kompetencji oraz mentalność kolonialną. Jeśli rozwój, to na tyle, na ile Niemcy pozwolą, ponieważ uznają, że ich polskie dominium powinno mieć dane zdolności produkcyjne lub infrastrukturalne. Szczęśliwie dla nas dominium z własną i silną armią, ale niestety może włączoną do armii europejskiej i pod dowództwem unijnym (niemieckim).

Czy tak musi być? Czy wybór na prezydenta Karola Nawrockiego, tarcia w koalicji rządzącej, rozmowy wewnątrz obecnej opozycji oraz rozmowy tej opozycji z przedstawicielami koalicji coś zmienią? Nie wiem.

Spoglądam na mapę Królestwa Prus w chwili powstania Cesarstwa Niemieckiego w roku 1871 i na należące do Prus ziemie dzisiejszej Rzeczypospolitej. I porównuję tę mapę z mapą rozkładu głosów w gminach w II turze wyborów prezydenckich z 1 czerwca 2025 r. Gdyby wyniki wyborów na tych ziemiach były wynikami plebiscytu w kwestii przynależności do Polski albo do Prus, to lud wybrałby przynależność do Prus. Czy to znaczy, że tam u ludu wygrywa mentalność kolonialna? Czy tylko sprawy bieżącej polityki oraz propagandy? Najprawdopodobniej zadziałały wszystkie te czynniki.

.A co myśleć o głosowaniu większości wyborców na Rafała Trzaskowskiego w ośrodkach wielkomiejskich – Łodzi, Krakowie, Warszawie? Tu zapewne – poza bieżącymi względami politycznymi i uleganiu propagandzie – istotną rolę odegrała mentalność kolonialna ubrana w szaty rzekomej nowoczesności oraz naiwnego europeizmu. Jednocześnie wierzę, że przedstawienie naszemu narodowi jasnej i spójnej strategii prawdziwego oraz suwerennego rozwoju w ramach szerszego i mocnego porozumienia większości państw Trójmorza może odbudować tego narodu jedność oraz uratować naszą suwerenność.

Jacek Koronacki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 lipca 2025