Eryk MISTEWICZ: Zapach papieru. 200 lat „Le Figaro”

Zapach papieru. 200 lat „Le Figaro”

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

15 stycznia 2025 r. mija 200 lat od chwili, gdy Maurice Alhoy i Étienne Arago – dwaj młodzi literaci – wyszli w świat z pierwszym numerem pisma. 15 stycznia 1825 r. ukazał się pierwszy numer „Le Figaro” – pisze Eryk MISTEWICZ

.Właściwie był ze mną od początku. Wchodząc do mojej szkoły, École Supérieure des Sciences Commerciales d’Angers przy rue Lakanal 1, brałem każde wykładane wydanie i zwykle już przed zajęciami, a później w przerwach w zajęciach przeglądałem i czytałem co ciekawsze materiały. Tych akurat w „Le Figaro” nie brakowało, łącznie z przedstawieniem tematów dalekich od moich zainteresowań, które to jednak eksplorowałem – i nie żałowałem!

Nie tylko ja miałem ten zwyczaj – każdego dnia w ESSCA znikało kilkadziesiąt, a może kilkaset egzemplarzy „Le Figaro”, wykładanego bezpłatnie dla studentów i kadry naukowej. Tak wydawca inwestował w wytworzenie się nawyku i relację z jego tytułem prasowym. Dostarczając pismo do szkół wyższych, kształcących inteligencję, zakładał, że obcowanie z „Le Figaro” z czasem uda mu się zamienić w nawyk.

Być może dlatego paczki z każdym z wydań „Wszystko co Najważniejsze” trafiają od paru już lat do kilku studenckich kół naukowych na polskich uniwersytetach. Wierzę, że z czasem także i my wytworzymy zaciekawionego „Wszystko co Najważniejsze” Czytelnika.

Wydawca „Le Figaro” oczywiście nie mógł przewidzieć w początkach lat 90. XX w. odchodzenia od papieru, triumfu smartfonów z krótkimi informacjami, epoki czerpania informacji z mniej lub bardziej mądrych filmików na TikToku i YouTubie. Choć oczywiście obserwował uważnie trendy, nie walczył z nimi, raczej wyprzedzał ich nadejście w przemysłowej skali. Dziś „Le Figaro” poza papierem (dziennik, magazyn weekendowy, wydania specjalne, książki) i powołanym do życia w 2000 roku portalem to także redakcja multimediów produkująca materiały wideo i treści publikowane w kanałach własnych i wszystkich mediach społecznościowych (polecam przy tej okazji choćby świetny materiał video o Rtm. Witoldzie Pileckim), również telewizja Figaro TV, powołana niedawno, ale nadrabiająca opóźnienie względem innych wydawców.

Remont paryskiej redakcji „Le Figaro”, w której wielokrotnie w latach postudenckich miałem coś do załatwienia, stanowi dziś znakomitą okazję do takiej organizacji przestrzeni redakcyjnej, aby w nowej aranżacji wnętrz od początku łączyła ona gwarancję dotychczasowej najwyższej jakości treści z maksymalną dostępnością do tych treści we wszystkich możliwych kanałach. Podobny proces zresztą realizujemy w redakcjach pism i portali wydawanych u nas, w Instytucie Nowych Mediów, w Warszawie, Gdyni i Paryżu, łącznie z budową profesjonalnej platformy redakcyjnej z towarzyszącym jej studiem telewizyjnym. Świat się zmienia – i redakcja, która chce przetrwać i piąć się w górę, nie ma innego wyjścia.

15 stycznia 2025 r. mija 200 lat od chwili, gdy Maurice Alhoy i Étienne Arago – dwaj młodzi literaci – wyszli w świat z pierwszym numerem tygodnika satyrycznego. 15 stycznia 1825 r. pojawiło się pismo „Le Figaro”, które liczyło cztery strony i przez dłuższy czas było typowym nieregularnikiem. Wpisywało się w wysyp dziesiątek, setek tytułów prasowych – ten sam, który Balzac przedstawi później w Straconych złudzeniach. Ale już w 1861 roku pisano o tej gazecie: „Ten mały dziennik ma ogromną przewagę, którą nie zawsze posiadają jego wielkoformatowe odpowiedniki. Nadaje ton duchowi epoki – i czyni to trafnie. To z tych stron, iskrzących się werwą i migotliwych od szyderstwa dawnego »Figaro«, historia będzie czerpać za jakieś pięćdziesiąt lat; staną się rzadkie i cenne, bo są niczym codzienne pamiętniki opinii publicznej z czasów, gdy to ona była suwerenem”.

.Nie, nie wyobrażam sobie dzisiejszej Francji bez „Le Figaro” i – umiejscawianego zwykle na mapie mediów nieco bardziej na prawo względem głównego tytułu – weekendowego „Le Figaro Magazine”. To tu przecież toczą się najważniejsze debaty (także te organizowane w Sali Gaveau bądź w siedzibie redakcji), to przecież choćby w ostatnich latach na tych łamach zbudował się Éric Zemmour, kandydat na prezydenta Republiki, to tu piszą wszyscy istotni dla Francji i Europy Autorzy. Często zresztą nasze redakcje publikują równolegle teksty wspólne – jednocześnie w „Le Figaro” i we „Wszystko co Najważniejsze”.

To Hippolyte de Villemessant w czasach Drugiego Cesarstwa uczynił z „Le Figaro” wielki dziennik. We wstępniaku pierwszego numeru w odnowionej formule 2 kwietnia 1854 roku przedstawił swoje credo: „Zawsze mów prawdziwą prawdę; to jedyny sposób, by nie robić niczego tak jak wszyscy”. I rozwinął pismo w czasie powszechnej industrializacji i osiągania „efektu skali”: mnożył punkty sprzedaży, rozwijał prenumeratę i dodatki specjalne. A redakcja przyciągała intrygujących, ciekawych świata autorów.

To tu George Sand w 1831 roku opublikowała swoje pierwsze opowiadanie. Tu pisali Balzac, Baudelaire, Proust, Verlaine, Zola, Colette, Mauriac, Cocteau, Gary, Aragon, d’Ormesson, Pivot, a dziś często występują prof. Chantal Delsol, Michel Houellebecq, Alain Finkielkraut, Philippe de Villiers, David Lisnard, Jean-Pierre Oury, Bruno Retailleau

To „Le Figaro” jest najwyższą dziś na francuskim rynku medialnym marką. Utrzymującą się wciąż dzięki przestrzeganiu zasad: szacunku do prawdy i… szacunku dla Czytelników. Nieunikającą debat i dyskusji. Rozwijającą Czytelników, transformującą ich. To wielka, ważna misja, szczególnie w czasach, gdy inne media skierowały się ku błyskotkom, słowem: wylądowały. „Le Figaro” nie ląduje. A kolejne nowe projekty wydawnicze pokazują, że redakcja dobrze zrozumiała potrzeby Czytelników.

To w „Le Figaro” znajdujemy dziś najbardziej obiektywne, życzliwe względem Polski i Polaków teksty o naszym kraju. Być może dlatego, że Laure Mandeville – wielka dama publicystyki międzynarodowej – prowadząca w „Le Figaro” kolumny opinii, dobrze zna nasz region Europy; spędziła w nim kilka lat.

Każdy też, kto miał w ręku „Le Figaro”, ale także każdy, kto miał w Polsce ręku wydanie papierowe „Wszystko co Najważniejsze”, zwrócił uwagę na niesamowite portrety Autorów. Pochodzą spod ręki „pierwszej kreski Europy”, najlepszego portrecisty uhonorowanego wieloma nagrodami, pracującego dla „Le Figaro” od kilkunastu lat, Fabiena Clairefonda. Fabien od początku powstania ilustruje nasze „Wszystko co Najważniejsze”.

.„Le Figaro” mam na tablecie, każdego wieczora czekam na 22.00, gdy pojawia się na nośniku nowe wydanie na następny dzień (czasami także na mój tekst lub teksty przyjaciół). A jednocześnie ilekroć jestem we Francji, tylekroć – z przyzwyczajenia, z nawyku – kupuję papierowe wydanie „Le Figaro”, w weekendy wraz z grubym, wielostronicowym i świetnie wydanym „Le Figaro Magazine”. Cóż, po prostu uwielbiam zapach papieru, ale wciąż wraca nawyk ze studiów we Francji, gdy każdego dnia na uczelni brałem egzemplarz ze stojaka przy wejściu. Nie palę, więc będąc we Francji do porannej kawy od smartfona wolę papierowe „Le Figaro”. Mam nadzieję, że nie należę do ostatniego pokolenia z taką preferencją.

Jeśli czasami mówię o „arystokracji rozumu”, to łączy ją także ten papier. Kolejnych 200 lat!

Eryk Mistewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 grudnia 2025