
Jawność niekonstytucyjna i antyeuropejska
Można z przekonaniem bronić misji organizacji pozarządowych w otwartym społeczeństwie, ale nie można żądać od polityka, którego niemal cały trzeci sektor chciałby za wszelką cenę zniszczyć, że będzie on lubił, cenił i ochraniał tak nastawione wobec niego i finansowane z zagranicy instytucje – pisze Jan ROKITA
.Przypadek gwałtownego konfliktu politycznego, jaki rozgorzał dopiero co na Słowacji wokół organizacji pozarządowych, jest wart uwagi z dwóch co najmniej powodów. Primo – bo bezceremonialnie odsłania intencje obu stron przetaczającego się przez cały demokratyczny Zachód sporu, którego Słowacja jest kolejnym przykładem. A secundo – bo konflikt toczący się teraz w Bratysławie wyraziście unaocznia fakt, jak doniosłą rolę, przynajmniej w co niektórych krajach, pełnią organizacje pozarządowe we współczesnym modelu demokratycznej walki o władzę.
Premier Fico, który sam przeszedł, chyba zresztą dość koniunkturalną, ewolucję ideową od socjalisty do alt-prawicowca, ani w swej poprzedniej, ani też w obecnej ideologicznie odsłonie nie lubił trzeciego sektora, działającego na Słowacji po 1989 roku. I trudno mu się dziwić, skoro to właśnie słowacki trzeci sektor, finansowany przez europejskie i amerykańskie fundacje, odgrywał dotąd kluczową rolę w zwalczaniu polityki jego kolejnych rządów, szukaniu „haków” na premiera i kompromitowaniu go na wszystkich frontach. Można z przekonaniem bronić takiej misji organizacji pozarządowych w otwartym społeczeństwie, ale nie można żądać od polityka, którego niemal cały słowacki trzeci sektor chciałby za wszelką cenę zniszczyć, że będzie on lubił, cenił i ochraniał tak nastawione wobec niego i finansowane z zagranicy instytucje.
No więc zdeterminowany Fico tym razem obwieścił „koniec politycznego panowania organizacji pozarządowych” na Słowacji i wniósł do parlamentu ustawę kwalifikującą tę część trzeciego sektora, który prowadzi walkę polityczną, jako „lobbystów”, na których nałożone mają być stosunkowo szerokie obowiązki sprawozdawczo-administracyjne. Rzecz jasna po to, aby zniechęcić trzeci sektor do nazbyt zajadłej walki przeciw jego rządowi.
Jak łatwo się domyślić, liberalno-lewicowa opozycja natychmiast oskarżyła Ficę o próbę zaprowadzenia na Słowacji dyktatury wedle modelu putinowskiego, no bo przyjęło się już w Europie, że każdą, nawet najzupełniej racjonalną próbę uregulowania zasad działania i finansowania trzeciego sektora najłatwiej obalić, obwieszczając, iż oznaczałaby ona triumf „putinizmu”. (Nawiasem mówiąc, ten efekt znamy doskonale z polskiej polityki, w której brak dobrych argumentów w debacie politycznej nad jakąkolwiek materią najłatwiej dziś zamaskować okrzykiem o „zagrożeniu putinizmem”.)
Zresztą ekipa Ficy wykazała się nieudolnością w konstruowaniu swojego projektu, gdyż odwołała się do konceptu „lobbingu” w odniesieniu do trzeciego sektora, ułatwiając w ten sposób kampanię swoich przeciwników, jako że na Słowacji, w przeciwieństwie choćby do Polski, prawdziwy lobbing, w którym chodzi zawsze o wielkie pieniądze, nie jest dotąd uregulowany, a lobbyści działają tam, jak tylko im się podoba. Skutek był zatem taki, że nie tylko opozycja, ale także bliski premierowi jego partner koalicyjny, partia Hlas-SD, odmówiła poparcia dla takiego konceptu, a w efekcie, po potężnej awanturze i dość chaotycznej procedurze poprawek, parlament słowacki uchwalił… zaskakująco sensowną i roztropną regulację zasad działania trzeciego sektora.
Przewiduje ona po prostu dwie zasady, które – prawdę mówiąc – winny być najzwyczajniejszym standardem, obowiązującym w całym liberalno-demokratycznym świecie. Jedną tę, że finanse organizacji pozarządowych mają być jawne i publicznie raportowane, przy czym posłowie słowaccy byli tu nawet na tyle roztropni, że ograniczyli ów wymóg sporządzania „raportów przejrzystości” tylko do większych organizacji, dysponujących rocznym budżetem przekraczającym kwotę 35 tysięcy euro. I zasadę drugą, wedle której duzi sponsorzy (ofiarowujący kwoty powyżej pięciu tysięcy euro) winni także być podawani do wiadomości publicznej, tak by nie mogli ukrywać swych interesów, skłaniających ich do finansowania trzeciego sektora. Ustawa słowacka, oczywiście wbrew dużo dalej idącym intencjom Ficy, postanawia zatem dokładnie to, co postanowić w tej sprawie należy, a Słowacja mogłaby się po jej przyjęciu chwalić, jako kraj wzorcowy, który przez wszystkich innych winien być teraz naśladowany.
Nic jednak bardziej mylnego. Antyficowska opozycja, której dzięki stanowisku Hlas-SD udało się (skądinąd już po raz drugi) zablokować plan Ficy, poczuła wiatr w żaglach i z tym większą mocą zaatakowała uchwaloną właśnie ustawę jako „niekonstytucyjną i antyeuropejską”. Natomiast czołowe organizacje pozarządowe zażądały wobec niej weta prezydenta Pellegriniego, próbując wykazać, iż jawność ich finansów i jawność dużych sponsorów – to w istocie „kampania nękania, zastraszania i uciszania” całego trzeciego sektora. Co ciekawe, czołowym argumentem prawnym przywoływanym przeciw zasadzie jawności są wyroki dwóch europejskich sądów: luksemburskiego Trybunału UE i strasburskiego Trybunału Praw Człowieka, które mają ponoć uznawać jawność za rzecz w najwyższym stopniu zagrażającą praworządności i prawom człowieka. Nikogo rozsądnego nie trzeba przekonywać, że mamy tu do czynienia z polityczną komedią, w której – jak u Moliera – aktorzy z udawaną powagą opowiadają jawne brednie. A różnica tkwi tylko w tym, że u Moliera ma to śmieszyć publiczność teatralną, a w słowackiej (i szerzej europejskiej) polityce – ma tumanić umysły publiczności politycznej i pobudzać ją do nienawiści.
Rzecz cała ma spore znaczenie w sytuacji, gdy w unijnej Europie przyjęły się mocno restrykcyjne zasady finansowania partii politycznych, a ich naruszenie, nawet dość błahe, staje się znakomitym pretekstem do dyskryminacji opozycyjnych partii w dostępie do funduszów publicznych (przypadek PiS w Polsce) albo eliminacji czołowych opozycyjnych polityków z życia publicznego (przypadek Le Pen we Francji).
Skoro zatem zwykły kanał finansowania partyjnego nie daje się już wykorzystywać przez tych, którzy chcą decydować o polityce, ale woleliby to czynić z ukrycia, dawniejszą rolę partii w tym systemie przejęły organizacje pozarządowe. Jednak ten nowy system działa tylko przy spełnieniu dwóch warunków. Po pierwsze, trzeba dysponować międzynarodową siecią organizacji pozarządowych i doświadczonym sztabem międzynarodowych aktywistów. No i po drugie, trzeba mieć na tyle duży polityczny wpływ, aby zablokować każdą, nawet najbardziej rozsądną próbę regulacji systemu finansowania trzeciego sektora. W przeciwieństwie do Ameryki w krajach europejskich takim potencjałem dysponuje tylko jedna strona politycznego sporu: obóz lewicowo-liberalny.
.Nieposiadająca porównywalnego potencjału prawica próbuje zatem forsować najrozmaitsze restrykcje. Jedna i druga strona działa w swoim egzystencjalnym interesie, nie przejmując się za bardzo stosowanymi przez siebie metodami i argumentami. Konflikt na Słowacji jest dlatego właśnie tak ciekawy, gdyż czytelnie odsłania te interesy, metody i argumenty.
